Maria Antonina nie miała czego szukać w pismach Rousseau, który od kobiet wymagał konformizmu i uległości. Jan Jakub nienawidził i bał się kobiecości, ponieważ w młodości związał się ze starszą od siebie wpływową damą, od której był całkiem zależny. Zemsta na niezależnych kobietach i pochwała kobiecej bierności utrzymuje się na lewicy mimo 21 wieku. Kobiety mają siedzieć cicho i być wdzięczne, kiedy prawodawcy i pasterze organizują im świat, traktując nasze ciała jako kolektywną własność: oni zadecydują, kiedy i ile mamy rodzić dzieci pod ich troskliwą opieką, żeby socjalistyczny naród rozkwitał. Lewacki ojcowski macho nie jest alternatywą dla zniewolenia rynkowego.
O jakiej typowości tu mowa? Przecież wiek rozumu był epoką awansu intelektualnego kobiet. Dość wymienić tak wybitne literatki jak mariza Du Deffand czy Madame de Stael (która wchodzi już we wczesny romantyzm, ale wywodzi się z wieku XVIII).
Dodajmy, że ośrodkami życia intelektualnego w tamtych czasach były salony, w których rolę dam trudno przecenić. Voltaire napisał wyklad teorii Newtona specjalnie dla dam salonowych.
I wreszcie rola kobiet w polityce - regentki, faworyty (de Pompadour, du Barry) czy rewolucyjna Madoona Thermidora, pani Tallien.
Maria Antonina może i nie interesowała się polityką czy filozofią, ale to ze względu na cechy osobiste lub pochodzenie ze schyłkowej dynastii. Możliwości w tym względzie stały przed nią otworem.
Historię warto poznawać, ignorując stereotypy New Left-istowskie. O New Left za 10 lat nikt nie będzie pamiętał, a Rousseau będzie ważny i ciekawy zawsze.
Tak, zaiste Jean Jacques postepowym był, tylko nie w kwestii kobiecej... Jedyna rola kobiety wg. niego to uległa wobec męża kapłanka ogniska domowego, do której to roli dziewczynki powinno sie socjalizować od początku. Równośc płci była dla niego mrzonką, a zbyt długie przebywanie ludzi obu płci w towarzystwie płci przeciwnej widział jako wręcz szkodliwe.. Wszystkich obywateli widział jako równych, tyle, że kobieta nie mogła wg. niego być obywatelką... A mit kobiecej słabości uznawał za tyleż fałszywy, co warty podtrzymywania...
Ciekawe, że w szkołach nigdy się tego nie uczy... Nie przypominam sobie, żebyśmy za czasów licealnych (choć to już bylo jakiś czas temu...), poznając kolejne epoki, poznawały/li wielkich mędrców od strony ich stosunku do kobiet... A szkoda, może dużo wczesniej czlowiek by sobie uświadamiał pewne prawa rządzące naszą oświeconą kulturą od jej zarania...
A co do tych kobiet prowadzących salony literackie.. to czyż ich rola nie sprowadzała się głównie właśnie do PROWADZENIA tych salonów? Poza tym, były to chyba na ogół bogate wdowy, które wreszcie mogły rozporządzac swoim majątkiem i realizować się w jakiś sposób... I były wyjątkiem, nie regułą.
W dość typowych małżeństwach arystokracji XVIII wieku, wprowadzono faktyczną separację, aby mąż i żona wzajemnie się nie krępowali. Spotykając się przypadkiem w towarzystwie, małżonkowie traktowali się jak ludzie obcy.
Wydaje mi się, że jeśli idzie o wyzwolenie w imię przyjemności i samorealizacji, arystokratyczne salony tamtej epoki zrobiły wszystko, co było do zrobienia. Pewną dyscyplinę obyczajową, w tym znaczenie tradycyjnej rodziny, przywróciła rewolucja - zwłaszcza podczas rządów lewicowych jakobinów. Ale już pod Dyrektoriatem obyczaje wróciły do "emancypacyjnej" normy. Jakie stąd wnioski? Historia jest skomplikowana. Poznajmy ją ze źródeł, a nie ze współczesnych bryków!
ABCD, dziękuję ci za ustawienie mnie na wlaściwym miejscu.. Faktycznie, jako osoba na co dzień parająca się pracą naukową poza lekturę 'wspłczesnych bryków' nie wychodzę..
Ci twojej ciekawej pracy. Rzecz w tym, że twoja replika nie ma własciwie sensu merytorycznego.
Jakub Boehme był szewcem, a myślał oryginalnie.
Wielu akademików do takiego myślenia nie jest zdolnych. Co sądzisz np. o felietoniście tygodnika Wprost, profesorze Janie Winieckim?
Nie wątpię, ze twoja praca naukowa jest najwyższego sortu. Dziwi mnie jednak, że pochopnie redukujesz jednego z największych myślicieli w historii, Rousseau, do jego domniemanej niechęci do kobiet, wyprowadzanej w dodatku z plotkarskich detali jego życiorysu.
New Left niszczy kulturę intelektualną, redukując ją do swoich prymitywnych sloganów. Dlatego wybitni naukowcy, do których zapewne się zaliczasz, powinni walczyć z New Left.
Przypadkiem wpadłem na te komentarze. Hmm, cos mi sie zdaje, ze ABCD tak mocno walczy z New Left, ze w końcu wyląduje na pasku "socjalnego" PiS-u (albo już na nim jest). Bo tak zazwyczaj kończą tacy goście :)
Lepiej wylądować na pasku socjalnego PiS niż tak jak ty na pasku, a właściwie na pensji w konserwatywnym dzienniku albo wśród karierowiczów z PPP, co to raz są za Le Penem a raz za Trockim, zależy co im akurat przypasuje w przebieraniu nóżkami w kierunku do koryta.
Polecam "Emila" tom II, rozdziały poświęcone wychowaniu Zofii i jej związkowi z Emilem. Kobieta ma nie mówić, nie myśleć, nie odczuwać pokus, wierzyć w to co jej rodzice, "dostosowywać się do mężczyzn i wszystkich ich opinii", "nie tylko być cnotliwa, ale i za taka uchodzić".
Poglądy na edukację chłopca zaś były u Rousseau następujące: nie powinno być w nim a) religii, b) przymusu, c) kar, d) autorytetu. Powinny się natomiast znaleźć a) nonkonformizm, b) swoboda, c) możliwość wyładowania nawet negatywnych uczuć, d) samodzielność, e) krytyczne myślenie. Warto poczytać zamiast moherowych bryków.
Za pomocą podobnej klasy argumentów, ideolodzy New Left "udowodniali", że Szekspir był seksistą, a Faulkner - rasistą.
Demaskowali nawet "faszyzm" R. Straussa, nie znając ani słowa z librett jego oper, o nutach już nie wspominając.
Podobnie, socrealiści usuwali z literatury polskiej "reakcjonistę" Krasińskiego i "antyradzieckie" Dziady. Narodowi socjaliści, z kolei, zakazali posiadania partytur "nie-aryjczyka" Mendelssohna-Bartholdy`ego.
Na szczęście, dla każdego nieuprzedzonego czytelnika Rousseau jest i będzie na tyle bogaty w idee, że czytanie go przez pryzmat sekciarskich obsesji wyda mu się stratą czasu.
Skadinąd, prymitywna konserwa (Paul Johnson) dyskwalifikuje Rousseau - na tym samym poziomie, co New Left - za to, iż oddał dzieci do przytułku.
Ciekawe, że jeśli tylko ktoś zastosuje demaskacyjny klucz lektury do koryfeuszy New Left, odpowiedzią jest oburzenie. Dlaczego?
A byłoby o czym pisać. Choćby o antysemityzmie Marksa (określał Żydów jako naród trędowatych) czy homofobii Engelsa. Nie mówiąc już o Foucault, którego wyzwolenie obyczajowe doprowadziło do zarażenia się AIDS. Czy Althusserze, opisującym z upodobaniem w autobiografii, jak
w wieku 30 lat nauczył się masturbować, a wkrótce potem został zgwałcony w obozie jenieckim. O sympatię tych geniuszy przez małe "g" do Stalina, Mao czy Chomejniego już mniejsza.
Długiej mowy krótki sens: New Left, tam, gdzie zdobyła wpływy, zniszczyła humanistyczną kulturę Zachodu. Będzie cyrk, jeśli Polska, w której epigonom New Left to się nie uda, będzie za jakiś czas wysyłać misjonarzy do USA i Europy Zachodniej, żeby odbudowali tam rudymentarne podstawy kultury.
Coś mi się zdaje, że na portalach lewicy radykalnej czytałem zapewnienia, że w jej kręgu nie gardzi się "moherowymi beretami". Znajdująca się wyżej wzmianka o "moherowych brykach" świadczy, że chyba jest inaczej. Dokładnie tak, jak w piosence zespołu Big Cyc o "Moherowych beretach", która zapewniła kapeli Krzyśka Skiby prestiżową nagrodę Antyfaszysty Roku, przyznawaną przez antyrasistowskie stowarzyszenie Nigdy Więcej.