W tym nienormalnym systemie i - w równym stopniu - nienormalnym kraju takie myśli co jakiś czas musi mieć każdy normalny człowiek.
to nie to samo, co myślenie o samobójstwie a tym bardziej przygotowywanie się do niego. Autor pomylił pojęcia. Wiemy, że nadejdzie ale na pewno rzadko o niej rozważamy. I dobrze, że tak jest. Inaczej nie podejmowalibyśmy się trudu, którego rezultaty ułatwiają albo uprzyjemniają nasze życie. Świadomość, że śmierć oznacza nasze nieistnienie ułatwia pogodzenie się z nią. Gorzej jest z tymi, którzy oczkują po niej raju.
do wpisu osobistego chłopcy dali ci komentarz polityczny.
Doły, depresje i myśli samobójcze miewa się nie z powodów politycznych ani w ogóle publicznych. Raczej osobistych. I nie ma na to lepszego lekarstwa niż czyjaś przyjazna obecność. To ona przywraca elementarny ład, bez którego trudno mieć apetyt na życie.
Pozdrawiam:)
Dokładnie...rozgryzłaś mnie!
Pozdrawiam.
bo takie coś jest mi znane z autopsji:) Podejrzewam zresztą, że każdemu. Tylko nie każdy ma odwagę się do tego przyznać. Komentarze chłopców też mają charakter unikowy, choć nie sądzę, żeby nie wiedzieli, o czym naprawdę mówisz.
Szacunek dla ciebie, że było cię stać na szczerość.
Co do wiersza, to jest (jak dla mnie) nieco grafomański:) Nie znam go - jakiś rap? Ale dobrze oddaje klimat, co prawda to prawda:)
Nie wiem czy to rap, znalazłem i wpisałem, świetnie oddaje stan mego ducha:)
Sam też coś naskrobałem, ale chyba mi nie wyszło...
i wspólnie pomilczeć.
to naprawdę nie życzę nikomu, żeby dowiedział sie co to znaczy nieszczęście tak jak ja się dowiedziałem.
Fajny gest:) Bardzo chętnie, odezwij sie do mnie na meila- lansjer@poczta.fm
Dzięki!
Ucieszyła mnie wiadomość, że polityczne komentarze chłopców dały ci co najmniej pretekst do spotkania się z dołującym autorem i wyciągania go z psychicznego dołka. Jeżeli ci się to udało, to uznam, że przyczyniły się w jakieś tam cząstce do twojego sukcesu. A śmierć jest śmiercią. I tak nadejdzie. Ale póki co cieszmy się, że zdołałaś kogoś wyrwać z jej objęć.
Szanowny Kolego Autorze!
Poezja przez Ciebie zamieszczona nie jest wysokich lotów, nie mniej jednak każdy może mieć chwile słabości. Wierszyk, bo inaczej tego nie nazwę, jest kiepski i... jak z szuflady nastolatki. :) Polecam:
Virginia Woolf — Orlando (II)
"Gdybym umarła, byłoby to dla świata obojętne!"
Virginia Woolf — Orlando (II)
"Ach! [...] Przez wiele stuleci szukałam szczęścia, i nie znalazłam go, szukałam sławy, i ominęła mnie, szukałam miłości, i jej nie zaznałam. Życie i jego sąsiadka, śmierć, są lepsze. Znałam wielu mężczyzn i wiele kobiet [...] lecz nikogo nie rozumiałam."
Polecam także sztuki Sary Kane. Są przepełnione bólem, tęsknotą za miłością i depresją. Po ich przeczytaniu zobaczysz, że tak naprawdę nie masz problemów. Czego z całego serca Ci życzę!
Po pierwsze to nie mój wiersz, a po drugie nie wiersz tu jest najważniejszy
to nie wpis jest dołujący, to to wierszydło (*_*) i Jak ma rację absolutną - Ty zmień literaturę (*_*)
Teraz trochę bardziej serio. Piszesz o samobójstwie: "Nie, żebym to zrobił - jestem chyba zbyt dużym tchórzem" - mylisz się Przemku. To tchórze nie mają odwagi, by zmierzyć się z życiem i odbierają je sobie, zostawiając bliskich z rozpaczą i niezawinionym poczuciem winy...
Nigdy, nigdy, przenigdy nie pomyślałam o samobójstwie. Nawet gdybym miała za chwilę wylądować w rynsztoku, lub umrzeć za dwa dni. W rynsztoku mogę znaleźć szczęśliwą monetę lub miłość życia. Na pogrzebie zapłaczą ci, którzy mnie kochali, a zatańczą ci, którzy nienawidzili - będą mieli radochę i aerobik (*_*)
O śmierci myślę często. Tyle jej ostatnio wokół mnie. Dałam już nawet wytyczne - co się nada - na części zamienne, resztę spalić, wsypać do flachy i zakopać (*_*)
A sukcesy? Niedawno czytałam Twój list w "Angorze". Taki mały sukcesik!
Sie 3m!!!
.
Wiadomo, że tak się mówi że samobójcy to tchórze, ale żeby to zrobić to jednak jakiś rodzaj odwagi jest potrzebny (jak to mówiła wspominana Sarah Kane {też miała ciężkawo}: "nie pragnę śmierci, żaden samobójca jej nie pragnie").
A czasem jest aż tak przejebane, że naprawdę ciężko mierzyć się ze światem.
No a wierszyk dobry nie jest, już lepiej zacytować jakiegoś podziemnego emorapera.
Jak ja lubie czytać o sobie Prekielku...kojarzy mi się to z pewna urocza pielęgniarką, która tak mnie właśnie nazywała.
Dzieki za dobre słowa!
Ps: Jaki mój list w Angorze? Nic nie wysyłałem...
List jest zamieszczony w "Angorze" nr 28 z 11 lipca na str. 64. Mam przed sobą wymiętolony egzemplarz. Zatytułowany jest "Wybraliśmy, czyli spóźniony list".
Zaczyna się:
"Wizerunkowa zmiana Jarosława Kaczyńskiego przekroczyła kolejne granice. Najpierw z drapieżnego wilka przeistoczył się w owieczkę i przyjaciela Moskali, a obecnie stara się udowodnić wszem i wobec, że jest lewicowcem z krwi i kości. Czy - jak mówi Jacek Kurki - ciemny lud to kupi?"
A kończy się:
"Wybór jest jak między dżumą a cholerą, bądź jak stwierdził poseł Lewicy, Władysław Martyniuk - między "o Matko Boska" a "o Jezus Maria"."
Podpisano:
PRZEMYSŁAW PREKIEL 24.06.2010r. (adres internetowy)
Hm... Nawet gdzieś tu podobne rzeczy czytałam...
Getzz... Samobójcy chorują na duszę i "brak czyjejś przyjaznej obecności, przywracającej elementarny ład, bez którego trudno mieć apetyt na życie" jak przepięknie napisała zielona.
Miałam już w życiu takie doły i depresje, że nie wychodziłam z domu przez tydzień, dwa. Nie chciało mi się myć, ubrać, jeść, pójść do ubikacji... nic. Tylko leżenie, tępe wpatrywanie się w telewizor, zapalanie 50 papierosa, picie wody, którą ktoś podał. Właśnie, podał. Bo była czyjaś obecność. Dlatego samobójca to człowiek samotny, któremu brak jest czyjeś przyjaznej obecności mimo że obok przewala się tłum... Może dlatego dotąd nie targnęłam się na siebie, bo mam do kogo się odezwać, a nawet być zwyzywaną i potrząśniętą jeśli mi się odezwać nie chce?
To, że napisałam "nigdy, przenigdy..." nie znaczy, że kiedyś o tym nie pomyślę... kiedy zabraknie czyjejś przyjaznej obecności, której trzeba także szukać samemu, a jak się napatoczy - nie odtrącać. Nawet jeśli jest to menel w parku, źle wykształcona sąsiadka, własne dziecko, matka trująca pierdoły...
Ale nie sądzę. Ja siebie po prostu lubię. Jestem zbyt ciekawa życia.
(*_*)
Masz racje...przepraszam. Wysyłałem kiedyś, nawet sam zapomniałem..
A co do wiersza- dajcie juz spokoj:(
Powinnismy byc zadowoleni z zycia, tworczy, usmiechnieci. Wstawac z lozka z usmiechem i polozyc sie spac z poczuciem spelnionej misji. A tu nagle NIC.NIC Nie cieszy, nie bawi, nie ciekawi. Zabc sie? ja tam nawet nie mialabym odwagi sie pociac. Tworcze mysli? Nie stac juz na nie. Bezmyslna konsumpcja tresci telewizora i komputera, i to beznadziejne poczucie ze zyje sie na darmo. No wlasnie. Dlaczego zyjemy? Dlaczego czujemy sie tak pusto, konsumujac obrazy, teksty (byle nie za dlugie). Co jest ze mna nie tak, zastanawialam sie. Nic nie robie! Nic nie stworze! Terminy na uniwerku leca. Nie ma czasu na depresje. Zycie staje sie coraz krotsze. Miedzy innymi przez to, ze nie ma czasu na depresje.
Dziekuje za ten wpis. Zapewne wielu dziekuje ze mna. Wstyd depresji przelamany. Wiez solidarnosci zawiazana.
Przyznam, że obawiałem się jakie mogą być reakcje na ten wpis. Dzięki wszystkim za wyrazy solidarności.
P.