nie ma nic złego w języku walki ani najostrzejszym nawet konflikcie politycznym - ważne, żeby miał odzwierciedlenie w strukturze klasowej i warstwowej. Sęk w tym, że słynna PiS-owska waleczność/agresja (jak kto woli) koncentrowała się albo wokół problemów istotnych, ale w oderwaniu od ich sproblematyzowania społecznego przekształcanych w groteskę (szeroko pojęte odzyskiwanie państwa i jego instytucji z rąk klik i układów) albo wokół już kompletnych kretynizmów (walka z doliną Rospudy i broniącymi ją "ekoterrorystami", niespełniona skądinąd miłość do USA, nagonka na... własnych koalicjantów) czy wreszcie kwestii czysto personalnych.
Z PiS-em nie należy walczyć. PiS trzeba obejść z lewej, wyłącznie socjalnej strony, nie ładując się w kanał "obrony demokracji" (burżuazyjnej) przed "kaczyzmem".
... i ubolewać nad tym, że to Kaczyńscy stworzyli w głównym nurcie życia politycznego taki surogat "lewicy" czy "opcji prosocjalnej", na bezczelnego podkradając polskiej lewicy jej dorobek ideologiczny - nie tylko jeśli chodzi o artykulację gniewu niższych warstw społecznych, ale także np. kontestację genezy polskiej transformacji z umowy elit PZPR i konstruktywnej opozycji. W 1989 r. kontestacja układów z Magdalenki i Okrągłego Stołu oraz hasło bojkotu wyborów z czerwca 1989 r. było "znakiem firmowym" socjalistów (Polska Partia Socjalistyczna-Rewolucja Demokratyczna), anarchistów (Międzymiastówka Anarchistyczna), związkowych "jastrzębi" (tzw. Grupa Robocza "Solidarności") oraz prosocjalnej prawicy (przejawiająca w kwestiach gospodarczych orientację solidarystyczno-chadecką Solidarność Walcząca). Kaczyńscy zajmowali się wtedy gabinetowymi rozgrywkami na linii ZSL+SD-Mazowiecki-Wałęsa.
nie żartuj.
O PPS-ach nikt nie wiedział poza ich etatowymi działaczami.
A poparcie na PiS wynika nie tylko z jego (ważnych) haseł socjalnych, ale i z uzasadnionego sprzeciwu wobec nierozliczenia komunistów, korupcji i - ujawnionej ostatnio - ograniczonej suwerenności Polski wobec Rosji.
zgadzam się, że wejście w kanał obrony demokracji przed Kaczyzmem do ślepa uliczka.Dlatego też na końcu tego wpisu poleciłem jeszcze raz sięgnięcie do Osta. Moim zdaniem książka ta, choć pisana parę lat temu, nie straciła na aktualności, a może i nawet zyskała. Tłumaczy ona i sukces prawicy i klęskę ''liberalnej lewicy''. Niestety nie widzę, żeby ktoś w głównym nurcie poważnie potraktował tę diagnozę.
Nie wiem co miałoby znaczyć ''obejście PIS z lewej, tylko socjalnej strony''. Moim zdaniem należy po pierwsze demaskować antysocjalne lub jedynie fasadowo-socjalne działania tej partii, ale moim zdaniem nie można tylko do polityki społecznej sprowadzić stosunku do tej partii. Bo przecież jest jeszcze wiele innych kwestii - choćby te na które zwraca uwagę ABCD - do których należy się odnieść oceniając tę formację. Ja w odróżnieniu od ABCD oceniłbym ją negatywnie.
że ulegasz marksistowskiemu mitowi świadomości fałszywej. Głosi on, że ludzie "w istocie" chcą czegoś innego niż im się wydaje, że chcą.
Tak więc społeczeństwo w roku 2005 "w istocie" chciało parytetów i podatku progresywnego. Dramat polegał rzekomo na tym, że zwolennicy tych postulatów nie dotarli do ludzi za pośrednictwem mediów.
Wobec tego, jak diabełki z pudeła wyskoczyli manipulatorzy z PiS i szczuli na kozłów ofiarnych, głosząc teorie spiskowe.
A tymczasem ludzie - i to nie tylko w Polsce - upierają się definiować swoją sytuację inaczej niż im to narzucają marksistowscy teoretycy świadomości fałszywej. Ważne dla nich są nie tylko kwestie materialne, lecz również imponderabilia.
I czasem to ludzie a nie pouczający ich mędrcy mają trochę racji.
PiS niczego lewicy nie musial podkradac. Ta lewica albo zeswirowala (modlitwy do Trockiego), albo sie zeszmacila (akces do obozu Michnika i innych beneficjentow okraglego stolu), albo zrobila wszystko, zeby przybrac maske aspolecznych dziwolagow (fiksacje na punkcie obyczajowki), wiec tematy, ktore podjal PiS (a przed nim inni prawicowi populisci) lezaly od dawna na ulicy, do wziecia, pies z kulawa noga sie na lewicy nimi nie interesowal poza nielicznymi jednostkami. Od czasow, ktore po raz bodaj setny z nostalgia opisujesz, minelo 20 lat, czyli cale jedno pokolenie - dosc czasu, zeby takie hasla przestaly byc czyjas "wlasnoscia". A to, ze PiS te hasla wykorzystal instrumentalnie? No coz, "elektorat socjalny" mu w pelni na to pozwolil, skonczmy z tym rozczulaniem sie nad ludzmi, ktorzy przez 20 lat nie potrafia zidentyfikowac swoich interesow klasowych i przekuc to na sensowne dzialania polityczne.
napisałem przecież o "odzyskiwaniu państwa z układów", czyli o tym samym, o czym pisze ABCD, tylko precyzyjniej (dla nomenklatury PZPR/SB słowo "komunista" to niezasłużony komplement, polskiej suwerenności ostatnio nie ograniczono, tylko zabierano po kawałku przez ponad 20 lat, głównie na rzecz BŚ/MFW i ponadnarodowego, gł. zachodniego kapitału - reszta się zgadza).
Otóż wbrew Raffowi uważam, że nawet reformowania polskiego zależnego kapitalizmu, a tym bardziej jego zniesienia nigdy nie da się przeprowadzić w państwie opanowanym przez odpowiedzialne za instalację tego systemu kliki i układy powstałe na przecięciu dawnych PRL-owskich warstw menedżerskich i aparatczykowsko-esbeckich, elit postsolidarnościowych i biznesu zagranicznego. Z kolei wbrew ABCD uważam, że "odzyskiwane" państwo nie powinno ścigać się z neoliberałami "układowymi" w wyścigu pt. kto jest lepszym i konsekwentniejszym liberałem, tylko realizować faktyczną politykę socjalną, nie ograniczającą się do okazjonalnie rzucanych haseł i drobnych korekt zapewnionych gł. dzięki dobrej koniunkturze - zwłaszcza, gdy ma się prawie pełnię władzy. Walki z układami i prosocjalnej orientacji polityki gospodarczej nie można oddzielać, o ile traktuje się choć jedno z tych haseł poważnie. W przeciwnym wypadku nie osiąga się na dłużej ani jednego ani drugiego celu, władza ląduje w objęcia "danzig casino boys", a opozycja - "Beaty" Gilowskiej.
PS. Skoro papier wszystko zniesie, to internet jeszcze więcej, ale mimo wszystko wizja etatów dla działaczy podziemnych ugrupowań "niekonstruktywnych" z II poł. lat 80. naprawdę mnie rozbawiła. A wiedziały np. SB i UOP, zatrzymując połowę uczestników spotkania "niekonstruktywnych" w Jastrzębiu, zapewniając m.in. Kozłowskiego, że nie dopuszczą do zbliżenia socjalistów i KPN-owców czy zbierając materiały do szafy Lesiaka.
co do tego, że lewica "rozbroiła się" politycznie sama to niestety w dużej mierze racja.
A sensem tych moich podróży do przeszłości jest właśnie przypomnienie pewnych podstaw, źródeł i przywrócenie ciągłości (albo upowszechnienie świadomości jej braku), bez czego formacja o tak beznadziejnej sytuacji bieżącej jak polska lewica A.D. 2010 sama traci coś ostatnią wartościową rzecz jaka jej pozostała - własną historię.
Z bardzo praktycznym współczesnym efektem zresztą, co widać po wpisie Raffa, który negatywnie ocenia samo podejmowanie przez PiS pewnych wątków charakterystycznych 20 lat temu m.in. dla radykalnej lewicy. Co i tak jest wersją soft wobec rozpowszechnionych tutaj teorii np. o "pełnych michach" jeszcze w 1989 r. (!), utopijności samorządu pracowniczego, kulcie różnych Żakowskich itp.
Co do PiS i sposoby (nie)realizacji Polski Solidarnej - mam wrażenie, że to nie tylko i nie w pierwszym rzędzie instrumentalizacja, co przede wszystkim (biorąc pod uwagę niezłe w latach 2005-2007 możliwości) potworna wręcz nieudolność.
piszesz że polityki pro-socjalnej i walki z układami nie można rozdzielić, jeśli traktuje się przynajmniej jedno z tych haseł poważnie, tymczasem mamy obecnie sytuację - do której PIS mimochodem się przyczynił - w której właśnie te sfery stały się zupełnie oddzielone w debacie publicznej.
Wracając do zależności sfery medialnej i politycznej, co było punktem wyjścia mojego wpisu, dzięki takiej a nie innej obecności PIS-u bardzo awansowali w dyskursie publicznym i umocnili swoją pozycję liczni rynkowi fundamentaliści, którzy są wiodącą siłą prawicowej publicystki np.w Rzeczpospolitej ( jak Ziemkiewicz, Wildstein itp.).Ich, powiedzmy że mommentami uzasadniona, niechęć do salonu, bynajmniej nie wiąże z prosocjalnymi przekonaniami. Wręcz przeciwnie. A oni i im podobni zagospodarowują front tych którzy chcą walczyć z nieprawidłowościami państwa w ostatnich dekadach.
Nie wiem czy problemem PISu jest instrumentalizowanie prosocjalnych treści czy nieudolność w ich wdrażaniu( może faktycznie to drugie), ale moim zdaniem ta formacja jest raczej przedmiotem a nie podmiotem polityki w Polsce, którego obecność tylko utrudnia refleksje nad negatywnymi mechanizmami jakie dzieją się i w państwie i gospodarce.
toteż to "nie oddzielanie" nie jest opisem stanu bieżącego debaty publicznej w Polsce, tylko właśnie moim postulatem dla lewicy. Przyjmując go, znalazła by się przez to na lewo od PiS i jeszcze bardziej na lewo od "salonu", który nawet w okresach najostrzejszej walki z tzw. IV RP nie przesunął się w kwestiach społeczno-gospodarczych na lewo.
Z większością Twoich uwag "opisowych" z 2010-05-24 07:18:47 się zgadzam, ale nie podzielam konkluzji - właśnie podział sceny politycznej na PO i PiS a medialno-publicystycznej na michniko-uwolskich neoliberałów broniących III RP i neokonserwatywnych liberałów IV RP otwiera przestrzeń dla zaistnienia zupełnie nowej formacji, która nie pasowałaby do Prokrustowego łoża obecnych polskich podziałów ideowo-politycznych. Jedyny problem, jaki miałaby ona z PiSem, to złączenie się z jego elektoratem (i przechwycenie niektórych co sensowniejszych polityków).
przecież takie nowe formacje lewicowe, które "nie oddzielają", już są: Sierpień 80, PPP, NL, KSS, NLR, Dalej, CK, LA, KiP i oczywiście KP. I co, jaki procent elektoratu PiS przechwyciły?
typowym przykładem marksistowskiego mitu świadomości fałszywej, o którym pisałem wczesniej.
Myślisz, że naród łaknie realizacji Programu Przejściowego, tylko nie wszyscy jeszcze ten Program Przejsciowy znają.
zacznijmy od tego, że akurat co najmniej 2 wymienione podmioty (poniekąd chyba wydawniczo-"środowiskowe" bardziej niż organizacyjno-polityczne) nie tylko, że same "oddzielają" (np. łącząc bez zająknięcia krytykę nierówności materialnych z nagonką na IPN nie za tę czy inną wściekle prawicową publikację, tylko za samo jego istnienie, tak jakby badania nad historią lat 80. nie dostarczały materiałów do przyczynku zrozumienia mechanizmów transformacji odpowiedzialnych za tzw. wykluczenie społeczne), ale aktywnie zwalczały tych nie oddzielających. Działalność polityczna innych przejawiała się w przyłączaniu do protestów i licytacji w postulatach płacowych.
Są i takie, które na miarę swoich możliwości chyba robią coś sensownego, ale trudno powiedzieć, by w chwili obecnej posiadały jakiś całościowy, spójny i pogłębiony program (to nie zarzut z mojej strony). Uprzedzając Twoją odpowiedź: polityk z mainstreamu może oprzeć się na wizerunkowych zagrywkach i programu faktycznie lub nawet formalnie nie mieć, grać wyłącznie na emocjach. Partie i ruchy radykalne - nie, o ile chcą takimi być. Oczywiście wiem o bliskich spotkaniach trzeciego stopnia z GW i okolicami, o czym słusznie wspomniał Durango - bo też i taka to czerska lewica.
Ciekawe, czy na jakimś poziomie dostrzegasz absurd sytuacji, w której "realistycznymi" argumentami broni się głosowania na ludzi, którzy przecież weszli do polityki poprzez opozycję z PRL - do 1980 r. zwalczaną z podobnego paragrafu o wyalienowaniu ekstremistycznych świrów lub politykierów ze społeczeństwa, które chce spokoju i uczestniczy jeśli nie w formach organizowanych przez władze, to np. (nie kojarzony wówczas z jakkolwiek rozumianą kontestacją ustroju, tylko raczej względną autonomią) Kościół. I co najbardziej perfidne, w sensie czysto opisowym nie było to pozbawione pewnych racji, przynajmniej co do niektórych grup i postaci. Ale ta racja nic nie dała.
Zdaję sobie sprawę, że realia gospodarcze, polityczne i kulturowe (zarówno polskie i międzynarodowe) są teraz odmienne - nie chodzi o jakąś (niemożliwą) powtórkę z historii. Jestem też świadomy, że gdyby nie splot wielu czynników, do Sierpnia być może w ogóle by nie doszło. Abstrahuję też na moment od toku późniejszych wydarzeń. Chodzi o istotę problemu: w pewnych okolicznościach "nisza" może odegrać jakąś rolę w zmianach systemowych. Konflikty wewnątrzsystemowe mogą go (tylko) skorygować, zreformować i paradoksalnie uodpornić. Skądinąd reformy mogą mieć lepsze skutki niż zmiany bardziej radykalne, zwł. w krótkim okresie. Ale tylko istnienie silnych, radykalizujących się i stawiających jak najbardziej materialne (choć nie tylko) postulaty ruchów oddolnych może je wymusić.
Zapytam pytaniem, żeby nie skończyło się na przewidywalnej mantrze o goszystach i zakupach w markecie: znasz przykład jakiejś realnej i co więcej w miarę trwałej zmiany systemowej wywołanej TYLKO I WYŁĄCZNIE przez syntezę symbolicznej identyfikacji, żądanie wyjaśnienia przyczyn jednego tragicznego zdarzenia i (cyt. z pamięci) "silnych emocji współczucia"?
oczywiście miało być "odpowiem pytaniem", a nie "zapytam" :-)
Kaczor wygra wybory. I dobrze mu tak.
można by wiązać z takimi grupami na lewo od SLD, które:
- jednoznacznie poprą kandydaturę Kaczyńskiego na prezydenta
- opowiedzą się za wyjaśnieniem powodów katastrofy smoleńskiej przez polską albo - jeszcze lepiej - międzynarodową komisję