...bo w swojej książce poświęconej różnym Trzecim Drogom z 2001 roku na pewno nie.
ze świętowaniem klęski Sarko mimo wszystko poczekałbym do niedzieli, nawet uwzględniając dzisiejszą deklarację Le Pen. Po drugie, dobry wynik JLM nie musi oznaczać sukcesu w wyborach parlamentarnych. Ale pożyjemy, zobaczymy.
.
Wybory w Grecji odbędą się 6 maja, tego samego dnia, co wybory we Francji. Zapowiada się więc ciekawa niedziela.
Jak już zwrócił uwagę ktoś przede mną, nie chwaliłbym dnia przed zachodem. Przewaga Hollande'a w sondażach nie jest na tyle duża, żeby mógł być pewnym zwycięstwa. A jeśli sondaże się mylą, to zwykle w faktycznych wyborach wynik okazuje się słabszy dla lewicy (jak pokazała pierwsza tura). Oczywiście trzymam za niego kciuki, to kluczowe wybory dla przyszłości Europy.
Jeśli chodzi o Grecję, to radykalna lewica mogłaby - w świetle sondaży - liczyć na przejęcie władzy. Ale niemożliwym czyni to typowa przypadłość ugrupowań tej opcji ideowej - niezdolność do współpracy. Komuniści odrzucają perspektywę jakiejkolwiek współpracy z innymi partiami lewicy. Tak czy inaczej, PASOK-owi i Nowej Demokracji ciężko będzie utworzyć rząd, nawet z bonusem w postaci 50 dodatkowych miejsc. Ciekawym zjawiskiem na pewno będzie też ewentualne zdobycie większej liczby mandatów przez jedną z "mniejszych" partii lewicowych niż PASOK.
Bardzo niepokojąca jest perspektywa wejścia do greckiego parlamentu Złotego Świtu, partii jawnie faszystowskiej, której poparcie rośnie kosztem nieco bardziej umiarkowanego (choć wciąz skrajnie prawicowego) LAOS-u.
http://www.guardian.co.uk/world/2012/may/01/greece-election-rise-far-right
Czy to "kluczowe wybory dla przyszłości Europy"? Śmiem wątpić. Obawiam się, że będzie jak zwykle, czyli socjaldemokracja okaże się mocna w gębie w trakcie kampanii, po wyborach będzie po staremu - "wicie, rozumicie, rynki...". Economist wprost pisze, że wybór Hollanda będzie zły dla Europy - wydaje się więc, że jak zostanie prezydentem, zapewne będzie chciał uspokoić finansjerę, co już czynił podczas kampanii (pielgrzymka do City i słynne "I'm not dangerous").
Ewentualny powyborczy kurs Hollande'a na prawo stawia w nieciekawej sytuacji Melenchona, który błyskawicznie po I turze de facto udzielił mu bezwarunkowego poparcia w II. Tym bardziej jeśli uwzględnimy wczorajszą deklarację Le Pen, która może się teraz kreować na jedyną autentycznie antysystemową siłę.