
2010-05-30 13:14:21
Powódź pozbawiła wiele osób dobytku i sporą ich część zepchnęła w ubóstwo. Nie wiadomo jaką rekompensatę przyniosą działania rządu, ale jakakolwiek ona by nie była, nie będzie w stanie pokryć strat – zarówno materialnych, jak i tym bardziej symbolicznych jakie przyniosło zniszczenie ich mienia. Sytuacje takie jak ta przypominają, a przynajmniej powinny, jak bardzo krucha i niezależna od indywidualnej woli i możliwości jest nasza sytuacja społeczna. Czy jednak w kraju nad Wisłą istnieje tego świadomość, także gdy poziom wód opada?
Obecnie trwa rok Walki z ubóstwem. Z tej okazji tydzień temu odbyła się konferencja zorganizowana przez ATD Czwarty Świat dotycząca ubóstwa w świetle praw człowieka. Z tego, jak się okazało, tematu-rzeki, obfitującego w wiele interesujących, acz często przygnębiających wątków udało mi się wyłowić między innymi wypowiedź prof. Tarkowskiej, która stwierdziła, że negatywne, stygmatyzujące nastawienie do ludzi ubogich jest już na tyle powszechne, że statystycznie rzecz biorąc, nie oszczędza nawet służb społecznych, które mają się tą problematyką zajmować. Jedyną grupą która w świetle badań Pani Prof. wyłamuje się z tej tendencji, zdają się być zajmujące się tą sferą NGO-sy, choć jak zaznaczyła- swą wiedzę opiera na zbyt małej próbce, co nie pozwala jeszcze na generalizację.
Równie ciekawe wydają się refleksje Pani Tarkowskiej jakie pisemnie zaprezentowała w przedostatnim numerze Więzi, gdzie pokazuje ewolucję zmian postaw społecznych wobec biedy w latach 1997-2007. Cezury te wyznacza czas przeprowadzenia badań opinii przez CBOS. O ile pod koniec lat 90. dominującym źródłem biedy w oczach opinii społecznej były czynniki strukturalne ( bezrobocie, restrukturyzacja gospodarki itp.) o tyle 10 lat później dominujące odpowiedzi respondentów zaczęły nas przybliżać do sytuacji ‘’obwiniania biednego’’. Częściej niż 10 lat wcześniej wskazywano na lenistwo, słabą wolę, niezaradność, brak wykształcenia itp. a więc czynniki bardziej związane z jednostką niż z sytuacją społeczną.( E. Tarkowska, Oblicza Polskiej Biedy,( w: Więź, kwiecień 2009)
Być może częściowo miał na to wpływ obserwowany od 2004 roku spadek stopy ubóstwa.
Ale możemy się zastanowić się czy aby tylko to?
Jeśli nawet, to wcale nie musi to napawać optymizmem. Bo jeśli wraz ze zmniejszaniem skali biedy, rośnie stygmatyzacja tych, którym nie udało się z niej wydostać, to stajemy między Scyllą a Charybdą: Albo bieda dotykająca całe masy albo bieda o mniejszej skali, ale za to o dodatkowo pogłębionej uciążliwości dla tych, którzy w nią popadli?
Dylemat ten być może jest pozorny, gdyż nie można wykluczyć, że na zmianę stosunku do ubogich wpływ mogły mieć inne czynniki niż tylko ilościowe zmiany w grupie ludzi żyjących poniżej granicy ubóstwa. Takimi czynnikami może być np. skala dezintegracji społecznej, zmiany świadomości na skutek np. liberalnego dyskursu medialnego etc.
Ponadto, przychodzą na myśl się jeszcze inne kwestie. Czy w sytuacji kiedy ubóstwo jest powszechne, nie staje się społecznie normalizowane i czy nie odbiera to społeczeństwu i władzy woli zmiany? Interesujące jest także to jak wpływa to na postawę samej jednostki której dotyka bieda. Czy stygmatyzacja będzie sprawiała, że część nią objętych, będzie robiła wszystko by się z niej wyzwolić, czy też efekt napiętnowania stworzy taką barierę, która nie pozwoli im przezwyciężyć wykluczenia? Sądzę, że ostatni ze scenariuszy jest bardziej prawdopodobny.
Jakkolwiek rzeczywistość odpowiada na te pytania, faktem pozostaje, że w pierwszych latach XXI wieku w podejściu do ubogich cofamy się jako społeczeństwo już nie tylko do XX ale i do XIX wieku, albo i wcześniejszych epok.
Jest to tym bardziej zaskakujące, że coraz głośniej się mówi o haniebnej stopie juwenalizacji biedy, której skala sytuuje nas na końcu europejskich rankingów. A kto jak kto ale dzieci są jedną z ostatnich kategorii, które mogłyby być obwiniane za swe ubóstwo. Ponadto gdy ktoś się urodził w biedzie, ma małe szanse awansu, więc dzisiejsi dorośli często odziedziczyli biedę po swoich rodzicach ( choć oprócz tego transformacja stworzyła nowe kategorie biednych). Polska opinia publiczna bagatelizując te czynniki zdaje się odrywać od rzeczywistości a także odbierać sobie możliwość rozwiązywania wielu problemów. Czas klęski żywiołowej pokazuje, że mogą one dotknąć niemal każdego z nas.
Obecnie trwa rok Walki z ubóstwem. Z tej okazji tydzień temu odbyła się konferencja zorganizowana przez ATD Czwarty Świat dotycząca ubóstwa w świetle praw człowieka. Z tego, jak się okazało, tematu-rzeki, obfitującego w wiele interesujących, acz często przygnębiających wątków udało mi się wyłowić między innymi wypowiedź prof. Tarkowskiej, która stwierdziła, że negatywne, stygmatyzujące nastawienie do ludzi ubogich jest już na tyle powszechne, że statystycznie rzecz biorąc, nie oszczędza nawet służb społecznych, które mają się tą problematyką zajmować. Jedyną grupą która w świetle badań Pani Prof. wyłamuje się z tej tendencji, zdają się być zajmujące się tą sferą NGO-sy, choć jak zaznaczyła- swą wiedzę opiera na zbyt małej próbce, co nie pozwala jeszcze na generalizację.
Równie ciekawe wydają się refleksje Pani Tarkowskiej jakie pisemnie zaprezentowała w przedostatnim numerze Więzi, gdzie pokazuje ewolucję zmian postaw społecznych wobec biedy w latach 1997-2007. Cezury te wyznacza czas przeprowadzenia badań opinii przez CBOS. O ile pod koniec lat 90. dominującym źródłem biedy w oczach opinii społecznej były czynniki strukturalne ( bezrobocie, restrukturyzacja gospodarki itp.) o tyle 10 lat później dominujące odpowiedzi respondentów zaczęły nas przybliżać do sytuacji ‘’obwiniania biednego’’. Częściej niż 10 lat wcześniej wskazywano na lenistwo, słabą wolę, niezaradność, brak wykształcenia itp. a więc czynniki bardziej związane z jednostką niż z sytuacją społeczną.( E. Tarkowska, Oblicza Polskiej Biedy,( w: Więź, kwiecień 2009)
Być może częściowo miał na to wpływ obserwowany od 2004 roku spadek stopy ubóstwa.
Ale możemy się zastanowić się czy aby tylko to?
Jeśli nawet, to wcale nie musi to napawać optymizmem. Bo jeśli wraz ze zmniejszaniem skali biedy, rośnie stygmatyzacja tych, którym nie udało się z niej wydostać, to stajemy między Scyllą a Charybdą: Albo bieda dotykająca całe masy albo bieda o mniejszej skali, ale za to o dodatkowo pogłębionej uciążliwości dla tych, którzy w nią popadli?
Dylemat ten być może jest pozorny, gdyż nie można wykluczyć, że na zmianę stosunku do ubogich wpływ mogły mieć inne czynniki niż tylko ilościowe zmiany w grupie ludzi żyjących poniżej granicy ubóstwa. Takimi czynnikami może być np. skala dezintegracji społecznej, zmiany świadomości na skutek np. liberalnego dyskursu medialnego etc.
Ponadto, przychodzą na myśl się jeszcze inne kwestie. Czy w sytuacji kiedy ubóstwo jest powszechne, nie staje się społecznie normalizowane i czy nie odbiera to społeczeństwu i władzy woli zmiany? Interesujące jest także to jak wpływa to na postawę samej jednostki której dotyka bieda. Czy stygmatyzacja będzie sprawiała, że część nią objętych, będzie robiła wszystko by się z niej wyzwolić, czy też efekt napiętnowania stworzy taką barierę, która nie pozwoli im przezwyciężyć wykluczenia? Sądzę, że ostatni ze scenariuszy jest bardziej prawdopodobny.
Jakkolwiek rzeczywistość odpowiada na te pytania, faktem pozostaje, że w pierwszych latach XXI wieku w podejściu do ubogich cofamy się jako społeczeństwo już nie tylko do XX ale i do XIX wieku, albo i wcześniejszych epok.
Jest to tym bardziej zaskakujące, że coraz głośniej się mówi o haniebnej stopie juwenalizacji biedy, której skala sytuuje nas na końcu europejskich rankingów. A kto jak kto ale dzieci są jedną z ostatnich kategorii, które mogłyby być obwiniane za swe ubóstwo. Ponadto gdy ktoś się urodził w biedzie, ma małe szanse awansu, więc dzisiejsi dorośli często odziedziczyli biedę po swoich rodzicach ( choć oprócz tego transformacja stworzyła nowe kategorie biednych). Polska opinia publiczna bagatelizując te czynniki zdaje się odrywać od rzeczywistości a także odbierać sobie możliwość rozwiązywania wielu problemów. Czas klęski żywiołowej pokazuje, że mogą one dotknąć niemal każdego z nas.