4.06.1989 w Polsce skonczyła się wolność.
W jakim sensie?
zapomina się o frakcji "prawdziwków" czyli tzw.prawdziwych Polaków którzy byli silną reprezentacją w NSZZ "S" z ich antysemityzmem,klerykalizmem,szowinizmem
były najbardziej ze znanych mi osobiście prymitywnie sfałszowane.. Uczestniczyłam też w tych poprzedzających te opisywane, więc mam porównanie . Czynnością podstawową tzw. "studentów" było wyłapywanie starszych roczników już przy wejściu do budynku gdzie był lokal wyborczy i pomoc w stawianiu krzyżyków na solidarnościowych listach.. nieważne czy ten człowiek chciał czy nie został wyręczony i szybciutko wyprowadzony zanim zorientował się ze już zagłosował.. Nie tylko zresztą to było zadziwiające bo gdy wysypano }głosy z urny wypadł idiotycznie wypełniony jednakowym długopisem starannie zakreślony jeden kandydat z tej samej listy solidarnych niby nic takiego ale to był plik około 200 kartkowy siłą wrzutu utrzymujący się w formie wachlarza... skąd miał ten wrzucający policzone -nie mające dostać się w niepowołane ręce oryginalne kartki wyborcze? Po przeliczeniu głosów ważnych nieważnych i tych z wrzutu wyszło że mamy wiecej głosów niż wyborców.. Protokół. telefony do PKW tłumaczenie i oczywiście dodatkowa informacja o sfałszowaniu wyborów.. Niestety nikogo z PKW.OKW i wszystkich świętych to nie obeszło .. głosy poszły policzone zapakowane i SOLIDARNOŚĆ wybory wygrała...Pytałam koleżeństwo z innych lokali wyb o opinię wartości tych wyborów ... przekleństwa, dość delikatne ,wywracanie oczami i politowania godne uśmieszki jaka to teraz praworządność nam się kroi...większość miała jakieś 'przygody z dublowaniem kartek ale aż tak jednoznacznie nikt nie stwierdził.jedynie bezkarna agitacja w lokalu wyb. i przed budynkiem to była "normalność..Milicja nie interweniowała bo mieli to w nosie przeczuwając że normalne życie się skończyło. mamy to co mamy czyli od rzemyczka do koniczka...
członków ZZ Solidarność?... Bolek Wałęsa i bezpardonowa walka solidarności z solidarnością... i świński trucht w pogoni za krajami "starej Unii"...
W lewicowym znaczeniu pojęcia wolności.
- Solidarność" jak na razie pogrzebała solidaryzm i solidarność w sercach i umysłach Polaków.
1. młodsi zasobniejsi nie chcą by "ich podatki" dostawała "patologia" czyli te nieuki głosujące na PIS.
2.Ci którzy mają jeszcze daleko do emerytury "nie chcą pracować na tych darmozjadów emerytów".
3.Bycie Polakiem to obciach i cokolwiek tu się dzieje musi podlegać totalnej krytyce bo jest takie Polskie...czyli mało warte.
ale moja wada wzroku (starcza) +5 i +6 NIE pozwala mi na swobodne czytanie Pana tekstów. Pan unika akapitów i odstępów, od zawsze, taka maniera twórcza, widać...
Kilka razy próbowałam zaprzyjaźnić się z Pana tekstami - nie dało się. Pisze Pan dla siebie, z rozpędu, z samouwielbienia, z delektowania się samym tekstem, a nie jego treścią i przekazem... Pana twórczość jest dla "intelektualistów" (ło, kurde!), a nie dla Hyjdli i innych "ułomnych", "maluczkich" i "wykluczonych"...
Zadałam sobie trud (coś 3 godz.) i zadiustowałam Pana tekst, proszę prześledzić (pomijam literówki);
Mit jest to specyficznie podawana wykładnia dziejów czy układów społecznych, oparta najczęściej na chwytliwej formule, iż jest ona jedyną i wyłącznie prawdziwą. Mit określa tym samym świadomość społeczną w sposób natrętny, demoniczny i często karykaturalny. Czyli – irracjonalny, nie rzeczywisty, bo najczęściej przedstawia historię, politykę, stosunki społeczne, kulturowe oraz związane z nimi religię, moralność, estetykę, zagadnienia z dziedziny idei czy filozofii politycznej jako powstałe same z siebie bądź w wyniku ingerencji sił nadprzyrodzonych, boskich, transcendentalnych. I procesy te dotyczą wszystkich kultur, społeczności, wspólnot bądź narodów.
Prowadzi to do uznania mitu – kiedy do takiego sposobu prowadzenia polityki stosują się elity rządzące – za głos opinii publicznej, powszechnie obowiązujące normy, chwalebne zasady czy rzeczy i pojęcia wrodzone. Kiedy w polityce uznaje się mit za siłę sprawczą, założycielską, rudymentarną - a tym samym narracja objaśniająca początki danego ruchu, zjawiska czy zdarzenia tłumaczy ukształtowanie się danej rzeczywistości w sposób mityczny, nie logiczny i ahistoryczny – to siła inercji, serwilizmu i koniunkturalizmu wiedzie wspomniane elity do tragicznego końca.
Trwanie i brnięcie coraz głębiej w odmęty mitologii i wymyślanie coraz bardziej abstrakcyjnych argumentów musi być po prostu aksjomatem tak rozumianej polityki. Narodziny mitu spowodowane są zawsze konkretnymi okolicznościami historycznymi. Jest to opowieść nie o rzeczywistych procesach społecznych i tzw. długim trwaniu, ale narracja wypaczająca zazwyczaj bieg historii. To wynika zarówno z utylitaryzmu demokracji liberalno-parlamentarnej (wygranie wyborów obojętnie w jaki sposób) jak i z potrzeby przedstawienia ludowi jego heroiczności.
Mityczni bohaterowie – z którymi ów lud ma się utożsamiać - muszą przejść wiele ciężkich prób, w czasie których wykazują się cechami o charakterze nadprzyrodzonym, a ich przeznaczenie, kiedy nie są postaciami nadprzyrodzonymi, jest jakąś formą apoteozy i sakralizacji. Wiąże się to zawsze z kultem, który przeważnie czerpie natchnienie z obrzędowości religijnych. Przedstawiciele owych elit oczywiście stawiają siebie w roli wspomnianych herosów czy półbogów, przyjmują hołdy i uwielbienie ze strony swoich wyznawców i akolitów, co łechce ich próżność, ale przede wszystkim przynosi określone wyborcze koneksje. Utwierdza ich również w dalszej hodowli i pielęgnacji mitu założycielskiego.
Dzień 4.06.1989 jest przykładem właśnie na takie działania. Nie dość, że w tym czasie choć 10 lat wcześniej, trwała pierwsza pielgrzymka papieża Wojtyły do Polski, to jeszcze wybory odbyte tegoż dnia stały się – podobnie jak owa wizyta Jana Pawła – mitem oraz fantazmatem powszechnie i nachalnie wciskanym od tamtego czasu przez najszerzej pojęty mainstream polskiemu ludowi. Nadwiślanemu odbiorcy medialnej papki przez korporacyjne komunikatory.
To tego dnia aktorka, celebrytka, osoba publiczna (choć nie mająca z polityką i zagadnieniami społecznymi wiele do czynienia oprócz scenicznych czy filmowych prezentacji) Joanna Szczepkowska zakomunikowała, iż 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm. Banalność i fikcja tak sformułowanej tezy (zakomunikowanej w publicznej TV), która stała się później głównym filarem inicjacyjnym III RP, zawsze raziła swoim mesjanizmem, irracjonalnością i iluminacyjnym sposobem widzenia historii.
I nie chodzi o to, że de facto Polska Ludowa nigdy nie była państwem komunistycznym (może tylko w jakiejś mierze początkowych lat 50-tych, mieszczą się w tej klasyfikacji). Przede wszystkim chodzi o zastosowanie mitologicznej i scenicznej formy ekspresji. Ów kolejny mit rzucił złowieszczy, stygmatyzujący wszystko co inne – jak chcą solidarnościowe i post-solidarnościowe elity – cień na ponoć nową, po „czarnej dziurze” PRL-u, Polskę. Odrzucono tym samym ciągłość, immanencję i uniwersalność procesów społecznych w polityce, edukacji, medialnej narracji, dialogu władzy ze społeczeństwem i jego różnymi grupami tworzącymi wspólnotę narodową.
Dziś gdy rzeczywistość skrzeczy – choć przecież zwycięża tak czy tak ekipa utożsamiająca się z ideami mitycznej "Solidarności” (PO i PiS to klony tej formacji gdyż przecież jeszcze nie tak dawno tworzyły wspólny alians polityczny zwany AWS-em) - pani Joanna jest zasmucona. Bo w konfrontacji z tym szlagwortem jaki wypowiedziała przed 30 laty jest niczym Cruella De Mon z bajki o „101 dalmatyńczykach”. I dotyczy to całej post-solidarnościowej elity.
Bo ten jej smutek jest wizerunkiem całej elity trzymającej władzę realną i tzw. „rząd dusz i umysłów” przez ostatnie 30 lat, jej frustracji, zagubienia czy dezintegracji mentalnej. Nie wiedzą co się dzieje, dlaczego mit który tworzyli tak ochoczo i precyzyjnie dziś się wali i zamienia w popiół.
Co się stało, iż nabożna cześć i irracjonalna wiara w dziejową misję oraz postęp przypisywana wyłącznie pannie „S” dziś ma brunatne podniebienie ONR-owca, antysemicką retorykę „prawdziwego Polaka”, łysy kark kibola, pedofila w sutannie, inkwizytora z IPN-u, grożący paluszek czołowego polityka opozycji (ostrzegającego wszystkich inaczej myślących i nie podzielających jego opcji politycznej), mentorstwo i pogardę dla INNYCH topowego dziennikarza przedstawianego do niedawna jaki metr z Sevres sztuki zwanej żurnalistyką?
To jest właśnie irracjonalizm patrzenia na dzieje kraju i ludzi, na problemy „szarego człowieka”, iluminatorstwo w opisie procesów społecznych oraz apologetyczno-hagiograficzne (w formie antycznych żywotów świętych Kościoła) pojmowanie historii. A poza tym – zero-jedynkowy sposób opisywania świata i ludzi.
To co dziś pisze Joanna Szczepkowska w trzy dekady po 4.06.1989 roku jest znamienne dla tzw. środowisk demo-liberalnych w naszym kraju. Tych resztówek po idealistycznej wizji panny „S”, po Unii Wolności i pozostałości po niesłychanie wpływowym i totalnie dominującym we wszystkich niemal sferach życia publicznego środowisku Gazety Wyborczej (z lat 90-tych i początków XXI wieku). Ubolewanie jak to PiS - oczywiście słuszne lecz za Arystotelesem warto tym koteriom i Pani Joannie przypomnieć, że nie poznamy nigdy prawdy nie zgłębiając przyczyn – niszczy wolność, demokrację, jak depce pluralizm itd. jest zupełnie nietwórcze, razi krótkowzrocznością i schematyzmem, by nie rzec hipokryzją. Brakiem pamięci o dokonaniach swoich liderów w czasach kiedy niepodzielnie, właśnie dzięki mitologicznemu oraz fantazmatycznemu przekazowi kształtowali świadomość ludu i panowali nad Wisłą, Odrą i Bugiem.
Nie kto inny jak prominentna przedstawicielka środowiska GazWybu w 2001 napisała, że „lewicy w Polsce mniej wolno”. Mimo wyborczego mandatu. Czy to nie był klasyczny przykład pogardy i wartościowania kanonów demokracji kiedy jej efekty nie układają się według oczekiwań elit i czym to się różniło, od współczesnego, pisowskiego „gorszego sortu”? Totalitaryzm jaki przypisuje się Polsce Ludowej tak namiętnie zwalczany przez te środowiska i co od 30 lat się eksponuje, niezależnie od politycznie i kulturowo przyjętych symboliki i sztandarów, pojawił się w formie autorytarnej retoryki i narracji (a co za tym idzie i praktyki) gdy rządzącym wydało się, że wszystko jest możliwe. Tu, teraz, zaraz. Że posiedli absolutną prawdę na interpretację rzeczywistości; tej minionej, aktualnej i tej przyszłej.
Wszyscy ludzie panny „S” byli w tym przekazie niczym wspomniani herosi i półbogowie z mitologii greckiej. W NSZZ „S” wszyscy byli zawsze piękni, sumienni, oddani idei (a nie swoim utylitarnym, prywatnym interesom), kierowali się zawsze dobrem Ojczyzny i na cokołach stawiali wolność, demokrację i „gospodarkę rynkową” (choć zmarły niedawno jeden z autentycznych herosów tego ruchu – Karol Modzelewski – w jednym z wywiadów powiedział, iż „za kapitalizm by w więzieniu PRL-owskim ani godziny nie siedział” – gdyby wiedział ……).
Jednoznacznie źli, oszukańczy, sprzedajni byli zawsze mityczni komuniści i post-komuniści, członkowie PZPR i ludzie zsowietyzowani czyli homo sovieticus. Tak, taka narracja była nagminną. Dziś gdy PiS stygmatyzuje w taki sam sposób, używając analogicznych metod, piętnując owe środowiska mianem lewactwa, gorszego sortu, a miejsca które one zajmują są dla rządzących placówkami gdzie stało ZOMO demo-liberałowie, się dziwią, są oburzeni i zszokowani. Demitologizacja jest zawsze procesem bolesnym.
Po 30 latach niektórzy bohaterowie "Solidarności” z tamtych czasów – m.in. Bujak, Celiński, Janas – przypominają sobie i dzielą się z Polkami i Polakami tymi wspomnieniami, że jednak nurt klerykalno-tradycjonalistyczny, z elementami antysemickim i czarnosecinnymi był silnie obecny w strukturach Związku. Tylko czemu o tym milczano wcześniej kreśląc mit szlachetnej, jednolitej niczym skała, wzniosłej i czcigodnej "Solidarności” ?
Matka Joanna od końca komunizmu w Polsce oburza się dziś, iż można wyrzucać na bruk cały zespól teatralny kiedy przychodzi nowy Dyrektor (działo się tak już – ale po cichu i zblatowane z elitami polityczno-kulturowymi media milczały – podczas poprzednich rządów, politycznych i mitologicznych kompanów pani Joanny). Pisze w Rzeczpospolitej (z 3.06.2019, [w]: „Dwie ściany”): „Jesteś artystą, to się tułaj. Dyrektor teatru ma rządzić krótko a potem zespół tworzy od nowa nowy dyrektor. Publiczność i jej gusta nie mają nic do gadania, bo teatr nie jest produktem, widz nie jest klientem. Nie zgadzasz się z tym? Idź w mohery, bo tam twoje miejsce”.
Dziwne, że nie widziała Matka Joanna od końca komunizmu w Polsce dematerializowanych z dnia na dzień zakładów pracy oraz śmierci całych miast i miasteczek, których ład, struktura i życie skoncentrowane było wokół jedynego w danym rejonie, likwidowanego zakładu pracy, poniewierki i nędzy obszarów popegeerowskich, degrengolady poza wielkomiejskich centrów. Mit Balcerowicza i parasola "Solidarności" nad reformami, nad przywracaniem w Polsce wilczego, manchesterskiego kapitalizmu niczym kurtyna w teatrze oddzielił Szczepkowską i jej mentalnych komilitonów od realnej, przyziemnej, codziennej rzeczywistości.
Ta mentalność bezwzględnego triumfu i mitologia legły u podstaw uprawianej cały czas przez te trzy dekady mitycznej pedagogiki narodowej w konserwatywnym i religianckim sosie. W stylu mentorskim, paternalistycznym, apodyktycznym i arbitralnym. I ta mitologia nadal odgradza ów mainstream i jego polityczną reprezentację od racjonalnego i logicznego spojrzenia na to co się wydarzyło do tej pory i na co się zanosi w naszym kraju
Da się czytać? Da!
Się ucz, Czarnecki, od gospodyń domowych, by swoimi tekstami dotrzeć pod strzechy...
(*-*)
.
ale niech go Pan udostępnia po mojej "adiustacji"...
(*_*)
.
które wkradły się tutaj przez moje brakoróbstwo, spowodowane późną porą.
Serdecznie pozdrawiam.
.
W tych 10 mln było ok. 2 mln emerytów.
Polska liczyła wówczas ok. 36 ml obywateli. Odliczając oseski i młódź do osiemnastki (niech będzie ok. 7 mln), "większa połowa" przyglądała się biernie "karnawałowi".
Nic nam nie zostało po 1o milionach, oprócz swędzenia w gaciach...
.
nam została, jak to podsumował Bartłomiej Sienkiewicz.
Stare cytaty, śmieszne w porównaniu z tym co przez ostatnie lata powiedzieli (nie w cztery oczy w knajpach) i wykrzyczeli z trybuny sejmowej politycy i polityczki PiS-u. Równie dobrze mógłbyś cytować Sienkiewicza, ale Henryka.
A co niby miałoby zostać? Zresztą by coś zostało to wpierw musiałoby być. Co zaś może być w kolektywizmie?
Kolektywizm? Prawicowcom kojarzy się on od razu z ZSRR, kołchozem itp., a o "Solidarność" miała z nimi wspólnego?
Nie wiem co i z czym kojarzy się prawicowym przyglupom. Zresztą to właśnie oni nierzadko stanowią wręcz kwintesencję kolektywizmu (i oczywiście różnych innych patologii).
Jeszcze może a propos owego zostania. Co zostało to można zapytać odnośnie poglądów czy postaw takiego np. Michnika Kuronia Geremka Mazowieckiego. Co z ich (niewątpliwie) humanistycznych ongiś postaw zostało po 89. Nie zaś co zostało po 10-milionowym stadzie.