Zabwany jest ten tekst. Autorzy stosuja zabawną logikę. W kazdym działaniu wiedzą drugie, trzecie i czwarte dno. Dno, które z zasady jest bee. Autorzy stosuja logikę wg., której kiedy pomagamy biednemu to tak na prawdę nie chcemy mu pomóc, ale chcemy go spobie podporządkować, zniewolić naszym darem. Oczywiście, aby tametoda zadziałała nalezy posłuzyć się kłamstwem. Tym jest mianowicie stwierdzenie, że np. szkolenia odbywaja się zasadniczo w weekend. Mój brat i moja zona prowadza takich szkoleń na pęczki i ani razu sie nie zdarzyło aby były w dni wolne. Z drugiej strony zarzut, ze firmy prowadzą szkolenia, która poza ta firmą nie są przydatne jest stwierdzeniem kuriozalnym. Bo i dlaczego miałyby to robić. One potrzebuja pracowników do swojej firmy i tak ich szkolą. Przecież nie będą szkolic dla innych firm. Autorzy tego tekstu chcą pokazać, ze pod każdym działaniem kierownictwa firmy kryją się niecne intencje, zła wola. Jeśli faktycznie tak jest to niech ci ciemiężeni pracownicy założą własne firmy. W czym problem? A swoja droga to najwięcej mobingu i złych zachować było w przedsiębiorstwach socjalistycznych. Wynikało to z tego, ze kierownictwo było z nadania partyjnego a to powodowało, ze z definicji było ono doskonałe. Awanse w takich firmach też nie opierały sie na kompetencjach, ale na innych kryteriach: kumplowstwie, przynależności do partii, znajmościach itd.
czy raczej kogoś, komu wydaje się, że może nim kiedyś zostać? Tak. Wszyscy przedsiębiorcy tworzą nowe miejsca pracy jedynie z litości dla ludu, który bez nich umarłby z głodu. Przecież tak naprawdę pracownicy nie są im potrebni. Sami wyprodukowaliby swoje cudne towary, sami rozwieźliby je po świecie, sami sprzedali i sami kupili np. 10 mld chińskich podkoszulek. To tylko ich dobre, szalchetne serce sprawia, że męczą się z tymi wstrętnymi "robolami", którzy tylko się lenią i na każdym kroku ich kantują, niczego nie potrafią, trzeba ich szkolić, płacić czaem nawet 1000 zł/mies. i opłacać ZUS. Tak. Teraz, za najdoskonalszego z ustrojów, nikt nie dostaje pracy i nikt nie awansuje po znajomości, wszystko wszak dzieje się za dotknięciem czarodziejskiej różdzki wolnego rynku.
Przesiębiorcy tworzą miejsca pracy, aby produkować, co w konsekwencji ma przynieść im zysk. Pracownicy zatrudniaja się po to, aby rónież z pracy mieć zysk. Obie strony mają więc interes w tym, aby ze soba współpracować. I tak na prawdę stosunki pracy powinny sie opierać tylko i wyłącznie na porozumieniu, umowach między obiema stronami. Jeśli takie umowy będą podpisywane na zasadzie dobrowolności, to będzie to oznaczać, że umowa taka jest dziełem kompromisu i że na niej zyskują obie strony. Tekst, który komentujemy zasadza się na tezie, ze pracownicy pracuja pod przymusem, a przedsiębiorcy korzystają z tego przymusu i wykorzystuja ich. Jest to oczywista nieprawda, gdyż każdy pracowników może się zwolnić i poszukać innej pracy, lub też założyć własny interes.
Coś w tym jest. Przecież jest tyle firm, które zatrudniają jednoosobowe firmy ( czyli jeśli nie dostajesz pracy możesz założyć własną firmę). Rzeczywiście jest to więc wyraz braku kompromisu, a nawet, (napiszę przwrotnie) wyraz istnienia kompromisu. Wszak warunkiem dostania pracy jest pójście na kompromis z pracodawcą i założenie własnej firmy. Bez tego kompromisu przegrywasz na samym początku, a idąc na kompromis z pracodwacą (czyli na jego warunki- ale czy to jest kompromis?) dostajesz pracę. A opisywane to możliwości dotyczą pracowników niższego szczebla, których można łatwo i szybko zastąpić.
Istnieje przecież przeszkoda ustawowa, gdyż ZUS i składkę zdrowotną płaci się nie od faktycznych dochodów, ale ZUS od 60 proc. średniej krajowej, a skł. zdrowotną nawet od wyższej podstawy. W rezultacie, jeżeli jesteś w stanie zarobić, np. sprzątając czy coś sprzedając 600 zł, to musisz skądś wziąć jeszcze 200 zł, żeby ci starczyło na składki.
Niezupełnie jest prawdą, że pracownik zatrudnia się dla zysku, w każdym razie w Polsce rzadko tak jest. Czym jest zysk pracownika? To to, co pozostaje po odliczeniu kosztów odtworzenia siły roboczej. Zaryzykowałabym tezę, że w Polsce wiele pensji nawet nie wystarcza na pokrycie odtworzenia siły roboczej, a więc w rezultacie pracownicy ponoszą straty i rujnują jedynie zdrowie.
Co do kształcenia pracowników- oczywiście, że firma robi to dla własnych korzyści i powinna to organizować w czasie pracy, a jeżeli się nie udaje, to płacić jak za nadgodziny.
Oczywiscie ze firmy prywatne sa tak organizowane aby wycisnac z pracownikow co sie da. Nie zmienia to faktu ze i tak wszelkie zyski firmy predzej czy pozniej przechodza na pracownikow, gdyz na wolnym rynku gdy firmy w danej branzy maja wysokie zyski to wchodza nowi konkurenci ktorzy podbijaja ceny srodkow produkcji (czyli m.in. pensje). Takze maksymalizowanie produktywnosci pracownikow jest dla ich wlasnego dobra. Socjalisci powinni zrozumiec dlaczego pensje w systemie wolnorynkowym nie daza do zera ale ciagle rosna wraz ze wzrostem narodowego kapitału. To nie dzieki zwiazkom zawodowym czy placy minimalnej, ale wlasnie dzieki wolnej konkurencji miedzy firmami.
niech sobie liberałowie spojrzą co można było kupić za pensję medianową w Polsce w roku 1992, a co dziś. Dla głąbów kapuścianych - w 1992 można było wynająć na rynku mieszkanie 4pokojowe, zrobić wszystkie opłaty (telefon, gaz, prąd, woda, ogrzewanie) i starczało bez problemów na żywność, parę butów, koszulę i spodnie. Dziś po opłaceniu najmu brakuje środków nawet na jedzenie. Produktywność rośnie, ale pensje trzykrotnie wolniej, w efekcie dziś wynagrozenia (wraz z ZUSami i wszelkimi podatkami od płac) stanowią ledwie 20% wartości dodanej dużych przedsiębiorstw.
Ja wiem, zaraz jakiś półgłówek napisze, że Polska to socjalizm, nie ma wolnego rynku i dlatego tak jest. No cóż, takie hasła jako żywo przypominają bułgarskich komunistów, którzy definiowali socjalizm jako ustrój, w którym wszystkim żyje się dostatnio i szczęśliwie. I dalej konstatowali, ponieważ w Bułgarii nie żyło się dostanio a tym bardziej szczęśliwie, to Bułgaria nie była państwem socjalistyczny. Paradoskalnie na tej samej zasadzie deifniują swój ustrój wolnego rynku liberałowie :) Tylko, że my lewicowcy nie damy się już na takie gierki nabrać
Thor - czy mam rozumieć że uważając 1992 rok za najlepszy do tej pory po przełomie, akceptujesz również pozytywny wpływ transformacji Balcerowicza które nastąpiły niedługo przed nim? Niskie ceny tamtych czasów nie były przecież wynikiem odgórnych ustaleń rządu ale rezultatem wolnego rynku wprowadzonego przez Balcerowicza? Powtarzam, wszelkie zyski firm są przejściowe, prędzej czy później w warunkach wolnej konkurencji muszą przejść na ceny podstawowych środków produkcji czyli pracy i ziemię. Jeżeli w Polsce są niższe płace niż w USA to wynika to tylko z mniejszego kapitału zgromadzonego w Polsce (czyli mniejszej produktywności). Wzrost produktywności jest związany z wzrostem płac jedynie długoterminowo także jasne jest że okresowo jedno może rosnąć szybciej lub wolniej lub drugie, ale na dłuższą metę rosną w tym samym tempie. Jeżeli płace rosną wolniej niż produktywność, czyli zwiększają się zyski firm, to wchodzi na rynek większa ilość firm podbijająca ceny środków produkcji i wtedy płace zaczynają rosnąć szybciej niż produktywność. Tak pracuje wolny rynek. Wysokość płac na wolnym rynku nie jest zależna ani od dobrej czy złej woli pracodawców, ani od przemocy państwa (np. płacy minimalnej powodującej jedynie bezrobocie) ale jedynie od ilości kapitału w gospodarce.
Płace mają rosnąć w długim okresie tak samo ja produktywnosć, hahahaha. Tylko, że już 18 lat mija i nic. Jak długi okres jest wymagany? 200 lat? a może 1000? Mimo emigracji zarobkowej pensje zasadnicze dalej stoją w miejscu. A napływ nowych firm jest tak niewielki, że szkoda gadać. W roku 2005 przedsiębiorstwa zainwestowały 70 mld zł w gospodarkę, to lekko rzecz biorąc za mało o 120 mld zł by utrzymać dotychczasowe zasoby kapitałowe, a co dopiero mówić o rozwoju.
do takich statystyk mówiących że produktywność rośnie szybciej niż płace.
REZYGNUJCIE Z ETATU, ZAKŁADAJCIE FIRMY, TO SIĘ OPŁACA!
Wydaje się, że teoretycznie lewicowi autorzy zostali uwiedzeni przez mit kapitalizmu... Stosunek do pracy opisanym w artykule, jest zjawiskiem zasadniczo nie spotykanym... Może można go przypisać jakimś naiwnym absolwentom w pierwszych trzech miesiącach pracy... Każda firma jest areną walki klas. Problem ze świadomością klasową pracowników najemnych nie polega na tym, że oni nie odróżniają swojego interesu od interesu pracodawcy, ale na tym, że alternatywa jest dla nich nie do pomyślenia - tak musi być i już. Każdy pracownik w pracy chce realizować swe indywidualne cele - nie da się uwieść uściskiem dłoni szefa, zapewnieniami o zaufaniu itp. Odejdzie, jeżeli tylko trafi mu się lepsza okazja. Pracę może nawet lubić, ale nie przywiązuje się do firmy - tak, jak prostytutka nie przywiązuje się do klientów. Wbrew temu, co wydają się sugerować autorzy tekstu, dzisiejsza klasa pracownicza nie jest klasą debili, na którą żyjący z jej podatków tak zwani lewicowi intelektualiści mogą tylko narzekać. Problem nie polega na tym, że pracownika uwodzi i porzuca firma - bo nikt nie jest tak głupi - tylko na tym, że nasz interes klasowy utożsamiamy z indywidualnym i nie widzimy potrzeby wspólnej walki.
Natomiast autorzy tekst prezentują nam jakiś taki wymyślony kapitalizm, jakąś taką płytką i sentymentalną analizę, że Marks się w grobie przewraca...
Dane nt produktywności znajdziesz na stronie www.stat.gov.pl
Produktywnośc można mierzyć w róznoraki sposób. Raz jako wartość sprzedanych towarów i usług, a dwa jako wartość dodana przypadająca na jednego pracującego.
Dane z rocznika 2004:
dla dwóch roczników: 1990 i 2003
pracujący: 16,485 mln 12,803 mln
dynamika płacy przeciętnej (2003-1990) +31,5%
produkcja globalna: +61,9%
PKB + 52,1
Przelicz sobie te liczby z uwzględnieniem pracujących. Sam spadek liczby pracujących spowodował, że gdyby PKB czy produkcja globalna była taka sama to produktywność wzorsła o 28,8%.
produktywność w metodzie pierwszej wzrosła o 108,5%, a w metodzie drugiej - 95,9%, ale płace medianowe rosły nieporównywalnie wolniej niż płaca przeciętna, a to z uwagi na to, że wynagrodzenia kadry menadżerskiej wliczane są do płacy przeciętnej.....
Wynagordzenie minimalne od 1992 nie wzrosło w uyjęciu realnym w ogóle. A poniżej średniego wynagrodzenia zarabia w Polsce obecnie 76% ogółu zatrudnionych. Poniżej połowy średniego wynagrodzenia zarabia więcej niż co czwarty zatrudniony, a pod koniec PRLu było to 6%
I ostatnie zdanie.
Zakładanie własnej firmy to najgorsza rzecz jaką dziś można zrobić. A to dlatego, że produktywność mikrofirm jest nierzadko dwudziestokrotnie niższa niż firm o zatrudnieniu powyżej 9 osób. Drobne firmy w ogromnej przeważającej liczbie to przechowalnia bezrobotnych tzw. ukryte bezrobocie.
Thor - kto Ci broni założyć firmę i zatrudnić więcej niż 9 osób? Według Twojej teorii stałbyś się od razu bogaczem, 20krotny wzrost produktywności przy takich samych płacach jak w małych firmach, wow! Może przestałbyś teoretyzować ale zaczął działać, Twoja teoria powinna Cię w tym kierunku dużo bardziej motywować niż moja.
a daż mi kapitał na dużą firmę? Swoją drogą, zabrakło ci argumentów, to dotykasz drugorzędnych kwestii. Ten podział na firmy do 10 zatrudnionych i od 10 zatrudnionych wynika z polskiej statystyki... Może, póki tekst nie zniknie, odniósłbyś się łaskawie do tego zjawiska wolnego wzrostu płac przy szybkim wzrości produktywności, który wykazałem na bazie danych GUS?
Jeżeli te statystyki rzeczywiście odzwierciedlają prawdę to muszą przekładać się na realne środowisko biznesowe, czyli każdy bank da Ci kapitał jeżeli pokażesz że wiąże się to z tak ogromnym wzrostem produktywności (czyli zysków) Twojej firmy.
Zdaję sobie bowiem zbyt dobrze sprawę że numerkami w ekonomii można dowolnie operować aby uzyskać pożądany efekt. Ja tylko wskazuję że gdyby te statystyki rzeczywiście odzwierciedlały prawdziwą sytuację, to już dawno byś ją wykorzystał biorąc w banku kredyt na powiększenie swojej firmy.
ponieważ żąda zabezpieczenia przewyższającego kwotę, którą "oddaje" w "dzierżawę" (czyt. udziela kredytu). Innymi słowy, po to by wziąć 1 mln zł kredytu na firmę, musiałbym dysponować majątkiem co najmniej 1,2 mln zł majątku trwałego jak nie więcej + jakieś 20% żadanego kredytu pod postacią własnych środków, by usatysfakcjonować bank. Człowieku, zapomnij. Poza tym, firma startująca ma zerową wiarygodność a więc i zdolność kredytową. Wreszcie, drobnym firmom nie udziela się kredytów z zasady (niska produktywność, wysokie ryzyko rynkowe prowadzenia działlności), a większe muszą przedstawić nie tylko biznesplan ale również wynik finansowy (księgowy) za rok ubiegły :)
A co ze znajomymi? Okay, może i ten Twój biznesplan jednak nie jest tak dobry aby przekonać potencjalnych inwestorów, ale chcesz mi powiedzieć że miliony polskich firm też nie potrafi rozszerzyć działalności mimo tak różowych perspektyw które wynikają z przytoczonych przez Ciebie statystyk? Żadna nie wchodzi w ten lukratywny rynek dużych firm aby zebrać tą śmietankę 20-krotnego wzrostu produktywności? Żadna mała firma nie ma kapitału ani źródeł inwestowania aby to zrobić? Co im w tym przeszkadza?
żyjesz jakimiś utopiami. Czemu mi zadajesz te pytania, a nie sięgniesz po dostępne dane. Ogromna większość firm to firmy drobne, a tylko nieliczna grupa (ok. 200 tys.) to firmy małe i większe. Ledwo 1 firma na sto nowych utrzyma się na rynku dłużej niż rok. A spośród tych, kttóre zdołają się utrzymać 1 na 1000 rozwija się i wędruje w efekcie do grupy firm małych (tj. o zatrudnieniu powyżej 10 osób lub obrotach powyżej 4 mln zł rocznie). Dane te prezentowały m.in Lewiatan. Dalej nie rozumiesz istoty problemu. Firmy drobne nie rozwijają się z kilku powodów, a jednym z nich są malejące dochody ludności (uwzględniając obowiązkowe wydatki na utrzymanie lokum), Drobne firmy nie będą świadczyć usług za granicą, tylkko robią na rynku lokalnym, a ten zwyczajnie się kurczy i jest zawłaszczany przez istniejące większe podmioty gospodarcze.
Jeżeli zatrudnienie wielu dodatkowych pracowników byłoby receptą na sukces, jak to wynika z Twoich statystyk, dużo więcej firm by to robiło. Nie rozumiem dlaczego mówisz teraz o dochodach ludności, przecież one muszą być już zawarte pośrednio w analizie produktywności. Co mnie interesują jakie są one konkretnie, skoro produktywność moich pracowników wzrasta 20 krotnie? Produktywność to nie tylko zdolność fizycznego produkowania ale także sprzedawania. Firma może wyprodukować miliony produktów, ale jeżeli nie sprzeda żadnego to produktywność wszystkich jej pracowników jest równa ZERO. Także podsumowując to co mówisz, produktywność rzekomo gwałtownie wzrasta przy wzroście wielkości firmy ale jednoczeście bardzo mało firm to robi bo... mają małą produktywność...
Ja tylko wskazałem na fakt, że firmy o zatrudnieniu powyżej 9 pracowników mają średnią wydajność dużo wyższą, niż firmy małe. Z tego NIE WYNIKA, że zatrudnienie jest przyczyną wyższej wydajności, jak próbujesz to mi imputować. Złamałeś logiczne prawo transpozycji. Twoje rozumowanie jest po prostu wadliwe logicznie i oto dowód.
prawidłowy schamt logiczny jaki można przeprowadzićz przytoczonych informacji jest następujący"
Jeżeli jest prawdą że gdy firma jest drobna (zatr.
nie działają zanki większości i mniejszości. Urwało wypowiedź. Więc w największym skrócie
wypowiedź libera jest wadliwa logicznie i łamie zastadę transpozycji.
jedyny uprawniony schemat logiczny, który można zastoswoać jest taki:
jeżeli jest prawdą, że drobna firma ma niską wydajność, to jest też prawdą że (tylko tak a nie inaczej)
jeżeli firma nie ma niskiej wydajności to nie jest firmą drobną.
Wszelkie inne kombinacje są niepoprawne
stąd też niepoprawne jest twierdzenie
jeżeli jest prawdą, że drobna firma ma niską wydajnosć to zwiększenie zatrudnienie daje wzrost wydajności
źródło: Logika dla prawników, Tadeusz Kotarbiński s. 75
I dlaczego tego sposobu małe firmy nie wykorzystują, cokolwiek jest tą przyczyną? Innymi słowy, co sprawia że według Ciebie istniejące duże firmy mają faktyczny monopol na dużą produktywność (czyli faktyczny monopol na wysokie zyski), który nie pozwala mniejszym wejść z nimi w konkurencję i podbić cen środków produkcji (czyli płac)?
Moje zdanie jest takie jak nauk ekonomicznych. Przyczyn tego stanu rzeczy (różnicy w produktywności między drobnymi, jednoosobowymi firmami, a większymi podmiotami) jest wiele. Np. efekt skali, zjawiska progowe, zasoby kapitałowe, które determinują możliwości penetracji rynku i pozyskania klienta, a także pozyskania kapitału z banku. Tych elementów jest na prawdę dużo i wszystkie one są dość szeroko opisane w dostępnej literaturze przedmiotu.
Co powstrzymuje małe firmy przed ich wykorzystaniem? Innymi słowy, co sprawia że według Ciebie istniejące duże firmy mają faktyczny monopol na dużą produktywność (czyli faktyczny monopol na wysokie zyski), który nie pozwala mniejszym wejść z nimi w konkurencję i podbić cen środków produkcji (czyli płac)?
albo może z totalnym dyletantem ekonomicznym. Przecież dokładnie powyżej odpowiedziałem na twoje pytanie. Wybacz, ale nie będę specjalnie dla ciebie pisał poodręcznika czy skryptu ekonomicznego.
Co do istoty sprawy, widać nie pamiętasz już przebiegu dyskusji, jako powód dla którego małe firmy nie mogą zwiększyć produktywności (przez zwiększenie wielkości) wymieniłeś malejące dochody ludności, przez co sam sobie zaprzeczasz bo jakoś nie dotyczą one dużych firm które osiągają mimo tych rzekomo małych dochodów ludności 20-krotny wzrost produktywności (czyli też sprzedaży). Potem sprostowałeś że wcale nie twierdzisz że wielkość firmy jest powodem zwiększonej produktywności, ale inne przyczyny, które bardzo ładnie wymieniłeś. Dalej jednak nie widzę odpowiedzi na pytanie co powstrzymuje małe firmy przed podążeniem tą samą ścieżką do zwiększenia produktywności którą wcześniej musiały iść firmy duże, co wywołałoby podbicie cen środków produkcji m.in. płac.
widzisz jliber, sam nie rozumiesz o co pytasz. To ty stwierdziłeś, że wzrost zatrudnienia (tej samej firmy!) spodowduje automatem wzrost wydajności. Ja natomiast zauwazyłem że np. Pepsikola zatrudniająca kilkadziesiąt tysięcy osób ma większą produktywność niż firma jednoosobowa Pierdlik Jan Kowalski. Ale nie oznacza to, że gdy pan Kowalski zatrudni kilkanaście tys. osób to automatem będzie miał wydajność Pepsikoli. Ty nie rozróżniasz dynamiki od wielkości nominalnej :)
A skoro tak, to duże firmy nie mają monopolu na wysoką produktywność, jest wiele firm mniejszych i większych które mogą i wchodzą na ich rynek, także wykorzystujących oszczędności skali. Także nie widzę powodu dla którego ludzie nie mieliby zakładać firm - potencjalne zyski są ogromne skoro tak bardzo wzrosła produktywność a płace nie. Trzeba tylko ruszyć cztery litery i zakładać firmę zamiast narzekać że inne firmy nie chcą dać ci dobrowolnie "sprawiedliwego" udziału w zyskach ze zwiększającej się produktywności. Całe te twoje narzekanie że nic się nie da zrobić bo tylko duże firmy są produktywne jest śmieszne, bo każda duża firma była kiedyś mała, założona często w garażu jakiegoś przedsiębiorczego gościa. Pamiętaj także że zwiększająca się produktywność nie wynika z jakichś cudownych zdolności pracowników, oni pracują nawet dużo mniej ciężko niż niegdyś, a jedynie dzięki inwestującym kapitalistom, bo to dzięki kapitałowi (czyli maszynom, infrastrukturze itd) praca pracowników jest coraz bardziej produktywna. Jeżeli chcesz polepszyć byt pracowników, załóż firmę i zatrudnij ludzi przez co podbijesz płace, do tego powinna Cię właśnie stymulować duża zyskowność takiego przedsięwzięcia (jeżeli Twoje statystyki są prawdziwe).