też tak zrobilam kiedyś, bez głębszego zastanowienia...
żałuję, dzisiaj zatrzymałabym nazwisko rodzinne
Oczywiscie nie było zerwania z rodziną, przyjaciółkami, znajomymi - to jednak tylko symbolika, jednak przyznaję, ważna
...też nie mają łatwo. Znajoma dorobiła się dziecka, któremu automatycznie dopisali nazwisko ojca, mimo iż nie są po ślubie (co prawda są ze sobą), a ona bardzo chciała aby jej dzieci miało jej nazwisko. Pani, która dokonała rejestracji tak, a nie inaczej powiedziała, że tak być musi. I kropka.
Osobiście nie mam zamiaru zmieniać nazwiska - bezsensowny zabieg, którego chyba jedynym celem jest podkreślenie przynależności kobiety do mężczyzny, a że symboliczne, cóż, nie znaczy, że mniej szkodliwe, toż Bourdie już dużo na temat przemocy symbolicznej napisał.
Ale kto Wam każe wychodzić za mąż, panie feministki. I jeszcze kochać się w chłopie. I jeszcze te dzieci robić. A fe.
Ale podwójne nazwiska noszą coraz częściej nie tylko kobiety ze środowiska naukowych. Od jakiegoś czasu widuję takie np. w urzędach gmin - pewnie też chodzi o ciągłość dorobku :)
Ten blog stanowi niezbity dowód na to, że "feminizm" rzadko kiedy nie równa się "antymaskulinizm". Otóż nikt nikomu nie nakazuje przyjmować nazwiska męża. Żona może po ślubie zostać przy swoim (a mąż przyjąć nazwisko żony), mieć nazwisko podwójne albo - tradycyjnie - przyjąć nazwisko męża. Wszystko jest kwestią dogadania się i dobrowolnego wyboru. Nikt nikomu niczego nie narzuca. Przyjęcie przez jedną ze stron nazwiska współmałżonka ma kapitalne i bardzo symboliczne znaczenie. Małżonkowie noszą te same nazwisko na znak tego, że nie są już dla siebie obcymi osobami, ale RODZINĄ. Analogicznie - nosimy te same nazwisko, co nasi rodzice, bracia, siostry, czasami też dziadkowie, bo stanowimy wszyscy razem rodzinę.
Jakież to znamienne, że autorki jakoś nie razi oczywista dyskryminacja w zakresie emerytur, a ściślej to, że wiek emerytalny dla kobiet wynosi 60 lat, a dla mężczyzn 65 w sytuacji, kiedy kobiety żyją średnio 9-10 lat dłużej i najczęściej wykonują prace lżejsze, mniej wyniszczające niż mężczyźni (nie ma np. kobiet-górników, budowlańców, robotników drogowych, którzy to np. w skwarze, deszczu i błocie muszą przerzucać krawężniki ważące po 100 kg). Nie, to problemem nie jest. Do rangi dramatu urasta natomiast rzekoma krzywda kobiet, które przyjmują nazwisko męża. Może autorka ma jakiś kompleks na tym punkcie, bo jeszcze nie udało jej się znaleźć kogoś, kogo nazwisko mogłaby przyjąć? W każdym razie takie teksty przywodzą mi na myśl publicystykę Leszka Bubla, który z podobnym zawzięciem we wszystkim doszukuje się antypolonizmu. Zenada, naprawdę żenada...
"Osobiście nie mam zamiaru zmieniać nazwiska - bezsensowny zabieg, którego chyba jedynym celem jest podkreślenie przynależności kobiety do mężczyzny"
Naprawdę straszliwie zakompleksione i niedowartościowane musicie być, drogie panie. Fanatyczne zacięcie, z jakim doszukujecie się we wszystkim dyskryminacji i antyfeminizmu zatrważa. Jak tak was poczytać, to robi się i śmieszno i straszno zarazem.
Co do meritum, to równie dobrze można uznać fakt, iż przychodzimy na świat z nazwiskiem, którego też sobie nie wybieramy za straszliwy akt "symbolicznej przemocy" mający na celu podkreślenie naszej przynależności do rodziców. Powtarzam raz jeszcze - to samo nazwisko ma celu co najwyżej podkreślenie przynależności osób je noszących do tej samej rodziny i tyle! To znak, że nie są dla siebie nawzajem obcy, ale że stanowią rodzinę. Doszukiwanie się akurat tutaj dowodów jakiejś dyskryminacji jest po prostu śmieszne.
A jest w ogóle jakis imperatyw za mąż pójścia?
To bardzo dobry tekst. Nie dotyczy najważniejszej na świecie kwestii ale też do tego miana nie pretenduje. Darujcie sobie komentarze typu "problem zastępczy" bo to do niczego nie prowadzi. Wydaje mi się, że powinna obowiązywać zasada "działaj i daj działać innym" - warto działać na rzecz uświadamiania związków między różnymi rodzajami opresji ale nie na takiej zasadzie jak niektórzy również tutaj prezentują. Zmiana nazwiska bowiem JEST jaskrawym przejawem nierównego statusu. Między bajki można włożyć opowieści o wolnym wyborze. Zbyt dużo jest zwykłego komformizmu, nacisków rodziny, przyszłego męża, środowiska. Znam to nie tylko z literatury ale miałem okazję grać niezbyt chlubną rolę w takim wydarzeniu (dawno to było ale jednak :( ). Faktycznie coraz częściej się zdarza, że kobiety mają nazwiska podwójne ale wynika to m.in z ciężkiej, niewdzięcznej działalności ruchu feministycznego, który sprawił, że problem ten wogóle pojawił się w świadomości niektórych osób.
że córka i matka nie stanowią rodziny, kiedy córka wyjdzie za mąż - a to chyba bliska rodzina, co, panowie mędrkowie?
Przy okazji szalenie śmiesznych żartów antyfeministycznych pojawiają się też szalenie zabawne kpiny z żydowskich nazwisk. Zbieżnosć nieprzypadkowa.
dali mi jakieś nazwisko, jakieś imię, jakąś narodowość. A ja, jedyne co mogłem zrobić, to popłakać się albo narobić w pieluchę.
Dorosłe, wychodzące za mąż kobiety, mają chyba więcej do powiedzenia. Więc niech pomyślą, zanim coś zrobią, a nie potem płaczą na te "szowinistyczne tradycje".
1) "Nasza Klasa" działa trochę inaczej - wszystkie wiadomości otrzymane od konkretnych osób są opatrzone pełnym imieniem i nazwiskiem nadawców, zawierającym też nazwisko rodowe (chyba, że jakaś użytkowniczka portali nie wpisała go w ogóle do swojego profilu). Wyjątkiem są przysyłane na skrzynkę mailową powiadomienia o otrzymaniu wiadomości w obrębie "Naszej Klasy" - wtedy jednak dla odmiany nie otrzymuje się ŻADNYCH danych osobowych osoby nadającej, tylko suchą informację o otrzymaniu jakiejś wiadomości od kogoś. W każdym razie opisana w tekście sytuacja jest w przypadku "N.K." technicznie niemożliwa.
2) fancom: jednakże kobiety otrzymują przy tym niższe wynagrodzenie i niższe (circa about o 1/3) emerytury, z powodu wcześniejszego wieku emerytalnego także one jako pierwsze zdążyły już poznać "dobrodziejstwa" reformy emerytalnej w postaci groszowych wypłat z OFE. Do tego w większości przypadków (pracujących zawodowo lub nie) dochodzi praca w domu - nie wliczana do emerytur ani statystyk PKB, choć przecież przynosząca wymierny pożytek społeczny. To ewidentna niesprawiedliwość. Co prawda pomysły części środowisk feministycznych (w rodzaju podwyższenia wieku emerytalnego kobiet o 5 lat) to ślepy zaułek, ale nie neguje to problemu.
3) Kasia: sądzę, że "Bubelstein" nie ma charakteru antyżydowskiego, lecz jest wyszydzeniem Leszka Bubla. Wyśmiewanie patologicznych antysemitów, wietrzących wszędzie żydowskie spiski przez przypisanie lub zasugerowanie ich żydowskiego pochodzenia (lub w ogóle jakichkolwiek żydowskich konotacji) to stara strategia, pamiętająca polskie międzywojenne literackie pojedynki ("że mnie imieniem ochrzcił Jojne, a sam jest Srulem zawodowym" Tuwima o poecie związanym z endecją) i kabaret Lenny'ego Bruce'a. Jej bardziej współczesnym przejawem był "Benio Tejkower" - żart z Bolesława Tejkowskiego, uprawiany niezależnie od siebie przez Urbana i Tymona Tymańskiego.
Ten artykul porzszal naprawde wazny problem, ktory tez znam z codziennego zycia. Moja najlepsza kumpela miala wychodzic za maz, ale chciala zatrzymac swoje nazwisko. I co? awantury, naciski ze strony rodziny, a na koniec zerwanie. zadna z nas nie chce awantur z czowiekiem, ktorego kocha, a bynajmniej zerwania. wiec co robimy? idziemy na kompromis.... Poza tym jak wytlumaczyc to, ze nie chce sie dzielic czegos z ukochanym czlowiekiem, ze cos sie odrzuca? tyle w zyciu zeczy trzeba odrzucic w zwiazku, mowi sie. Ale facet nie odrzuca nazwiska.
Partnerzy z dwoma roznymi nazwiskami nie maja tez latwego zycia przy zalatwianiu spraw, uzedy znajduja sobie fajny pretekst, zeby nosem krecic. znam to niestety z wlasnych domowych pieleszy.
raczej ośmiesza feministki czy mówiąc ogólnie, kobiety, bo stwarza się wrażenie jakby były one jakoś ubezwłasnowolnione czy upośledzone, że o własnym nazwisku nie umieją decydować.
Nie zdziwiłbym, gdyby artykuł ukazał się na jakimś portalu hard szowinistycznym, ale na lewicy...?
przecież nazwisko, którego zmiana tak bardzo doskwiera autorce to nazwisko (o zgrozo) OJCA...
więc o co w sumie ta walka?
ani 'ubezwłasnowolnione' ani 'upośledzone' - to po prostu 'zwykły' obyczaj patriarchalny, jeden z wielu występujacych w naszym społeczeństwie...
tak, trzeba wreszcie zacząć sie ich pozbywać !
No, właśnie, to nazwisko ojca - taka jest nasza tradycja patriarchalna...
z tą zmianą nazwiska. Takie jest - i zawsze było - moje zdanie. Niektórzy inni sądzą podobnie: mój przyjaciel powiedział tuż przed ślubem swojej żonie: "Kaśka, nie wygłupiajmy się, zawsze byłaś Katarzyna Kowalska i nie róbmy szopki, nie stawaj się Kaśką Nowak!". Byli co do tego zgodni, ale rodzina faktycznie kręciła nosami. Teraz Kowalsko-Nowacy trochę się martwią, czy ich córeczka nie będzie miała kłopotów, nosząc inne nazwisko niż mama. Z moich obserwacji wynika jednak, że w takich sytuacjach dzieci zachowują się wobec swoich kolegów i koleżanek zupełnie normalnie. A niektórzy rodzice decydują się na zaopatrzenia potomka w nazwisko podwójne - w sumie fajny pomysł, ale co zrobi w przyszłości dajmy na to Marysia Iksińska-Igrekowska, jeśli postanowi wyjść za Wojtka Kowalczyka-Stolarskiego? I jak nazwą swoje dzieci?
Btw, czy były bloger Lewicy, który onegdaj salwował się stąd ucieczką po ataku rozjuszonych czytelników, ma żonę?
http://www.trybuna.com.pl/Trybuna/Trybuna_-_ANEKS/Wpisy/2009/11/13_AWITAMINOZA.html
im bardziej brzęczyciele brzęczą, czując potrzebę ochrony status quo i bagatelizacji, tym bardziej świadczy to, o tym, że autorka trafiła w sedno
brawo, fajny tekst
moja ulubiona blogerko!
Zupełnie niedawno, po raz któryś z rzędu, zastanawiałam się nad tym problemem. Uporządkowałaś to moje "zastanawianie się".
Kiedy się rozwiodę, pierwszą rzeczą, którą zrobię, to powrót do nazwiska panieńskiego. Przysięgam!
I nie przejmuj się Pryzmatem z Trybuny. Takie poety produkują się w "lewicowej" prasie, gdzie wyśmiewają feministki, bo nic innego im do głowy nie przychodzi. A żyć z czegoś trzeba, no nie?
(*_*)
nie był absolutnie po to, żeby Anna Zawadzka sie nim przejmowala - zwlaszcza, ze istotnie nie ma czym.
Wskazuje tylko na dosc absurdalna argumentacje pana Red. Skoro felieton w 't' nie jest (zapewne istotnie nie jest) odpowiednim miejscem na wyklad o Lacanie, to rozumiem, ze wyjete z kontekstu dosc grafomanskie hasla (np. 'Kobieta jest symptomem mezczyzny') maja (potrafia) sie bronic same i znacza dokladnie to, co mowia (nie potrzebuja ani szerszego kontekstu, ani objasniajacego ich znaczenie wykladu). Jesli tak jest istotnie, to przestaje zalowac, ze moja wiedza o psychoanalizie ogranicza sie do dziadka Freuda - z lektury felietonu wnosze, ze Lacan niewart jest uwagi. I masz tu, Hyjdlo, absolutna racje: dobry to pomysl na felieton, dop... feministkom, to takie latwe! A i czesci czytelnikow taka lektura przyniesie frajde: przeciez feministki to babochlopy na miotlach, ktore chca tylko jednego - pozbyc sie facetow wszelkiej masci.
A kobiet zmieniajacych po slubie nazwisko nadal nie rozumiem, choc pewnie maja swoje racje skoro sie na to decyduja.
bo swoim tekstem utrafiłaś w samo sedno moich osobistych doświadczeń. Cały tekst natomiast jest arcyciekawym spojrzeniem na ten odwieczny przywilej, dobrodziejstwo i łaskę wręcz jakimi obdarzyła nas tradycja ucieleśniona w facetach (_*_)
Po kolei... od około trzech lat jestem "kobietą wyzwoloną". Jakkolwiek by to śmiesznie nie wyglądało. Wyzwolił mnie mój ślubny, a ja z tego skwapliwie skorzystałam. Chodzę swoimi własnymi ścieżkami - dokąd mi się podoba, kiedy mi się zachce i do kogo mam ochotę. Czasem nie wracam na noc. I, o zgrozo! nie opowiadam się ślubnemu! (dzieciom tak). Oczywiście jeszcze do niedawna awantura goniła awanturę... (oszczędzę Ci tego rynsztoku)... aż do ostatniej sprzed pół roku, kiedy ślubny wyryczał: "bo ty SZARGASZ M-O-J-E NAZWISKO!!!".
Aniu... zaczęłam śmiać się tak przeraźliwie głośno, że chyba pół dzielnicy mnie słyszało. Kiedy ochłonęłam wycedziłam przez zęby: "A czy ty, kiedy łajdaczyłeś się bez opamiętania (kilka razy go nakryłam, dwa razy in flagranti), zastanowiłeś się, że szargasz SWOJE nazwisko? Że szargasz nazwisko NASZYCH synów. Że szargasz moje nazwisko, które przyjęłam, bo tak wypadało, a nazwiska tego nigdy nie szargałam, teraz także, bo mnie na szarganiu nie złapałeś... W dupę se zresztą to TWOJE NAZWISKO wsadź. Ja miałam ładniejsze". Ślubnego zatkało.
Teraz kiedy wychodzę z domu rzucam niekiedy przez ramię: "Idę szargać TWOJE NAZWISKO. Nie wiem kiedy je zaszargam tak, by rachunki były wyrównane" (*_*)
Aniu, jeszcze raz dziękuję za ten tekst. Zgadzam się z każdym przecinkiem weń postawionym. Już dawno tak nie utrafiono w moje osobiste doświadczenia, gdzie jakiś kurwiarz będzie mnie rozliczał ze SWOJEGO NAZWISKA. Można lacie ze śmiechu połknąć? Można!
Duża buźka, Anka!!!
(*_*)
Redaktor Pryzmat to moje jedno wielkie rozczarowanie z tym swoim Lacanem, którym podpiera się gdzie tylko może. Z dowalaniem osobom, partiom, grupom (tu feministkom), którym JUŻ MOŻNA lub wypada. Z grafomaństwem, a jakże, okraszanym słownictwem, które ma czynić z niego filozofa większego niż sam Lacan. Gdzie ja oczy miałam, kurde?
(*_*)
no, poczytałam, skoro napisałaś - trzymaj się dziewczyno !
I pozdrawiam !
A niełatwo jest, bo czasem tak mi ręce latają, że utrzymać je przy sobie ciężko. Ale, że ja dama jestem, to rozwiązań siłowych nie preferuję. To po pierwsze primo. Po drugie primo, jak czasem zapomnę żem dama, to mnie maksyma z "Goryla" powstrzymuje: "Jak łupnę, to trupnę", a po co mi kryminał za dziada? A po trzecie primo, to przecie chory człowiek jest. Kiedyś o takim prości acz mądrzy ludzie gadali z podziwem albo obrzydzeniem "kurwiarz". Teraz pochylają się nad takim z troską i zainteresowaniem, bo to seksoholik jest, kurde. Jak bym ja przed przeszło ćwierćwieczem wiedziała, że będę nosiła seksoholiczne nazwisko, to bym się na mezalians z pewnym "helmutem" zdecydowała, a nie na patriotyczny mariaż (*_*)
Się trzymam, marikaa, tym bardziej, że ponoć zemsta jest rozkoszą bogów. Nie dość, że się seksoholikowi zdobycz ze smyczy zerwała, to ta jego "własność" szarga JEGO NAZWISKO, a on MOJEGO nie może. Więc ta "polska tradycja" ma też swoje plusy dodatnie. No nie, marikaa?
(*_*)
Myślę, ze tkwiący w facetach ( a przynajmniej drzemiący ) patriarchalizm pozwala im na rozmaite zachowania - również takie, ktore świadczą o daleko rozwiniętym poczuciu własności ( również w stosunku do kobiet, żon itd) i bezkarności
Oczywiście Hyjdla, postępuj jak uważasz i nie przejmuj sie swoim poślubionym!
Powodzenia !
Kto wam się każe zenić?
Chyba nie jesteśmy państwem dyktatorsko-islamskim?
Druga sprawa z tego co wiem kobieta nie musi przyjmować nazwiska od męża moze pozostać przecież przy swoim nazwisku czyż nie?
Kolejne szukanie dziury w całym przez feministki dziwic się ze nikt ich nielubi?
Ich się przecież nieda lubić
A niełatwo jest, bo czasem tak mi ręce latają, że utrzymać je przy sobie ciężko. Ale, że ja dama jestem, to rozwiązań siłowych nie preferuję. To po pierwsze primo. Po drugie primo, jak czasem zapomnę żem dama, to mnie maksyma z "Goryla" powstrzymuje: "Jak łupnę, to trupnę", a po co mi kryminał za dziada? A po trzecie primo, to przecie chory człowiek jest. Kiedyś o takim prości acz mądrzy ludzie gadali z podziwem albo obrzydzeniem "kurwiarz". Teraz pochylają się nad takim z troską i zainteresowaniem, bo to seksoholik jest, kurde. Jak bym ja przed przeszło ćwierćwieczem wiedziała, że będę nosiła seksoholiczne nazwisko, to bym się na mezalians z pewnym "helmutem" zdecydowała, a nie na patriotyczny mariaż (*_*)
Się trzymam, marikaa, tym bardziej, że ponoć zemsta jest rozkoszą bogów. Nie dość, że się seksoholikowi zdobycz ze smyczy zerwała, to ta jego "własność" szarga JEGO NAZWISKO, a on MOJEGO nie może. Więc ta "polska tradycja" ma też swoje plusy dodatnie. No nie, marikaa?
(*_*)
No, to się nie mieści w głowie. Mamy parę za sobą zatargów (udało Ci się opieprzyć mnie za rzekomą kokieterię pod adresem ww. pana Red-Tchórzliwego z Lewicy Zbiega, dostało mi się od Ciebie także za (równie wydumany) męski szowinizm). Ale nic o, choć nierzadko nie zgadzam się z Tobą, szanuję Twoje opinie - są często mądre niezwykle. Ale to, co napisałaś o swoim prywatnym życiu, w głowie mi się nie mieści. Rzuć Ty, kobito, tego sexoholika, tego fujarę z nazwiskiem nie do szargania! No przecież! Mogę się z Tobą często nawet nie zgadzać, ale żeś fest kobita, z głowa na karku, to widac, słychać i czuć. Po co z nim jesteś? Przecież nie dla dobra dzieci, bo to bzdurne kryteria, zresztą Twoi synowie już chyba duzi są! Rozwiedź się Hyjdla i wypraw party z tej okazji. Mnie tam nie będzie, bo z jakiej racji, ale zdrowie Twoje wypiję z daleka.
Nikt nam się nie każe ŻENIĆ, my WYCHODZIMY ZA MĄŻ.
I nie dziw się, że cię nie polubię, boś kiep i basta.
.
to mi od razu ze 30 punkciorów IQ zeszło, poziomem zbliżyłam się prawie do Debiliusza Jankeskiego, to i spać poszłam, żeby mi punkciory odrosły (*_*)
Miało być wesoło, a robi się prawdziwie. Wam się tu wiele rzeczy w głowie nie mieści, dlatego tak często n.p..rd.l.cie się z feministek. Mnie też wiele rzeczy, spraw, poruszanych problemów i form działania raziło, ale coraz bardziej zaczyna mi się podobać ich bezkompromisowość i obalanie zastanych skamielin, tabu i tradycji. Kiedy pomyślę, że jeszcze sto lat temu nie byłabym nawet obywatelką (brak praw wyborczych), to jestem coraz bardziej pełna podziwu dla tych "oszalałych" feministek. Ja się już tak całkiem nie przestawię, ale cieszy mnie, że moje synowe i wnuczki będą miały lepiej, łatwiej i sprawiedliwiej. I kibicuję tym "wariatkom" z całego serca...
Mnie ten portal dużo uzmysłowił i pomógł. Jestem tu przeszło 5 lat, a ciągle się czegoś uczę i dowiaduję o sobie. Naprawdę!
Co do mojej prywatności... celowo ją tutaj wywlokłam, przy tak "błahym" problemie z nazwiskiem, by zaglądające tu dziewczyny nie miały takich oporów jak ja - z walką o siebie, swoją godność, a nawet byt materialny. By pamiętały nawet o szacunku dzieci, które widzą WSZYSTKO, a tylko mnie wydawało się, że coś można ukryć. I dopiero kurewstwo (seksoholizm) przebrało miarkę, bo one były świadkami wielu ekscesów i "zalotów". Pieniądze zamiast na dom i dzieci szły na hotele, wódę, żarcie... O kilka lat za późno. Ale lepiej późno niż wcale...
Ja złożyłam papiery rozwodowe blisko dwa lata temu, humpa. Cóż, w międzyczasie przyszła choroba, "obiecał" że wkrótce umrze (!!! okropne tak pisać, prawda?), doszła litość i najzwyklejsze człowieczeństwo, które nie pozwala dobijać śmiertelnie chorego człowieka. Papiery pewnie leżą gdzieś w archiwum... Rak się na szczęście cofnął (tak, cieszę się, bo aż tak wredna nie jestem), ale... dupa mu odżyła i znowu przypomniał sobie, że jestem jego własnością jak wyczaiła logicznie marikaa... i coś trzeba z tym zrobić. Ja na pewno nie dam się już wtłoczyć w poprzednie koleiny, za dużo zyskałam w swoich oczach, by teraz udawać porządną żonę - uległą, posłuszną, milczącą o swoich krzywdach... przede wszystkim przed dziećmi ale i sąsiadami, rodzicami...
Mnie właściwie rozwód do niczego nie jest potrzebny. Mnie ta sytuacja opisana powyżej nawet jakoś dowartościowuje. Bo to ja kiedyś łykałam łzy poniżenia, teraz mam mściwą satysfakcję, że mąż podejrzewa, iż dźwiga rogi. Może tak, może nie... Że szlag go trafia kiedy wychodzę z domu i nie opowiadam się tak samo jak on kiedyś. Wiem, to nie jest zdrowa sytuacja, tłumaczyła mi to kiedyś prywatnie nana (te różne złe energie, uczucia, emocje zabijające nasze lepsze cechy), ale na razie mnie to bawi... Lubię "szargać" jego nazwisko (*_*)
Teraz czekam na ruch ślubnego, który "straszy" mnie, że wkrótce on złoży pozew. Grzebie w mojej komórce, komputerze, papierach. Wydzwania po znajomych i nieznajomych, zbiera "dowody zdrady" i najzwyczajniej się szmaci, bo ja w najgorszych momentach nie grzebałam w jego osobistych rzeczach, brzydziłabym się sobą. Ale na policję zadzwoniłam, kiedy wprowadził mi swoją znajomą, na jedną noc co prawda, więc chyba ja wyjątkowo podła jestem (*_*), bo wyrzuciłam ją o 22.00 w asyście glin. Dzieci były zachwycone, bo im odwagi nie starczyłoby.
Więc już "się boję" i czekam z niecierpliwością na rozwód "bez orzekania o winie" (trzeba mieć tupet, no nie?). Niech sobie udowadnia własną głupotę. Mnie się po prostu nie chce koło tego chodzić. Jestem na zakręcie, rozglądam się, porządkuję swoją wiedzę, uczę się, dbam o siebie, trochę pracuję - nie mam czasu na pierdoły. Niech mnie "straszy", całe życie to robił i niczego widać nie zrozumiał. To takie najohydniejsze wcielenie głupiego samca, który nie potrafi przegrywać... a przegrał na własne życzenie, jak ten durny Gołota (*_*).
Tak został wychowany. Tak miało być na wieki wieków amen. A nie jest i nie będzie. I właśnie m.in. z takimi "ślubnymi" walczą feministki. I chwała im za to...
...
A potem będzie WIELKIE PARTY, humpa. Nawet o tym nie pomyślałam!!!
(*_*)
chcę Ci powiedzieć - jestem z Tobą !
a do innych ( które/rzy) ewentualnie to przeczytają - to nie wypływa z esencjalizmu, lecz z rozumienia naszej herstorii
Hyjdla, nie znamy się, jednak ( naprawdę !) wiele Twoich spostrzeżeń, obserwacji, wreszcie przeżyć i odczuć jest mi bliskich i rozumiem je doskonale !
Masz naturę otwartą,jesteś silna, znasz swoją wartość - na pewno te cechy osobowosci pomogą Ci w przezwyciężeniu osobistych problemów - życzę Ci tego serdecznie !!!
Mężczyzni tez maja mozliwość przyjecia nazwiska żony.
Ale tego nie robia, bo po co? Potem to zmienianie dokumentow... A i koledzy by sie pewnie śmieli i dziwili!
Moj blog feministyczny:
www.aspoleczna.pl
Zapominacie Drogie Panie, że te wasze niby nazwiska panieńskie należały wcześniej do mężczyzn, czyli waszych ojców, dziadków itd...
Zmiana nazwiska kobiety na nazwisko męża jest bez emancypacyjnego sensu i niesłuszna, co uzasadniono powyżej. Ale jakie wobec tego nazwisko dla dziecka/dzieci? Bo jeśli podwójne to zauważmy, że w kolejnych pokoleniach liczba członów narasta w postępie geometrycznym:
mama (albo drugi tata): nazwisko Nowak
+
tata (albo druga mama): nazwisko Poziomka
=
dziecko: Nowak-Poziomka (albo Poziomka-Nowak)
dziecko-jako-mama-albo-tata: Nowak-Poziomka (albo Poziomka-Nowak)
+
współrodzic dziecka-jako-mamy-albo-drugiego-taty: nazwisko Lucyfer (albo już podwójne, np. Lucyfer-Anioł lub Anioł-Lucyfer)
=
wnu(cz)k(a) Nowak-Poziomka-Lucyfer-Anioł (albo w innej kolejności).
Zatem albo arbitralne nadawanie dziecku/dzieciom nazwiska jednego z rodziców (np. matki) albo geometryczny przyrost liczby członów nazwiska w kolejnych pokoleniach, co może nieco utrudniać życie. Ewentualnie do wieku pełnoletniości (lub jakiejś innej granicy) młoda osoba funkcjonuje pod wszystkimi nagromadzonymi od przodków nazwiskami (np. Nowak-Poziomka-Lucyfer-Anioł-Wojtyła-Okraskowski-Biedrończak-Zychowicz), a po osiągnięciu tegoż wieku wybiera jeden lub dwa z członów a pozostałe odrzuca, np. z powodów estetyczno-światopoglądowych i więzi emocjonalnej wybiera, że chce się nazywać Poziomka-Lucyfer (po mamie i dziadku ze strony ojca) albo Okraskowski-Biedrończak (przejmując oba nazwiska ojców będących w legalnym związku).
Jakie nazwisko dla dzieci? To bardzo proste, wyjaśnia to autorka świetnego tekstu na fword: http://www.thefword.org.uk/features/2008/08/in_the_name_of
Ja nazywam się X, mój partner Y
nasze dzieci będą X-Y albo Y-X (dajmy na to, alfabetycznie)
Jeśli moja córka X-Y chce związać się z panem W-Z, wystarczy, że oboje wybiorą swój ulubiony człon i przekażą go dziecku. Może córka w linii żeńskiej, a jej partner w męskiej? Ich sprawa.
Więc moja wnuczka lub wnuk nazywałaby się, dajmy na to X-Z. I już, nikt nie jest faworyzowany.
Na szczęście niedawna (!!) zmiana w polskim prawie pozwala na dawanie dzieciom nazwisk łączonych. Nie wiem, czy umożliwia też wybieranie członów z nazwisk dwuczłonowych - podobno tu jest luka - ale z czasem na pewno ktoś się tą sprawą zajmie. Przynajmniej chciałabym w to wierzyć.
Dla mnie zmiana nazwiska przez kobiety jest jak chusty na głowach muzumłanek - jakimś dziwnym trafem zawsze to kobieta musi ponosić wyrzeczenia, oddawać swoją tożsamość, swoje ciało w ręce mężczyzny.
Nie ma znaczenia, czy dziś to tylko symboliczne. Nazewnictwo ma ogromny wpływ na naszą tożsamość, na postrzeganie świata! Nawet na UW były prowadzone badania nad tym, jak zmienia się postrzeganie siebie samych u osób, które wyjechały zagranicę i są nazywane swoim własnym imieniem, tylko w innej postaci, np. Krzysztof - Christopher. Nawiasem mówiąc, dlatego dla nas, feministek, tak ważne są żeńskie formy zawodów i funkcji. Nasza świadomość kreowana jest przez język, a język przez świadomość - ci, którzy znają dość dobrze jakiś język obcy na pewno zauważyli, że czasami nie potrafią przekazać niektórych pojęć inaczej niż w tym języku, bo w rodzimym języku ich nie ma. Często zdarzają się słowa, których nie można dosłownie przetłumaczyć z jednego języka na drugi, można je tylko mniej więcej opisać, albo zapożyczyć. Poznając je, tworzymy w umyśle nową kategorię (np. ostatnio zastanawiałam się nad tłumaczeniami słów geek i nerd, na polski z tym bardzo ciężko). Kiedy uczymy się nowego słowa, w naszym umyśle powstaje nowe pojęcie, do którego możemy się odwoływać (weźmy tu przykład tzw. "sexting", czyli wysyłania sobie nawzajem sprośnych SMS-ów - zaczynamy o tym myśleć jako o fenomenie dopiero wtedy, kiedy ktoś określi to jedną nazwą).
Bardzo ciekawe były badania, w których ludziom posługującym się różnymi językami i pochodzącym z różnych kultur kazano na palecie barw zaznaczać kolory, jakie znają. Okazuje się, że nawet mówiąc "blue" nie mamy pewności, że rozumiemy przez to słowo to samo, co np. Anglicy.
Do czego właściwie dązę? Nie mówmy, że zmiana nazwiska to błahostka. Dziecko rozwijające się w rodzinie, gdzie matka zmieniła nazwisko (albo nawet nie zmieniła, ale go nie przekazała dalej) na pewno szybko odczuje, kto tu jest ważniejszy. Może nie na głos, może nieświadomie - ale wysyłany jest do niego jasny przekaz: tu nie ma równości. Przekaz, który wzmacniany jest przez całe jego życie, kiedy spotyka kolejne i kolejne rodziny. Trudno mówić o równości, kiedy najbardziej podstawowa komórka społeczna w samych swoich fundamentach opiera się na braku równości i faworyzowaniu jednej ze stron.
P.S. Zostałam właśnie automatycznie nazwana "autorem". Gdzie jak gdzie, ale na serwisie lewica.pl powinna być wersja "autor/ka" ;)