Komentarze czytelników portalu lewica.pl Komentarze czytelników portalu lewica.pl

Przejdź do menu

Komentowany tekst

O Boyu raz jeszcze

Komentarze

Dodaj komentarz

odp.

Drogi Przemku,
słowem wstępu dziękuję za podsycanie mojej boyowskiej aktywności – dzięki tej polemice przerwałam wakacyjną beztroskę i zajęłam się magisterką.

Słówko o „Słówkach” – jeśli nie znacie „Słówek” to winą polonistek i polonistów jest zatem, że nie przekazują uczniom wiadomości z podstawy programowej – miałam niebywałe szczęście chodzić do szkoły, w której Boya uczniowie znali. Z racji kierunku studiów wiem też, że taką wiedzę mieć powinni. Ciekawe jest dla mnie jednak zwrócenie uwagi na zdanie z przymrużeniem oka, a zupełny brak odniesienia się do młodości słynnego tłumacza – bo właśnie tu widzę przemilczenie (jeśli cenzura to za mocne słowo). Przemilczenie kwestii mających potem swoje odzwierciedlenie w tekstach kabaretowych. Lecz przede wszystkim – przemilczenie tego, co nie pozwala na zrobienie z Boya działacza, społecznika i lekarza w modelu dra Judyma. Nie był nim i trzeba to otwarcie powiedzieć. To jest problem, poważny – dlatego temu poświęciłam akapit, a wierszom – jedno zdanie.

W kwestii tłumacza (choć to naprawdę wątek poboczny) - ja tylko powiedziałam, że w literaturze francuskiej rozkochał się jako dziecko, w Krakowie, a nie w Paryżu. Pojechał właśnie do Francji, bo znał język i fascynowała go kultura. Zostawmy to, to drobiazg.

„Brązownicy” to nie szczegół. „Brązownicy” to przełom w biografii twórczej Żeleńskiego . Ważne jest zatem, by zanim zacznie się pomijać szczegóły, które zawarte są w biografiach – te biografie dokładnie przeczytać, wówczas dojdzie zapewne do swoistej wizualizacji ciągu przyczynowo-skutkowego: tłumacz, krytyk, „Brązownicy”, Irzykowski, Likwidacja Boya i setki, dosłownie setki stron w międzywojennej prasie poświęcone polemikom między Żeleńskim a jego oponentami. Jeśli „Brązownicy” to szczegół, to jednak szczegół znaczący, bo zaważył na dalszym życiu Żeleńskiego. Co więcej – właśnie o „Brązownikach” się dziś nie pamięta, a była to zasługa, więc to dzieło przypomnieć wypadało.

Sprawa, której poświęciłam lwią część swojej polemiki to przedmiot moich badań i studiów nad Żeleńskim, bowiem zamierzam bronić tytułu magistra dzięki pracy „Tadeusz Boy-Żeleński w historii feminizmu międzywojennego” (to gwoli wyjaśnienia).
Na dzisiejszym etapie swoich rozważań jestem przekonana, że nie można dowolnie rzucać „feminizmem” bez określania co ten feminizm znaczy. Czym innym był przed 1918, czym innym w międzywojniu, czym innym do 1956, czym innym do 1989 i czym innym jest teraz. Dodając do tego kilka (jeśli nie kilkanaście) odłamów ruchu na przestrzeni tych 100 lat – stwierdzenie „był naczelnym feministą”, a następnie „feminizm jak lewica, niejedno ma imię” to albo wyraz olbrzymiego uproszczenia albo… niewiedzy.
I jeśli patrzysz przez pryzmat XXI wieku, to warto byłoby napisać, że był naczelnym feministą II RP, rozumiejąc feminizm z perspektywy 2010. Bo międzywojennym feministą nie był – po prostu nie, nie te postulaty, nie ta działalność, nie te zainteresowania. To co nazywasz zaangażowaniem po stronie kobiet, słabszych, poniżanych, opowiadanie się za ich racjami – to byłaby działalność socjalistyczna (gdyby nie to, że socjaliści podchodzili do niego sceptycznie). Feministki? Feministki wtedy chciały przede wszystkim praw obywatelskich – nie tylko w teorii, ale i w praktyce .
W dwudziestoleciu międzywojennym działało w Polsce ok. 30 organizacji kobiecych, spośród których stricte feministyczne stanowiły może 20% . One zajmowały się tym, co wspomniane powyżej – proponuję zapoznać się ze statutem Klubu Politycznego Kobiet Postępowych, Polskiego Stowarzyszenia Kobiet z Wyższym Wykształceniem czy Towarzystwa Zawodowego Kształcenia Kobiet. Okazuje się bowiem, że kwestia ochrony macierzyństwa (jakkolwiek ważna) zajmuje tam miejsca odległe. A Boy nie pisał za wiele o prawach politycznych (ba, wręcz przeciwnie!), nie zajmował się szczególnie edukacją kobiet, nie mówił o wyzysku w pracy w kontekście zmian systemowych. Dalej – spośród tych 30 organizacji przynajmniej połowa związana była z filantropią, kościołem i ruchem narodowym. Opowiadać się po stronie pokrzywdzonych i nieść pomoc nie jest samo przez się wyznacznikiem orientacji politycznej.
Dalej, mam wrażenie że wrzucasz wszystko co pro kobiece do jednego kotła, mieszasz i chcesz, by wyszedł feminizm w dzisiejszym (lewicowym) ujęciu. To się niestety nie uda.
Teraz narażę się na lewicy i powiem: ja uważam siebie za feministkę, ale wcale nie jestem w 100% przekonaną zwolenniczką aborcji na życzenie. Jestem socjalistką i chcę, by kobieta nie musiała tej ciąży usuwać, bo sama aborcja nie jest rozwiązaniem. Chcę też, by mogła nie zajść w ciążę, by państwo dawało jej swobodny dostęp do antykoncepcji, by mogła sama decydować o swoim ciele mając pod ręką wszystkie dostępne narzędzia . Dlatego będę mówiła o edukacji seksualnej, darmowych środkach antykoncepcyjnych i przede wszystkim – będę mówiła o konieczności ułatwiania dostępu do ginekologa. Podobne postulaty miał właśnie PPS – po to była Poradnia Świadomego Macierzyństwa. Dodatek „Życie Świadome” skupiał się na życiu świadomym – prawda, dodam że lektura tegoż periodyku jest szalenie wartościowa, ale „Życie świadome” to mniej niż feminizm, zarówno w kontekście dwudziestolecia międzywojennego, jak i dziś – i ani wtedy ani dziś nikt nie powie, że Jasnorzewska-Pawlikowska, Rzymowski czy Słonimski należeli do ruchu feministycznego. To była postępowa inteligencja, liberalne światopoglądowo mieszczaństwo . Podkreślę, że w „Życiu Świadomym” miejsce było tylko dla wybranych – pojawienie się tam tekstu Boya, Pawlikowskiej czy Krzywickiej bardziej świadczyło o ich popularności niż feminizmie.
Dzisiejszy feminizm, to nie tylko aborcja – spójrz na hasła tegorocznych Manif z okazji 8 marca w Gdańsku czy Warszawie – równa płaca za równą pracę, dość wyzysku, prawo do zajmowania tych samych stanowisk, które dziś zajmują mężczyźni – to było Żeleńskiemu prawie obce – widział, że jest źle, ale… pozostawał obserwatorem. Dodajmy do tego szowinistyczne w swej wymowie słowa o tym, że zadaniem kobiety jest martwić się o swoją płodność i całkowite zrzucenie odpowiedzialności z mężczyzny – tego zarówno wtedy jak i dziś nie można mu zapomnieć.
Nie napisałeś, że Boy był socjalistą, ja też nie – bo nie wiem czy był, ale chyba nie był jeśli wierzyć „Robotnikowi”. Czy uznamy go za człowieka lewicy? Jak widać – zależy kto.
Tutaj zahaczamy o temat trudny, bo zmuszający do refleksji nad tym czym jest lewica bądź jaka powinna być. Przytoczyłeś Piotra Żuka i w ten sposób sam sobie zaprzeczyłeś. Jeśli mówi on, że ważna jest aktywność w wymiarze kulturowym i ekonomicznym, to zakładamy, że Boy to ten „kulturowy” – zgadzam się. Tylko jak to pogodzić z tym, że konsekwentnie chce aborcji, ale nie dąży do zmiany status quo, aby (z powodów ekonomicznych) aborcja nie była konieczna? Widział, że pokrzywdzona jest kobieta-proletariuszka, ale zamiast zaproponować cokolwiek by nie była gorsza od zamożnej, proponował pozwolić jej na usunięcie ciąży.
Mówisz, że bez liku przykładów na tę boyowską lewicowość i wskazujesz dwa: świadome macierzyństwo/aborcję i walkę z klerem. To wszystko? Trochę mało. Nie jest moim odkryciem, że Boy był doskonałym wyrazicielem konsumpcyjnego stylu życia. Stwierdzono wręcz, że nieporozumieniem jest doszukiwanie się w nim lewicowca – z doktryny społecznej lewicy brał jedynie postawy negatywne, krytycyzm wobec pewnych zjawisk życia, natomiast postawa aktywna była obca i chyba przeciwna jego mentalności .
Właśnie dlatego w swoim tekście powiedziałam, że jeśli był lewicowy, to jest to lewica spod szyldu SLD – lewica, która zajmie się Kościołem i jego dominacją w kraju, lewica która powie o aborcji, powie też o in vitro. Oczywiście, że to subiektywna ocena, popierana jednak tym, co sam zacytowałeś: (…)lewica powinna być aktywna zarówno w wymiarze kulturowym jak i ekonomicznym (…). Rzeczywistość społeczna jest całościowa i nie można być lewicowym tylko w ekonomii albo tylko w kulturze . Otóż to. Nie uważam, by Sojusz Lewicy Demokratycznej poza (lewicowym) zajmowaniem się sprawą świeckości państwa postulował (lewicowe!) zmiany gospodarcze. Nie widzę szans na społeczeństwo egalitarne, jeśli słyszę, że podatek liniowy dla firm miał pozytywny wpływ na tworzenie bogactwa, które dopiero później można redystrybuować , o emeryturach pomostowych i udziale polskich wojsk w „misjach pokojowych” nie wspomnę (wszak to prehistoria).
Nie wiem czego Przemku oczekujesz pod hasłem „pamięć o Żeleńskim” – bo kiedy echem odbija się 69 rocznica czyjejkolwiek śmierci? Czyja była hucznie obchodzona i zapamiętana? Cierpliwości, poczekajmy rok, niech minie równe 70 lat. Czy jeśli 15 listopada media nie donoszą o rocznicy śmierci Sienkiewicza, to znaczy, że został zapomniany? 23 stycznia było niewiele o Kapuścińskim – chyba nie powiesz, że nikt go nie pamięta? Nie wiem na ile fakt, iż rocznica minęła niezauważona uprawnia nas do szkicowania sylwetki męża nieskazitelnego a wspaniałego, podczas gdy był wspaniały, ale nie bez wad.
Uczniowie wiedzą o Boyu, o tłumaczeniach, znają „Słówka” i czytają „Legendy Młodej Polski” – zapewniam, wiem z doświadczenia. Wydanie dwóch książek pokazuje ciągłość - społeczeństwo nadal chce kupować i czytać Żeleńskiego, pamiętają o nim i są ciekawi. Dyskusja o jego niejednoznaczności powoli zaczyna zataczać szersze kręgi, zaczyna się Boya czytać na nowo, weryfikować sądy Winklowej czy Sterkowicza, a przede wszystkim – mówić o tym, co zostało przez nich dyskretnie niezauważone. Niestety, żeby podjąć taką dyskusję trzeba zapoznać się z jego dorobkiem, dlatego właśnie mamy w Polsce kilkoro badaczy z którymi niewiele osób chce i potrafi dyskutować – nie każdy ma ochotę na poświęcenie trzech lat, by przeczytać całego Boya. Jednocześnie jednak – zapoznanie się z krótką jego biografią umieszczoną na stronie internetowej, której autorką jest wielka fanka Winklowej, Hena i Uchańskiego – nie pomoże zachowaniu pamięci, bo to jasne, że jeśli w kółko mówi się o tym samym, to staje się nudne i dochodzi do zapomnienia. Podsycanie ciekawości poprzez pokazywanie, że wiele jeszcze nie zostało powiedziane wzbudza natomiast zainteresowanie. Pozostaje wierzyć, że ta polemika skłoni kogoś, do przeczytania nie tylko „Piekła kobiet” i „Naszych okupantów”, ale także zbiorów „Mózg i płeć” czy „Flirtu z Melpomeną” – choćby w poszukiwaniu mizoginii.

A na zakończenie czuję się zmuszona powiedzieć (choć nie chcę być odebrana jako zadzierająca nosa): Przemku, odrób lekcje i przeczytaj coś więcej niż trzy zbiory felietonów i stronę Śliwińskiej, sięgnij po wstępy do przekładów, recenzji teatralnych, a także – do tego, co o Boyu pisali jemu współcześni – Irzykowski, Miller, Kaden-Branowski, Czarnecki, Haecker czy Stawar. Następnie zapoznaj się z Dołęgowską-Wysocką, Sterkowiczem, Winklową, Makowieckim, Czarnikiem. Przeczytaj „Listy” Żeleńskiego, przejrzyj archiwum „Robotnika” i „Wiadomości Literackich” – jestem przekonana, że wówczas nie będziemy polemizować tak ostro, jak teraz.

PS.
W swojej odpowiedzi Przemek kilkakrotnie wspomniał, że jestem Młodą Socjalistką – słusznie, bo jestem. Chciałabym jednak, by nie to stało się wyznacznikiem przy ocenie moich tekstów. Jestem Młodą Socjalistką, ale też rozkochaną w dwudziestoleciu międzywojennym polonistką, która poświęciła Żeleńskiemu wiele miesięcy swojego życia i zamierza więcej – stąd tak radykalna reakcja.

autor: ma.w, data nadania: 2010-09-01 07:36:11, suma postów tego autora: 52

odpowiedz

Droga Marto,
To, że jesteś Młodą Socjalistką nie jest dla mnie żadnym wyznacznikiem i nie będzie, ale mogłem chyba o tym wspomnieć?
Co to reszty- ja chyba nie przekonam Ciebie a Ty mnie..A lekcję odrobię, Pani magister(mam nadzieję)
Powodzenia w starciu z młodzieżą!

autor: prekiel przemyslaw, data nadania: 2010-09-01 17:47:01, suma postów tego autora: 275

:)

Panią magister mam nadzieję zostać na 70 rocznicę Boyowi, a młodzież jest rozkoszna, wspaniała i już ich kocham, a oni mnie!

PS. to PS to tylko PS, na wszelki wypadek

autor: ma.w, data nadania: 2010-09-01 18:43:37, suma postów tego autora: 52

Dodaj komentarz