Zawsze mnie to śmieszy, gdy Autor chcąc podkreślić jakąś celną z jego punktu widzenia myśl, chowa się za plecami (jakiegoś mniej lub bardziej znanego) innego autora, tak jakby bał się że sam prochu nie wymyśli i nikt się po nim tego nie spodziewa.
I rzeczywiście - gdy dochodzi do oceny dorobku marksizmu
( u nas nazywanego komunizmem) myśli się Autorowi plączą i nie potrafi oderwać się od wpojonych w młodości paradygmatów.
Bo pisze tak:
"Na koniec warto jeszcze tylko zwrócić uwagę na to, iż to byt określa świadomość i że ten byt definiujemy zarówno w wymiarze materialnym jak i intelektualno-świadomościowym (oczywiście jest to kolejny przykład działania zasady sprzężenia zwrotnego). "
Marksistowski determinizm ekonomiczny to idiotyzm, bo o wiele ważniejsza w określeniu świadomości jednostki jest jego przynależność grupowa ( może być religijna, etniczna czy zwyczajnie podwórkowa ( my chłopaki z jednego podwórka).
Dopiero w dalszej kolejności byt ekonomiczny może ( ale nie musi) wpływać na świadomość jednostki i Autor o tym na pewno wie, ale zarażony w młodości konformizmem komunistycznym nie potrafi się od niego uwolnić i co rusz powraca do tej lub innej błędnej tezy marksistowskiej , które w sumie sprawiają, że cały ten dorobek "geniusza z Trewiru" znalazł się w koszu na śmieci.
A Autor nie chce tego przyjąć do wiadomości, bo nikt znany dotychczas nie zaopiniował w ten sposób marksizmu, co sprawia że Autor nie może napisać: jak celnie zauważył "Wielki Uczony" ....
To jest: byt określa świadomość, ale i świadomość określa byt
Byt współcześnie określa świadomość, gdy przeciętny Polak jedzie na Zachód i stać go na to, na co w Polsce nigdy by sobie nie pozwolił. W rezultacie tego określenia świadomości przez byt, zagraniczny Polak dystansuje się od Polski, uważa ją za złą macochę, itp.
A kiedy świadomość określa byt ?
Współcześnie jest to widoczne na kilku płaszczyznach wśród kilku grup społecznych co najmniej ...
Ci podkreślają zazwyczaj istnienie świadomości jako warunku przyszłej jakości bytu, którzy zafrasowani są tym, co popularnie głosi się w polskojęzycznym internecie od kilku lat, a z ram TVP współcześnie. Tak więc młodzi o nachyleniu korwinistycznym i częściowo kukizowych, mają "świadomość", dzięki niektórym filmom na YT, że to co mówi Max Kolonko, Cejrowski i/lub zwolennicy teorii spiskowych jest święte i niepodważalne. Czyli np świadomość bycia białym Europejczykiem jest najważniejsza, a inne rasy (tak zwane niższe), może poza wscvhodnimi Azjatami, są dla Europejczyków zagrożeniem. Taka świadomość zagrożenia powoduje, że byt tych ludzi (przeważnie niezbyt szczęścliwy) staje się jeszcze mniej znośny. Wzmagają więc konkurencję i wojnę, na zachodzie względem Arabów,w Polsce względem Romów i "lewaków", do których np zaliczają np. osoby nie tylko osoby odwołujące się do niekonserwatywnych tradycji politycznych czy liberalnej obyczajowości, ale osoby o dużej wiedzy, zwłaszcza kulturowej.
Co więcej, w tym przypadku, ich nieszczęśćliwy byt wywołuje również określoną świadomość. Współczesne media "alternatywne", czyli internetowe strony łączące demagogię, rasizm, nacjonalizm i tradycjonalizm, niezmiernie często przekonują, że współczesnym wrogiem dla biednego Polaka jest cała plejada grup i organizacji, od prywatyzatorów do marksistów politycznych i kulturowych, od Arabów do Żydów, od feministek do homoseksualistów, od liberałów do komunistów itd. Znaczna część ludzi biednych ekonomicznie i kulturowo przyjmuję te narrację, bo inne są stosunkowo słabe. Tylko sentyment do "komuny" jest jedynym, co często łączy tych ludzi z lewicową tradycją polityczną. Młodych radykalnych już nic nie łączy (są gorliwymi antykomunistami), chyba że garstka z nich miała do czynienia z formacjami anarchistycznymi, to wtedy coś do nich przenikło (choć wtedy sentyment do komuny odpada), pewna zdolność do samoorganizacji, DIY i niezależności oraz niechęci do prawicowego państwa ...
wtedy to jednak anarchistyczna świadomość określa byt bycia niezależnym od kapitalistycznego państwa i społeczeństwa
Na takim poziomie ogólności ma pan Rysz rację - wszystko co nas otacza i co przeżywamy ( choroba, śmierć bliskich, zdrada kochanki czy ślub i rozwód ) zostawia w nas jakiś ślad, w więc w także kształtuje świadomość.
Ale w tym wypadku nie o to chodzi.
Marksizm miał ambicje być uniwersalistyczną wykładnią rzeczywistości i jeśli Marks sformułował tezę że byt ekonomiczny jest najważniejszym ( w marksizmie - jedynym, bo inne są niewymienione) czynnikiem rozwoju świadomości jednostki, to tym samym takie czynniki jak religia czy pochodzenie etniczne czy państwowe uznał za bez znaczenia wobec tej najważniejszej okoliczności.
To stan posiadania decyduje o naszym światopoglądzie jego zdaniem. Gdyby się dobrze rozejrzał wokół siebie, to zobaczyłby, że taki Engels , bez wątpienia z klasy posiadaczy, wrogiej klasie robotniczej ( znów wg. Marksa), miał poglądy polityczne skierowane przeciwko swojej klasie.
Był komunistą czemu dał wyraz współpracując Marksem nad Manifestem Komunistycznym.
Także większość rewolucjonistów pochodziła z klas posiadających.
I odwrotnie.
Czy wzbogacony nagle na loterii proletariusz staje się wrogiem środowiska społecznego, w którym wyrósł? - no, nie!
Problem jest o tyle poważny, że ta zasada stała się podstawą do sformułowania innej z najważniejszych tez marksizmu, tej o internacjonalistycznym charakterze proletariatu.
To dzięki takim kombinacjom logicznym doszedł do wniosku Marks, że ogólnoświatowa rewolucja jest nieunikniona a zwycięska klasa robotnicza poprowadzi ludzkość do sprawiedliwości społecznej i równości ekonomicznej.
Rzeczywistość rozwiała te iluzje ale warto pamiętać skąd się wzięły.
I na pewno nie chodzi tu o spór o to czy Byt jest pochodną materii czy materia pochodną Bytu ( u Hegla przyroda , czyli materia i duch są dwiema postaciami w które przyobleka się Byt, są zatem pochodną Bytu - takie stanowisko w filozofii nazywa się monizmem) . Marks rozstrzygnął tę kwestię na korzyść materializmu, przeciwko neoplatonikom i Heglowi. Ale tu nie o to chodzi i nie ma co tematu rozwadniać skupiając się na wieloznaczności sformułowania.
Czy wzbogacony nagle na loterii proletariusz staje się wrogiem środowiska społecznego, w którym wyrósł? - no, nie!
pisze Tarak.
UWAŻAM , ŻE może być wrogiem...
By temu zaprzeczyć...
Trzeba by przeprowadzić badania statystyczne, aby odpowiedź na zadane pytanie przez Taraka była rzetelna.
Należałoby też określić warunki brzegowe dla statystycznych grup pomiarowych.
Podaję, poniżej dlaczego tak sądzę.
Wyniki badań zależą, bowiem od:
a) wieku badanych albowiem Ludzie z przed zmiany systemu np. w Polsce mniejszą przywiązywali wagę do mamony niż ci o wieku ponad 35 lat urodzeni po 1981;
b) światopoglądu proletariusza, bo np., jeśli jest on neoliberalny to, co?
Czy nie będzie brzydzić się pozostałymi nieudacznikami, którzy nie odnieśli sukcesu w życiu tak jak ON?
Wielu z nich uważa, że są biedni przez "socjalizm", tzn. przez wysokie podatki, dokładanie z budżetu państwa do nierentownych kopalń, rozdętą biurokrację, skorumpowanych "urzędasów" wyższego szczebla, "zwiącholi" - karierowiczów wycierających sobie gęby pięknymi hasłami o prawach pracowniczych, rozdawnictwo tzn. w ich mniemaniu "wspieranie bezrobotnej patologii", polityczną poprawność i "promowanie zboczeń". Jedynym, co prawicowe, czego nie lubią, a co paradoksalnie w ich mniemaniu również jest "socjalistyczne", to "mohery", "religia smoleńska", rządy PiS oraz imperium Rydzyka, bo podnoszą podatki i propagują "socjalistyczne" 500+. Tak ich wychowały Korwiny, Kukizy, a także "niezależni eksperci" od ekonomii pokroju Sadowskiego czy Gwiazdowskiego.
Jakoś nikt nie podejmuje dyskusji na ten temat a przecież teza, że "byt określa świadomość" jest zasadniczym wyznacznikiem myśli marksistowskiej.
Szczególnie mam tu na myśli Autora, który zapewne jako doktor filozofii zna doskonale dorobek Poppera i wielu innych krytyków marksizmu a w Polsce prof. Kołakowskiego, który w trzech tomach zmiażdżył marksizm, choć wcześniej był jego czołowym w Polsce przedstawicielem nauki.
Najpierw co do Bytu Hegla:
trzeba rozumieć, że u Hegla Byt to to samo co u innych myślicieli Absolut, Dusza Wszechświata, brahman czy ostatecznie sam Bóg - Stwórca ( ale nie Demiurg, bo to inne pojęcie).
Więc jeśli u Hegla z Bytu mogłaby wyłonić się świadomość,
będąca przejawem ducha, to przecież nie jest to ten sam byt co u Marksa. Gdyby Hegel sformułował taką tezę, to byłaby ona w pełni uzasadniona w świetle innych jego tez.
Byt u Marksa:
wiąże się bezpośrednio ze stworzoną przez niego osobiście teorią materializmu historycznego, według której warunki materialne są bazą dla innych czynników nadbudowy, takimi jak ideologie, religie, wychowanie czy podział narodowościowy czy etniczny.
Cytat: "Wg. Marksa – historia społeczna ludzi jest niczym innym, jak tylko historią ich indywidualnego rozwoju kształtowanego przez stosunki materialne, przez ekonomiczną
bazę społeczeństwa, będące podstawą wszelkich pozostałych
stosunków między ludźmi. "
Jak widać, Marks od Hegla zapożyczył jedynie sposób analizy z podziałem na tezę, antytezę i syntezę i łączenie go z tym wielkim niemieckim myślicielem jest zwyczajnym nadużyciem.
I dlatego dla odróżnienia innego znaczenia tego samego słowa u nich obu, raz piszę Byt ( tak samo jak Absolut) a odnośnie marksistowskiego bytu, z małej litery.
Autor wypowiadając się na ten temat powinien wyjaśnić tę kwestię swoim Czytelnikom ( bo zawsze lepiej wiedzieć niż ślepo wierzyć), ale nie jestem pewien czy sam ma pełną jasność w poruszanym w swym artykule aspekcie związku bytu ze świadomością.
to biorąc lata 1980-81 warto się zastanowić kogo było więcej czy grunwaldowców związanych z PZPR czy prawdziwków w Solidarności
Lewicowy antykomunizm? A cóż to za stwór, coś jak korwinowski komunizm.
Ja, panie lemski jestem antymarksistowskim zwolennikiem lewicy. I nie ma w tym nic dziwnego, bo marksizm został oparty na fałszywych założeniach i nigdy, w żadnej kulturze współczesnej nie zostanie zrealizowany.
A skoro tak, to walka z burżuazją pod tym sztandarem jest z góry skazana na porażkę a obstając przy tej infantylnej ideologii ułatwiamy jedynie przeciwnikowi walkę z LEWICĄ.
Więc albo zostawimy marksizm tam gdzie jego miejsce ( tzn w archiwum jako świadectwo błędnej doktryny) i znajdziemy inną ideologię prospołeczną przemawiającą do ludzi pracy, albo polegniemy w tej walce i nic się nie zmieni - nadal rozpiętości majątkowe uniemożliwią współdziałanie różnych grup społecznych dla wypracowania drogi przetrwania w tym szybko zmieniającym się środowisku naturalnym.
lewicowy antykomunizm to opowiadanie się za sprawiedliwością społeczną, państwem socjalnym i neutralnym światopoglądowo w połączeniu z moralnym sprzeciwem wobec totalitarnego bądź autorytarnego gorsetu i jego przejawów w czasach Związunia i żelaznej kurtyny, tzn. wszelkiego rodzaju nadużyć władz i represji za politycznie niesłuszne poglądy tj. wobec m. in. zbrodni katyńskiej, kultowi jednostki, zsyłkom na Sybir i ubeckim katowniom w czasach stalinowskich, tzw. ścieżkom zdrowia, strzelaniem do protestujących w Poznaniu'56, Grudniu'70, Radomiu, Ursusie, w kopalni Wujek, internowaniom opozycjonistów w stanie wojennym, zbrodni na Przemyku, Pyjasie, Popiełuszce czy zamachowi na Wojtyłę (niezależnie od tego jak oceniamy ówczesnych opozycjonistów i wikarego z Niegowici). Przynajmniej ja to tak rozumiem. Dodałbym może jeszcze sprzeciw wobec wszelkiego rodzaju kolesiostwa i łapówkarstwa, które w czasach PRL było dość powszechne. Innymi słowy - lewicowy antykomunizm to popieranie tego, co wówczas było "cacy", a zarazem odrzucanie i potępianie tego, co było "be".