"Sytuacja polskiej lewicy - pisze T. Kochan - jest dramatyczna nie z uwagi na słaby wynik wyborczy kandydatów w Warszawie ani też ze względu na słaby wynik wyborczy SLD w całej Polsce, lecz przede wszystkim dlatego, że lewicy brak dziś idei, która jakościowo przekraczałaby program partii prawicowych, liberalnych a także po prostu ‘wrażliwych społecznie’"(Tymoteusz Kochan "Lewica - socjalizm albo śmierć").
I kontynuuje: "Lewica w Polsce stoi w obliczu widma całkowitej zagłady i unicestwienia. Scenariusz likwidacji lewicy realizuje się na naszych oczach przy pomocy bezbarwnego i neoliberalnego SLD, a także przy udziale pozbawionych świeżej myśli działaczy lewicy pozaparlamentarnej, którzy nie są w stanie stworzyć wizji jednorodnego i wspólnego frontu."
Można powiedzieć, że Polska odróżnia się negatywnie od wymienionych przez Tymoteusza Kochana krajów (Grecja, Hiszpania, gdzie "myślenie społeczne, wspólnotowe, socjalistyczne czy komunistyczne jest stałym, składowym elementem politycznego pejzażu"). Tymczasem, "mitem założycielskim" dzisiejszej Polski jest mit Solidarnościowy, zaś religia i instytucja Kościoła wpisują się w tradycyjne uzasadnienie istnienia Polski jako "przedmurza chrześcijaństwa". Kontynuacją tego mitu fundującą polską państwowość jest mit wojny z bolszewikami z 1920 roku.
Te mity najlepiej i najpełniej wyczerpują potrzebę uzasadnienia istnienia państwa polskiego i wyznaczają kierunki, w jakich poszukiwane będą wartości i symbole. To nie jest tak, że tylko polska lewica jest słaba, gdyż taka jest wszędzie na świecie. W Polsce natomiast lewica jest symbolem wszystkiego, co antypolskie, ponieważ polskość oznacza utrzymywanie mitu tej państwowości, która uległa degeneracji i przeżyła się wraz z nastaniem czasów nowożytnych, co odzwierciedliło się w rozbiorach.
Zamrożona w feudalizmie, który był jej poniekąd sukcesem, aczkolwiek sukcesem już naznaczonym piętnem zacofania i braku dynamizmu rozwojowego w sferze gospodarczej, polska racja stanu zmieniła się w skrajny reakcjonizm i utratę instynktu samozachowawczego, co wyraziło się w błędnych z punktu widzenia szans rozwojowych decyzjach - wystarczy poczytać Różę Luksemburg i jej ocenę perspektyw Polski w zbliżeniu z Rosją i jej nieprzebranymi rynkami wewnętrznymi tylko czekającymi na zapełnienie ich produkcją stosunkowo wyżej rozwiniętej gospodarki Królestwa Polskiego. Cała późniejsza historia Polski, to naiwne i żałosne próby uzasadnienia tego błędnego wyboru. Brak argumentacji ekonomicznej spowodował, że sięgnięto po argumentację ideologiczną, czyli odbudowano skrajnie reakcyjną doktrynę społeczną Kościoła katolickiego, uznając ją za odpowiedź na wyzwanie nowych czasów. Polska była więc zakładnikiem najbardziej reakcyjnych sojuszy i, jak zauważył Engels, nawet w stosunku do Rosji utraciła swój prorewolucyjny potencjał. Zamieniła się miejscami z Rosją na mapie reakcyjnych reżymów Europy.
Jeżeli więc Kochan poszukuje możliwości połączenia utopii socjalistycznej z odwołaniami do tradycji drogich polskiej kulturze, to może to być wyłącznie socjalizm o obliczu antykomunistycznym.
W tej odsłonie zaś nie jest to nic nowego ani odkrywczego. Może tylko dla kolejnego pokolenia ideologów biurokracji, którzy robią historyczny wyczyn ze swej decyzji o odrzuceniu "czystej" tradycji i zachowaniu tego, co zdegenerowało się z niej w biurokratyzmie.
Odrzucają więc tzw. stary marksizm, czyli fundament, na którym oparto pierwszą i jedyną dotychczas próbę realizacji komunizmu, nie odrzucając tak naprawdę samej degeneracji, czyli biurokracji, bo kto odrzuca własnych przodków? Ten manewr opatrzył się już nam, a nowatorski może się wydawać tylko niedouczonym potomkom biurokracji, aspirującym do roli "mężów stanu". Byłoby śmiesznie, gdyby nie było tragicznie.
Kochan nie proponuje niczego, co by wychodziło poza ramy nowolewicowej krytyki realnego socjalizmu, wraz z jej wnioskami: odrzucenie "starego" Marksa, odrzucenie klasy robotniczej jako motoru dziejów i grabarza kapitalizmu, odnalezienie świętego Graala w postaci szeroko rozumianego "proletariatu", czyli 99% społeczeństwa kontra 1% wyzyskiwaczy. Zaś nacjonalistyczna legitymizacja "socjalistycznej" Polski jest kontrybucją biurokracji dla "nowych" czasów.
Pozornie apel Kochana brzmi krytycznie wobec tzw. nowej radykalnej lewicy: "Polska scena polityczna jest zbyt dobrze zagospodarowana przez prawicę, by zagroziły jej proste lewicowe postulaty reform i drobnych zmian. Nie pomogą tu ani ruchy miejskie, ani walka o ścieżki rowerowe, nie pomoże tu też wyłączne skupianie się na osobach wykluczonych, które z zasady najtrudniej i zmobilizować, i włączyć w polityczne działanie."
Tutaj mamy do czynienia z lekkim tylko niuansem w stosunku do tzw. nowej radykalnej lewicy, która ewoluowała w kierunku uznania, że kapitalizm przerodził się w postkapitalizm wraz z przejściem od modelu gospodarki opartej na uprzemysłowieniu do gospodarki opartej na usługach. Konkluzją takiej analizy było uznanie, że lewica powinna skupić się na radykalizowaniu swych postulatów demokratyzacyjnych, do czego nie są jej potrzebni robotnicy jako aktywna klasa i że należy do tej idei przekonywać warstwy pośrednie, w których bezpośrednim interesie leży poszerzanie obszaru demokracji burżuazyjnej, gdyż w ten sposób można usunąć bariery dostępu owych warstw do nieskrępowanej konsumpcji charakterystycznej dla wysoko rozwiniętego (post)kapitalizmu.
Otóż, model postkapitalizmu zawalił się wraz z kryzysami finansowymi i gospodarczymi i z zawaleniem się utopii pełnego konsumpcjonizmu. Stąd potrzeba nowej perspektywy i nowej ideologii. Kretynizm tzw. nowej radykalnej lewicy spotyka się tu z debilizmem koncepcji biurokratycznego socjalizmu, których wspólnym mianownikiem jest idea socjaldemokratyczna w mniej lub bardziej radykalnym wydaniu, w zależności od sytuacji.
W Polsce bezsensowność postulatów "reform i drobnych zmian" jest tak oczywista, że doprawdy ambitny, młody lewicowiec z aspiracjami nie może sobie pozwolić na przejmowanie tych haseł bez narażania się na śmieszność, a swej kariery na katastrofę. Jednak trudno nie wyczuć w koncepcji Kochana zniecierpliwienia zacofaniem Polski w stosunku do reszty cywilizowanego świata. W Polsce mamy zacofany kapitalizm, a powinniśmy się wybić na kulturalny, zamożny kapitalizm z elementami większej sprawiedliwości społecznej, który ma w oczach ludzi uchodzić za socjalizm jako taki.
Ponieważ kryzys kapitalizmu ma miejsce w szerszym kontekście, należy skorzystać ze słabości centralnego kapitalizmu i zaproponować radykalne hasła po to, aby wstrzelić się w kontestację europejską, co zaowocuje przesunięciem Polski na jakieś bardziej adekwatne miejsce, czyli awans na drabinie cywilizacyjnego dobrobytu.
Kochanowi nie chodzi tu o walkę o socjalizm w skali świata, ale o wykorzystanie parcia w tym kierunku dla realizacji polskich aspiracji do awansu cywilizacyjnego. Horyzontem aspiracji ideologicznych Kochana są wspomniane na początku umiejętności myślenia społecznego, wspólnotowego itp., istniejące w innych krajach.
Imponująca w zamierzeniu koncepcja polityczna i ideologiczna okazuje się przy bliższej analizie żenująco ograniczona i żałośnie mało ambitna.
"Polski kapitalizm nie jest i nie będzie też kapitalizmem katastrofy totalnej i nagłej, lecz jest i będzie systemem katastrofy pełzającej, przebiegającej powoli i niezauważalnie. Wiara w społeczny szok, czy wiara w masowe zrywy oburzenia w państwie, gdzie nie ma żadnej większej reakcji na śmieciówki, skandalicznie niskie płace, przymus emigracji a nawet czysto biologiczną eksterminację za sprawą wielomiesięcznych kolejek do lekarza jest wiarą naiwną i myśleniem życzeniowym. Polskie masy cechują się obecnie zbyt pokawałkowaną świadomością społeczną by rozpoznawać procesy i dostrzegać rzeczywiste osoby, czy grupy interesu za nimi stojące."
Ta refleksja Kochana stoi w rażącej sprzeczności z jego postulatem wykreowania radykalnie utopijnej koncepcji społecznej. Z góry przewiduje, że przy takiej publiczności entuzjazm dla nowej idei socjalistycznej będzie zerowy lub zbliżony do zera. Proponuje więc uciec się do chytrości i podstępu - odwołać się do tradycji, które są Polakom bliskie i w ten sposób przemycić swoją koncepcję.
Ale nawet gdyby przyjąć za dobrą monetę tę taktykę działania, to trudno byłoby przemycić pod płaszczykiem pierwotnie nieskażonej idei chrześcijaństwa kult konsumpcjonizmu. Już raczej należałoby się odwołać do komunizmu pierwszych wspólnot chrześcijańskich. Z tym, że to niezbyt polska tradycja, bardziej z arsenału uniwersalistycznego kościoła. Ale mogłoby podziałać uderzeniowo. Socjaldemokracja jako tradycja religijna raczej nie przejdzie.
Dlatego też Kochan postuluje wychowanie nowego elektoratu. Problem w tym, że wychowywanie tego elektoratu w oparciu o postulaty żywe na innych obszarach nie będzie zbyt skuteczne w Polsce. Zresztą próby takiego wychowania idą pełną parą od ćwierć wieku z wiadomym skutkiem, a tylko Kochanowi wydaje się, że wyważa drzwi, które w rzeczywistości nawet nie istnieją.
Reakcyjność polityki polskiej i polskiej tradycji powoduje, że Polska nie jest krajem nadającym ton przemianom światowym. Pozostając na tym poziomie - a postulaty Kochana nie stwarzają szansy wyrwania się Polski z tego miejsca - Polska może co najwyżej korzystać z tego, co wywalczą inni. I tu uwaga - ponieważ tradycja Polski jest sprzeciwianie się tendencjom postępowym w imię reakcji i zacofania tradycyjnie hołubionego przez klasy panujące. Dlatego też takie postulaty, jakie zgłasza Kochan, są groźne z punktu widzenia walki o komunizm w świecie. Dlaczego? Ponieważ w świecie jedyną sensowną alternatywą jest komunizm, a nie oparty na postkapitalistycznej ideologii socjalizm (a raczej socjaldemokracja). Tradycyjnie antykomunistyczny socjalizm polski może więc odegrać ponownie reakcyjną rolę w światowej walce o wyzwolenie ludzkości.
Dlatego znów jedyną szansą Polski na uniknięcie powtórzenia roli łamistrajka i zdrajcy sprawy robotniczej jest akces do komunizmu i głoszenie haseł komunistycznych, a nie socjalistycznych. Jedyną drogą, aby zjednoczyć siły jest też odwołanie się do wspólnej tradycji komunistycznej, do "starego" marksizmu, choćby i dlatego, że tylko tam można znaleźć jasną wykładnię, dlaczego socjaldemokracja musi być niekonsekwentna i ustępliwa wobec kapitalizmu. Tylko cofając się do "starego" Marksa możemy spotkać się z innymi lewicowcami, którzy również krytycznie przemyśleli swoje doświadczenie i musieli sami się cofnąć, żeby to doświadczenie objąć i zrozumieć.
To odrodzenie teorii i praktyki ruchu robotniczego może dokonać się wszędzie i Polska ma taką samą szansę, jak każdy inny naród. Tylko w ten sposób Polska może przezwyciężyć swój tradycyjny status kraju reakcyjnego i niehistorycznego, który w przeciwnym razie ostatecznie zaowocuje starciem Polski z mapy świata w wyniku przesileń, które nas czekają.
Socjalizm w wydaniu tzw. nowej radykalnej lewicy, jak i pogrobowców biurokracji stalinowskiej i neostalinowskiej, może co najwyżej kształcić ludzi w korzystaniu z dobrodziejstw postkapitalizmu. Nie jest to odpowiedź ani na wyzwania, jakie stoją przed światem, ani na te, które stoją przed Polską.
Brak podłoża dla swoich postulatów Kochan wyraża następująco: "Polska lewica nie ma nic do zagospodarowania, sama musi stworzyć podmiot swojego działania, sama musi wykreować i stworzyć swój własny elektorat, określając jednocześnie zarówno siebie samą jak i swoją wiodącą, naczelną ideę."
A kogo obchodzi znaczenie Polski w świecie?
Ten stan odzwierciedla status Polski - podrzędny i peryferyjny w sensie produkcji, a więc i możliwości zawłaszczania. Zawsze w ogonie i na cudzej łasce. Ale to jest obiektywny stan. Kochan uprawia bunt kwiatów przeciwko własnym korzeniom. Zamiast widzieć kontekst i traktować kapitalizm globalnie, Kochan skupia się na Polsce, jak gdyby stąd mogło wyjść rozwiązanie. To bardzo niematerialistycznie i bardzo niemarksistowsko.
"Tą jedyną możliwą do zastosowania w Polsce ideą jest dziś bez wątpienia socjalizm. Socjalizm rozumiany jako projekt społeczny i cywilizacyjny – przemawiający zarówno do biednych i odczuwających najprostsze problemy finansowe, jak i do tych, którzy żyją na przyzwoitym poziomie, lecz zszokowani i upokorzeni są nędznym statusem Polski w Europie, spadającym poziomem kultury czy wykształcenia."
"Szokujące" jest szczególnie to, że dla Kochana zasadnicze znaczenie ma "status Polski" - nędzny, czy poziom kultury lub edukacji - spadający. A mało to krajów na świecie, gdzie status jest jeszcze nędzniejszy, zaś poziom kultury i edukacji pikujący w dół? I czy z tego powodu miałyby one rościć sobie pretensję do czegoś innego, jak powolne dogorywanie?
"Ten socjalistyczny projekt to projekt klasy pracującej i jednocześnie projekt narodowego ocalenia gospodarki, kultury i znaczenia Polski w świecie." Jakiej gospodarki, jakiej kultury? Kapitalistycznych przecież, bo skąd ma brać się impuls do wzrostu gospodarczego, do wzrostu kulturalnego? Na bazie czego?
A kogo obchodzi znaczenie Polski w świecie?
"Lewica socjalistyczna przemawiać musi dziś zarówno do najbiedniejszych i pauperyzowanych, jak i do kadr biurokratycznych, podupadającej w szaleństwie rynkowego kapitalizmu inteligencji, warstw artystycznych, czy odczuwających strach kadr menadżerskich. Tu nie pomoże język reform, tu nie wystarczą punkty programowe. Lewica potrzebuje dziś Socjalizmu nie tylko jako racjonalnego składnika politycznego programu, ale jako zaklęcia, wizji dziejowej, przepowiedni i utopii, która byłaby Polską, o którą warto walczyć. Budowanie utopii socjalistycznej musi skutecznie konkurować i zastąpić nieudolne budowanie utopii II RP przez ideologię kapitalistyczną, czy kreowanie wiary w IV RP przez prawicowych kaczystów. Polityka w wydaniu lewicy zbyt często jest dziś spisem zadań programowych, zbyt rzadko posiada ładunek emocjonalny, życzeniowy i jednoczący na poziomie symbolicznym i etycznym."
Kochan przedstawia socjalizm jako program dla wszystkich, nie różnicując grup społecznych w oparciu o ich miejsce w procesie produkcji społecznej. Opiera się na zjawisku niezadowolenia z mechanizmu redystrybucji. Nie bierze pod uwagę faktu, że przyczyny wadliwości systemu redystrybucji lepiej tłumaczą inne koncepcje, w tym prawicowe i nacjonalistyczne. One również mają swoją nośność opartą na entuzjazmie i bezkompromisowości wynikającej z utopijności plus mają bardziej bezpośrednie przełożenie na polską (reakcyjną) tradycję. Rezultatem jest to, że nawet tzw. radykalna lewica popiera projekt zachowania zachodniej cywilizacji, co wyraża się w poparciu dla Zachodu w konflikcie na Ukrainie, w entuzjazmie dla tzw. arabskich rewolucji i innych prób ratowania owej cywilizacji w obliczu zagrożeń ze strony świata "barbarzyńskiego", wyczuwającego już smród padliny.
Zauważanie tych kwestii i jako wniosek proponowanie prostego nawiązania do recept tzw. nowej radykalnej lewicy, różniące się tylko przywiązaniem do stalinowskiej tradycji jako ulepszenia w stosunku do "starego" Marksa, to patologia myślenia prezentowana przez młodego Kochana.
Rozwiązaniem dla ludzkości nie jest wszak nowy sposób - sprawiedliwszy - redystrybucji, ale nowy sposób produkcji. Zachodnia ekologia polegała dotąd tylko na przenoszeniu brudnego przemysłu i niszczenia przyrody do innych zakątków świata. Tymczasem przyszła pora na faktyczną ekologię, czyli na zmianę stosunków produkcji i całego systemu produkcji. Tyle, że nie będzie to świat tej obfitości, którą znamy z kapitalizmu. Jeżeli przyjąć, że to "zagrożenie" znajdzie się w pakiecie rozwiązań proponowanych przez komunizm, to okaże się, że zwolenników tego systemu będzie można znaleźć wyłącznie w wąskiej grupie pracowników bezpośrednio produkcyjnych, którzy i tak mają najmniej z tego, co produkują. Nie znajdzie się zwolenników wśród tych, którzy zawsze mogą liczyć na to, że zwiększony wyzysk pracowników produkcyjnych da im względną stabilizację i dobrobyt. Nawet jeśli Kochan zdoła im przemówić do umysłu, to bezpośredni, klasowy interes nakaże im solidarność z wyzyskiwaczem, a nie z wyzyskiwanym. Tym bardziej, jeśli samozwańczy "mężowie stanu" nie będą potrafili sformułować wyzwań cywilizacyjnych w kategoriach klasowych zakorzenionych w systemie produkcji, a nie dystrybucji.
Pośrednie grupy i warstwy społeczne zajmują pozycje wyznaczane przez ich poczucie bliskości i solidarności z najważniejszymi klasami społeczeństwa.
Ideologowie warstw pośrednich nie są w stanie stworzyć koncepcji odzwierciedlających realne stosunki klasowe, ponieważ sami tkwią w okowach fałszywej świadomości. Sami więc stanowią największą przeszkodę na drodze do stworzenia ideologii, która będzie w stanie pociągnąć za sobą masy. Jednocześnie ich zadufanie w sobie może rozśmieszyć najbardziej ponurego zgreda.
Co więc można zrobić w tej konkretnej sytuacji politycznej, tu, w Polsce?
Analizować sytuację i zdawać sobie sprawę z tego, gdzie w stosunku do tego, co się będzie działo, znajdujemy się. Nie jakieś niekonsekwentne utopie socjalistyczne z nieprzezwyciężonymi popłuczynami biurokratyzmu zastępującego myśl marksowską (a jakże, "starej" tradycji) mają być naszym drogowskazem, ale solidarność z przejawami walki klasowej, która niechybnie rozgorzeje na świecie. Nie powinna nas ona zastać nieprzygotowanymi. Kuźnia kadr, które muszą być przygotowane na moment, w którym podział klasowy nabierze jednoznacznego charakteru i będzie wymagał od nas sprostania sytuacji - to jest zadanie. Nie jest zadaniem dogadzanie warstwom pośrednim jako substytutowi klasy robotniczej. Nie można zbudować socjalizmu w oparciu o bazę wrogą temu systemowi i to wrogą obiektywnie - ponieważ jej dobrobyt opiera się na utrzymaniu wyzysku pracowników bezpośrednio produkcyjnych.
Niech sobie śnią swój sen o potędze mitu i utopii. Walka jednak nie toczy się tam, gdzie ją wieszczą, a tam, gdzie ona będzie - przeoczą ją.
"Jeśli lewica ma przetrwać, musi też dokonać kompletnego tożsamościowego i historycznego restartu, działając przede wszystkim w zgodzie z własnym instynktem samozachowawczym. Polskie doświadczenia i polska historia wymagają od nas nie tylko przekroczenia mitu solidarnościowego, totalnie zawłaszczonego w Polsce przez prawicę, ale też i rezygnacji z olbrzymiej części staromarksistowskiej tradycji, np. znacznej części tradycji radzieckich, które w realiach naszej rzeczywistości stanowią już wyłącznie archeologiczną i historyczną ciekawostkę."
Ten program oznacza proponowanie socjalizmu jako odrzucenie tradycji marksizmu i ruchu robotniczego, a zaoferowanie jako czegoś nowatorskiego doktryny biurokracji jako utożsamionej z PRL. Po odrzuceniu ruchu robotniczego z PRL zostaje nam bowiem wyłącznie biurokracja. Tertium non datur.
Kochan uzasadnia swoją koncepcję w następujący sposób: "Porzucenie części własnej historii w wymiarze języka, symboli i haseł nie oznacza jednak wcale porzucania tej historii jako przedmiotu badań i poszukiwań teoretycznych i naukowych – zapleczem socjalizmu zawsze pozostanie myśl marksistowska, włącznie z marksistowską teorią socjalistycznej organizacji społecznej i gospodarczej. Bazą symboli, bazą memów i znaków, symulakrów dla lewicy muszą być jednak całkowicie nowe koncepcje i symbole. To musi być socjalizm, lecz taki, który jest nowocześniejszy od kapitalizmu i który nie boi się tworzenia własnej historii tu i teraz. Bazą polskiego doświadczenia i źródłem argumentów na rzecz socjalizmu musi być natomiast rzeczywistość. Nie plan, projekt, lecz przeszłość i historia Polski Ludowej, wraz z jej fundamentalnymi osiągnięciami, takimi jak: mniejsze rozwarstwienie dochodowe, brak bezrobocia i skrajnej nędzy, stopniowa likwidacja społecznych patologii, planowe zatrudnienie, państwowa gospodarka i przemysł, a także rozkwit wspieranej przez państwo i narodowej kultury."
Przezwyciężyć mit Solidarności, mit o godności ludzi pracy, łzawymi historyjkami o narodowej kulturze, która, kolebana przez biurokrację, dała pożywkę antyrobotniczym wartościom, zniszczyła klasową świadomość, to dopiero jest pocieszne!
"Przeszłość lewicy i jej historia muszą jej służyć, nie stanowić powód do wstydu, lęku, czy solidaryzowania się z obecnie panującą prawicą, tak bardzo zintegrowaną przez antykomunizm i ślepo proamerykańską politykę zagraniczną. Brak kompleksów i przekonanie o wartości własnej idei i własnego programu to niezbędny fundament dla lewicowego ruchu, który musi zafundować kapitalistycznym kapłanom ten sam “koniec historii”, który oni usiłowali zafundować socjalizmowi po zwycięstwie z 89 roku." - pisze Kochan nie rozumiejąc, że sam opiera swój projekt na antykomunizmie.
"Oznacza to, że każdy dyskurs i każda polityka, każda świętość oraz każdy dogmat kapitalistycznej religii muszą zostać bezczelnie i buntowniczo zakwestionowane, a walka polityczna z języka negocjacji musi przenieść się na poziom politycznego sporu i bezpośredniej konfrontacji ideologii. Prawdziwa sprzeczność to sprzeczność dialektyczna."
O jakim "bezczelnym" sporze może być mowa, jeśli chce się wprowadzać socjalizm drogą podstępu, podszycia się pod antykomunistyczną tradycję? Chory umysł mógł to wymyślić.
"Lewica w Polsce musi też wyzbyć się kompleksów niższości w stosunku do państw zachodnich i programów politycznych tamtejszej lewicy. Zarówno nasza historia, jak i nasze dokonania pozwalają nam tworzyć własną historię walki politycznej i nie oglądać się na innych, dopóki sami nie wywalczymy sobie tego, co się nam należy. Oznacza to, że niezbędna nam jest lewicowa wersja patriotyzmu, lewicowa wizja ocalenia narodowego przed kapitalizmem i dyskurs walki o zachowanie podmiotowości państwa polskiego." - czyli: patrz, kapitalizmie, jesteśmy tak samo cywilizowani, jak ty, więc nas więcej nie bij tylko przytul do łona, a my ci powiemy, że powinieneś się zwinąć pokojowo.
"Socjalizm oznaczać musi niepodległość, a niepodległość oznaczać musi socjalizm." - jak mówią "musi to na Rusi".
"Zarówno polska biurokracja, jak i cała sfera budżetowa cierpią dziś na kapitalistyczną chorobę zaciskania pasa. Powszechnie i podświadomie odczuwany jest też lęk przed utratą resztek państwowej własności i w związku z tym narodowej autonomii ekonomicznej. To jest całkowicie wolny obszar polityczny i ideologiczny, który do zagospodarowania może mieć polska lewica, jeśli tylko schyli się po odpowiednie środki politycznego przekazu i wybierze odpowiedni język. Prawicowe hasła walki o państwo i o wspólnotę narodową nigdy nie zyskają większej siły oddziaływania, ponieważ cały program prawicy opiera się na akceptacji panowania klasy kapitalistycznej i nie sięga poza dyskurs polityczny, omijając kwestię własności, klas, a nawet problemy czysto techniczne zarządzania społeczeństwem." - warstwy pośrednie nie rozumieją kwestii własności, tak jak robotnicy. Nie jest to dla nich kwestia zasadnicza. Ba, nie godzą się na dysponowanie własnością państwową przez bezpośrednich producentów, co oznaczałoby własność społeczną. Jeżeli Kochan nie dostrzega tu zasadniczego problemu, to dlatego, że biurokracja autorytatywnie zadekretowała, iż utopią jest zarządzanie produkcją przez bezpośrednich wytwórców. To jeden z elementów odrzucanego przez Kochana "starego" marksizmu. Możemy więc zauważyć, w jakim kierunku idą te poprawki i socjalizm pogrobowców biurokracji.
NAS TO NIE RAJCUJE.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
28 grudnia 2014 r.
ale wszak ludzi najpierw tym porwać trzeba, zacząć by na przykład od dobrej ekipy graficiarzy, która na murach wypisywałaby socjalistyczne hasła,
w ten sposób stałyby się one "modne" wśród młodzieży, a następnie trafiłyby z ust młodych ku starszym rocznikom, które wolniej nabywają nowe hasła niż młodsi
taką akcję należałoby porobić nie tylko w dużych miastach, ale i w małych miasteczkach, jak i również na wsi, gdzie jest to najtrudniejsze z powodu niewielkiej przestrzeni publicznej
w dodatku należałoby to zrobić tak, aby nie było poczucia wandalizmu w przestrzeni, choć jednocześnie w widocznych miejscach (betonowe mury, asfalt na drodze, ruiny lub pozostałości zakładów przemysłowych itp.)
Wasze odprawianie egzorcyzmów nad "stalinizmem" świetnie wpisuje się w owy reakcyjny charakter polskości. Także i wy jesteście w ogonie i na cudzej łasce.
"Nie powinna nas ona zastać nieprzygotowanymi. Kuźnia kadr, które muszą być przygotowane na moment, w którym podział klasowy nabierze jednoznacznego charakteru i będzie wymagał od nas sprostania sytuacji - to jest zadanie."
Praktycznie - jak zbudować taką kuźnie kadr. Proszę o propozycje ...
"O jakim "bezczelnym" sporze może być mowa, jeśli chce się wprowadzać socjalizm drogą podstępu, podszycia się pod antykomunistyczną tradycję?"
Podstęp jest jedną z dróg wprowadzania zmian. Jakie znaczenie ma metoda, skoro bardziej liczy się efekt !?
"Chory umysł mógł to wymyślić."
Autor artykułu być może odniesie się do tych słów, ale to atak ad personam, a nie merytoryka ...
"Jedyną drogą, aby zjednoczyć siły jest też odwołanie się do wspólnej tradycji komunistycznej, do "starego" marksizmu"
Nie ma jedynej drogi, jest wiele dróg. Opieranie się tylko na pismach Marksa jest w gruncie rzeczy sekciarską dogmatycznością. Należy korzystać z pism późniejszych marksistów, jak i socjalistycznych nie-marksistów. Socjalizm (societas = społeczeństwo) czy nawet komunizm (communitas = wspólnota) ma być ustrojem dobrym dla jak najszerszego kolektywu, w którym ustąpią bariery klasowe. Na pewno nie ma zaś polegać na plagiatowaniu Marksa czy Luksemburg w każdym ich zdaniu ...
Twierdzisz, że nasza polemika jest niemerytoryczna. Wybacz, ale w tej sytuacji mam dla ciebie propozycję kompatybilną z poprzednim twoim wpisem. Zrób sobie graffiti na czole w formie tatuażu, w rodzaju "BB - beee!"
bliżej mi jest do BB niż do Kochana, choć i jedni i drugi nie są - jak na mój gust - wystarczająco precyzyjni. Kontynuacja może być przecież także nowoczesnością a więc nie musi wykluczać dorobku poprzednich pokoleń. Nie powinno się wszak burzyć domu dopóki nie zbudowało się lepszego. A niestety wielu rzekomo w interesie lewicy to robi. Nie po drodze mi z nimi i tym milionom, które nikogo nie wybierają / zresztą nie tylko w Polsce / pewnie też. Nikt jak dotąd poza Marksem nie zaproponował systemu społeczno - gospodarczego zbliżającego nas do wielowymiarowej równości, która niewątpliwie jest syntezom lewicowości. Odrzucanie go powinno być zatem znakiem rozpoznawczym a niestety tak nie jest. Kochan jest tego przykładem.
...ale przynajmniej próbuje trzymać się ziemi ( czyli rzeczywistości).
A wyłaniający się z tekstu ppBB, ich program, to pełny odlot.
Dwa komputery zużyłem na użeraniu się ich jaskiniowym komunizmem i nie mogę stwierdzić czy to bardziej obsesja kieruje ich "twórczością" czy też szczególny rodzaj analfabetyzmu.
Stawiam na to drugie - kompletne, jakby końskie, klapki na oczach.
Dwa komputery zużyłeś nadaremnie. Chcesz zajechać trzeci? Na tą prawacką pisaninę? Szkoda sprzętu.
Partia komunistyczna w naszym kraju zostanie odbudowana prędzej, czy później. Ruch komunistyczny będzie odradzał się na całym świecie. Kapitalizm nie ma przyszłości. Ten ustrój nie może utrzymać się na dłuższą metę, bo rozsadzają go sprzeczności, których nie można zneutralizować, nie mówiąc o ich wyeliminowaniu. Kapitalizm zacznie się walić, a wtedy partia komunistyczna wywoła rewolucję. Bez partii komunistycznej nie będzie rewolucji, bo niby jak? Rewolucja wymaga kierownictwa i organizacji. Brak kierownictwa i organizacji klasy robotniczej sprawia, że burżuazja robi co chce nawet wtedy, gdy się wszystko wali. I dlatego odbudowa partii komunistycznej - czołowego oddziału klasy robotniczej - to najważniejsza sprawa. Teraz i zawsze.
i "lewica" to bardzo odległe pojęcia, niestety.
...dla dodania sobie odwagi pan Bartek.
Ale nie za bardzo sam w to wierzy skoro musi poprzeć swój argument ch....m.
No, ale "jaki pan taki kram!"
Może moja propozycja brzmi "śmiesznie", ale jest krokiem naprzód. To, co widać, jest czytane. Napisy na murach bywają czytane częściej niż książki, zwłaszcza tak poważne jak pisma Marksa. Dlatego to one mają większe znaczenie w powodzeniu wprowadzania jakiegokolwiek ustroju niż dyskusje intelektualistów. Drodzy bb, chcecie efektu, to i trzeba albo uświadomić masy albo przygotować mniej liczną, ale dość liczną awangardę rewolucjonistów, która przejmie władzę. Krytyka Kochana bywa efektowna erystycznie, no ale może warto uwypuklić wasz "program pozytywny" zamiast krytykowania wszystkiego i wszędzie. Pozdrawiam ciepło
Inaczej nie zużywałbyś dwóch komputerów, by BB do niego zniechęcić. Wolisz jednak mieć niż być. Stąd pewnie ta twoja ofiarność.
Gdybym wolał mieć niż być ( jak piszesz) to szkoda by mi było zużyć dwa komputery na polemikę z ppBB.
To raczej rozliczenie z własną głupotą młodości.
Ale na szczęście otrzeźwiałem na 15 lat przed upadkiem PRLu i to pozwala mi patrzeć na ppBB z politowaniem.
Bo przecież nie o to chodzi, że sama idea jest zła, ale o to, że niemożliwa jest jej realizacja w żadnych realnych okolicznościach socjologicznych i gospodarczych.
Człowiek z natury jest leniwy , bo natura wyposażyła nasze organizmy w mechanizm oszczędzania energii stwarzając warunki dla jak najdłuższego przetrwania.
Więc żeby zmusić go do pracy dla dobra wspólnego, co jest absolutnie niezbędne dla przetrwania powiększającej się liczby ludności, musi mieć silną motywację : albo dobro własnego rodu ( dobór krewniaczy- Hamilton, 1963) albo przymus.
I tu wyłaniają się dwie możliwości: przymus ekonomiczny
( cechujący kapitalizm) lub przymus typu policyjno -niewolniczego, typowy dla komunizmu.
Pierwszy, dla pozyskania zgody mas, oparty jest o hipokryzję, drugi o zgodę mas nie dba - niezadowolonych represjonuje stwarzając fałszywą powszechną aprobatę.
Wolę pierwsze rozwiązanie i model socjaldemokratyczny.
I tyle!
Wywoływanie duchów, czy głos wołającego na puszczy? Autor tekstu proponuje socjalizm jako lekarstwo na kapitalistyczną chorobę w Polsce i na świecie, a lekarzem ma być lewica, która ostatnio wprawdzie zaniemogła, ale ma szansę jeszcze stanąć na nogi.
Na to jego oponenci, para konserwatywnych marksologów przebija z grubej rury komunizmem. Jak już to od razu komunizm, a co tam socjalizm. To już nie wołanie na puszczy, bo tam jeszcze ten głos jakoś się roznosi i może być usłyszany, to głos ludzi zamkniętych w kapsule umieszczonej w stanie nieważkości gdzieś daleko w kosmosie.
Można przy okazji zauważyć, że dostrzeżono, że głównym zagrożeniem tak socjalizmu jak i komunizmu jest *biurokracja* (słowo najczęściej występujące w komentarzu tej pary). Oczywiście biurokracja nie zagraża teoretykom i ideologom, pojawia się tylko gdy trzeba coś konkretnie zdziałać.
Masz rację, że egoizm, który tkwi w nas, jest wrogiem równości. Dlatego dla jego kiełzania przymus zewnętrzny jest niezbędny. Jeżeli zaś wartością nadrzędną ma być równość, to stosować musimy przede wszystkim przymus administracyjny, bo ekonomiczny by ją osłabiał a nawet wykluczał. Ale coś za coś. Zawsze tak jest. Albo więc więcej równości albo więcej wolności. Nie ma innego wyjścia. W każdym bądź razie lewicowość - to przede wszystkim jednak równość i to we wszystkich wymiarach, w wytwarzaniu i podziale także. Bo tylko ona pozwoli nam uchronić się przed gigantycznym marnotrawstwem i śmiercią głodową milionów, co dzisiaj jest już po prostu oczywistością. Nie ma co zatem bujać w obłokach. Innej drogi poza marksizmem nie ma.
Świadomy robotnik buduje socjalizm z entuzjazmem. Przymus, właściwy kapitalizmowi, nie jest mu potrzebny, bo powoduje nim poczucie obowiązku i odpowiedzialności wynikające z historycznej misji zbudowania społeczeństwa bezklasowego. Przymus potrzebny jest tylko dla trzymania w ryzach kontrrewolucji, bo dla klasy robotniczej budowanie socjalizmu to radość i szczęście.
Może po kolei.
1. Kuźnia kadr - tzw. nowa radykalna lewica opiera budowę kadr na haśle: "Robić, nie dyskutować!" Jak wszystkim wiadomo, hasło to od ćwierćwiecza pozostaje dla lewicowców synonimem jedynej skutecznej możliwości zbudowania organizacji o celach socjalistycznych. I to mimo, że ta droga zweryfikowała się negatywnie. Od ćwierćwiecza nie zbudowano na tym haśle niczego, co można by określić mianem trwałego i skutecznego sposobu organizowania się lewicy. Co widać gołym okiem.
A więc skoro nie tak, to jak?
Naszym zdaniem, które niezmiennie prezentujemy, należy postawić na nieskrępowaną dyskusję. Ta dyskusja jest jednak niemożliwa, ponieważ na scenie politycznej radykalnej lewicy istnieje podział na strefy wpływu różnych tendencji, przeflancowanych mniej lub bardziej jawnie z Zachodu. Te grupki, afiliowane przy zachodnich organizacjach-matkach, nie mają potrzeby dyskutowania, albowiem emisariusze owych organizacji zapewniają polskich adeptów, że wszelkie kwestie zostały już rozstrzygnięte w macierzystych organizacjach, bądź na dniach oczekuje się ich rozwiązania, które zostanie podane w odpowiednim czasie na tacy. Nie ma znaczenia, że koncepcje, które od dłuższego czasu walą się niczym domki z kart na Zachodzie, gdzie powstały, przystają do warunków Europy Środkowo-Wschodniej niczym pięść do nosa. Przecież niczego lepszego nie wymyślono, stąd popularność hasła: "Robić, nie dyskutować!" Od myślenia są organizacje-matki.
Pierwszy więc warunek powstania sensownych kadr jest nieobecny, bo nieobecna jest nieskrępowana, akceptowana przez wszystkich uczestników lewicowo-radykalnej sceny, dyskusja.
A dlaczego tak silne jest przekonanie, że należy "robić, nie dyskutować!", skoro jednocześnie wszyscy do głębi przesiąknięci ideałami demokracji uczestnicy lewicowo-radykalnego dyskursu zgadzają się z tym, że demokratyczne prawo do swobody wypowiedzi ma zasadnicze znaczenie dla sprawy socjalizmu? Otóż wynika to ze sprzeczności, w jaką popada głęboki demokratyzm z fetyszem praktycyzmu. Czcza gadanina nie zaowocuje żadnym konkretnym osiągnięciem w realnej polityce. A wszyscy radykalno-lewicowi aktywiści są przesiąknięci głodem możliwie natychmiastowych wyników.
Wszyscy nasi dyskutanci, nawet ci, którzy przychylają nam ucha, mają zasadniczą wątpliwość, czy aby tego typu dyskusje nie odstręczą od nas "szerokich mas".
Koledzy, wszak pytanie jest o kuźnię kadr, a wy zgłaszacie wątpliwości odpowiednie dla partii masowej.
Jeżeli mówimy o kuźni kadr, to znaczy, że nasza argumentacja jest przeznaczona dla przyszłych kadr. Jako "kadry" musimy sobie pewne rzeczy wyjaśnić w języku wspólnej teorii, ustosunkować się do wspólnej tradycji. Jeśli nie, to nie staniemy się kadrą.
Masy natomiast kierują się swoimi interesami, a ich świadomość faluje wraz z przypływem i odpływem w ramach procesu kształtowania się świadomości społecznej. Wystarczy niewiele, aby pomóc im zrozumieć to, do czego zrozumienia dojrzewają spontanicznie, ale daleko nie zawsze są w stanie zrobić ów decydujący krok i przezwyciężyć radykalną świadomość społeczną na rzecz świadomości klasowej. Ta pomoc jest zadaniem kadr. Jeżeli jednak kadry nie mają przedyskutowanych problemów teorii, to w jaki sposób mogą pomóc masom w dokonaniu tego historycznego kroku?
Nasi krytycy pytają o możliwość budowania kadry, ale tak naprawdę mają na myśli budowanie organizacji masowej, a to nie jest to samo. To są dwa różne etapy procesu, a nie synonimy.
Dlatego najpierw powinni zrozumieć, o co pytają. Kiedy pytają o kadry, to chodzić im powinno o kadry, a nie o masy. Pytanie o masy też jest ważne, ale kiedy ma się mętlik w głowie i faktycznie myli się te dwa pojęcia.
2. "Liczy się efekt" - sporą część naszego tekstu poświęciliśmy na argumentację, dlaczego taka metoda "podszywania się" zda się psu na budę. Aktualnie najlepiej chyba tę niemożność ilustrują postawy wobec wydarzeń na Ukrainie. Część lewicy chciałaby wykorzystać (podszyć się) pod tradycję prawicowego nacjonalizmu i ukuć na tej podstawie nacjonalizm lewicowy, który rzekomo mógłby zająć miejsce prawicowego. Doświadczenie ukraińskie wskazuje, że to nie przejdzie. Stracono wiele czasu i energii na bezsensowny od początku flirt z prawicowymi nacjonalistami nie osiągając dosłownie nic, a jednocześnie cofając możliwości zadziałania koncepcji lewicowej o kilka lat świetlnych. A czasu nie ma za dużo.
I wreszcie: 3. Samodzielność koncepcji radykalnie lewicowej jako warunek zdobycia wśród "mas" autorytetu. Nasz tekst poświęcony był kwestii, że koncepcja radykalno-lewicowa od dziesięcioleci ulega procesowi rozmywania się z widomym skutkiem. To rozmywanie się koncepcji było podyktowane pragmatycznym pragnieniem zdobycia upragnionego wpływu na "masy".
Rozumowanie jest takie: klasyczny marksizm zawęża adresata swoich postulatów; chcemy zdobyć wpływ na procesy społeczne; należy więc go poprawiać w kierunku jego uatrakcyjnienia w oczach przeważającej większości społeczeństwa mieszczańskiego. Efekt - widomy i wiadomy.
Zarzuty, które T. Rysz nam stawia, zostały sfalsyfikowane przez historię. Ale wydaje się, że do przyszłych kadr ta prawda nie dociera. Według nich: skoro poprawianie marksizmu nie działa, to należy poprawiać go ze zdwojoną gorliwością. Co robi się w Polsce najzupełniej jawnie od ćwierć wieku, według wzorców wyprodukowanych na Zachodzie.
Przy okazji: powrót do "starego" Marksa nie oznacza odżegnywania się od testowania jego teorii w nowych warunkach i, co za tym idzie, od przyjmowania do wiadomości wyników owych testów. Odwołujemy się jednak w tej konkretnej kwestii do tych rozłamów w dziejach ruchu robotniczego, które wynikały z rozbieżnych opinii na temat tendencji kapitalizmu. Jedne z nich utrzymywały optymistycznie, że kapitalizm przezwyciężył swoje sprzeczności (taka wczesna, socjalistyczna, wersja "końca historii") i stanowiły oparcie dla koncepcji o zejściu klasy robotniczej z areny dziejów; inne twierdziły, że kapitalizm co najwyżej osiągnął możliwość okresowego łagodzenia swoich sprzeczności dzięki uruchomieniu mechanizmów ratujących go przed krachem w postaci wojny czy wyzysku zależnych peryferii.
Twierdzenie, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, jest zachętą do uznania, że nie należy wyciągać wniosków z historii ruchu i zignorować dość jednoznaczny wynik stuletniej dyskusji, ponieważ nie jest on w smak spadkobiercom tradycji socjaldemokratycznej.
Jeśli to sobie wyjaśnimy, bezpodstawnym stanie się zarzut sekciarstwa. Różnice organizacyjne powinny opierać się na jasnej świadomości tego, czym się faktycznie różnimy. Należy skończyć z szafowaniem banialukami w rodzaju, że istnieje wiele dróg do jednego celu itp., ponieważ część rozbieżności wynika nie z powierzchownych różnic taktycznych, ale z odmienności interesów klasowych różnych grup społecznych. Uświadomienie sobie podłoża owych rozbieżności pomoże w dookreśleniu możliwych sojuszy opartych na rzetelnej wiedzy dotyczącej faktów społecznych.
Każdy nurt polityczny ma prawo do dookreślenia kryteriów swojej tożsamości. Jest faktem, że prawdziwy marksizm był przedmiotem zafałszowania z różnych stron i przez różne siły. Wynikało to z ogromnego autorytetu, jakim cieszył się marksizm u kolejnych pokoleń lewicowców. Stanowił w pewnym sensie ich legitymizację, dopóki nie okazało się, że nie jest więcej potrzebny jako narzędzie rozprowadzania nastrojów społecznych i stał się martwą ciekawostką kilku doktrynerów lewicowych.
Tak się dzieje, że marksizm jest dziś najlepszym narzędziem identyfikacji linii przebiegu faktycznych granic interesów klasowych. Dotychczasowy, nowolewicowy marksizm okazał się ślepym zaułkiem ruchu robotniczego, co jasno pokazuje dzisiejszy rozkład i marazm radykalnej lewicy. Próby dalszego majstrowania w duchu nowolewicowym przy teorii Marksa okazują się nieporozumieniem. Zrozumienie skąd się wziął cały problem, na zakwestionowaniu jakich elementów marksizmu powstał współczesny impas, jest warunkiem zrozumienia skąd się wzięło takie załamanie lewicy w ogóle. A dopiero zrozumienie tego, gdzie są korzenie zła, może uruchomić siły przynoszące pożądane rozwiązanie.
Naszym celem są kadry marksistowskie. W ramach dyskusji - swobodnej i nieskrępowanej - każdy ma prawo określić siebie, jak chce, w tym jako antymarksistę. Nie chodzi o to, żeby się nawzajem przekonać, ale o to, żeby jak najwięcej sporów i kontrowersji załatwić w ramach dyskusji, a nie przy pomocy kałaszy. Siła teorii, koncepcji, powinna do siebie przekonywać. Każda organizacja czy tendencja w ramach takiej dyskusji pozyskuje własnych zwolenników. Tzn. tworzy własną kadrę. Dla organizacji marksistowskiej ważne jest odzyskanie swojej tradycji. W przeciwieństwie do innych nurtów i tendencji nie chcemy - jak nawołuje T. Kochan - wychowywać własnego elektoratu. Wręcz przeciwnie, chcemy w sytuacji rewolucyjnej potrafić nadążyć za masami.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
31 grudnia 2014 r.
Dopóki istnieje podział na pracę fizyczną i umysłową, wykonawczą i kierowniczą, biurokracja jest warstwą niezbędną w społecznym podziale pracy. Biurokracja jest organizatorem i kierownikiem. W kapitalizmie biurokracja służy kapitalistom, w socjalizmie robotnikom. Jeśli biurokrata nie realizuje interesu kapitalisty ten wyrzuca go na zbity pysk, bo jako właściciel sprawuje nad nim kontrolę. Tak samo w socjalizmie - klasa robotnicza, jako właściciel, sprawuje kontrolę nad biurokracją. Problem zaczyna się wtedy, gdy ta kontrola jest nieefektywna, lub w ogóle jej nie ma. Pozbawiona robotniczej kontroli biurokracja zaczyna działać we własnym, partykularnym interesie. Wykorzystując swoją uprzywilejowaną pozycję jako warstwa kierowniczo-organizatorska zdobywa także uprzywilejowaną pozycję społeczno-ekonomiczną, stając się klasą biurokratycznej burżuazji. Proces burżuazyjnienia biurokracji ma charakter kontrrewolucyjny, stanowi odwrót od socjalizmu i krok w kierunku kapitalizmu. Biurokratyczna burżuazja realizując swój klasowy interes obala robotnicze państwo, wywłaszcza klasę robotniczą i przywraca kapitalizm.
Biurokracja jest niezbędna na pewnym etapie rozwoju sił wytwórczych, które określają techniczno-organizacyjny podział pracy. Biurokracja nie jest "złem samym w sobie". Takie moralizatorskie ujecie jest metafizyczne i idealistyczne, bo nie uwzględnia obiektywnych warunków, które wymuszają konieczność istnienia tej warstwy. Próby zlikwidowania biurokracji, bez uwzględnienia obiektywnych warunków prowadzą do woluntaryzmu i awanturnictwa. To nie może przynieść efektu i po ekscesach biurokracja powróci na swoje miejsce. Biurokracja ma swoją rolę do spełnienia i idzie tylko o to, żeby nie oderwała się od społeczeństwa. Wraz z rozwojem sił wytwórczych zmieniać będzie się także organizacja produkcji. Z czasem profesjonalizacja stanowisk kierowniczych stanie się zbędna i biurokracja jako warstwa zacznie zanikać. Warunkiem jest utrzymanie biurokracji w ryzach, żeby z warstwy, która służy, nie stała się klasą, która rządzi. Utrzymanie biurokracji w ryzach umożliwi rozwój w kierunku socjalizmu i komunizmu. Oderwanie się biurokracji doprowadzi do kontrrewolucji i restauracji kapitalizmu. To przecież nie są teoretyczne spekulacje tylko historyczne doświadczenie ruchu komunistycznego.
Bez przesady z tą śmiercią. To już tylko popłuczyny. Dwa razy było co robić? Idąc tropem poety, zapytajmy lewica, ale jaka? Czy ta wyrastająca z marksizmu i wprowadzana na polski grunt przez Ludwika Waryńskiego? Czy ta z PPS-u i którego? Czy wyrosła z tradycji SDKP, a potem jeszcze i Litwy? Od I Międzynarodówki minęło półtora wieku, od innych rewolucyjnych dat dzieli setka. Świat współczesny krąży wokół nas, a my sami nie wiemy, czy punktem odniesienia dla polskiej lewicy są sprawy kraju, Unii, czy świata, zbawianego najczęściej przez rodaków. Póki co, nie jest to problem kierownictwa, które najpierw kandydata na prezydenta szukało poza własnymi szeregami. Do tej pory nikt nie zajął się poważnie analizą wręcz klęski w Warszawie i na Mazowszu oraz słabym wynikiem w całym kraju. Początkowe oszołomienie wyglądało na knock down, ale po przeszło miesiącu wygląda na knock out. Oby nie.
...już dawno NIE.To coraz bardziej stetryczałe i utuczone towarzystwo wzajemnej nieadoracji ale ścisłe współpracujące nad utrzymaniem jako takiej liczebności do utrzymywania sie na zasiłku elektoratu.