Komentarze czytelników portalu lewica.pl Komentarze czytelników portalu lewica.pl

Przejdź do menu

Komentowany tekst

Wszystkie dzieci są nasze

Komentarze

Dodaj komentarz

A ja chce kiedyś zostac ojcem

mam nadzieję że to nie jest oznaka szowinizmu

Ludzie kochają dzieci, bo dziecko to człowiek niezepsuty przez cywilizację, taki ,,dobry dzikus''

autor: Postsocjalista, data nadania: 2011-03-30 21:54:17, suma postów tego autora: 1953

kolejny

dzień kolejne dramaty... Jak nie rozkraczeńcy to matki z dzieckiem. Okrutny bywa ten świat.

autor: maciej stanczykowski, data nadania: 2011-03-30 22:07:20, suma postów tego autora: 899

Pytanie do czytelników


Czytam tego bloga, czytam i czytam i mam do was pytanie - czy tylko ja odnoszę wrażenie, że autorka jest socjopatką?

autor: bullshit.detector, data nadania: 2011-03-30 22:07:33, suma postów tego autora: 213

...

Sądząc po wpisach najprawdopodobniej, acz nie koniecznie musi to być wadą :)

autor: Marek, data nadania: 2011-03-31 00:51:39, suma postów tego autora: 1715

***

"Dzieci nie są zlośliwe, dzieci są złe"
FREUD

autor: nikyty, data nadania: 2011-03-31 01:17:00, suma postów tego autora: 3572

problem nie jest poważny, ale ciekawy

Faktycznie w Polsce jest obsesja na punkcie dzieci. Z niej bierze się tzw. bezstresowe wychowanie (w jego wypaczonej wersji). Autorka nie atakuje ludzi, którzy chcą mieć dzieci, ale obśmiewa tych, dla których macierzyństwo jest obsesją.

autor: Pikos, data nadania: 2011-03-31 14:00:51, suma postów tego autora: 876

@ Pikos

Prawdopodobnie ta obsesja bierze się właśnie z niskiego przyrostu naturalnego, podobno Polki na wyspach ustępują pod względem udzieciowienia jedynie Pakistankom i obywatelkom Bangladeszu, współczynnik ostro przekracza dwoje dzieci na jedną Polkę

autor: Postsocjalista, data nadania: 2011-03-31 16:12:36, suma postów tego autora: 1953

...

Na wstępie - dzieci mnie ani grzeją, ani ziębią.

"w Polsce jest obsesja na punkcie dzieci"

Na czym ona polega?
Czy obsesją jest pozytywne nastawienie do dzieci, uśmiechanie się do dziecka, traktowanie go z czułością?
Czy dziecio-obsesją są miejsca dla wózków w autobusach, pokoje rodzinne w centrach handlowych?
A może to, że młode matki, kiedy się spotykają, rozmawiają o swoich dzieciach, problemach wychowawczych, cenach pieluch?
Równie dobrze można pisać o obsesji futbolowej, samochodowej, psiej, kociej, seksualnej etc...
Oczywiście - istnieje zjawisko rodzinnej presji na młode kobiety, żeby były szczęśliwymi mężatkami i matkami - ale jaki ma ono rozmiar, skutki? I czy jest ono tak jednoznacznie negatywne, bierze się ze złych pobudek?

autor: bullshit.detector, data nadania: 2011-03-31 17:09:11, suma postów tego autora: 213

zgoda z autorką

Trafne i jak najbardziej oczy-wiste spostrzeżenia. Powiem więcej, mimo iż może powinienem się wstrzymać: mdli mnie od ludzi o takich postawach względem dzieci - zarówno kobiet, jak i mężczyzn (bo i wśród meżczyzn to występuje, choć naturalnie znacznie rzadziej).

autor: Bury, data nadania: 2011-03-31 20:33:13, suma postów tego autora: 5751

Jak przystało na PRAWDZIWE wyzwolone

jedna z nich pokazuje znak szatana.

autor: Cud2, data nadania: 2011-04-01 08:19:10, suma postów tego autora: 3207

Obsesją jest określanie się wyłącznie w kontekście dzieci

i rodziny, dodałbym, bo jak słusznie zauważa Janusz Czapiński, w Polsce przesadzamy z kultem rodziny.
Problem demografii jest poważny i jak najbardziej trzeba go rozwiązać, ale obsesja na punkcie dzieci wcale nie przekłada się na wzrost ich liczby. Pary mają jedno, maksymalnie dwójkę, ale jak pisze autorka, rozmawiają tylko o nich, żądają ciągłego im kadzenia, są nadopiekuńczy. Oczywiście często bywa odwrotnie - dzieci są poniewierane. Królują dwie skrajności. A i tak wszystko bierze w łeb w pewnym wieku. Bo dzieci są ukochane, ale mniej więcej do 5. roku życia.

autor: Pikos, data nadania: 2011-04-01 13:09:56, suma postów tego autora: 876

A mnie się wydaje...

...jako osobie, która z dużą satysfakcją nawiązuje w środkach komunikacji kontakt wzrokowy z dzieckiem (czyli chodzi o robienie głupich min dla dziecka i własnej przyjemności), więc wydaje mi się, że takie zachowania akurat wyjątkowo pozytywnie świadczą o osobach je podejmujących i o społeczeństwie w większej masie: raz - bezinteresowna życzliwość, której jest za mało tak w ogóle, dwa - skupienie uwagi na dość pogardzanej grupie społecznej, jaką są dzieci, trzy - przeciwstawienie się innemu trendowi, znacznie bardziej negatywnemu, czyli agresywnego traktowania dzieci: jak dziecko się drze w środkach komunikacji publicznej, to natychmiast praw nie ma żadnych ani jego matka/ojciec ani ono (te spojrzenia i komentarze pod hasłem rozwydrzony bachor a matka temu winna, won z autobusu albo niech chociaż przywali temu bachorowi, to nie jest moje urojenie). Albo komentarze pod adresem kobiety, która w miejscu publicznym ośmieli się karmić piersią - to też nie jest dowód na dziecioobsesję, lecz raczej na dziecio- i matko pogardę. Nadto szczerzenie zębów do dziecka jest nawiązywaniem kontaktu ze swoim wewnętrznym dzieckiem i zwyczajnie może być przyjemne, odstresowujące i relaksujące.

Już nie mówiąc o tym, w jak wielu miejscach matka z dzieckiem nie ma prawa bytu: od sklepu (we Wrocławiu jest ich kilka) gdzie każą wózek zostawiać na zewnątrz, do knajp, gdzie cudze dzieci jakoś zawsze komuś przeszkodzą. Więc to chyba raczej w drugą stronę można byłoby się przyczepić, i słusznie robi to Fundacja Ma Ma np.

Szczerze mówiąc powyższy wpis mi wygląda (przepraszam autorkę) na wpis starego kawalera (to określenie nie dotyczy stanu cywilnego, ale charakteru), wroga dzieci, psów i kotów, któremu wszystko, co małe, przeszkadza, pałęta się pod nogami i miauczy, a jeszcze niektórzy ośmielają się to pogłaskać albo zaciumciać pod adresem tego czegoś. Takie mam skojarzenie, może niesłuszne.

O ile rozumiem przewrażliwienie na punkcie negatywnych reakcji, o tyle czepiania się pozytywnych - szczerzenia zębów do dziecka, obłapiania cudzych piesków itp. - już nie.

Ech... niech no jakiś wózek w tramwaju dziś zobaczę, zaraz będę się wydurniała do malucha w nim. Po tym poście nabrałam na to chęci.

autor: front_ludowy, data nadania: 2011-04-01 13:32:04, suma postów tego autora: 626

narazie krotko

Zdadzam się z frontem ludowym. Aż mi ten post poprawił humor. Dłużej o tym później.

autor: yona, data nadania: 2011-04-01 13:46:56, suma postów tego autora: 1517

front ludowy

ma rację. Poza tym- co to za chrzanienie o społeczeństwie przyjaznym dzieciom (i matkom)? Ile razy byłam świadkiem kosmicznego zgorszenia i oburzenia okolicznej ludności na widok płaczącego w autobusie/sklepie dziecka! Ile razy widziałam kobiety w ciąży, którym nikt nie ustąpił miejsca! A co do ciumkania i min- u niektórych ludzi dzieci budzą uśmiech, tak po prostu. Poza tym, że nie znoszę, jak ktoś wszystko zdrabnia, mówiąc do małego człowieka, nie widzę w tym nic złego.

autor: Gosia, data nadania: 2011-04-01 15:03:34, suma postów tego autora: 168

yyyyyyyyyy

Jest coś co autorkę nie denerwuje i jej nie przeszkadza? Kiedy możemy się spodziewać galerii zdjęć dzieci z odpowiednim komentarzem? (analogicznie do galerii obiektów/przedmiotów, czyli mężczyzn, których autorka lubi podglądać w komunikacji miejskiej, i których fotografowanie sprawia jej - czego nie ukrywa - niebywałą rozkosz).

autor: rote_fahne, data nadania: 2011-04-01 18:39:10, suma postów tego autora: 1805

Ad rem

Tak, ktoś dobrze zasugerował - autorka jest socjopatką.

autor: jurek_urban, data nadania: 2011-04-01 21:40:15, suma postów tego autora: 107

Miałam się nie odzywać, ale...

Na wiosenną depresję, droga Anno, najlepsza jest witamina CHA (dobry seks), a z braku tegoż - sok pomidorowy zamiast odgrzewanych nudli ze szpinakiem...

front_ludowy ma oczywiście sporo racji.
Ja zazwyczaj nie "zaczepiam" dzieci, bo nie sądzę, by one lub opiekunowie sobie tego życzyli. To raczej one trącają mnie kończynami kiedy nie odpowiadam na ich spojrzenia. I choćbym nie wiem jak była zmęczona okazuję zainteresowanie i podejmuję zabawę. Ale nigdy, przenigdy nie ciumkam, nie cmokam, nie seplenię i nie zdrabniam. Uważam, że to uwłacza inteligencji małego człowieka, mojej zresztą także...

Oprócz soku pomidorowego dobra jest też melisa z miodem.
.

autor: Hyjdla, data nadania: 2011-04-02 00:27:37, suma postów tego autora: 5956

.

Autorka jest po prostu sfrustrowana życiem i dlatego wiecznie marudzi.

autor: kuba, data nadania: 2011-04-02 10:29:46, suma postów tego autora: 67

O to to!


Hyjdla ma rację - jeśli już coś z postawy polskich kobiet wobec dzieci należałoby skrytykować, to właśnie to idiotyczne zdrabnianie, mówienie jakimś kretyńsko-mlaskliwym narzeczem, traktowanie dzieci (zarówno tych całkiem małych, jak i dorastających) jakby były ograniczone itp...
Dlatego mam wielki szacunek dla wszystkich rodziców, którzy nawet najmłodszemu dziecku starają się opowiadać o świecie i tłumaczyć świat normalnym językiem, w racjonalny sposób, który z jednej strony wymaga od dziecka przynajmniej minimum intelektualnego zangażowania, a od rodzica częstokroć zdobycia nowej wiedzy.

***

Z zabawnych rzeczy - ostatnio w parku, babcia z wnukiem (na oko 5 lat), wnuk dziarsko hasa po psich kupach gdzieniegdzie upstrzonych trawnikiem (jak to w parkach polskich miast), z ławki babcia woła wnuczka:
- Krzysztofie, wracaj już. Krzysztofie!
Pięcioletni Krzysztof nie zwraca na nawoływania uwagi, babcia rezygnuje i siedzi dalej.

autor: bullshit.detector, data nadania: 2011-04-02 13:46:44, suma postów tego autora: 213

...

To uśmiechanie się do dzieci, to instynkt. Przecież małpy też tak reagują na inne małpiątka, a nawet więcej. Tylko stary goryl w przypływie - na pewno - choroby psychicznej zeżre czsem jakieś małe, oczywiście nie w ZOO. Można walczyć z instynktem, ale do pewnych granic.

autor: prezio, data nadania: 2011-04-02 14:28:21, suma postów tego autora: 878

no chyba lepiej się do dziecka uśmiechać, niż je kisić w kapuście, zostawiać

w plastykowej reklamówce na śmietniku, podrzucać w "humanitarnej klapie" i mścić się na maleństwie za własne klęski.
Nie widzę żadnej przesady w zajmowaniu się dziećmi w Polsce. Dzieciństwo mija tak szybko, i ma tak wielki wpływ na przyszłe zachowanie dorastającego człowieka, że nie jest wręcz możliwe, by dziecko kochać nadmiernie (nie mam na myśli rozpuszczania go z powodu własnego wygodnictwa lub poczucia winy). To bardzo piękne, że niewinne, bezbronne istotki budzą w ludziach tak wiele ciepła i dobrych uczuć.

Autorka najwyraźniej prowokuje. Nikt przy zdrowych zmysłach nie krytykuje nikogo za uśmiechanie się do dziecka.
Żadne z dzieci nie jest winne temu, że autorka jada odgrzewany szpinak (na jakąże cholerę odchudza się ona? - taka WYZWOLONA KOBIETA a tak podatna na wpływ mody! Zjadłaby coś konkretnego, to i sił do pracy miałaby więcej i byłaby bardziej przyjazna ludziom - także tym najmniejszym). Najwyraźniej nie była ona naprawdę aż tak zmęczona, jak usiłuje to twierdzić. Człowiekowi naprawdę zmęczonemu jest wszystko obojętne i nie marnuje on resztki sił na zajmowanie się głupotami. Frustracja Autorki wynika z czegoś innego - zakładając, że jest ona prawdziwa. Być może jest Autorka "zbyt piękna, by mogła być szczęśliwa" - tak mawiała rzekomo Katrin Denew, zakochana w sobie nie wiadomo czemu. Urodę bowiem ma ona średnią i na ulicy - gdyby umyślny nie biegł przed nią z tablicą z jej nazwiskiem - to nawet by nikt nie zwrócił na nią uwagi.
Wracając do dzieci, to do dziś ze wzruszeniem wspominam chwile, gdy mój synek miał w zwyczaju wymiotować mi na plecy, gdy już gotowa do wyjścia znosiłam go na dół do wózka. Wycwaniłam się i nosiłam bluzki we wzory, na które kładłam pieluszkę tetrową na ramię. Albo miałam w zapasie inną bluzkę, którą mogłam w razie co ubrać w miejsce tej poplamionej. Ale to dla Autorki zbyt skomplikowane, bo jest ona zbyt piękna/mądra/inteligentna/i ogólnie cudowna, by mogła wykazać się zwykłymi, ludzkimi cechami. Ale jakby się ona nie starała, i tak i tak któregoś dnia będzie miała zmarszczki, obwisły biust, drugą brodę, będą ją bolały kolana, puchły nogi w kostkach, drętwiały ręce - i daj jej to Panie Nasz! Bo "jeżeli masz ponad siedemdziesiąt lat, budzisz się z rana i nic cię nie boli, no to już nie żyjesz" :))))

autor: nana, data nadania: 2011-04-02 16:41:21, suma postów tego autora: 4653

Prima Aprilis

A ja wciąż myślę, że to ze strony Autorki przedwczesny primaaprilisowy żart. No bo jak to...?

autor: Gosia, data nadania: 2011-04-02 17:29:52, suma postów tego autora: 168

Przerąbane,

coś czuje że każdy dzień autorki wygląda jak każdy dzień głównego bohatera z dnia świra.

autor: A.Warzecha, data nadania: 2011-04-03 13:27:42, suma postów tego autora: 2743

wrog nigdy nie spi

to sie chyba nazywa MANIA PRZESLADOWCZA....

autor: marita, data nadania: 2011-04-03 21:52:57, suma postów tego autora: 3

...

1) Depresja przedwiośnia
Deszcz pada i mam depresję, poza tym ogólnie jestem przewrażliwiona, więc sobie ponarzekam również. A moje rozdrażnienie wywołują właśnie ludzie zwracjający innym uwagę. Tacy którym wszystko przeszkadza, chcący wsystkich wytresować i dostosować do swoich dziwnie pojmowanych wymogów współżycia społecznego. Gdy mi się nie chce, to tylko wzruszam ramionami, gdy mam zły humor podejmuję z nimi dyskusję i zwracam im uwagę, żeby nie zwracali innym uwagi, co samo w sobie jest już sytuacją tak zapętloną wewnętrznie :). Często wywołuję tym zdziwienie adresata uwagi, zaskoczonego tą dziwną obroną, ale nic bardziej mylnego. To nie jest żadna obrona, to tylko mój trudny charakter i rozdrażnienie na owego niezdowolnego.

Na tej właśnie zasadzie nie tyle śmieszne, co własnie irytujące wydawały mi się wpisy na tym blogu dotyczące tego jak kto siada w tramwaju. Można wzruszyć ramionami i się uśmiać, ale właściwie samo zjawisko nie jest do końca śmieszne i nie wtedy kiedy jest powtarzalnych. Kilku takich którym wiecznie coś przeszkadza potrafią naprawdę życie utrudnić. Chociaż siadam najczęściej z nogą na nogę i jeżdżę samochodem, ale zjawisko to znam doskonale. Najczęściej właśnie wtedy gdy jestem zmęczona, wracam z jakiegoś ciężko stresującego wdrożenia i myślę tylko o tym, że w domu nie mam nic do jedzenia, nawet jakiegoś tam szpinaku, a do sklepu iść za późno i nie mam siły. Właśnie wtedy wyskakuje zza węgła jakiś niezadowolny z uwagami. A to rano tupałam w kuchni (co zapamietał przez 3 dni od poniedziałku), a to nie wyjęłam gazet ze skrzynki i padało więc po tej gazecie terretycznie sciekło do skrzynki niżej, a to cos innego. I choćby się nie wiem jak starać, choćby dla świętego spokoju, na wszystko nie wpadniesz. Przynajmniej ja nie wpadam. To trzeba być może od dziecka tresowanym. To ten obrazek ślicznie uzupełnia. Jak ten wpis o dzieciach ślicznie uzupełnia poprzednie foto story o tych co to zdarzyło im się nie tak usiąśc w metrze i torbę nie tam gdzie trzeba postawić.
Zauważyłam, że w Niemczech podstawową reakcją rodziców na jakikolwiek dzwięk ze strony dziecka, pisk, chocby radośmy, czy głośny śmiech nawet jest tutaj "ciiiiiiii". Bo jeszcze mogłoby komus przeszkadzać. I nikt się nie uśmiecha w odpowiedzi. Nie ciamka, nie mlaska nie robi głupich min, żeby je dalej rozśmieszyć. Aż się przykro robi. Kiedy jestem wieczorem w domu i akurat nie mam nic do prania, żeby pralka grała, włączam wiatrak, muzykę. Inaczej panuje taka cisza, aż wywołuje dziwny niepokój. Nie słychac bawiacych sie dzieci, ludzie poruszają się po ulicy jak cienie. Nikt nie tupnie, nie trzaśnie dzwiami choćby przypadkiem bo mu się wyslizgną. Nawet psy przyuczone nie szczekać. Cisza. Dzwoni w uszach. Niezdrowa. Grobowa. Nie do wytrzymania.

2)Ezoteryczna teoria

Autorka pisze: "Wszak ezoteryczna teoria głosi, że dziecko intuicyjnie wyczuwa aurę człowieka. Jeśli płacze na czyjś widok to znaczy, że ta osoba jest ZŁA"
Autorka nie ma pojęcia o ezoterycznych teoriach, czyli o przesądach po prostu. Nie jest to oczywiście żaden zarzut, ale jakby kogoś interesowało śpieszę wyjaśnić jak to się rzecz z przesądami około-dziecięcymi ma.
Otóż osoby uśmiechające się od dziecka, robiące do niego miny itp. to są właśnie osoby nieprzesądne i co więcej takie, które albo jak autorka z przesądami bądź w ogóle nie zaznajmiły się, bądź w przesądność bliźnich nie wierzące i nie podejrzewające, że może ich za to spotkać agresja ze strony przesądnych rodziców. A może, bo przesąd głosi, iż na dziecko patrzeć nie wolno. A w każdym razie nie wolno osobie obcej. (A szczególnie kobiecie, bo jakoś "przesądność" wszelka kobietę zwykła demonizować w pierwszej kolejności.) Osoba taka patrząc na dziecko może je "zauroczyć". Czym się takie "zauroczenie" objawia nie będę pisać, bo zdania uczonych są podzielone. Ale generalnie przyjmijny, że dziecko "zauroczone" to niedobrze i nie oznacza to bynajmniej "zachwycone", tylko raczej, że rzucono na nie "urok" w sensie czar jaki. Ponadto uwaga!- długo tego nie rozumiałam, zauroczyć może każdy obywatel (a przede wszystkim obywatelka) i to czasem czystym przypadkiem. Nie chodzi o to, że osoba przesądna wierzy, iż spotka przypadkiem gdzieś w tramwaju czarownicę, jak sądziłam kiedyś naiwnie.

Wobec tego zapobiegliwy rodzic troszczy się o to, żeby wzrok takiej osoby postronnej odwócić od dziecka. W tym celu umieszcza się na ubranku dziecka, najlepiej na czapeczce jakiś czerwony element. Pomysł jest taki, że kolor czerwony ściąga wzrok, więc taka obce kierując niecnie wzrok na dziecko zawiesi wzrok na tym czerwonym i nie zauroczy.
Wyszystko się to wydaje może śmieszne i nie do wiary, ale przesąd jest powszechniejszy niżby się mogło wydawać. Na odziale noworodkowym jest całkiem sporo młodych matek, które zadają sobie trud i przyszywaja dziecku czerwoną nitkę. Dobrze jest o tym wiedzieć być może i nie uśmiechać się do dziecka, które ma np. z głupia frant przypiętą nie pasującą do ogólnego ubranka czerwona brochę :)

3)Aspekt feministyczny.
Autorka dorabia feministyczną peuntę podciągając pod feminizm zjawisko stare, znane reakcyjne i bynajmniej z feminizmem nie mające nic wspólnego. Przykłady przedstawiła front, nie będę więc po niej powtarzać, choc mogłaby dodać pare swoich. W skrócie chodzi tylko o postawę pt. jakim prawem ten dzieciak znajduje się w miejscu publicznym? Przede wszystkim powinno go nie być, a jeśli już jest, to powinnien przynajmniej zachowywać się jakby go nie było, żeby przypadkiem bynajmniej komuś nie przeszkodzić. Postawa ta przyjmuje jako wyjściowe założenie, że przestrzeń publiczna należy do mężczyzn. Bo nie róbmy sobie złudzeń wyznawcy tego poglądu są najczęściej przekonani, że tym kto powinnien to dziecko nam sprzed nosa zabrać jest nie ojciec, lecz matka. To ona powinna z tym dzieckiem zniknąć w domu. A jeśli już jest w przestrzeni publicznej, to jest gościem i powinna się starać być jak najmniej uciążlilwa. Daltego to ona i dziecko ma się dostoswać do otoczenia, a nie otoczenie do dziecka. Wysiłek jest po jej stronie. Ma zmusić dziecko, żeby nie płakało, nie było głośno, nie brudziło. Jej podstawonym obowiązkem jest zadać sobie ten trud i on niej oczekuje się efektu. Bezwzglednie. Trud po stronie otoczenia polegajacy np. na tym, żeby znieść głośny płacz jak np. znosi się odgłos koparki zza oka w ogóle nie jest rozważany. Tłum jest w prawie, tłum może wymagać. Jeszcze, choć i tak wielkodusznie w niektórych miejscach dziecko jest tolerowane. Np. komunikacji miejskiej, bo może się przemieszcza powodowana jakimiś obowiązkami, ale knajpa, restauracja miejsca do których chodzi się dla rozrywki tu już reakcją najczęściej jest dzika agresja. "Bo czemu ta durna baba nie została z bachorem w domu?"
To są echa pruskiego "Kinder, Küche..." też u nas jakoś obecne. Żeby przekształcić to pod feminizm jak autorka, to już doprawdy groteska.

autor: yona, data nadania: 2011-04-04 11:27:34, suma postów tego autora: 1517

oby autorka nigdy nie zdecydowała siena macierzyństwo

Bo współczułbym bardzo jej dzieciom... które wychowywać będą pewnie dziadkowie, bo przecież autorka do wyższych celów jest stworzona.
Osobiście na nic nie zamieniłbym ani jednego dnia spedzonego z moją córką. Tego nie zastąpi kariera czy pieniądze.
Cierpią niestety dzieci, które matki mają tylko w metryce urodzenia. Na szczeście większości kobiet to nie dotyczy.
Macierzyństwo i ojcostwo to jedne z najpiekniejszych rzeczy w życiu większości ludzi. Autorki to nie dotyczy, bo chyba jednak jest tą socjopatką jak twierdzi bullshit.
Nic tylko współczuć.

autor: sierp_i_młot, data nadania: 2011-04-04 14:51:53, suma postów tego autora: 6205

Jest mi strasznie przykro,

że moja ulubiona blogerka ma od jesieni chandrę ustawiczną i nowy aparat telefoniczny na dodatek.
Albo obsesyjnie fotografuje rozkraczeńców albo wyżywa się na dzieciach zaśmiecających swą obecnością przestrzeń publiczną. Podejrzewam, że nie cierpi dzieci i nie będę się tutaj pastwić nad jej psychiką spaczoną przez molestujące ją o prokreację otoczenie cioć i wujów przeróżnych, co by nie dawać argumentów Getzzowi na przykład(*_*) Na zicher zgadłam z tymi wujami...
Ja też nie cierpię dzieci... cudzych, bo widzę ich przez pryzmat rodziców, często skończonych idiotów. Ale co winne są dzieci, które upatrzyły se Hyjdlę i targają ją za włosy i trącają rąsią i kopną w kolano kiedy ona niechętna zabawom? Reaguję z uśmiechem, a uśmiech jest w oczach, nie na ustach ciumkających. Warto się rozjaśnić...
To może dziwne ale ja pamiętam doskonale kiedy ktoś traktował mnie w dzieciństwie ciepło i coś zostało mi do teraz z tego spotkania. Taka dobra trauma, która wypycha złe traumatyczne spojrzenia...
Autorce trza życzyć powodzenia w nowej pracy, bo to się czuje i widzi... Coś nie tak wychodzi i to się na wpisy przekłada...
A jeśli naprawdę dzieci nie cierpi, to niech po robocie piechotą wraca na te nudle odgrzewane - jakimiś zaułkami. Może ją tam kto zgwałci... będzie nowy wpis...
(_*_)

autor: Hyjdla, data nadania: 2011-04-04 23:02:06, suma postów tego autora: 5956

Przecież pod tym wpisem nie ma ani jednego mojego

komentarza, Hyjdla (i więcej nie będzie).
Kiedyś mogło mnie u Autorki coś tam denerwować, teraz nie czytam bloga po prostu (w przeciwieństwie do twoich wpisów, które czytam, może nie zawsze, ale często; zgadzałem się z nimi nie raz).

autor: Getzz, data nadania: 2011-04-05 14:06:24, suma postów tego autora: 3554

No i co z tego, że nie ma komentarza Twojego???

(*_*)
Się dawno nie widzieliśmy, a że Cię lubię, to mi się tutaj przypomniałeś, właśnie dlatego, że nie lubisz bloga tego!
Się Tobą podparłam jak autorytetem jakim, żeby całkiem blogerki nie zdołować. Boś Ty jeden z inteligentniejszych użytkowników. Cudokiem przecież nie będę się podpierać, czy innym prawackim globtroterem, no nie?
Pozdrawiam.
(*_*)

autor: Hyjdla, data nadania: 2011-04-07 20:31:05, suma postów tego autora: 5956

Dzięki,

Hyjdla.

autor: Getzz, data nadania: 2011-04-10 12:08:59, suma postów tego autora: 3554

dziumdzianie

Oj, ja jestem zagorzałą feministką, łażę na wszystkie manify i parady równości, ale nigdy, przenigdy nie przejdę obok dziecka, nie uśmiechając się do niego solidarnie. Tak, solidarnie, bo wciąż czuję się dzieckiem, dziecięce spojrzenie na świat jest dla mnie wielką wartością i skarbem, ta szczerość uśmiechu - albo jego brak, jeżeli akurat dziecko się boi czy nie jest w nastroju. Przykro mi czytać, że uważasz to za jakieś matkopolkowe uwstecznienie...
P.S. Jestem Twoją wielką sojuszniczką, jeśli chodzi o zmienianie nazwisk przez kobiety. Nie, nie i jeszcze raz nie!

autor: samasia, data nadania: 2011-05-31 06:39:05, suma postów tego autora: 6

Dodaj komentarz