"wspólnosć majatkowa"?
Protestuję przeciwko przemocy werbalnej, przeciwko mowie nienawiści w tym artykule, który wyraźnie dyskryminuje mężczyzn ze względu na płeć :/
Chyba sobie jaja robisz! ;) A jak oglądasz kabareton na Polsacie to czujesz się obrażany i dyskryminowany, gdy kabareciarz zwraca się do publiczności i wrzeszczy, co się gapicie wsioki?
wydaje mi się, że ciekawą rzeczą pomijaną przez większość tekstów feministycznych, jak i przez autorkę, jest to, że w Polsce jest to zjawisko nowe, które przybyło do nas z pop kulturą ("funny thing 'bout europe those little differences. (..) they have beer in MCDonald") i zaadoptowało się do zmieniających warunków.
Cofnijmy się:
Jeden krok wstecz- pokolenie naszych mam.
-Model w którym w rodzinie pracowała jedna osoba bardzo mało powszechny (może w pewnych rejonach gdzieś na Śląsku, ale statystyczna Polska rodzina takiego cuda nie znała)
-Dwa kroki wstecz- pokolenie naszych babć-
zdarzało się że kobiety pracowały zawodowo, ale w większości zajmowały się domem. Równy podział obowiązków domowych raczej nie był praktykowany- większość domu na barkach kobiety, mąż chodził do pracy i zarabiał.
Z tego zarabiania wracał do domu z wypłatą, którą oddawał żonie.Jeśli nie oddawał znaczy, że przepijał. Stąd zrozumiałe były owe chamskie dowcipy typu "pokażę ci słonia" i inne, których bohaterem jest właśnie mąż alkoholik, co to wypłaty nie oddaje. Jeśli nie przepijał to raczej oddawał, bo co miał niby z tym robić? Może z dokładnością do jakis zaskórniaków, które zostawiał sobie w tajemnicy na drobne wydatki. Budżetem domowym się nie zajmował, bo domem się nie zajmował niestety. Co może i nie było takie świetne wcale, ale niemniej jednak pomysł wydzielania żonie tak powiedzmy co parę dni żeby się poznęcać raczej by wszystkich zdziwił. Poza tym byłby zwyczajnie niepraktyczny, bo tzw. "życie" stanowiło (i dalej w polsce stanowi) wiekszą część budżetu. Więc żeby się on zamknął i na wszystko starczyło, jednocześnie nie pozostawiając wrażenia, że żyjemy codziennie tylko na kartoflach, musiało być od początku wszystko skoordynowane i zaplanowane. Na takie wydzielanie to mogła sobie praktykować amerykańska, czy zachodnia klasa średnia, której tak czy siak, czy inne cudowania i fanaberie na koniec miesiąca zostawało dużo pieniędzy.
W czasach obecnych ze względu na to że od obecnego stanu przeszliśmy praktycznie z sytuacji gdzie model niepracującej żony wyszedł z użycia, potem tąpnąl brak zaplecza socjalnego, zapewnionej opieki nad dziecmi, więc niepracujące żony wróciły, ale model takiej rodziny musieliśmy stworzyć niejako od nowa. Nie znając go już z doświadczenia przejdliśmy ten jedyny znany- czyli ten z telewizji. I tak staliśmy się dziecmi disneya i coca-coli. Nie chciałabym jakoś naszego "staropolskiego" modelu specjalnie idealizować, patriarchat w żadnej formie nie zachwyca, ale nie wątpliwie był dużo lepszy niż ten za miedza pruski, czy obecnie pukający do drzwi anglosaski.
Zawsze mam wrażenie, że wszelkie analizy feministyczne nie zależnie jak gorzkie skażone są mitem postępu. Tzn. jest okropnie, ale kiedyś było jeszcze gorzej, co nie jest zasadne w Polskich warunkach. Brakuje zupełnie retoryki straty. ( Tę słychać np. w głosach kobiet ze wschodnich Niemiec, u nas kompletnie nie) A przecież kobiety polskie również wiele straciły i w warstwie praktycznej z upadkiem modelu socjalnego i symbolicznej, kulturowej wraz z reprodukcją anglosaskich wzorców przez pop kulturę.
żona i mąż mają swoje konta, a jeśli konto rodzinne jest zarejestrowane akurat na męża, to żona ma upoważnienie, żeby z niego korzystać.
Demaskacje feministyczne dotyczą chyba Królestwa Lailonii.
I co w tym tekście robi Kościół?
zwłaszcza, gdy sam je zarabia. Przedstawianie mężczyzn jako wrogów kobiet nie ma odbicia w rzeczywistości. Pretensje i nieporozumienia są w każdym związku w każdej rodzinie, należy to do codzienności, że ludzie się siebie uczą i do siebie nawzajem dostosowują. Faktem jest, że zachodnia moda wymusza na kobietach wydawanie pieniędzy na rzeczy niepotrzebne. Praktyczny mężczyzna nie rozumie, po co kobiecie pięćdziesiąt par butów, ponieważ jemu wystarcza kilka par letnich i dwie zimowe, i to na kilka lat. Kobietom wmawia się, że muszą mieć modne buty i one co roku te "modne buty" kupują, choć zeszłoroczne jeszcze nie są zużyte (także torebki, szminki, lakiery do paznokci i naklejane paznokcie, setki zupełnie zbędnych i nieprzydatnych rzeczy, czyniących kobietę dziwolągiem, a nie podkreślających jej walory). Moda w obuwiu damskim nie ma nic wspólnego z wygodą. Kobiety skłonne są torturować się chajchilsami i rujnować sobie kości stopy tylko dlatego, że ktoś sprytnie im wmówił, iż jest to modne i czyni je "seksy". W takich wysokich butach kobieta porusza się nienormalnie, co w tym może być seksy? I co to znaczy seksy? Zadem ruszać musi faktycznie dla równowagi, by się nie wygruzić, ale wygląda to raczej śmiesznie, nie zalotnie. Więc mając same niewygodne buty kobieta odczuwa wciąż potrzebę kupienia nowych. Znam to wszystko z własnego doświadczenia. Przy wyprowadzce wyrzuciłam cały worek butów na śmietnik; nie byłam w ogóle świadoma tego, ile badziewia zwanego butami nagromadziłam. Na swoje tłumaczenie mam, że zapracowałam na nie sama. Nie ma co oczekiwać, by mężczyzna takie głupoty akceptował, gdy jest on jedynym żywicielem rodziny.
Obecne ruchy feministyczne to nie żadna emancypacja. Nic nie da ustawiczne kłócenie się z mężczyznami o co się da w sytuacji, gdy kobiety dobrowolnie poddają się przeróżnym przymusom a to farbowania włosów np. w pasemka, w efekcie czego wyglądają jakby sobie kurę na głowie posadziły (mamy takie kokoszki). Albo wszystkie wbijają się w ciasne spodnie, wyglądające jakby siadły tyłkiem w chlor, albo na świeżo malowanej ławce. Gdzie tu miejsce na wolność i emancypację, skoro wszystkie upierają się, by wyglądać tak samo? To nie od mężczyzn muszą się kobiety wyzwalać, lecz od narzucanych im przy pomocy manipulacji tzw. mody. Kobieta wyemancypowana ma możliwość wyboru i wybiera świadomie. Kobieta współczesna nie wybiera nic. Chce wyglądać jak wszystkie inne jednocześnie spośród nich się wyróżniając. Stąd te rozterki przy ubieraniu i poranne tragedie.
Zawsze mówię Staremu, na co są mi potrzebne pieniądze. On też mówi, co chce kupić czy na co wydać. Ale jest pewien margines, gdzie o swoich wydatkach nie informujemy, bo nie jest to istotne. Byłoby poniżej mojej godności rozliczać go co do złotówki i samej co do złotówki się przed nim rozliczać. I tak jest u większości naszych znajomych. Stary zbiera kwitki z kasy i zapisuje wydatki. On ma do mojego konta kartę, ale ja do jego konta nie mam. I nie chcę mieć. On ze swojego konta płaci wszystkie rachunki. Ja tego w ogóle nie kontroluję, bo mam do niego zaufanie i nie ma sensu, żebym się wtrącała.
Nie widzę powodu, dlaczego wciąż miałabym się o wszystko ze Starym kłócić. Związek kobiety i mężczyzny to życie równoległe, symbioza, a nie zrośnięcie kręgosłupami tak, że nikt nie ma żadnej możliwości manewru.
To bardzo dobrze, że mężczyźni nie chcą robić z siebie krów dojnych. Gdy są partnerami kobiet, nie ma problemów opisywanych przez Autorkę.
W tv jest reklama takiego jednego pachnidła dla mężczyzn. Facet w niej występujący mówi coś w rodzaju: popatrz na mnie - jest goły, owinięty w pasie ręcznikiem - i popatrz na swojego faceta. Chciałabyś, żeby wyglądał tak jak ja (ja nie chciałabym, bo ten facet jest wg mnie brzydki), popatrz na niego i znowu na mnie. Co widzisz (ja widzę natrętnego dupka w ręczniku), on nigdy nie będzie mną (uf! co za szczęście!) ale może pachnieć jak ja (a po cholerę? ).
- Dlaczego żaden mężczyzna przeciw czemuś takiemu nie protestuje?!? Wystarczyło by, gdyby żaden nie kupił tego reklamowanego sztucznego piżma ze sztuczną wanilią.
Drodzy Panowie, czas, byście zwarli szeregi, by kobiety mogły zostać kobietami.
Znam wiele małżeństw, w których to kobieta "trzyma kasę", a mężczyzna nawet nie wie, jak wypłacić pieniądze z konta.
Kiedy autorka pochyli się nad tymi ofiarami przemocy ekonomicznej matriarchatu?
Cześć, skąd ten wiersz Świrszczyńskiej? Nie znałem go. POZDROWIENIA/ WW
Czytając odniosłam wrażenie, że autorka postrzega instytucję małżeństwa jako twór zrodzony w męskich umysłach, służący z samego założenia poniżaniu kobiet.
Na pewnym etapie osoby pozostające w małżeństwie/ związku partnerskim podejmują decyzję dotyczącą domowych finansów - jeśli ich związek opiera się na wzajemnym poszanowaniu, nie ma znaczenia czy to kobieta czy mężczyzna przynosi do domu pieniądze ewentualnie w jakich proporcjach czynią to oboje. Jeśli brakuje tej podstawy to istnieje ryzyko,że jedna ze stron będzie dyskryminowana.I tu,uważam,kobiety równie dobrze jak mężczyźni sprawdzają się w roli oprawców. A do serii upokarzających pytań, o których wspomina autorka na początku swego artykułu potrafią dorzucić bonus w postaci rozpowiadania wszem i wobec, że mają "mężów nieudaczników,którzy nie potrafią zarobić na dom".Generalnie więc nie w walce płci leży problem.
Czyli pewna odmiana lizusostwa, hierarchizm, plus przede wszystkim interesowność. Słowem prostackie cechy, na których szerokie warstwy tego społeczeństwa opierają swą pożal się Boże kulturę.
ale jest prawdą. W dyskursie neoliberalnym często pojawia się to cudowne sformułowanie "moje pieniądze", "ja płacę", "z moich podatków" etc. Jak sobie wyobrazimy, kto to mówi (ale uczciwie), kobieta czy mężczyzna, kogo widzimy?
W takich konkretnych sytuacjach kłótni małżeńskich pojawia się kwestia "kto zarabia" i kto "siedzi w domu". Pamiętam taki raport z badań, w których dzieci mówiły "moja mama nic nie robi, nie pracuje, a ciągle jest zmęczona". A więc ta praca w domu, to codziennie zmaganie się z wychowaniem dzieci (nawet jeśli też przynosi ogrom szczęścia) nie jest ujęta w takim ogólnym bilansie ekonomicznym, a powinna być! Ona nie chce sukienki czy kosmetyczki "za darmo". Ona ma się prawo domagać tego za całą darmową pracę w domu (sprzątanie, prasowanie, pranie, gotowanie, i ba! wychowywanie dzieci, kiedy mąż pracuje i pracuje i pracuje). Faceci powinni to rozumieć. A najlepiej, jak razem pracujemy.
"Dla bolszewików wyzwolenie kobiet było integralną częścią wyzwoleńczych celów programu komunistycznego. Potępiając feminizm jako narzędzie kobiet z klas wyższych szukających swojego miejsca w męskich szeregach kapitalistycznej władzy i przywilejów, bolszewicy twierdzili z naciskiem, że miejsce kobiety pracującej jest ramię w ramię z pracującym mężczyzną. Proletariat jako całość musi popierać walkę przeciwko uciskowi kobiet w ramach swego historycznego zadania wyzwolenia ludzkości od przeżytego systemu własności prywatnej i produkcji dla zysku.
Marksiści utrzymują, że instytucja rodziny jest źródłem ucisku kobiet w społeczeństwie klasowym. Jak wyłożył Fryderyk Engels w swej klasycznej pracy „Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa” (1884), za „komunizmu pierwotnego” epoki kamiennej, gdzie przeważała pierwotna równość, podział pracy między mężczyzn a kobiety wywodził się z biologii (kobiety musiały rodzić dzieci i opiekować się nimi) i nie implikował jakiegokolwiek podporządkowanego statusu. W epoce, która jest obecnie nazywana neolityczną, postęp techniczny, szczególnie rozwój rolnictwa, po raz pierwszy stworzył nadwyżkę społeczną. Ten majątek został zawłaszczony przez niewielką mniejszość, klasę rządzącą, wytwarzając podział społeczeństwa na klasy oraz państwo, złożone z formacji uzbrojonych ludzi, by klasy rządzącej broniło."
Amy Rath
to nie kosmici narzucają nam cokolwiek, lecz to wszystko jest wynikiem działań nas samych. Jakie szanse miałaby pani dziedziczka każąc służącej wyszukiwać sobie wszy w koafiurze, gdyby nie było służącej chcącej to robić? A gdyby służąca się sprzeciwiła i pani dziedziczka kazała ją wychłostać, ale nie znalazł by się fornal chcący to zrobić, to służącej włos z głowy by nie spadł, ponieważ pani dziedziczka jako klasa próżniacza nie miała dość krzepy, by sama służącą ukarać.
Większość nieszczęścia bierze się ze zwykłego włazidupstwa tych niżej tym wyżej. I braku solidarności między tymi niżej. Zawsze znajdzie się jakiś włazidupski łamistrajk i wszelkie starania o emancypację gatunku ludzkiego są niweczone. Dodatkowo jeszcze mało kto chce pracować dając z siebie wszystko, ponieważ pracuje głównie dla kogoś i jest zrozumiałe, że oszczędzać się musi. W pracy. Ale przenoszone jest to też na grunt prywatny, stąd te problemy damsko-męskie.
Bury, ile rzeczy dostałeś w życiu za darmo? Czy wiesz, że zwykły człowiek dostając coś za darmo nie jest w stanie tego daru szanować, docenić, ponieważ nie związany jest z tym z jego strony żaden wysiłek? Jeżeli w małżeństwie jest taki układ "coś za coś" (a jest w każdym, choć w różnej formie, bo inaczej to żadna wspólnota by nie przetrwała) to ma to jakieś swoje przyczyny. I głównymi przyczynami takiego stanu rzeczy są charaktery ludzi tworzących to małżeńskie stadło.
Jak więc z urzędu można im coś nakazać albo zakazać, jeżeli każda ingerencja z zewnątrz musi być - niechby tylko podświadomie - przez nich traktowana jako zamach na ich prywatność? czyli na nich samych? To oni tworzą ten układ. I są za swoje czyny odpowiedzialni. Gdyby oni byli inni, ich układ też byłby inny. Innego wyjścia nie ma, niż praca nad sobą i praca dla celów wspólnych.
Jeżeli każdy niedobry mąż miałby z urzędu za sobą stójkowego, pilnującego jego zachowania, to po jakimś czasie żona przerzuciła by się na tego stójkowego, bo po co jej kłopot w postaci złego męża, jeżeli jest dobry stójkowy? A eks mąż mógłby być wówczas ewentualnie tym pilnujących stójkowym, gdyby temu eks stójkowemu jednak wypsnęła się ręka.
Po co więc szczuć na siebie ludzi? Wystarczy uczyć ich rozmawiać ze sobą, uczyć ich rozumieć motywacje własnego postępowania i ukazywać szkody albo korzyści wynikające z danego działania. Kiedyś wielopokoleniowe rodziny nie miały z tym problemów, ponieważ wiele spraw rozwiązywało się automatycznie przez przyswajanie istniejących już wzorców zachowań. Teraz takich nie ma i stąd problemy - wypada koło zacząć wymyślać na nowo.
Inną sprawą jest ciągle ubezwłasnowolnianie ludzi. Insynuowanie, iż jednostka ludzka nie jest w stanie samodzielnie rozwiązywać swoich prywatnych problemów i jest zdana na działanie urzędu. To nie jest prawda, lecz próba rozsadzenia rodziny od wewnątrz i danie urzędom praw regulujących prywatne życie ludzi.
Wciąż serwowane jest nam rzucanie pojedynczych słów na wagę i nadawanie im znaczenia, jakiego pierwotnie nie miały, międlenie tego w nieskończoność do czasu, aż strony są wymęczone do tego stopnia, że jest im wszystko jedno. I tak cedują swoje życie, swoje decyzje na ręce administracji państwowej.
I co najgorsze, wszczepione maja przy okazji w mózgi, że nie muszą sami o nic się martwić, bo państwo w razie co to takiego wsadzi do kryminału. No, nie ma co! Ładna perspektywa dla - w większości - mężczyzn.
Niesforne matki, które na czas nie pościelą dziecięcego łóżeczka, zostaną ukarane odebraniem pociechy, którą za państwowe pieniądze wychowywał będzie ktoś, kto co prawda łóżeczko pościeli, ale serca matczynego mieć nigdy nie będzie, ponieważ za opiekę nad dzieckiem bierze kasę, a nikt swojej pracy nie kocha bardziej niż swojego życia, co ma miejsce w przypadku matek - kochających swoje dzieci ponad wszystko.
Nie pozwalajmy robić z siebie ofiary losu, działajmy na ile się da samodzielnie. Człowiek rośnie na problemach. Mierząc się z nimi ma szansę rozwijać się wielopłaszczyznowo.
Otulony watą i żywiony trzy razy dziennie o stałej porze może być człowiek co najwyżej namiastką homo sapiącego. Ludzie idą na Biegun, by się sprawdzić. Ludzie przechodzą Saharę na piechotę, by się sprawdzić. Ludzie rozwiązują zadania matematyczne i krzyżówki, by się sprawdzić. Ludzie chcą poznać swoje granice i stale je przesuwać, by mieć nowe wyzwania.
Jak więc może być możliwe, że w bliskim związku kobiety i mężczyzny rośnie przepaść mająca być zasypywana z urzędu?
Dlaczego dzieci coraz częściej rodziców dzielą, nie łączą?
Może właśnie dlatego, iż niewiele już sfery prywatnej zostało? Może dlatego, że ludziom odebrano wiarę we własne możliwości i własne siły?
Silny jest jedynie ktoś, kto trenuje swoje mięśnie - w przypadku siły fizycznej.
Silny duchowo jest ktoś, kto ćwiczy się w pokonywaniu samego siebie.
Silny mentalnie jest ktoś, kto trenuje mózg dając mu wciąż nowe zadania do rozwiązania.
Silny człowiek jest w stanie pokonywać przeszkody. Słaby człowiek skazany jest na innych - łaskę i niełaskę, bo przecież z tym różnie bywa.
Dlaczego więc wspierana jest i propagowana słabość człowieka? W jakim celu się to odbywa? W porównaniu z człowiekiem jeszcze 60 lat temu obecny człowiek potrafi bardzo niewiele, jego zakres umiejętności jest mocno ograniczony. Mówi się, że to postęp i cywilizacja. Przemilcza się, że to słabość i uzależnienie.
Propaguje się lenistwo i wyręczanie się innymi, czyniąc z "zarządzania materiałem ludzkim" cel wart osiągnięcia. Jeżeli każdy z nas chciałby być tym, który tym materiałem ludzkim zarządza, to przecież wojna gotowa! Ale niemal każdy dąży do tego, żeby samemu zmęczyć się jak najmniej.
Niby to zwalcza się pasożytnictwo sloganami "każdy musi sam na siebie zapracować" ale jednocześnie mocno wspiera się tych, którzy na siebie samych pracować nie muszą, bo pracują na nich inni.
Z relacji międzyludzkich wybierane są celowo sprzeczności i owe sprzeczności sprzedawane są ludziom jako norma. Jest to jedno wielkie kłamstwo.
Od dawna wiadomo, że nie jest istotne, czy ludzie się kłócą, lecz znaczenie ma wyłącznie, JAK to robią i co z tego wynika. Lecz obecnie ludziom nakazuje się niejako już w zaraniu unikać wszelkich konfrontacji, co przecież jest nieuniknione. I człowiek w poczuciu winy, uważając się za przegrańca nie pasującego do narzuconych, obowiązujących schematów, nie mogąc sobie poradzić z problemem przerzuca go zastępczo na partnera.
A wystarczy tylko rozmawiać szczerze i prawdziwie szukać punktów wspólnych, by ta misternie uknuta zmowa przeciw ludzkości legła z gruzach.
"autorka" jak i niektórzy dyskutanci rozmawiają o trochę abstrakcyjnej rodzinie. Rodzinie, w której facet pracuje, kobieta pracuje w domu, a po nim biega kilka pociech. Założenie jest abstrakcyjne nie tylko z tego powodu, że taki model rodziny odchodzi do przeszłości, ale i dlatego, że zakłada się iż pensja tego faceta to worek bez dna. A ja przypominam, że żyjemy w bardzo biednym kraju, III RP! I nawet jeśli taki model jeszcze się zdarza, to w takiej rodzinie panuje w większości nędza. Siłą rzeczy, by wystarczyło do pierwszego, wydatki trzeba planować i je rozliczać, zwłaszcza jeśli jedna osoba chce wydawać bez umiaru i to na jakieś pierdoły.
A ile jest sytuacji odwrotnych? Gdzie równie "modelowy" Kiepski siedzi przed telewizorem i jest równie "poniżany" przez zarabiającą żonę gdy słyszy od niej - do staniesz na piwo jak wyrzucisz śmieci!;-) A jak często w ten sposób są "ponizane" dzieci gdy słyszą od mamy - dostaniesz na kino jak odrobisz lekcje!
Slowem są to bzdury i jedyny wniosek jest ciągle ten sam - Kartaginę trzeba zburzyć a ten nienawistny blog zamknąć!
Żadenego nowego typu autorka nie odkrywa. To o czym pisze to normalne dziadostwo powszechne w naszym społeczeństwie. To postawa gównojada, skąpca, chciwca, takiego co ma dolarówki w oczach. Polski my naród polski lud a nie zadni tam szowiniści płciowi.
To co autorka postuluje? Upaństwowić środki zarabiane przez mężczyzn i przydzielać je kobietom?!
http://www.youtube.com/watch?v=myAJUEuLKjE
http://www.youtube.com/watch?v=jVblx-N4CLY
http://www.youtube.com/watch?v=LLs7ILmqLNU&feature=related
a teraz to wszystko "na noże". Szkoda.
http://www.youtube.com/watch?v=Qu_QPzGFkP4&feature=related
Oszukiwałeś mnie! Dręczyłeś mnie!
Na każdą prośbę mą odpowiedź miałeś jedną: nie!
Może to lepiej, po co dłużej grać,
Gdy polska kuchnia i to ciało cię przestało brać.
Byliśmy zbyt sentymentalni,
Krótko przeciąłeś ten głupi melodramat:
Nad miastem świt, na stole kwit z chemicznej pralni
Z krótkim dopiskiem: Odchodzę, odbierz sama
Z kim tak ci będzie źle jak ze mną,
Przez kogo stracisz tyle szans każdego dnia,
Kto blady świt, noce bezsenne
Tak ci zatruje, jak ja?!
Przez kogo w pół się golić przerwiesz,
Na deszcz wybiegniesz zarośnięty, zły,
Kto będzie zdrowie miał i nerwy
Na takie zero jak ty
I w którym z miast przy każdej z dam
tak będziesz cierpiał, będziesz taki całkiem sam,
jak zagrać chcesz kolejną z ról,
kto się da nabrać na twój ból?
Z kim tak ci będzie źle jak ze mną
I kogo rzucisz tak jak mnie któregoś dnia?
Kto będzie czekać w noc bezsenną,
Bo już nie ja!
A w końcu zerwać z kimś zwyczajna rzecz,
W końcu ja pierwsza dawno chciałam ci powiedzieć: Precz
Mógłbyś się kąpać albo jeść mój chleb
Mnie żadna siła, wyrzuciłabym na zbity łeb!
W końcu pal sześć, nie jestem winna,
Że byłeś taki, że nie byłeś w moim stylu,
Twój beret basque, twych oczu blask zabierze inna,
Lecz nim zabierze pomyśl chwilę
Z kim tak ci będzie źle jak ze mną,
Przez kogo stracisz tyle szans każdego dnia,
Kto blady świt, noce bezsenne
Tak ci zatruje, jak ja?!
Przez kogo w pół się golić przerwiesz,
Na deszcz wybiegniesz zarośnięty, zły,
Kto będzie zdrowie miał i nerwy
Na takie zero jak ty
I w którym z miast przy każdej z dam
tak będziesz cierpiał, będziesz taki całkiem sam,
jak zagrać chcesz kolejną z ról,
kto się da nabrać na twój ból?
Z kim tak ci będzie źle jak ze mną
I kogo rzucisz tak jak mnie któregoś dnia?
Kto będzie czekać w noc bezsenną,
Ty wiesz, że ja!
[zwykły człowiek dostając coś za darmo nie jest w stanie tego daru szanować, docenić, ponieważ nie związany jest z tym z jego strony żaden wysiłek]
----
Może i tak. Z moich jednak obserwacji wynika, że ludzie się dość znacznie różnią (i bardzo dobrze). Jeden więc będzie "szanował" to co uzyskał cięęęęężką pracą, inny zaś odwrotnie - to co przyszło mu łatwo, bez wysiłku lub darmo.
to, czy ktoś odczuwa wdzięczność za otrzymaną rzecz zależy przecież od tego, jak obdarowana osoba została wychowana, co to jest za podarunek i czy był oczekiwany, bądź pożądany.
Z tą cięęęęężką pracą to też nie ma co przesadzać. Praca musi być równoważona odpoczynkiem, inaczej staje się katorgą bez końca. Z mojej wiejskiej perspektywy widzę coraz wyraźniej, że ludzi zautomatyzowano, to znaczy zrobiono z nich automaty do zarabiania i wydawania pieniędzy.
Jest to bardzo smutne, a sami ludzie też nie czują się w tym dobrze. Nie mają jednak ani czasu, ani okazji się nad tym zastanowić, a kapitaliści dbają o to, by ludziom pieniędzy wciąż brakowało i by nie mieli możliwości zrozumieć, dlaczego mimo ich wysiłków wciąż powodzi im się źle i nie mogą opanować sytuacji.
Kilkadziesiąt lat temu było ponoć gorzej, ale ludzie mieli poczucie humoru, byli życzliwi i pełni wiary w dzień następny. Obecnie, po kapitalistycznej obróbce, mało kto jeszcze żartuje, dowcipy są ostre i raczej oparte na złośliwościach niż wysmakowane słownie.
Ponieważ odbywa się to malutkimi kroczkami, ale nieustanne, ludzie nie są w stanie tego rejestrować mózgiem, a dostosowując się podświadomie do tych stałych zmian, by przeżyć, nie mogą się temu przeciwstawić.
Nikt nie rozpacza z powodu paru kropli deszczu, bo jest to nieistotne, ale już duży deszcz to może być problem, jakiemu czoła stawić trzeba. Ktoś, kto ma trawnik wie, że niby trawa nie rośnie, ale do koszenia jest niemal co tydzień od wiosny do jesieni. To się dzieje, choć tego nie widać.
I tak samo zmiany, jakim jesteśmy poddawani, wprowadzane są niemal niezauważalnie dla nas. Dlatego ludzie nie protestują. A ci, którzy jednak to widzą, są szkalowani jako ktoś, kto mija się z rzeczywistością. Tymczasem jest odwrotnie, ale tu działa prawo, że rację ma tłum.
Gdy ogląda się filmy sprzed lat, to widać dokładnie, że ludzi bawiło wiele - nawet drobiazgów, byli bardziej zadowoleni i z siebie i z życia, choć wmawia im się coś wręcz przeciwnego.
No, ale jak by nie było, liczy się i tak tylko "tu i teraz" - przeszłość już nie istnieje i nie można w niej nic zmienić. Przyszłość jeszcze nie istnieje i nie ma na nią bezpośredniego wpływu. Więc jedynie przez pełne umieszczenie swojej świadomości w teraźniejszości mamy szansę zachować względne zdrowie psychiczne i nie być podatnymi na manipulacje. Czyli gdy siedzisz i jesz kolację, to siedzisz i jesz kolację. Gdy pracujesz nad książką, to pracujesz nad książką itd. Nastrojem człowieka chwieje głownie wciąganie do teraźniejszości przeszłości albo tzw. sny na jawie, czyli wyobrażenia o przyszłości - gdy te się nie spełnią, człowiek ma poczucie klęski i wpada w smutek (Budda mówił np. o tym, że człowiek nie posiadający żadnych pragnień jest praktycznie niezniszczalny, nie rzuca go między euforią i depresją. Nie oznacza to, by być biernym i nie działać, bo to byłaby druga skrajność. Chodzi o to, by wyobrażenia zostały w całości w sferze wyobrażeń i nie były przez mózg odkodowane jako już coś posiadanego i następnie utraconego. Czegoś, czego nie mamy, nie możemy stracić, więc żal czy rozczarowanie po tym jest irracjonalne). Świadome przeżywanie siebie w teraźniejszości daje wielką siłę i niezależność.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
cos pięknego ;-)))
Czy według autorki będąc kobietą można tylko cierpieć, być poniżaną i cierpieć za miliony, a wszyscy mężczyźni to potwory, skąpcy, seksiści itp. Może wreszcie zamiast martyrologii coś o pozytywnych wzorcach (chyba że dla autorki takowe nie istnieją, bo "samiec twój wróg").
Ja komuś kałem, ludzkim na dodatek, smarują bez przerwy drzwi, to trudno oczekiwać od niego optymizmu. Pozytywnym wzorcem byłby facet, który ludzkim kałem drzwi nie smaruje... Ale gdzie szukać takiego co do smarowania używa psiego?
Widzę, ze na lewicy.pl jak zwykle festiwal mizoginicznych buców w komentarzach pod notką A. Zawadzkiej. Mam wrażenie, że komentatorzy urwali się gdzieś z okolic niegdysiejszego pisma "Rzeczywistość".
wszystko pasuje, obrońco obrażających.
nie moga być podstawą żadnych szowinistycznych uogólnień. Nie lubię mówić nikomu co jest lewicowe a co nie jest, ale ten blog jest zaprzeczeniem wszystkiego co z lewicą w jakikolwiek sposób może się wiązać. Jest zapewne też wielu mężczyzn, którzy za zło tego świata winią kobiety... bo im jakaś jedna dopiekła. Ale blogów takich ludzi tu nie ma... i słusznie. Dlaczego jest ten??? Tylko taki mizaondra jak Ty fronesis raczy wiedzieć ;-).
budzi wśród czytelników takie uczucia jakie tu sama promuje... co najmniej niechęć.
...gdy małą dziewczynkę zbrodnicza mama (za podszeptem zbrodniczego taty zapewne) zmusza do założenia sukienki!!! ;-) To przecież jest dramat i droga krzyżowa kobiety! ;-))))... Ciekawe, że autorka nie zawraca sobie głowy tym, że małą dziewczynkę i chłopca zresztą też, zmusza się też do mycia zębów i picia tranu oraz bardzo wielu innych rzeczy, których dzieci nie lubią ;-))))). Co zatem proponuje? Wychowanie w duchu pemisywizmu?;-)
Moja matka wychowując mnie musiała wystąpić do sądu o alimenty od swojego męża. Mój ojciec bowiem wychodził z założenia, że "w Indiach też dzieci się rodzą" i niepotrzebny jest nowy wózek, mimo, że stary się zepsuł, nie mówiąc już o intymnych potrzebach mojej mamy. Łatwo mówić o wspólnocie majątkowej, albo o myśleniu naprzód, tyle, że ludzie pragną czystych, bezinteresownych relacji, a dopiero w praniu okazuje się, że pieniądz jest zarzewiem konfliktów i właśnie sprawowania władzy. Często młode, pewne siebie, pracujące kobiety tracą iluzję szczęśliwego związku, wtedy, gdy mąż "decyduje się na utrzymanie rodziny, gdy kobieta będzie się zajmować dzieckiem.".
byś nienawidziła wszystkich mężczyzn generalnie? By postępowanie Twojego ojca miało rujnować Twoje życie osobiste? Każdy z nas został w jakiś tam sposób wychowany, uwarunkowany. Ale przecież z czasem możemy to korygować, układać po swojemu. Jak jednakże można cokolwiek układać z wrogiem? Jeśli ktoś obraża się za wszystko i jeden incydent rozciąga na całe przyszłe relacje z partnerem, to wiadomo, że taki związek nie ma szans. Przecież, gdy jest się z kimś razem, to próbuje się co dzień na nowo związek ten rozpoznać i umocnić. Pomocna jest tu zdolność wybaczania i rozpoczynania wciąż na nowo - jeżeli się z danym partnerem chce zostać. Wykrzykiwanie "idź sobie" i trzymanie go jednocześnie oburącz w obawie przed utratą kasy jest nieuczciwe i się zemści. Problemy w małżeństwach były od zawsze, są i będą także w przyszłości, bo jak to mówią: gdzie są blisko dwa ciała, tam jest i tarcie. Problemem jest nieumiejętność ich rozwiązywania. Ale tego można się przecież nauczyć.
Moja Matka obraziła się "na zawsze" na mojego Ojca, ale nigdy nie wyrażała się o nim przy nas źle. Dopiero, gdy byliśmy już dorośli, to parę razy powiedziała coś tam więcej. Ona ustaliła, że jej problemy z mężem to jej problemy z mężem, a z nami, dziećmi, nie ma to nic wspólnego. Jak pokazało życie, było to bardzo zdrowe podejście.
Praktyczne jest unikać wyrazów:
bo ty nigdy
bo ty zawsze
tyle razy już ci to mówiłam
jak ty się zachowujesz
znowu to samo, a tyle razy ci to mówiłam
ty nic nie rozumiesz
co ty robisz/wyprawiasz itd. czyli zdań, z jakich nic konkretnie nie wynika.
Należy natomiast powiedzieć
robisz tak a tak, chcę/proszę byś zrobił tak i tak
nie lubię, gdy tak robisz proszę zrób to inaczej itd. czyli konkretne informacje, konkretne wskazówki. Uniknąć można dzięki temu wielu kłótni, a zaoszczędzony na nich czas można przyjemnie spędzić razem. Często z góry nastawieni jesteśmy na nieporozumienia i podświadomie tak sterujemy rozmową, by to nieporozumienie wynikło, by następnie mieć złudną satysfakcję, że jednak się nie myliliśmy. Ale przecież tak być nie musi.
Zawadzka, mogłem błagać na kolanach, a nie tylko prosić, a i tak niektóre kobiety miały to gdzieś, nawet jak szalałem z nieszczęścia, więc przestań pieprzyć na tym żałosnym blogasku, bo nic nie wiesz o życiu. To co ja przeżyłem przez miesiąc ty przez całe życie nawet nie mogłabyś sobie wyobrazić, Zawadzka.
nie wiem od czego zacząć,link do "poproś" przesłał mi syn,przeczytałam
Drodzy Oburzeni ,kilka lat temu rozstałam się z mężem,bo nie prosiłam,mój były mąż to jeden z bardziej znanych i wpływowych panów prezesów rad,spółek i tym podobnych.
Model rodziny był jak w "poproś",a oprócz tego zostałam zdiagnozowana na nieuleczalną chorobę autoagresywną około 2000 roku,byłam przykładowym bohaterem,który pracuje 24 godziny,połyka chemię i pokazuje wszystkim na około,szczerząc zęby,jak to sobie radzi,do momentu dopóki pan prezes nie wykombinował,że najwyższy czas na nowy ,zdrowy model "partnerki".
Wszystko to prawda,że istnieje coś takiego jak podział majątku,rozwód za orzeczeniem winy, no i alimenty.
Jako jedna z niewielu kobiet w tym pięknym kraju mam przyznane alimenty,wysokie,w porównaniu ze średnią krajową.
Sprawę rozwodową przeprowadzałam sama,nie stać mnie było na pełnomocnika,Centrum Praw Kobiet to żart,innych opcji nie ma,kobieta zostaje sama.Podział majątku przeprowadzam teraz za pomocą kancelarii,która zgodziła się na opłatę po przeprowadzonej sprawie.
Być może uda mi się przetrwać,alimenty ,które zostały mi prawomocnie przyznane wydaję na utrzymanie domu,na opiekę lekarską jaką miałam będąc żoną pana prezesa nie wystarczy,dlatego przyznaję byłam bardzo głupia i naiwna,mając wyższe wykształcenie,godząc się na model życia,gdzie pan realizuje się pod każdym względem,a ja lepię pierogi,bawię się w spiżarnię pełną kompotów i innych cudeniek,wychowuję sama syna,bo przecież pan zarabia kasę.
Pracy nie znajdę tutaj gdzie mieszkam,moja choroba i wiek wykluczają mnie z życia w cudnym polskim grajdole,gdzie kobieta nie ma żadnych praw.
Pozdrawiam wszystkich oburzonych panów,proponuję młodym pannom,żeby były samodzielne,bo świat poszedł do przodu i biegnie...na złamanie karku.
Przed weściorem, który o wspólnocie majątkowej bębni tu od zawsze? A żonka mu pewnie nawet paznokcie pucuje, bo go na manicure nie stać? Przed Pyrlikiem, który Autorkę wyśmiewa od początku, bo przecie on taki Supermen boski jest, a ona chimeryczna jak i upierdliwa? Albo przed tą psycholożką od siedmiu boleści, roztańczoną jak diwa operowa, nienawidzącą kobiet jak tych pantofli, które jej nie pasują?
Przed "lewicowcami" portalowymi, którzy równość płci rozumieją jako swoją wyższość?
Ten blog, mimo potknięć i przejaskrawień, to jeden z lepszych tutaj. Więc zaglądaj. I miej w rzyci te różne indywidua, męskie szowinistyczne wieprzki i różne facetki włażące im bez smarowania...
Się 3m!!!
(*_*)
Nie wiem przed kim..."raczkuję" w realu,a tutaj musiałam zabrać głos
Mogę jeszcze dodać,że wybierając się na wojnę z osobą wpływową,bogatą,bez skrupułów,wyrzutów sumienia,nie zdawałam sobie sprawy na co się porwałam.
W sądach również "raczkowałam",bezradnie przyglądałam się jak ojciec mojego syna wynajmuje jedną kancelarię prawniczą za drugą,jak powołuje świadków,których nie widziałam na oczy(swoich podwładnych),jego pełnomocnicy mediowali ze mną krótko:albo pani się zgodzi na nasze propozycje,albo wyląduje pani pod mostem.
No i trzymam się.