Wszystkie dzieci są nasze
2011-03-30 20:28:02
W Polsce nie musisz być matką, żeby być matką. Jesteś matką nieustającą, matką dzieci wszystkich, zdolność do macierzyństwa powinnaś eksponować za każdym razem, gdy mijasz wózek lub dziecko.

10:40. Autobus. Wsiada ktoś z wózkiem. Jak na rozkaz trzy kobiety stojące w pobliżu - w różnym wieku i sądząc po ubiorze z różnych środowisk - trzepoczą rzęsami, machają rękami, rozmaślają wzrok. Ślą na wyścigi promienne do wózka uśmiechy. Walczą o palmę pierwszeństwa w wywołaniu dziecięcego uśmiechu.

Dziecko na chwilę się krzywi. Blady strach pada na rozmodlone do dziecka kobiety. Jeśli rozpłacze się patrząc na którąś z nich - to będzie jak znak, jak wróżba, jak jasnowidzenie. Wszak ezoteryczna teoria głosi, że dziecko intuicyjnie wyczuwa aurę człowieka. Jeśli płacze na czyjś widok to znaczy, że ta osoba jest ZŁA.

Twarz małego się rozpogadza. Kobiety znowu zaczynają oddychać. Wózek wysiada. Jak na komendę błyski w oczach znikają, powraca zacięty wzrok. Lekcja aerobiku twarzy skończona. Instruktorką był nastrój dziecka.

12:05. Nowy Świat. Opiekunka bierze na ręce spacerujące z nią dziecko i stawia na parapecie okna kawiarni. Dwóch dziewczyn siedzących przy oknie nie słychać, bo siedzą wewnątrz. Żadnego więc bulgotania, świergotania, piskliwych głosików. Za środek ekspresji muszą wystarczyć im miny. Twarze rozrywają im uśmiechy, a oczy krzyczą: Jakie słodkie maleństwo!!! Ochy i achy zza szyby wyglądają jak conajmniej dziecięcy teatrzyk.

12:30. Kawiarnia studencka. Przy stoliku siedzą dwie kobiety. Na oko trzydziestolatki. Ze wzmianek wynika, że pracownice telewizji. Ładne ładnością kobiecych pism. Wygadane, że aż miło posłuchać. Gdyby było o czym. Bo mówią wyłącznie o swoich dzieciach: ile je, w jakiej pozie śpi, jakim dźwiękiem płacze. Średnio co pięć minut dzwonią do swoich rodziców. Jeśli pięć minut minie bez chwytania telefonu - w szóstej rodzice dzwonią do nich. Rodzice są aktualnie w roli opiekunów wnucząt, żeby matki mogły pójść na kawę. Ta kawa jest jednak tylko o dzieciach.

17:50. Znowu autobus. Niskopodłogowy, z miejscem na wózek dziecięcy i wózek dla osoby niepełnosprawnej. Niemal pusty. Wsiada kobieta z dzieckiem. Z miejsca, gdzie zmieściłyby się dwa wózki i trzy osoby, przegania jednego stojącego tam chłopaka głośnym na cały autobus: "przepraszam". Nim ten zdąży odejść, wjeżdża na niego. Zdejmuje dwie torby z poręczy wózka, jedną stawia mi na kolanach (siedzę nieopodal).
- Nie przeszkadza pani ta torba? - pyta.
Nim zdążę odpowiedzieć, mówi, że te autobusy fatalnie wymyślono, bo... i tu zaczyna się opowieść o konstrukcji wózkowych poręczy.

Wracam z pracy. Jestem bardzo zmęczona. Gapię się w okno wzrokiem tępym, równie tępo obgryzam paznokieć. Myśl moją zaprząta jedynie, czy makaron ze szpinakiem, który został z wczorajszego obiadu, się nie zepsuł i jaką metodą najprędzej go podgrzać. Nie mam siły na żadne konwersacje. I nagle ten wózek, ta poręcz, ta kobieta. Mam poczucie winy, że taki buc ze mnie, co w pogawędkę nie wchodzi. Zazwyczaj bardzo lubię solarisowe rozmowy, choćby o pogodzie. Ale ta pogawędka naprawdę mi nie wchodzi. Wchodzę więc głębiej w rolę buca. W przypadku kobiety to proste: wystarczy przestać się uśmiechać. Zwłaszcza do dziecka.

W Polsce być kobietą i nie robić "ciuciumuciu" do dziecka to zwyrodnienie. Niedługo zaczną za to puszkować. Póki co społeczeństwo diagnozuje takim kobietom dżumę albo cholerę. Niedojrzałość ("jak zrobi się starsza, zacznie na to inaczej patrzeć"), albo zgorzknienie ("to z zazdrości, bo sama chciałaby mieć dziecko"). Trzecia opcja jest jak ten potwór w horrorze: zbyt straszna, by można ją było pomyśleć. I - jak to z potworami bywa - właśnie ona bywa prawdziwa: że ta bestia dziecka mieć nie chce.

Wciskanie kobietom dzieci - najpierw w brzuch, potem w życie - zastanawia także z perspektywy upodmiotowienia dzieci. Skoro dziecko jest człowiekiem, to czemu mam wszystkie dzieci kochać? Ludzi wszystkich nie kocham. Niektórych owszem. Niektórych lubię. A niektórych wręcz przeciwnie. Czasami potrzebuję więcej czasu, by wiedzieć, czy chcę mieć z kimś do czynienia. Z dziećmi jest tak samo. Krzywdy robić nikomu nie zamierzam. Jeśli widzę, że ktoś komuś robi - staram się reagować. Fakt: w przypadku dzieci to ostatnie jest szczególnie ważne, bo dzieci są wyjątkowo bezbronne. To wszystko.

Traktuję ludzi poważnie, zamiast się do nich przymilać. Czemu spotykane w czyiś wózkach dzieci mam traktować inaczej niż dorosłych, których spotykam w tak samo przypadkowy sposób? Czemu mam niańczyć dzieci znajomych, które dopiero co poznałam, skoro jeszcze nie wiem, czy się polubimy? Przecież nie rzucam się do zabawiania kogoś, komu przed chwilą pierwszy raz uścisnęłam rękę.

Coraz więcej koleżanek i kolegów ma dzieci. Taki wiek. W utworze rapowym mojego ulubionego zespołu jest taki tekst: "ludzie o różnych poglądach to robią". Tam chodzi o rap. Z dziećmi jest tak samo. Ludzie o różnych poglądach je robią, mają i kochają. Także lewicowych, także feministycznych. Także od nich zdarza mi się usłyszeć, że "jak urodzę to zrozumiem" lub "jak będę mieć dziecko, to się uspokoję". Ja nie opowiadam kobietom, które urodziły, jak wiele je omija przez fakt, że mają dzieci i ilu przez to rzeczy w życiu nie będą mogły już doświadczyć. Jeśli o tym rozmawiamy, to narzekając na system, który dyskryminuje matki, zwłaszcza samotne.

Ze zdziwieniem obserwuję kobiety, które wiedząc, czym jest społeczna presja macierzyństwa, po podjęciu własnej decyzji o prokreacji zaczynają wywierać tę presję na inne kobiety. Koleżanki, które nie mają dzieci traktują jak osoby wybrakowane. Klasyfikują życie innych kobiet jako pełno lub niepełnowymiarowe - w zależności od stanu posiadania klasycznie rozumianej rodziny. Kobiety, które nie mają dzieci, traktują jak te, które nie podjęły jeszcze właściwej decyzji, podjęły decyzję złą lub zostały do niej zmuszone wiekiem, brakiem partnera, niepłodnością.

W rewelacyjnym filmie "Wyzwolone" współczesna nastolatka Lusie przegląda archiwa filmowe w poszukiwaniu śladów po ciotce Genevieve. Ciotka - wymazana z pamięci rodziny - była drugofalową feministką. Zaangażowana w walkę o prawo do aborcji, żyła w kolejnych komunach, eksperymentowała z różnymi formami relacji, związków i seksu. W jednym z wywiadów dziennikarz zaczepia ją:
- Przecież prawo was nie dyskryminuje. Nie macie obowiązku wychodzić za mąż i mieć dzieci.
Genevieve odpowiada:
- Kiedy przestaniecie traktować kobiety jak ciała do rodzenia i wychowywania, to porozmawiamy o wolnym wyborze.

"Wyzwolone", reż. Raymond Vouillamoz, 2009


poprzedninastępny komentarze