Jak wykuwała się "prawda" historyczna.
2009-08-30 20:19:55
1 i 17 września w moim domu nie będzie oglądania żadnej z polskich stacji telewizyjnych. Przerzucam się na BBC i ćwiczę Angielski.

Dlaczego?


Dwa słowa pojawiające się obok siebie dosyć często przy okazji wrześniowych rocznic przyprawiają mnie o odruch wymiotny.

Jeśli obok siebie znajdują się nagle "polityka" i "historia" oznacza, że będziemy zaraz mieli do czynienia z kłamstwami, cenzurą i naciąganiem faktów historycznych.

Co ciekawe to co oburza u Rosjan, czy w mniejszym stopniu u Niemców, czyli zamiatanie historycznych brudów pod dywan i interpretowanie dawnych wydarzeń zgodnie z bieżącym zapotrzebowaniem, wydaje się całkowicie uzasadnione jeśli chodzi o polską "politykę historyczną".

Putin nie ma najmniejszego prawa usprawiedliwiać i wybielać Józefa Stalina. My natomiast bez mrugnięcia okiem powinniśmy oddawać cześć dyktatorowi (wprawdzie mniejszego formatu ale zawsze) Józefowi, ale Piłsudskiemu.

Wiemy także, że więzienie w Berezie Kartuskiej nie istniało, a jeśli istniało to było istnym sanatorium.

Wejście polskich wojsk na Zaolzie to nic więcej jak krajoznawcza wycieczka na zaproszenie lokalnej ludności mająca uchronić ją przed hitlerowcami (zadziwiająca analogia z rosyjskim usprawiedliwianiem 17 września 1939).

We wrześniu 1939 roku polski sztab generalny wykazywał się znakomitymi zdolnościami dowódczymi i tylko przypadek sprawiał iż gubił całe oddziały, nie umiał skoordynować działań, a w wielu jednostkach oficerowie już na początku wojny wybrali taktyczny odwrót, pozostawiając żołnierzy.

Polska armia bohatersko stawiała czoła przeciwnikowi choć przecież wielu kombatantów pamięta Kampanię Wrześniową jako pasmo odwrotów często nawet bez żadnych walk.

Rząd bohatersko wspierał oczywiście walczących i tylko złośliwiec mógłby twierdzić, że robił to w czasie ucieczki do Rumunii. Prawdziwą herezją byłoby stwierdzenie iż rządzący do ochrony zabrali sobie jednostki potrzebne przy obronie Warszawy.

Po 17 września bohatersko broniły się rzekomo Grodno i Wilno. Jeśli dokumenty wskazują iż były to co najwyżej większe potyczki, tym gorzej dla dokumentów podważających jeden z patriotycznych mitów.

Wprawdzie nie istnieje dziś żadna oficjalna cenzura, jednak prowadzący "polityką historyczną" ma sposoby na obejście tych ograniczeń. Nie niszczy się wprawdzie informacji o niewygodnych wydarzeniach z przeszłości, ale wystarczy przecież o nich nie mówić, lub mówić nieprawdziwie, a to co ukazuje się w mass mediach niedługo stanie się jedynie obowiązującą prawdą.

Kto wie, może niedługo dowiemy się, że wprawdzie 1 września Niemcy wkroczyli do Polski, ale to ZSRR miał być głównym agresorem i armie Hitlera miały jedynie uprzedzić jego działania, a ich prawdziwe intencje nie zostały zrozumiane.

Dotychczas głosy oceniające, że Polska powinna w roku 1939 trzymać z Hitlerem stanowiły margines, ale kto wie jaka będzie za jakiś czas "polityka historyczna".

Jeśli chcemy liczyć na poznanie prawdy o historii i przedstawianie jej bez koloryzowania potrzebne jest zniszczenie "polityki historycznej".

Ocenianie historycznych wydarzeń przez polityków i tworzenie patriotycznych mitów to zwykła, ordynarna propaganda, która słusznie oburza w ustach przywódców Rosji. Dlaczego jednak Polakom wolno więcej? "Nasi" już mogą przedstawiać się jako zbawcy ludzkości, największe ofiary wojny (niemal "Chrystus narodów")?
Tusk i Kaczyński odpowiedzą pewnie na to pytanie "Tak", ja mówię "Nie" i dlatego daruję sobie oglądanie żałosnych szopek 1 i 17 września.

poprzedninastępny komentarze