W normalnym kraju (zaliczam tu także dawny kapitalizm i socjalizm) w podobnej sytuacji zorganizowano by dyżury (nawet nieodpłatne) nauczycieli, tak żeby raz na dwa tygodnie każdy został z dziećmi godzinę dłużej, i po problemie. A jeżeli przypadki są incydentalne - po prostu dziecko zostałoby w razie potrzeby czas jakiś z panią woźną.
Niestety w postępowym procesie postępu doszliśmy do tego, że nauczyciele mają dobro swoich podopiecznych tam gdzie słońce nie dochodzi, dyrektor szkoły pilnuje głwnie tego żeby mieć dupokryjkę na każdą okoliczność, a woźna nie może mieć oka na dzieciaka przez godzinę bo nie ma wyższego wykształcenia pedagogicznego i odpowiednich unijnych certyfikatów.
"Chcieliście "demokratycznego państwa prawa, urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej" no to go macie.
czy to na pewno jest kwestia owych " europejskich standardów" i " praw pracowniczych". Przecież te sensowne
rozwiazania, z rotacyjnym dyżurem lub woźną, mogłby zostać zrealzizowane także dziś.
A jeśli gdzieś jest prawna bariera, to raczej jest to kwestia uregulowania na niższym poziomie, a nie jest to wina realizacji idei praw pracownicych czy standdardów europejskich.Czy przypadkiem nie szukasz zależności w myśl zasady " Chcesz uderzyć psa, kij zawsze się znajdzie"?
przeszkadzają we wprowadzeniu oczywistych (a może i jakichś lepszych, ale mniej oczywistych) rozwiązań.
Bo to że w tym przypadku kodeks pracy to na pewno, może jeszcze (nie wiem) Karta Nauczyciela.