Po PMB, sierpie_i_młocie teraz Jarosław Niemiec.
Już ci demokrata tłumaczył abyś sobie dał spokój z... wiesz o kim mówię. Zgodziłeś się z nim, a teraz JAK PIOTR IKONOWICZ LUB JEGO WIERNY GIERMEK swój "tekst programowy" kreślisz zgodnie z własnym rozumieniem "teorii odbicia", odbijając się od nas jak od ściany.
INACZEJ WIDOCZNIE SIĘ NIE DA.
Nie rób tego głową - masz za słabą. Nie nadajemy się do roli chłopca do bicia.
Już i tak jesteście poobijani, że żal mi was. Mówię szczerze, choć w złej wierze. Zaraz się z Wami moja połowica załatwi, skoro to trochę tekst programowy.
Niech tylko się ogarnie.
Wiesz jak ona teraz haruje. Audyt ma w robocie. Nawet wielki Shoo musi czekać na odpowiedź na swój głos w dyskusji na lewica.pl i "Dyktaturze Proletariatu".
Nagle wszyscy chcą z nami dyskutować.
Jeszcze redakcja lewica.pl zmieni zdanie i puści nasz "PRZYSTANEK STALIN" i "KRAJOBRAZ PO BITWIE, CZYLI WIELE HAŁASU O NIC".
Dajcie spokój i tak wam nie odpuścimy.
Wróćcie do ostracyzmu politycznego. Może być również ten towarzyski. Wasze towarzystwo chcielibyśmy mieć z głowy.
Zejdźcie wreszcie ze sceny politycznej i zajmijcie się podopiecznymi.
Wstydu nie znacie?
Potwierdzam historię zamojską. Tym bardziej dzisiaj śmieszną, że jak poinformował mnie Towarzysz z tego miasta nic mu nie wiadomo by słupy tam były prywatne, a tym bardziej by należały do niejakiego Obsta.
Nie pochlebiajcie sobie.
ten tekst programowy. I tyle ;-). Podobnie myślę. Podobnie nie uważam, że programowe zrywanie z rzeczywistością może przynieść komukolwiek korzyści.
BB sie nie przejmuj. Ja nawet lubię jego teksty, ale nie o to chodzi. Nie lubię jego agresji skierowanej do swoich.
Właściwie to życzyłbym sobie tylko czy aż, by lewica nie podkładała sobie nóg i nie ustawiała sie w opozycji tam gdzie nie ma na nią miejsca. BB zajmij się socjaldemokratami a im daj spokój. Jak wywołasz rewolucję, to wiesz, że oni się od niej nie odwrócą.
Jak tu już będzie Grecja to kto jak nie oni pierwsi staną na barykadzie? Myslisz, że red spider bedzie sie zastanawiał gdzie jest jego miejsce? Jak będzie "ten czas". A przeciez sam wiesz, że to jeszcze nie ten czas. Na tej samej barykadzie też będziecie ze sobą walczyć?
"Przecież w ujęciu klasycznym wygląda to tak, że dokonuje się rewolucja czy ewolucja technologiczna, potem ekonomiczna, następnie społeczna, kiedy to powstają nowe klasy, warunki, żądania. Wtedy zaczyna się polityka." - pisze Jarosław Niemiec. Całe szczęście, że ZMK żyje, bo w przeciwnym przypadku przewracałby się w grobie. Taka recydywa najbardziej płaskiego stalinizmu!...
Prymitywnymi analogiami wybrukowane jest piekło rewolucjonistów. Wszystkie zjawiska polityczne (społeczne wszakże) mają to do siebie, że jeśli udowodniły swoją funkcjonalność, to kontynuują swoje działanie w zmienionych warunkach i nieuchronnie z tego właśnie powodu przeradzają się powoli dialektycznie w swoje przeciwieństwo. SZCZEGÓLNIE, jeśli zapomina się o tym historycznym charakterze wszelkich urządzeń społecznych. Demokracja jest dobrym przykładem.
Z tego względu nie jest możliwe wzięcie sobie "demokracji" albo "reform" na warsztat i stwierdzenie, że zaprowadzimy je sobie. "Demokracja" została oswojona i zaadaptowana w celach "demokratycznego" podporządkowania społeczeństwa na zasadach bynajmniej nie mających wiele wspólnego z postawą radykalnie kontestującą zastany ład społeczny. Podobnie jest z "reformami". Z dzisiejszej walki o demokrację i reformy nie wyniknie rewolucja. To etap bezpowrotnie miniony. Wczorajsze walki o reformy były wyrazem ostrożnego macania procesu historycznego ze względu na to, "co się da osiągnąć", były krokiem w nieznane. Dzisiejsze walki o "reformy" są już tylko wyrazem "schyłkowej ostrożności", czytaj: reakcji. Wczorajsze reformy były bardziej rewolucyjne niż dzisiejsze pseudorewolucje.
Złudzeniem jest przeświadczenie, że można powtórzyć historię. Za każdym razem cena sukcesu jest wyższa. Trzeba walczyć o wyższą stawkę, aby osiągnąć zaledwie to samo. To tak, jak z księgami Sybilli - w końcu trzeba zdecydować się kupić jedną księgę za pierwotną cenę dwunastu ksiąg.
Dlatego w historii coraz to pojawiają się nowe stawki. Wyrazem totalnej degeneracji lewicy jest jednak postulowanie powtórek i nędznych analogii. W sumie służy to tylko jednemu - zakryciu faktycznego reformizmu w sytuacji, kiedy lewicy nie stać nawet na przeforsowanie reform. Jest to połączeniem defetystycznej postawy z reakcyjnymi czasami.
J. Niemiec jest tu rozbrajająco naiwny: "Jeśli chodzi o te reformy, czy warto o nie walczyć i czy nie jest to skupianie się na rzeczach drugorzędnych kosztem zmiany systemu? Odpowiadam jednoznacznie – nie. Jeśli uda się odzyskać przestrzeń publiczną to zyska się możliwość przebicia z nowym myśleniem. Jeśli zatrzyma się wykluczanie całych grup ludzi, to przeciwnik nie znokautuje społeczeństwa jako podmiotu. Jeśli odzyskamy demokrację to możliwości stworzenia partii socjalistycznej, robotniczej będą większe."
"Jeśli uda się zatrzymać wykluczanie całych grup ludzi..." - pisze Niemiec. Otóż nie uda się. Cały "przemyślny" scenariusz ma ten drobny feler, że ma tyle wspólnego z rzeczywistością, co przywoływany przez J. Niemca Matrix.
No to co w takiej sytuacji?
Czy masz pan jakiś plan B?
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
Taka właśnie jest jak napisałeś. A że po tej samej stronie barykady będą nas zwalczać? ja się tego nie boję. Wiem że tak będzie. tego tez uczy nas historia. Jestem na to gotowy.
Ból mentalnego odłączenia się od klasy robotniczej, kończy się bólem egzystencjalnym byłych marksistów, który to ból wtrąca ich w idealizm "reform humanistycznych i humanitarnych". Nadto, krygowanie się w stylu "i chciałabym i boję się", który to strach przed skutkami rewolucji jest wpisany w programy oksymoronem znaczonej "lewicy niekomunistycznej"; oraz strach przed rewolucją samą, który nakazuje podświadomie konieczność zadekretowania formy, w jakiej rewolucja się ma odbyć, jest kolejnym kręgiem piekła. Nie będzie żadnej walki po tej samej stronie barykady. Nie mam żadnych złudzeń, że RSS na spółkę z "lewicą niekomunistyczną", czytaj: nie-rewolucyjną, kiedykolwiek stanie na barykadzie zbudowanej przez rewolucję. Od krzyku o jej konieczności, do jej urzeczywistnienia jest równie daleko, jak od reformowania systemu do jego obalania, i równie daleko jak od dziecinnego gniewu o to, że wciąż jest nie tak, do dojrzałego działania. Upajanie się domniemanym uczestnictwem w rewolucji, bez świadomości, po co ona jest, dla kogo jest, z kim jest, ba!... samo już upajanie się tym, że rewolucja jest możliwa, świadczy wprawdzie o szczerości "świętego oburzenia", ale nie stanowi potencjału do odebrania władzy kapitalistom.
Na jednym ze spotkań grup lewicowych, dotyczącym tożsamości lewicy, wszyscy paneliści dyskusji, na czele z PPS i trockistą, zadekretowali obecnie panujący system liberalno-demokratyczny, jako niezastępowalny żadnym innym. Koniec kropka. Głos autora doskonale wpisuje się w paradygmat działań społecznych, wyznaczony granicami obecnego systemu.
pogratulować autorowi programowego optymizmu i wyborów politycznych. Po ekscentrycznych poszukiwaniach ideowych - od Gandhiego do Lecha Kaczyńskiego Jarosław został teoretykiem rewolucji czyli reformizmu czyli wszystko jedno. Prezentuje lekko przypudrowaną koncepcję "obiektywnej dynamiki rewolucyjnej", którą kilka gatunków trockistów lansowało przed 1989 rokiem.
Zauważyć trzeba, że w tym zrównaniu rewolucji burżuazyjnej z socjalistyczną cudownie znika kilka zasadniczych problemów. Jeżeli budowanie socjalizmu jest tak samo oczywiste jak dostosowanie monarchiczno-stanowej nadbudowy do kapitalistycznej bazy, to wszelkie problemy ze świadomością, organizacją, partią i wszystkie upierdliwe spory programowe również znikają! Co za ulga! Trzeba tylko wyrzucić Marksa, Lenina, Lukacsa, Luksemburg czy Gramsciego na śmietnik (pardon, oczywiście oddać makulaturę do recyklingu!) i można z kołowrotkiem Gandhiego, cytując Kaczyńskiego zgłaszać dowolny reformistyczny projekt, pieszcząc w sobie upojną myśl, że i tak jestem superrrrewolucjonistą, że taki Che to pikuś!
Planu B to Ty też nie masz. Masz tylko plan BB. A na pytanie co robić? Nie dajesz żadnej odpowiedzi.
W całym Twoim wywodzie brakuje jednego, człowieka i jego rzeczywistych i teraźniejszych problemów. O ile możesz mieć rację i pewnie masz, w tym, że lewicy nie stać na reformy, to nie bierzesz pod uwagę skutków realnych działań red spidera i KSS, których nie jest tylko jednostkowa pomoc ale i przykład dla innych ludzi (wiarygodny poprzez skutki działań oddolnych jeśli są one pozytywne i bardziej wiarygodny niż sama idea) i jakaś skromna podstawa w dźwiganiu świadomości ludu. Skromna tak jak i skromne jest KSS.
W innym wątku piszesz, Ty lub BB, że gdybyście mieli media to nie balibyście się kapitalizmu. To też jest naiwne, bo kapitalizm był jest i nadal dla wielu będzie atrakcyjny poprzez swą iluzoryczną obietnicę bogacenia się i wyrwania ponad przeciętność i innych ludzi. Dlatego trzeba go zdeptać. W tym momencie chodzi mi jednak o coś innego. Gdybyś miała te media... To kto by zajął w nich miejsce, gdyby nie było wcześniej takich ludzi jak red spider? Jakaś świadoma awangarda? A gdzie ona jest albo skąd ma się wziąć z dnia na dzień w tych reakcyjnych czasach? Czy udział w mediach miałby się ograniczyć do - z kamęrą wśród kotów...w Markach? Skąd wziełabyś te kadry, bez których nawet gdybyś z dnia na dzień dostała telewizję publiczną nic byś przecież nie zrobiła.
I nie przygania tu trochę kocioł garnkowi? Stare schematy i tępe analogie zarzucasz red spiderowi, a kto tu bez przerwy odgrzewa Lenina?
http://www.youtube.com/watch?v=mkG_kcqCZZ8&feature=related
Szukasz jakichś podziałów w poprzek BB? Na zamówienie... ZMK?
Pomyliłeś go z Ikonowiczem?
Mamy wspólny plan - koniec i kropka.
Nie mów, że "brakuje w naszym wywodzie człowieka". Ten czerwony pająk to też ludź. Wiesz jak to jest - raz pająk pałaszuje natrętną muchę, raz mucha z piekła rodem pająka.
"W innym wątku piszesz, Ty lub BB, że gdybyście mieli media to nie balibyście się kapitalizmu" - sam to wymyśliłeś, czy masz już przewidzenia i odloty?
To Ty masz starczą demencje i nie pamietasz już co sam piszesz - "Wystarczy w toku rewolucji odebrać im środki masowego przekazu (prasę, radio i telewizję itp.)"
że to nie jest to samo co przypisujesz nam ty. Można ci postawić zarzut nadinterpretacji. Przy okazji wyrywasz cytat z kontekstu.
i dobrze to wiesz, więc po co mam wklejać cały elaborat, skoro piszę do Ciebie zakładając, że sam znasz przecież ten kontekst.
Twój oryginalny zarzut wobec BB lub EB brzmiał
"W innym wątku piszesz, Ty lub BB, że gdybyście mieli media to nie balibyście się kapitalizmu."
teraz zaś sięgasz do cytatu czyli
"Wystarczy w toku rewolucji odebrać im środki masowego przekazu (prasę, radio i telewizję itp"
To nie jest to samo, nie stawiają oni bowiem przejęcia mediów z rąk burżuazji jako warunku przedustawnego rewolucji, ale - dość rozsądnie - zauważają, że w czasie rewolucji do ekspropriacji mediów dojść musi. Zresztą nie wątpię, że Ty też nie będziesz się upierał, by od początku do końca relacjonowały rewolucję ITI i Agora, a rozmowa redaktorów Lisa i Żakowskiego z Radą Komisarzy Ludowych była jej kulminacyjnym punktem.
A gdzie miejsce w tym wszystkim dla Moniki Olejnik! ;-)
czy chodzi o jakieś qui pro quo, ale ja wcale nie twierdzę, że BB twierdzi iż rewolucji dokona się poprzez media, choć znacznej zmiany swiadomości tak. A gdyby (hipotetycznie) rządzić mieli kapitaliści a media byłyby ludu to też do rewolucji łatwiej by chyba doszło ;-). chodzi mi o siłę mediów.
A wracając do problemu. BB twierdził, że klasa robotnicza mając media po rewolucji problem kapitalizmu by zażegnała raz na zawsze.
Otóż partia miała Trybunę Ludową i jakoś ten kapitalizm wrócił. Tam spór polegał na postulowanym przez mnie wprowadzeniu pewnych zasad ustrojowych, majacych bronić społecznej własności, bez czego kapitalizm zawsze, chocby w okresie gorszej koniunktury, moze się odrodzić. Bo same media nie wystarczą.
upierasz się przy Monice Olejnik. Dodaj Justynę Pochanke i będziesz miał lux parytet. Wiemy już, jakie są Twoje maksymalne postulaty.
żadna odpowiedź ciebie nie zadowoli, ponieważ nie będzie się stosować do twoich zaleceń, co ma zawierać: a to odniesienie do "prostego człowieka", a to ma uzasadniać, że KSS jest najlepszym narzędziem rewolucji świadomościowej...
Nie przyjmujesz do wiadomości, że ktoś może posługiwać się innymi kryteriami oceny, jaka odpowiedź jest sensowna. Dyskusja może dotyczyć sensowności założeń i kryteriów, a nie tego, czy i na ile jest podobna do wzorcowej odpowiedzi skleconej według twojego własnego wzorca z Sevres.
Biorąc na warsztat zadany przez ciebie przykład, a mianowicie, czy walka o zaniechanie prywatyzacji SPEC-u może podlegać krytyce z punktu widzenia celów prosocjalistycznych. Z punktu widzenia "prostego człowieka" nie ma znaczenia, czy jest to przedsiębiorstwo państwowe, czy prywatne, aby ceny jego usług były niskie. Trudno upierać się przy twierdzeniu, że zachowanie państwowego charakteru tego przedsiębiorstwa zagwarantuje ze stuprocentową pewnością, że ceny nie podskoczą. Według zwolenników takiego sposobu walki (reformy) ludzie w sposób naturalny będą radykalizowali się jakby na własnym przykładzie, widząc wszędzie niemożliwość osiągnięcia celu w ramach danego, kapitalistycznego otoczenia.
Kilkoma pytaniami doprowadził was do absurdu, że juz tako rzeczecie: "Z punktu widzenia "prostego człowieka" nie ma znaczenia, czy jest to przedsiębiorstwo państwowe, czy prywatne, aby ceny jego usług były niskie."
Gratuluję Sierpie metody Sokratejskiej. Mi coś za cholerę nie wychodziła.
Polega na tym, że gdyby wypowiedź BB nie była podpisana to przypisać ją mozna każdemu z rzeczników liberalizmu i wolnorynkowców, jakiemuś Gadomskiemu, Winieckiemu, czy Sadowskiemu czy tym pasożytom z Lewiatana czy BCC.
Aleście wpadli w towarzycho. Wstyd tylko się pochlastać.
Tak jest, Platonie, uczniu Sokratesa, którego ateński demos, skazał na karę śmierci, bo głosił wyższość rządów arystokracji nad rządami motłochu, chodzi nam o tych "zwykłych ludzi", którym wy boicie się baknąć coś o Marksie, a nie daj Boże o Leninie, bo was na pierwszej suchej gałęzi powieszą jako komuchów.
To wszystko nic. Na odpowiedź na najważniejsze pytanie - co robić? - czekam już ze dwa lata i doczekać się nie mogę. A w tej odpowiedzi (czy tez i nawet braku odpowiedzi) znajdziesz największą słabość duetu.
Od dwóch lat pytam ich co robić. Bez skutku. Czasem tylko odpowiadają co nie robić. Nie robić np. KSS. Ten katalog się stale poszerza. Cokolwiek nowego się pojawi to szybko dowiadujemy się o tego słabościach i że robić tego nielzja.
Z tym, że to jest łatwizna. Także ja a zwłaszcza Ty, jesteśmy w stanie sypać z rękawa słabościami projektu Kancelarii.
Ale ja chce usłyszeć w końcu o tym co trzeba robić... bo w drugim rękawie już czekają na wysypanie afgumenty, że to właśnie tego robić nie warto ;-)
Ależ, sierpie, macie przecież gdzieś nasze rady, więc nie udawaj, że czekasz na odpowiedź. Zresztą odpowiedź została już udzielona. Na ten czas proponujemy IDEOLOGICZNE PRZEZBROJENIE LEWICY, nie zauważyłeś POCIĄGU-WIDMO, bo nie chcesz widzieć:
POCIĄG-WIDMO
"to właśnie za jego [Łukaszenki] błogosławieństwem na Białorusi tworzą się warunki pod 'wolnorynkowy' turbo kapitalizm i proces demontaż u dotychczasowych osłon socjalnych."
(z komentarza Shoo pod naszym tekstem "Pragmatyzm i doktrynerstwo" na stronie dyktatura.info)
Nie sposób rozpatrywać sytuacji Białorusi bez odniesienia do przeszłości. Nieefektywność gospodarki "realnego socjalizmu" wynikająca z różnych przyczyn, tak obiektywnych, jak i subiektywnych, skutkowała koniecznością dokonywania zmian. Ponieważ biurokracja rządząca z powodów oczywistych nie decydowała się na uspołecznienie środków produkcji i na dyktaturę klasy robotniczej w polityce, ta nieuchronność zmian musiała być powrotem do kapitalizmu. Biurokracja nie tworzy bowiem żadnego nowego systemu społeczno-ekonomicznego, więc nie ma sama nic nowego do zaproponowania. Co najwyżej może realizować interesy klasy panującej. Idąc na kapitalizm, biurokracja chciałaby albo sama przekształcić się w burżuazję kompradorską, albo zarządzać - już jako biurokracja pozbawiona funkcji dysponenta środkami produkcji - interesami burżuazji.
Jednak system kapitalistyczny wymaga bezwzględnej konkurencji. Kraje nieprzygotowane na podjęcie takiej konkurencji czeka status półperyferii, zaplecza surowcowego lub taniej siły roboczej - w zależności od posiadanych zasobów. W konkurencji z krajami wyżej rozwiniętymi może pomóc państwo. Pod warunkiem, że trzyma wszystko w garści, twardą ręką, czyli po dyktatorsku.
Łukaszenka jako biurokrata nie rozważa oddania władzy w ręce społeczeństwa zorganizowanego w rady lub inne ciała polityczne reprezentujące wolę ludzi pracy. Tzw. demokratyczna opozycja, z racji swego uzależnienia od Zachodu, gwarantuje oparcie budowy państwa demokratycznego na wyzysku społeczeństwa w ramach pierwotnej akumulacji kapitału, czyli utworzenie ogromnych nierówności społecznych. Ten model transformacji ma oczywiście przygniatającą przewagę z racji otoczenia, które naciska na ten właśnie model. Dla Łukaszenki jedynym czynnikiem legitymującym jego władzę jest coraz bardziej iluzoryczna obietnica utrzymania względnej równości społecznej, a właściwie systemu socjalnego, który już jakiś jest, a nie perspektywa ograniczonych prób jego odbudowy po 20 latach morderczego wyzysku bez żadnych zabezpieczeń.
Spójność społeczeństwa białoruskiego zaczyna się sypać według zasady, że jak długo dało się utrzymać nadzieję na ratowanie się razem, tak długo społeczeństwo poddawało się autorytarnej władzy. Bowiem wiedziało w imię czego. Dziś coraz to nowe segmenty społeczeństwa tracą nadzieję na wspólny los i zaczynają przechodzić do planu B, czyli - ratuj się kto może i jak może!
Jednocześnie, w społeczeństwach krajów, które nie mają szansy na sukces w rywalizacji kapitalistycznej - mówimy o społeczeństwach, a nie o grupach "oligarchów" - trwa świadomość potencjału innej rzeczywistości, nie zabita jeszcze pogonią za kasą. Narasta też lęk przed skokiem w nieznane, ale już odczuwane. Białorusini widzą przecież co się dzieje w krajach ościennych, w Rosji, na Litwie itp. Zapewne słyszą też o powszechnym kryzysie kapitalizmu, który może się im dołożyć do ich specyficznych problemów.
Inne społeczeństwa regionu Europy Środkowo-Wschodniej też mają doświadczenia minionych dwudziestu lat. Tworzy to razem pewien spory potencjał wybuchowy. Ten potencjał nie może być zagospodarowany przez lewicę, ponieważ lewica nie posiada programu adekwatnego do stanu świadomości tych społeczeństw.
Przyczyny słabości lewicy programowo antykapitalistycznej są dwojakie: po pierwsze, radykalizm lewicy tradycyjnie od 40 lat ocenia się według kryterium radykalizmu roszczeń wobec demokratycznego społeczeństwa burżuazyjnego, po drugie, roszczenia te są oparte na bezkrytycznej wierze w to, że chodzi wyłącznie o podział wypracowanej wartości, a nie o samą produkcję i jej sposób.
Rozumowanie jest dość proste. Lewica, nawet ta rzekomo radykalna, przestała kwestionować stosunki własności w sferze produkcji, swój krytycyzm przenosząc na kwestie podziału. Dodatkowym roszczeniem jest wyeliminowanie alienacji pracy, co sprowadza się do zagadnień bhp i dania robotnikowi poczucia, że jest gospodarzem swego miejsca pracy dzięki elementom partycypacji w zarządzaniu. Ogólnie uznano, że cały konflikt klasowy przeniósł się z osi właściciel-robotnik na oś menedżer-robotnik, co stanowi teoretyczną podbudowę koncepcji mówiącej o znaczeniu wyeliminowania prywatnej własności środków produkcji. W społeczeństwach rozwiniętych coraz więcej dochodów indywidualnych pochodzi z prac nieprodukcyjnych, z budżetu państwa lub prywatnego świadczenia usług różnego typu. Odrzucono więc koncepcję Marksowską mówiącą o tym, że rozwój cywilizacyjny mierzy się możliwościami finansowania z wartości dodatkowej wszelkich społecznych usług wyższego rzędu i uznano, że te wszystkie prace wchodzące w zakres sfery obrotu i wymiany są "produkcyjne". Ma to sens co najwyżej w wysokorozwiniętych krajach, których przewaga instytucjonalna, czyli państwowo-polityczna nad resztą świata pozwala na utrzymywanie ich nieprodukcyjnej nadbudowy z wartości dodatkowej wypracowanej przez innych uczestników konkurencji rynkowej. Kraje te wykorzystują swą przewagę techniczną i ogólnocywilizacyjną do uzyskiwania od innych krajów nadzwyczajnej wartości dodatkowej z nowinek technicznych lub sprzedaży produktów kulturowych, które mają ogromne przebicie zysków w stosunku do kosztów.
Nienaturalność takich relacji odbija się najlepiej w kryzysach, kiedy to nagle nadzwyczajne korzyści finansowe ze sprzedaży dóbr nieprodukcyjnych okazują się bańką mydlaną w realnej gospodarce. Jednak koszty rozpryśnięcia się tych baniek ponoszą najsłabsi.
Dlatego też efekty takiej gospodarki nie są odczuwane najsilniej w krajach sprawczych takich procesów. Stąd też lewica w najwyżej rozwiniętych krajach ma fałszywą świadomość mechanizmów gospodarczych, która nie pozwala im spojrzeć na gospodarkę z perspektywy radykalnie różnej od perspektywy kapitalistów. Świadomość społeczeństw nie jest więc w stanie wznieść się ponad świadomość populistyczną i trade-unionistyczną. Ponieważ praca uświadamiająca organizacji lewicowych sama nie może wyzwolić się z perspektywy burżuazyjnej. Stąd najwyższą formą radykalizmu lewicy antykapitalistycznej jest drobnomieszczańska kontestacja wielkiego przemysłu, podatność na propagandę drobnych firm i sprowadzanie konfliktów społecznych do alienacji pracy.
Potencjał rewolucyjny społeczeństw, które są i nadal będą ofiarami kapitalizmu w jego obecnym kryzysowym stadium, nie może być więc zagospodarowany przez organizacje lewicowe, które nie są samodzielne ideowo od ideologii burżuazyjnej, której głównym aksjomatem jest to, że należy tylko konsekwentnie stosować demokrację. "Demokracja tak, wypaczenia nie!", chciałoby się powiedzieć.
Lewica nie ma innego programu, jak utopijną wizję szczęśliwego doprowadzenia wszystkich zacofanych społeczności do stanu powszechnej demokracji, która rozwiązuje wszelkie problemy. W sytuacji, kiedy jedne społeczeństwa czekają na peronie na pociąg-widmo do demokracji, inne - właśnie przeżywają bolesną kolizję z własną demokracją, jak w Grecji.
Pozostaje nam pytanie, czy możliwe są obecnie rozwiązania typu narzucenia burżuazji form demokracji robotniczej, czyli dyktatury klasy robotniczej. Sytuacja idąca w kierunku globalnego konfliktu wojennego będzie sprzyjała odbudowywaniu własnego potencjału produkcyjnego. Każdy, kto tego zaniecha, będzie miał spore kłopoty w zaostrzającej się sytuacji. Czy lewica potrafi przejąć kierownictwo procesami społecznymi? Bez tego nie jest możliwe uniknięcie starcia, w którym interesy stron konfliktu będą bardzo skomplikowane i niejawne. Lewica ma duże szanse zasilić znowu szeregi własnych nacjonalistów.
Tymczasem lewica radykalna gra tak, jakby czuła się asekurowana trwałą podstawą społeczeństwa burżuazyjnego. Różnice zdań w konkretnych kwestiach wynikają z zasadniczych różnic teoretycznych i z przewidywanego scenariusza rozwoju sytuacji politycznej.
Więc, jeśli opozycja wobec Łukaszenki, to tylko taka, która jeszcze mniej ceni opozycję demokratyczną wobec niego. To znaczy, opozycja samodzielna, opozycja robotnicza i chłopska, a nie drobnomieszczańska.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
2 lipca 2011 r.
Mamy również jasną propozycję dla Piotra Ikonowicza, który jako homopoliticus czuje, że czas już przejść do ataku. Chodzi o powołanie FRONTU LEWICY, bądź Porozumienia Lewicy Antykapitalistycznej (bis). Na to w tej chwili jest zapotrzebowanie.
Każdy powinien mieć prawo przystąpić do takiego porozumienia przy zachowaniu prawa do krytyki i votum separatum.
TO TAK NA POCZĄTEK.
Sierpie, odwracanie kota ogonem może imponować red spiderowi, ale nie starym kociarzom, jak my.
Garść odpowiedzi, co robić, można znaleźć w naszych
komentarzach i artykułach. Ostatni przykład z brzegu, przy okazji głupiego przerąbania sprawy SPEC-u: należało robić koalicyjny, ponadpartyjny komitet antyprywatyzacyjny. Nie należało robić tego, co robił Ikonowicz.
Zresztą wiedzieli to doskonale także inni, nie tylko my. Nie ma więc problemu ze znalezieniem odpowiedzi na jasno postawione pytanie. My znaliśmy jeszcze jedną odpowiedź - należy nie słuchać Ikonowicza. Problem w tym, że zamysłem klubu fanów Ikonowicza jest "robić, nie dyskutować, zwłaszcza z Ikonowiczem".
Możesz, oczywiście, wmawiać sobie i innym, że to także nasza wina. Nasza bardzo wielka wina. Znudziło nam się udzielanie Ikonowiczowi dobrych rad za frajer. POWYŻSZA BYŁA OSTATNIĄ. Teraz, jeśli chce wiedzieć, co robić, to niech pisze podanie na papierze kancelaryjnym. A nie wysyła swoich umyślnych.
Prolem ma sam Łukaszenka, który przez lata lawirował w kwestii prywatyzacji, oszukując i Rosjan i Unię i MFW. Mówił, że bedzie prywatyzował, brał kasę, pomoc... i nie prywatyzował. Ten sposób unikniecia prywatyzacji chyba wyczerpuje już swoje możliwości. Najgorsze dla samego Łukaszenki jest to, że wraz z prywatyzacją, będzie on tracił poparcie w aparacie, którego interesy coraz bardziej burżuazyjne będą i coraz bardziej rozbieżne z samym Łukaszenką. A to będzie jego koniec. Jeśli chodzi o jakieś lewicowe alternatywy dla modelu kołchozu, świetnie działającego i zarządzanego kołchozu reprezentowanego przez samego Łukę, to Białoruś to pustynia. Tę grę koniec końców prawdopodobnie przegra i Łukaszenka i społeczeństwo białoruskie.
Porozumienie Lewicy Antykapitalistycznej, jakiekolwiek tam są na nie szanse (sądzę, że Ikonowicz po wielu innych inicjatywach jest raczej sceptycznie do tego nastawiony i nie bardzo widać na lewicy siły, SIŁY pisane wersalikami, które do takiego porozumienia mogłyby przystąpić).
Nadal też nie uważam, że jest to odpowiedź na moje pytanie. Rozumiem, że dopiero zrobicie zebranie w PLANIE i on da odpowiedź na to co się stanie? A ja myślę, że się po prostu jak zwykle od razu pokłócicie ;-)
PS. Czy piszesz do mnie w liczbie mnogiej z racji lewicowego savoir vivre czy też probujesz mnie ustawiać po jakiejś stronie? Przypominam, że ja jestem niezależny komentator.