
2010-05-22 23:52:13
Patent polityczny, który jest na polskiej demokracji właśnie testowany, jest następujący: liderzy polityczni zachowują się niczym’’ orleańskie dziewice’’, a prawdziwą walką polityczną zajmują się popierające ich media i intelektualiści.
Czy jest to nowa formuła życia politycznego? I czy ktoś nią steruje czy tworzy się samorzutnie pod wpływem zaskakujących wszystkich okoliczności? Trudno póki co na to odpowiedzieć. Nie mniej mamy sytuację dość paradoksalną jeśli chodzi o relacje między polityką a meta-polityką ( czyli dyskursem, kreowanym przez mediami, think-thanki, autorytety).
Chyba najsilniej widać to po stronie PIS. Prezes albo milczy, albo wypowiada się w sposób stonowany, unikając konfrontacji i emocji( zwłaszcza negatywnych),szefowa jego sztabu dystansuje się do agresywnych wypowiedzi komentatorów przyjaznym PIS-owi, twierdząc, że np. o nich nie słyszała. Tymczasem w mediach wojna trwa i katastrofa smoleńska tych emocji nie wyzerowała ani nie zalała jej powódź. Wystarczy przeczytać komentarze stałych felietonistów Rzeczpospolitej dowolnego dnia, by się o tym przekonać.
Wydawałoby się, że rośnie jakaś ogromna przepaść w obozie Jarosława Kaczyńskiego między nim samym i jego sztabem politycznym a szerszym metapolitycznym zapleczem. Ale czy rzeczywiście tej spokojnej wody z ogniem gniewu nie da się pogodzić? A może jest właśnie przeciwnie, może jest to politycznie korzystnie( nawet jeśli niezamierzone). Bo za to co mówią media, zwłaszcza te gazetowe, formacje polityczne nie biorą i nie mogą w demokratycznym państwie brać odpowiedzialności. No może trochę w przypadku mediów publicznych( bo na ich władze partie wpływ mają) ale już mniej w przypadku czasopism, które często w dużej mierze są prywatne i pozapartyjne. Przeciwnicy polityczni mogą być atakowani, nawet brutalnie, ale politycy mogą umywać ręce względem tych ataków i głosić politykę miłości nie tracąc na wiarygodności. Tą drogą PIS może nie odstępować od celu pozyskiwania centrowego wyborcy, a jednocześnie zwalczanie oponentów będzie się odbywać starymi metodami.
Podałem przykład PIS-u, ale strategia ta może być prawdopodobnie mieć bardziej uniwersalne zastosowanie. Właściwie nie wiem czy słowo ‘’strategia’’ jest tu relewantne, jako, że ów fenomen może zachodzić ( i częściowo być może właśnie zachodzi) bez inspiracji a nawet przychylności sił politycznych. Można od biedy dać wiarę temu, że Jarosław Kaczyński pod wpływem osobistej tragedii chce zmienić styl, a Poncyliuszowi i Kluzik-Rostkowskiej rzeczywiście marzy się cywilizowana centro-prawica. Ale czy ma to znacznie w obliczu żywiołu jakim są targani nienawiścią ( albo i ukrytym pod nią totalnym cynizmem) niektórzy intelektualiści i dziennikarze? Nie sądzę. Nawet jeśliby prezes PIS oficjalnie potępił ową retorykę ( czego raczej nie uczyni) nie miałoby to prawdopodobnie większego wpływu na jej trwanie i dynamikę.
Jest to też nauczka dla tych, którzy chcą walczyć z IV RP i przez tą walkę rozumieją niedopuszczenie do tego by Kaczyński został prezydentem. W świetle poczynionej diagnozy, jest to walka z wiatrakami, bo IV RP nie jest i nie była bytem zamkniętym w głowie Jaroslawa Kaczyńskiego i jego najbliższego otoczenia, ale wizją rozproszoną po wielu umysłach i środowiskach. Toteż odsunięcie Kaczyńskiego od władzy niczego nie załatwia, gdyż IVRP żyje swoim własnym życiem w umysłach i sercach wielu ludzi. Film Solidarni 2030 pokazał to dobitnie.
Choć istotnie zwycięstwo Kaczyńskiego może te przekonania umocnić, dać im polityczną legitymizację ( nawet jeśli sam Kaczyński nie wróci do języka walki) ale od tego nie zależy być albo nie być IV RP. Ona bowiem nie potrzebuje koniecznie polityków ale mediów i ludzi, którzy się z ich przekazem utożsamiają.
Należałoby raczej zdiagnozować, a następnie łagodzić jej źródła.(pomocna w tym może być ''Klęska Solidarności''D.Osta). Z czego wynika frustracja niektórych środowisk , resentyment i chęć rewanżu? Ale to wymaga i trzeźwej diagnozy i długotrwałej pracy. Oby się nie okazało, że syzyfowej.
Czy jest to nowa formuła życia politycznego? I czy ktoś nią steruje czy tworzy się samorzutnie pod wpływem zaskakujących wszystkich okoliczności? Trudno póki co na to odpowiedzieć. Nie mniej mamy sytuację dość paradoksalną jeśli chodzi o relacje między polityką a meta-polityką ( czyli dyskursem, kreowanym przez mediami, think-thanki, autorytety).
Chyba najsilniej widać to po stronie PIS. Prezes albo milczy, albo wypowiada się w sposób stonowany, unikając konfrontacji i emocji( zwłaszcza negatywnych),szefowa jego sztabu dystansuje się do agresywnych wypowiedzi komentatorów przyjaznym PIS-owi, twierdząc, że np. o nich nie słyszała. Tymczasem w mediach wojna trwa i katastrofa smoleńska tych emocji nie wyzerowała ani nie zalała jej powódź. Wystarczy przeczytać komentarze stałych felietonistów Rzeczpospolitej dowolnego dnia, by się o tym przekonać.
Wydawałoby się, że rośnie jakaś ogromna przepaść w obozie Jarosława Kaczyńskiego między nim samym i jego sztabem politycznym a szerszym metapolitycznym zapleczem. Ale czy rzeczywiście tej spokojnej wody z ogniem gniewu nie da się pogodzić? A może jest właśnie przeciwnie, może jest to politycznie korzystnie( nawet jeśli niezamierzone). Bo za to co mówią media, zwłaszcza te gazetowe, formacje polityczne nie biorą i nie mogą w demokratycznym państwie brać odpowiedzialności. No może trochę w przypadku mediów publicznych( bo na ich władze partie wpływ mają) ale już mniej w przypadku czasopism, które często w dużej mierze są prywatne i pozapartyjne. Przeciwnicy polityczni mogą być atakowani, nawet brutalnie, ale politycy mogą umywać ręce względem tych ataków i głosić politykę miłości nie tracąc na wiarygodności. Tą drogą PIS może nie odstępować od celu pozyskiwania centrowego wyborcy, a jednocześnie zwalczanie oponentów będzie się odbywać starymi metodami.
Podałem przykład PIS-u, ale strategia ta może być prawdopodobnie mieć bardziej uniwersalne zastosowanie. Właściwie nie wiem czy słowo ‘’strategia’’ jest tu relewantne, jako, że ów fenomen może zachodzić ( i częściowo być może właśnie zachodzi) bez inspiracji a nawet przychylności sił politycznych. Można od biedy dać wiarę temu, że Jarosław Kaczyński pod wpływem osobistej tragedii chce zmienić styl, a Poncyliuszowi i Kluzik-Rostkowskiej rzeczywiście marzy się cywilizowana centro-prawica. Ale czy ma to znacznie w obliczu żywiołu jakim są targani nienawiścią ( albo i ukrytym pod nią totalnym cynizmem) niektórzy intelektualiści i dziennikarze? Nie sądzę. Nawet jeśliby prezes PIS oficjalnie potępił ową retorykę ( czego raczej nie uczyni) nie miałoby to prawdopodobnie większego wpływu na jej trwanie i dynamikę.
Jest to też nauczka dla tych, którzy chcą walczyć z IV RP i przez tą walkę rozumieją niedopuszczenie do tego by Kaczyński został prezydentem. W świetle poczynionej diagnozy, jest to walka z wiatrakami, bo IV RP nie jest i nie była bytem zamkniętym w głowie Jaroslawa Kaczyńskiego i jego najbliższego otoczenia, ale wizją rozproszoną po wielu umysłach i środowiskach. Toteż odsunięcie Kaczyńskiego od władzy niczego nie załatwia, gdyż IVRP żyje swoim własnym życiem w umysłach i sercach wielu ludzi. Film Solidarni 2030 pokazał to dobitnie.
Choć istotnie zwycięstwo Kaczyńskiego może te przekonania umocnić, dać im polityczną legitymizację ( nawet jeśli sam Kaczyński nie wróci do języka walki) ale od tego nie zależy być albo nie być IV RP. Ona bowiem nie potrzebuje koniecznie polityków ale mediów i ludzi, którzy się z ich przekazem utożsamiają.
Należałoby raczej zdiagnozować, a następnie łagodzić jej źródła.(pomocna w tym może być ''Klęska Solidarności''D.Osta). Z czego wynika frustracja niektórych środowisk , resentyment i chęć rewanżu? Ale to wymaga i trzeźwej diagnozy i długotrwałej pracy. Oby się nie okazało, że syzyfowej.