poglady Broniewskiego na panstwowosc polska skazywalyby go dzis nieuchronnie na "lewe skrzydlo NSDAP", labo przynajmniej na nacjonalizm.
Nie wiemy, jakie Broniewski miałby DZIŚ poglądy.
To prawda, Broniewski byłby raczej na prawo od Bugaja, więc Wielgosz i Urban zrobiliby z niego nazistę. No bo też Bugaj to umiarkowany nacjonalista, za to Broniewski idzie znacznie dalej. Taki, dajmy na to, poemat "Wisła", to w najlepszym razie manifest nacjonalbolszewizmu, klimaty rodem z Limonowa lub co gorsza Dugina. Albo weźmy "Mazowsze", gdzie Broniewski pisał: "Kiedy umrę, utopcie mnie w Wiśle, jak Światowida, zapomnijcie o mnie, jak o Światowidzie" - toż to czysty neopoganizm, a to już tylko krok od hitleryzmu. Albo weźmy "Middle East", w którym Broniewski pisze: "Ja nie chcę Palestyny, Syrii, Iraku, Egiptu, od cyprysów wolę kaliny, wolę brzozę niż eukaliptus". Czyż nie jest to ohydne manifestowanie ksenofobii i szowinizmu, a przynajmniej uleganie wpływom etnopluralizmu? Ogólnie biorąc, wszystko to śmierdzi podejrzanymi klimatami. I nie zmienią tego pseudorewolucyjne efekciarskie wierszydła, bo od dawna wiadomo, że polski nacjonalizm nie jest rewolucyjny, gdyż Polacy - inaczej niż np. Ukraińcy UPA - nie są narodem uciskanym, więc ten Broniewski to taki "rewolucjonista" a la ONR. Precz z faszyzmem na lewicy!
- fałszywa, ulegająca hegemonicznemu dyskursowi prawicy polityka historyczna
Trudno w to uwierzyć, ale ten rewolucyjny (chłe, chłe, chłe) poeta napisał wiersz o Katyniu! Po demagogicznym apelu ("A druga bomba - w grób smoleński/ Niechaj rycerze z grobu w staną..." (pisać "rycerze" o pachołkach sanacyjnej soldateski, nieźle!), kłamliwie insynuował, że polscy jeńcy wojenni zginęli - proszę się mocno trzymać - "za wolność, równość i braterstwo". Cha, cha, cha - chyba za feudalną niewolę, elitarystyczną pogardę i nienawiść do dyskryminowanych mniejszości!
Od rzemyczka do koniczka: Broniewski w zakończeniu tego wierszyka plecie, że jeśli wśród ludów, które po wojnie światowej odzyskają wolność, "nie będzie Polski - wtenczas, pieśni, aż w serce ziemi bij!" Losy Polaczkowa go obchodziły, ale o emancypacji Afroamerykanów nie wspomniał ani dudu.
W innych utworkach, Broniewski negował prawdę o powszechności polskiego antysemityzmu. Jego sentymentalne popłakiwania (Słuchaj, dzieweczko, ona nie słucha/To dzień biały, to miasteczko/Po gruzach biega naga, ruda Ryfka, trzynastoletnie dziecko...) przesłaniały fakt, że w tym kraju "Jedwabne jest wszędzie".
Broniewski rehabilitował obskurancki, represyjny i patriarchalny katolicyzm, posługując się - typową dla rzeczników tego reakcyjnego światopoglądu - martyrologiczną demagogią: "I przejeżdżał bolejący Pan Jezus/SS-mani go wiedli na męki..." Ano tak... Pytam retorycznie: powiedzcie, "towarzyszu", od kogo katol Franco otrzymał pomoc podczas hiszpańskiej wojny domowej, jakiego wyznania był ojciec Hitlera itp.
Ów lewicowy (?) artysta potępił też Tamerlana: bojownika o wyzwolenie Trzeciego świata spod kolonialnej hegemonii Zachodu, którego śmiało można porównać do Che Guevary i szejka Nasrallacha. Porównał po rasistowsku żołnierzy Tamerlana do "moru" i "zarazy". A w ostatniej zwrotce tego wiersza pobił rekord:
"Człowiek jest dobry, mądry, spokojny/Pola chce orać piękne i żyzne/Głodu, powietrza, ognia i wojny/Nie chce i w siebie wierzy w ojczyznę."
Proszę bardzo: reakcyjne rojenia o sielankowej Gemeinschaft, reakcyjne interpolowanie "twardej" tożsamości etnicznej... Tfu, tfu, tfu!
Zostawmy prawakom tego wierszokletę!
CHERWONY WARSZAWIAK
hheeh myslę, że niezły poeta jakim był Broniewski przegrałby wsród dzisiejszej lewicy z prostalinowska w młodości Szymborską:)))) Ale kto pamieta dziś na "lewicy" o broniewskim, który wzywał do obrony państwowosci polskiej. Fuj faszysta jeden i endek:)
pozwolę sobie opowiedzieć autentyczną anegdotę: byłem kiedyś na obozie, gdzie radiowęzeł prowadził pankowiec. Dałem mu do puszczenia kasetę zespołu Ramzes and The Hooligans. Na jednej stronie były same piosenki chuligańskie typu "Choć tu bracie chuliganie razem damy komuś w banię" i ta przeszła bez problemu. Ale na drugiej był piosenki patriotyczne a pierwsza z nich była ze znanym tekstem Broniewskiego "Bagnet na broń". No i kiedy pankowiec-radiowiec usłyszał "Kiedy przyjdą podpalić dom, ten w którym mieszkasz, Polskę" przerwał audycję krzycząc, że on nie dopuści tu nazistowskiej (!) propagandy :).
namaszczony na "prawdziwą lewicę", ale po co mieszacie do tego Broniewskiego?
Broniewski miał niewyparzony język, umiał posługiwać się bronią i w razie potrzeby użyć pięści.
Na twoim miejscu, cieszylbym się, że Broniewski dawno nie żyje.
broniłby pięścią i bronią opinii o sobie jako o wielbicielu Bugaja? Szczerze mówiąc, wątpię :-)
.....utwór "bagnet na broń" wykonywał zespół POLSKA, w którym śpiewał ś.p. Bogdan Szewczyk ex członek zespołu Ramzes and Hools
a sam RAMZEZ to potęga i basta!
Spojrzyjcie w okno: szpicel chodzi po ulicy,
od ósmej tu czatuje, jak zmora, jak wizja,
za chwilę we drzwiach stanie z oddziałem policji:
"Ręce do góry! Milczeć! Stać w miejscu! Rewizja!"
Tak, poznaję tę gębę nie goloną tydzień,
szarą, mętną jak szyby traktierni podmiejskiej,
spode łba widzi wszystko, choć patrzeć się wstydzi -
poznaję te drapieżne pazury złodziejskie.
Był w ochranie, w K-stelle, w defensywie polskiej,
kiedy mówię te słowa, on tu jest i słyszy,
on szepcze towarzyszom: "Jutro wiec na Wolskiej",
i jutro palcem wskaże własnych towarzyszy.
A potem długo, tępo będzie walił w mordę,
aż powybija zęby i ziemię zakrwawi...
Jemu pieniądze płacą, jemu dają order,
on co dzień wolny chodzi po wolnej Warszawie.
Wieczorem będzie wódkę chlał w restauracji,
będzie śpiewał "Titinę" w zaduchu i krzyku,
za dziewkę, za rachunek sto złotych zapłaci,
jak jeden szeląg z tamtych - trzydziestu srebrników.
On wiecznie podsłuchuje,
on jest uchem ściany, najczystsze słowa zmieni na "psią mać sobaczą",
poecie w nocy skradnie wiersz nie napisany,
podrzuci łzy fałszywe tym, co w nocy płaczą.
Zdrada! Zdrada! Na próżno miotam się i krzyczę,
żywe serce garściami rozdając za darmo,
on schwyta je w swe sieci, kawałki przeliczy
i jak straszliwą bombę odniesie żandarmom...
...Spojrzyjcie w okno: idzie pochmurny październik,
jak szpicel w szarym palcie, jak człowiek bez twarzy...
Oczy nam mgłą zachodzą jak szyby traktierni...
Już nas opuszcza młodość - fałszywy towarzysz.
Mistrzyni życia, Historio,
zachciewa ci się psich figlów:
zza kraty podgląda Orion,
jak siedzimy razem na kiblu.
Opowiadasz mi stare kawały
i uśmiechasz się, na wpół drwiąca,
i tak kiblujemy pomału -
ty od wieków, ja od miesiąca.
O Nieśmiertelna, skądże
ta skłonność do paradoksów,
i powiedz mi - czy to mądrze
całemu światu krew popsuć?
Bo skoro na całym świecie,
jak nie wojna, to stan wojenny -
Historio, powiedz mi przecie:
po diabła tu kiblujemy?
Rewolucyjny poeta
ma zginąć w tym mamrze sowieckim?!
Historio, przecież to nietakt,
ktoś z nas po prostu jest dzieckiem!
Wiec wstydź się, sędziwa damo,
i wypuść z Zamarstynowa...
(Na kryminał zaraz za bramą
zasłużymy sobie od nowa).
"Czyż nie jest to ohydne manifestowanie ksenofobii i szowinizmu"
Albo i czegoś jeszcze gorszego :)
Tyko jeszcze arbitra elegancji dr(e)sa brakuje. Dajcie chociaż temu Broniewskiemu spokój.
relacje Wata, jak to juz bedac pseudo"komunista" Broniewski w swym pokoju trzymal same megalomanskie malowidla szowinistyczno-patriotyczne slawiace zwyciestwa militarne Polaczkow, a tenze ksenofob z uwielbieniem grywal w kolko Chopina. Gdziez mu do Che Guevary!
Chopin to jeszcze nic.
Niewiele się spodziewając po szowiniście Broniewskim, znalazłem jednak jego wiersz, który mnie załamał. Proszę bardzo:
Ta pieśń to pożar Europy,
To wiosna ludów, wiew swobody,
To prący lud milionostopy,
To w salw akordach - Wagner młody..."
Tak jest! "Lewicowy" poeta wychwala ulubionego kompozytora Hitlera! W dodatku - bardzo nudnego. Mam jakiś jego kompakt (pt. - zdaje się - "Walhalla"), gdzie w kółko pieją to samo. Wagner wywołał też inwazję imperialistów na Wietnam, co udowodnił Coppola w Czasie apokalipsy. Nie dziwota, że lubi go konserwa.
Rozumiem, że za życia Broniewskiego nie było jeszcze rewolucyjnego rapu, ale i wtedy na pewno można było posłuchać jakichś fajnych przebojów, a nie tego Wagnera.
Broniewskiego zdecydowanie trzeba skreślić.
a co w miejsce tego wierszoklety Broniewskiego? moim zdaniem znakomicie nadawalby sie tworca tego formatu co Simon Mol.
To takie żarty są, tak? Hahahaaha, ale śmieszne! Wy to umiecie facecje opowiadać!
jakby Broniewski żył w dzisiejszych czasach i okazałoby się, że wcale nie podoba mu się obecny neoendecki pseudopatriotyzm w wykonaniu rodziny Kaczyńskich, nie podobają mu się te bogoojczyźniane bzdury itp. Może nawet by się okazało, że poparłby gejów i lesbijki. A może nawet, o zgrozo nie byłby rasistą (dla niektórych na tym forum nie bycie rasistą to przejaw skompromitowanego kretyńskiego "goszyzmu"). A może do tego wszystkiego pisałby w "Le Monde Diplomatique", a nie w "Obywatelu".
Czy W.B., gdyby żył, pisałby w "Ob"-ie - tego oczywiście nie wiem, choć byłoby fajnie.
Na pewno natomiast nie obrałby sobie drugiego z wymienionych przez Ciebie pism, które upstrzone jest błędami językowymi jak całun turyński - śladami po ranach.
Dodajmy, że Broniewski nie lubił snobizmu. Jak również - pozowania na rewolucjonistę przy równoczesnym korzystaniu z pomocy i wsparcia establishmentowej socjaldemokracji.
zaj...istym poetą lewicowym jest dziś Kazik Skiba.
Potwornie mocno - i piekielnie odważnie - przykłada on moherowym beretom.
mozeby nawet i zlozyl samokrytyke na lamach LMD?
Prawicowcy napędzają się. Ten klaśnie raz. Tamten dwa. Ten znowu raz. O, to tamten trzy. No to ten dwa. Zabawa.
myślę sobie, że Broniewskiemu mogłoby dzisiaj nie być po drodze ze mną. Ale jakość dziwnym trafem można bez trudu znaleźć w jego dorobku znacznie więcej akcentów rodem z lewicy plebejskiej i patriotycznej niż tego, co prezentujecie wy, czyli klimatów rodem z "lewego skrzydła" Gazety Wyborczej.
P.S. Jest coś, co zdradza ludzi o waszych poglądach - kompletny brak poczucia humoru i nadętość.
Może nie mam poczucia humoru i jestem nadęty, ale proszę Cię nie pisz o mnie "wy", bo ja naprawdę nie należę do żadnej partii politycznej, żadnej organizacji, żadnego związku zawodowego, nie jestem znanym (ani nieznanym) publicystą czy dziennikarzem i nie znam osobiście absolutnie nikogo z Gazety Wyborczej (co akurat mnie nie martwi szczególnie). Mam jakieś tam poglądy, które umiejscawiam w jednym z nurtów lewicy, więc czytam jak mam chwilę ten portal i piszę swoje opinie, ale absolutnie prywatnie. Przecież można chyba zrozumieć, że piszą tu też zwykli ludzie (po których stronie przecież powinna stać lewica), a nie tylko zawodowi działacze i publicyści. Dla mnie też jesteś użytkownikiem Durango 95, z którym mogę się nie zgadzać i tutaj dyskutować (mam nadzieję kulturalnie) i to wszystko, w żadnych pozawirtualnych przepychankach (o których słyszałem, bo interesuję się polityką) różnych grup nie chcę brać udziału.
Pozdrawiam.
był z Broniewskiego, choć alkoholik. Zapił się biedaczyna na śmierć, a wdzięczna za wiersze władza ludowa nawet mu nie pomogła.
że nadęcie i brak poczucia humoru (świadomie lub nie) zdradzają także ludzie o poglądach zbliżonych do moich (jak mi kto nadepnie na odcisk, to ja też).
A co do Broniewskiego: myślę, że gdyby żył dzisiaj, to oberwałoby mu się w Obywatelu za kontakty z establishmentem sanacyjnym...
Z sanacyjnym? Wątpię - nie obrywało się u nas za kontakty z establishmentem sanacyjnym np. Stolarskiemu czy Thuguttowi. Natomiast za ewentualne kontakty z establishmentem michnikowym oberwałoby się Broniewskiemu u nas jak najbardziej. Bo też establishment sanacyjny, przy wszystkich swoich wielu wadach, miał na celu sanację właśnie. Natomiast ten michnikowy gang miał na celu jedynie anty-sanację, co mu w praktyce wyszło znakomicie i niemal bezbłędnie. Niestety.
Twoja odpowiedź, albo chociaż potwierdzenie, że przyjąłeś do wiadomości to co napisałem to zbyt wielki zaszczyt dla mnie. No trudno, tylko taka mała rada, mniej się zacietrzewiaj to Ci rzadziej głupio będzie.
skoro Ty tak łatwo operujesz liczbą mnogą i wrzucasz wszystkich do jednego worka - co taki np. Wojtas ma wspólnego z "Obywatelem" czy naszą "skrajną prawicą" (uprzejmy jesteś, w końcu mogłeś napisać o nas per hitlerowcy)? - to nie dziw się, że inni wobec Ciebie postępują podobnie i nie bawią się w subtelne rozróżnienia. Ot, tak bywa, że gdy ktoś chce być bokserem, to nie tylko on bije, ale i jego biją.
Ja wiem, że za kontakty z establishmentem sanacyjnym u was się nie obrywało:) Przeszły establishment zawsze łatwiej idealizować...
Cóż, ja jestem daleka od niedostrzegania plusów i jednostronnego potępiania sanacyjnych rządów (nawet tak niesympatyczna postać, jak Sławoj-Składkowski zostawił po sobie sławojki...), ale powiedz: nie podoba Ci się, np. ostatnia "wybiórcza" akcja "Powrót taty"? Bo mnie się podoba.
Wikipedia podaje, że Broniewski zmarł na raka krtani. Wolność Wiki nie służy. Tak kłamać.
Front, do mnie to mówisz? Do miłośnika tych inicjatyw z międzywojnia - PPS, SL i "wiciarzy" - które ludzie Piłsudskiego zwalczali na wszystkie sposoby, od cenzury, przez policyjne bicie, zamykanie w Berezie, a nawet morderstwa jawne i "tajemnicze"? Do mnie, którego członkowie rodziny mieli za ówczesną działalność polityczną spore kłopoty? W mojej umiarkowanej ocenie sanacji nie chodzi o jej idealizowanie, ale o to, że większość negatywnych zjawisk z tamtego okresu było efektem głupoty, krótkowzroczności, arogancji, chęci pójścia na skróty, ale nie cwaniactwa i łotrostwa.
Owszem, podoba mi się ta akcja GW, podobnie jak podoba mi się akcja "Rodzić po ludzku", a w ogóle GW uważam za najlepszą w Polsce gazetę w sferze czysto informacyjnej. Obawiam się jednak, że ocenianie roli tego środowiska przez pryzmat takich kwestii to refleksja polityczna na poziomie, za przeproszeniem, Kubusia Puchatka.
"Ocenianie roli środowiska" to dla mnie niezbyt istotny element refleksji politycznej, eufemistycznie mówiąc. I to dopiero jest refleksja polityczna na poziomie, z przeproszeniem Twoim, Rumcajsa albo i Cypiska...
No bo jakie też dalekosiężne wnioski polityczne płyną z Twojej, summa summarum, wyważonej i wielostronnej oceny danego "środowiska", pomijając już trafność w przyporządkowywaniu ludzi (choćby Getzza) do wyżej wymienionych?
Że należy mieć w dupie wybiórczą i jej nie czytać, będąc szarym człowieczkiem? Że nie należy, np. będąc działaczem społecznym, informować wybiórczej o organizowanych przez się imprezach? Że publikacja w tym medium jest kompromitacją publikującego? I jak też byś uzasadnił owe praktyczne wnioski, jakie by one nie były?
Nie kocham wybiórczej, nie lubię tego, że dominuje na rynku mediów. Nie neguję słuszności, w pewnych sytuacjach, wzywania do bojkotu firm/mediów/instytucji. Ale nie bardzo widzę myśl i logikę w Twojej ulubionej "ocenie środowisk"i nie bardzo widzę, jak to niby ma się przekładać na praktykę.
Sam napisałeś, że "Broniewskiemu by się nie oberwało" za kontakty z syfiastym establishmentem sanacyjnym, i że nie oberwało się też, np. Thuguttowi. Więc może jednak nie ma sensu zbyt apriorycznie oceniać "kontaktów ze środowiskami" i "środowisk"?
Rzeczywiście jest to refleksja na poziomie Rumcajsa i Cypiska - tyle, że to nie ja jestem jej autorem. Bo też mnie akurat umiarkowanie obchodzi, czy ktoś czyta GW (sam też czytam), czy w niej publikował (kilku moich politycznych znajomych i prywatnych przyjaciół tam publikowało), czy poinformował ją o jakimś tam działaniu (sam o kilku informowałem). To akurat są problemy dziecinne i mało polityczne. Mnie interesuje ocena nie "Gazety" jako gazety, lecz jako środowiska polityczno-ideowego, które lansowało w Polsce określone wzorce i modele i wcielało je w życie. Były to wzorce i modele, które uważam za negatywne i niekorzystne. Nie chce mi się tutaj toczyć dyskusji nt. temat, zresztą napisałem już wystarczająco dużo tekstów o tym, a jeszcze więcej opublikowalem innych autorów - pozwolę sobie odesłać choćby do książki Davida Osta, z którym nie zgadzam się w wielu kwestiach, ale akurat rolę i postawę środowiska GW odmalował on całkiem dobrze, choć zbyt delikatnie.
ile twoich tekstów ukazało się w Gazecie Wyborczej? O ilu imprezach organizowanych przez ciebie jako "działacza społecznego" Gazeta Wyborcza informowała?
akcja "Powrót taty" to naprawdę doskonała ilustracja roli "Gaz.Wyb".: najpierw ten koncern medialny promuje totalne urynkowienie życia, które wypycha rodziców (głównie - mimo wszystko - ojców) do pracy (nawet zagranicę), a gdy to się dokonało z właściwą sobie hipokryzją leje nad tym faktem krokodyle łzy i organizuje szumne akcje, które jednak niewiele zmienią. Jeśli ktoś się na to nabiera, to jest to - wybacz - naiwność.
U nas w okolicy był taki strażak z OSP, który podpalał domy by potem je gasić. Ale jednak wszystkich domów nie spalił a Gazecie się to właściwie udało.
No, na głębszym poziomie analizy Angka Leu ma oczywiście rację. Tak samo hipokryzję GW widać w przypadku Rospudy, gdzie najpierw promuje (w postaci reklam i artykułów) w tej gazecie hiper-motoryzację i transport TIR-ami, a później biadoli, że olaboga rozjadą to czy tamto miejsce (pomijam fakt, że Wyborcza nagłaśnia Rospudę, a olewa z 10 analogicznych spraw, o których ma dokładne informacje). Ale dlatego nie ma sensu rozmawiać o "GW" jako gazecie z jej "akcjami", tym czy innym artykułem lub współpracownikiem, lecz o GW jako środowisku, które wypromowało i wprowadziło w Polsce określony model nawet nie ekonomiczny, lecz cywilizacyjny, z jego wszystkimi skutkami.
Durango:
O mamo. NIE ZAMIERZAM wchodzić w w przyczyny negatywnej generalizującej oceny wobec środowiska GW. Uważam, że jest sporo przyczyn dla tak negatywnej oceny, i - jeśli już muszę taką generalizację przeprowadzić - środowisko GW oceniam NEGATYWNIE. Z podobnych względów.
Pytam o wnioski polityczne z generalizacji. Są jakieś?
No bo decyzja o bojkocie - ze względów politycznych - jest decyzją polityczną i nie widzę powodów, dla którego miało by to Cię "nie interesować". Powiedzmy, uznajemy, że charytatywne i społeczne przedsięwzięcia oraz interesująca publicystyka GW są tylko jej listkiem figowym, więc należy je bezwzględnie tępić i stronić od tego medium. Podobnie decyzja o zaniechaniu "kontaktów ze środowiskiem".
Jak na razie widzę tylko jeden "praktyczny" polityczny aspekt w Obywatelu, i przyznam, że uważam go za bezproduktywny: generalizującego dyskredytowania jednostek lub ewentualnie grup, które - z jakichś względów - uznano za "splamione" inspiracją lub kontaktem z GW. I niestety, w mojej ocenie, takie dyskredytowanie jest nie tylko niekonsekwentne i pogmatwane, ale i zastępuje bardziej wielostronną refleksję.
Samo w sobie "wytykanie" komuś (powiedzmy, Krytyce Politycznej), że daje się używać i pacyfikować liberalnemu molochowi nie jest niczym złym, ale w Obie jakby nie ma alternatywy: polityczny kontakt z GW = pełne podporządkowanie neoliberałom.
A są możliwe inne wersje: np. taka: my się dajemy używać gw, i używamy gw do naszych celów... albo: to nie my się dajemy używać, tylko wallenrodycznie używamy gw i zmieniamy ją od środka...
ABCD: w wyborczej nie ukazał się ani jeden mój tekst, choćby z tej prostej przyczyny, że ani jednego nie próbowałam tam umieścić, nie jestem dziennikarką. Lokalne wydanie wrocławskie o "atrakcyjnych" (głośnych, hucznych, kolorowych) akcjach społecznych czasem informowało.
Angka Leu: ależ dla mnie akcje "charytatywne" i "społeczne" nie "wybielają" politycznie GW. Ja po prostu pytam o wnioski polityczne z tej generalizującej oceny.
To jakie dziś miałby poglądy Broniewski nie ma żadnego znaczenia. Ważna jest siła rewolucji bijąca z jego wierszy...
wallenrodyzm w GW? Miałem kiedyś znajomego, rrrewolucyjnego socjalistę, zafascynowanego Czerwonymi Brygadami itp. Poszedł "wallenrodować" do GW. Jak myślisz, co się zmieniło - on czy gazeta?
Bardziej znanym przypadkiem takiej ewolucji (acz z przeciwnej strony) jest Niesiołowski, dziś liberał ale na początku lat 90. ciemnogrodzki schwarzcharakter porównywalny z Rydzykiem. W pewnym momencie zaczął pisywać teksty do GW (pierwszy dotyczył... biologii, następne już polityki). Kto kogo wykorzystał: on gazetę czy gazeta jego?
Albo Wierzbicki, niegdysiejszy redaktor naczelny "Gazety Polskiej" - identyczny przypadek.
Właściwie znam tylko jeden przypadek polityka/intelektualisty, który oswoić się nie dał - to Bugaj, który miał w swoim czasie regularne felietony w GW ale potrafił zerwać te więzi.
Jest jeszcze trzecia opcja: robimy swoje, w niewielkim stopniu oglądając się na GW i jej okolice. Oznacza to, że spór polemiczny toczymy głównie z tendencjami, procesami, zjawiskami, ideami, a nie z ich wyrazicielem na łamach GW.
I tak się właśnie dzieje. Obawiam się, że to nie my mamy problem z Wyborczą, lecz Ty masz problem z naszym wyimaginowanym stosunkiem wobec Wyborczej. Ile to np. w ostatnich 10 numerach "Obywatela" poświęciliśmy miejsca na zajmowanie się Wyborczą? Uzbierałoby się z 5 stron na 1000 stron? Więcej raczej nie.
Jeśli poruszamy wątek współpracy z GW, to najczęściej tutaj, w prywatnych pyskówkach z ludźmi, którzy fałszywie zarzucają nam współpracę z PiS-em czy wręcz wykonywanie jego poleceń - tym gołosłownym pomówieniom przeciwstawiamy wówczas fakty świadczące, że oni jak najbardziej współpracują, bynajmniej nie za darmo, z neoliberałami z Wyborczej.
Durango, ja nie wiem, kto ma problem, ale to Ty zacząłeś pisać o kontaktach Broniewskiego z Michnikiem kilka postów wyżej, sprawdź sobie...;) I napisałeś, że "na pewno by mu się oberwało" za to. Więc się teraz nie wykręcaj.
Widzisz, mnie to zastanawia: antydogmatyzm dobra rzecz. Ale ten antydogmatyzm w Obie chodzi jakimiś krętymi ścieżkami. Czasem chodzi ścieżką "bycia porządnym człowiekiem" a czasem "roli środowiska"... Jakie tu klucze zastosować?
Że częściej o wyborkowości piszecie na tym forum w pyskówkach, niż w Obie - prawda, i zresztą dobrze, bo taka treść Oba, jak dyskusji na tym forum byłaby raczej nie do zniesienia. Aleście nie są osoby prywatne, ino publiczne, i tu się po trosze promujecie, jak i inne opcje polityczne, prawda? Ładnymi i brzydkimi sposobami... Czy zatem nie można zastosować do redaktorów i współpracowników Oba pojęcia "środowisko"?
Wallenrodyzm zawsze rzecz wątpliwa i ocenna. Mnie z Wallenrodów jednak intryguje cały czas Sierakowski. Co by nie powiedzieć o nim, kilku myślicieli dzięki niemu jakoś przebiło się do publicznego myśloobiegu.
Żiżek funcjonował w tymże polskim obiegu znacznie wcześniej (wrocławsko-uniwersyteckie edycje "Wzniosłego obiektu..." i "...fantazji"), podobnie jak publikowany często w "KP" Wallerstein a już tym bardziej nieszczęśnie wałkowany (z trywializacją po wszystkich stronach) Bourdieu. Obecnie zresztą najgęściej przywoływanym przez krytyczną Krytykę myślicielem jest... Żakowski. Taki to i myśliciel, taka i lewica, taki też Wallenrodyzm. Czekam na lewicową iluminację Gadomskiego, będzie ubaw po pachy.
Padł w dyskusji przykład Bugaja. To rzeczywiście gość, który - co by nie mówić o pewnych jego meandrach, środowiskowych powiązaniach z kuroniadą, wspomnianych felietonach w "GW", wywodach o "populizmie" itd. - nie "wskakiwał" nigdy do rozdziału stanowisk z nadania Najwyższych Donów, potrafił przeciwstawiać się salonowemu Weltanschauung i miał czasem coś swojego i prawdziwego do powiedzenia. Wie ktoś, co teraz facet robi?
jak dochodzi do "współpracy" dwóch nierównoprawnych partnerów, to mogę w ciemno założyć, że silniejszy będzie wykorzystywał a słabszy będzie wykorzystywany. Jeśli GW pozwala i pomaga wylansować KP "kilku myślicieli" to dlatego, że ma w tym interes, a nie dlatego, że Nadredakcja jest taka głupia lub taka altruistyczna. Jaki interes - nietrudno się domyśleć (ale jakby ktoś nie był domyślny, to dopowiem: wykreowanie awangardy rewolucji kulturanej mającej przeorywać polski ciemnogród; dotychczasowe "awangardy" już się zużyły).
To niestety mój ostatni wpis na jakiś czas.
A których to myślicieli wprowadził Twoim zdaniem do publicznego obiegu Sierakowski? Bo mi zdaje się, że sam Sierakowski nie bardzo funkcjonuje w publicznej świadomości, nie wspominając o obiegu czegokolwiek. To, że przebił się do mainstreamowych mediów nie oznacza zaistnienia w szerokiej świadomości. Ale może się mylę.
Moja wzmianka o konszachtach Broniewskiego z Michnikiem była złośliwostką pod Twoim adresem (Kuroń), sprowokowana Twoim uprzednim wpisem.
Antydogmatyzm chodzi normalnymi ścieżkami. To po prostu Ty nie potrafisz odróżnić tego, że ktoś raz czy dwa publikował w Wyborczej od tego, że kolaboruje z tym szkodliwym środowiskiem na całego, niekoniecznie piórem. Owszem, gdyby Broniewski kumplował się z Michnikiem, razem z nim grzmiał na polski Ciemnogród, podpisywał apele w obronie ciemiężonej Szczuki i przekonywał, że twórcy neoliberalizmu w Polsce to zwykła, niemalże lewicowa gazeta, to bez pardonu byśmy go skrytykowali. Natomiast gdyby Broniewski raz czy dwa opublikował w Wyborczej wiersz o wiośnie i o Wiśle, to nie miałbym problemu z czymś takim.
A stosuj sobie do nas jakie chcesz określenie. Ani się tu nie promuję - co najwyżej bawię, czasem złoszczę na matołków i łotrów - ani nie mam o sobie tak wysokiego mniemania, żeby tu robić za "osobę publiczną".
Drogi Markizie, a jakiż polski lewicowy publicysta (choćby i skundlony) jest znany i w wyborkowym oraz dziennikowym nakładzie czytany, jeśli nie Sierakowski? I kto choćby tego nieszczęsnego Żiżka do wybiórczej wepchał, jak nie on?
Durango:
To już mam jakąś odpowiedź: okazjonalna publikacja nie jest dla Ciebie kompromitacją, dopiero "kolaboracja na całego".
To jeszcze powiedz mi tak: jakie jeszcze inne środowiska w Polsce uważasz za takie, z którymi nie należy "kolaborować na całego"?
Mnie "ocena środowiska" Obywatela nie jest potrzebna, bo ja w ogóle rzadko "ocenę środowisk" uprawiam. Powiedzmy, jest to różnica między myśleniem magicznym a zadaniowym.
PS. No i znowuż ten Kuroń, niech mu ziemia lekką będzie... A nie jest to ździebko bezczelne sobie pozwalać na takie złośliwostki, a potem się moralizatorsko oburzać na innych, hę? Nie jest to niegrzecznie brzydkie rzeczy o obcych ludziach na indymediach pisać, a potem fanfaronić o dobrym smaku,co? Słomka i belka, czy jak?
Widzisz, ja ci kolejny raz powtórzę, co z u mnie jest z tym Kuroniem nieszczęsnym: specjalnym autorytetem dla mnie nie jest (chociaż ładnie i czasem mądrze pisał), mam naprawdę wiele innych. Poza tym dosyć nieudany życiorys, źle obstawiał politycznie i co chwilę przepraszał za popełnione błędy. Ale tak prywatnie, pozapolitycznie, to cyste kurestwo jest na niego w grobie paskudzić, zwłaszcza jak się jest pięknym Romanem. A jak Ty tak lubisz "porządnych ludzi" (chwali Ci się to), to nie wiem, dlaczego tego nie widzisz. I coś mi to jest podejrzane.
powtórzę: "wprowadzenie" jakiegoś autora "na łamy" i to jeszcze popularnego dziennika informacyjnego (pomijając już dyskusję nad rolą polityczną, jaką pełnili jego publicyści od 1989 r., jaką wizję gospodarki i społeczeństwa lansowali i last, but not least jak traktowali WSZYSTKICH przeciwników politycznych, od Gwiazdy czy KPN-owców, przez Samoobronę i strajkujących przeciw prywatyzacji związkówców po Ikonowicza czy też... rzadko w latach 90. wydawanych nieortodoksyjnie lewicowych myślicieli w rodzaju Deborda) nie oznacza jego faktycznej obecności w "obiegu".
Jakby Ci to wytłumaczyć, gazetę kupuje się dla zorientowania w drodze z domu do pracy w najświeższych wiadomościach, kursach, programie RTV itd., czasami jeszcze "o tym, co się będzie działo na mieście" w dodatku regionalnym. Co prawda intelektusie podniecają się czasami "Europą" w "der Dzienniku", ale to margines, który równie dobrze ekscytuje się niszowymi czasopismami intelektualno-literacko-filozoficznymi (plus jeszcze snoby, uczące się na pamięć tzw. "nazwisk").
Dlatego powtórzę apiat': Żiżek (ze swoimi mocniejszymi i słabszymi jak dla mnie punktami) poradziłby sobie niezależnie od tego, czy wziąłby się za niego Sierakowski czy nie. Dowodem może być choćby fakt, że na długo przed "Rewolucją u bram" 3 różne prace Żiżka wydano w Polsce (albo przez Uniw. Wroc., albo rodzinę KR-Aletheia), były one wtedy w "obiegu" komentowane i dyskutowane (zwł. "Przekleństwo fantazji" - być może dlatego, że edycja zbiegła się przypadkowo jak sądzę w czasie z premierą "Mulholland Drive" Lyncha, jednego z częściej komentowanych przez SZ po "lakanowsku" reżyserów i kilku redaktorów działów kulturalnych podchwyciło wątek).
Nie wchodzę w Twoje niejasne personalne aluzyjki z innymi dyskutantami, ale dodam tylko tyle: niestety czasem jest tak, że prawica potrafi (choć w prymitywny i ściągajacy uwagę na sprawy w najlepszym razie drugorzędne sposób) dotknąć prawdy o jakimś problemie. Zadaniem lewicy jest na tę PRAWDĘ odpowiedzieć właśnie w języku lewicy, a nie mękolić o "zwieraniu szeregów" (zwłaszcza, gdy są one fikcją). W przeciwnym wypadku walka z prawicą będzie TAKŻE walką z faktycznym interesem zbiorowym (a społeczeństwo z kolei uzna, że prawica lepiej ten interes prezentuje).
Aha, dla czytelniczki Żiżka uwagi takie jak powyższe nie powinny być niczym szokującym.
Otóż to. Prawa fizyki (większy z 2 połączonych balonów będzie wciągał powietrze z drugiego) i ekonomii, a raczej stosunków międzynarodowych (integracja krajów na różnym poziomie rozwoju, niekorzystna dla słabszych, sprowadzonych do roli rezerwuaru surowców na rynek). Smutne, że "lewicowcom" i "materialistom" trzeba takie rzeczy tłumaczyć (to nie do Ciebie rzecz jasna).
nie przesadzaj, nie zgadzam się z Tobą, ale hitlerowcem bym Cię nigdy nie nazwał.
Kontynuując swój wątek i uprzedzając zarzut, że "wczesny Żiżek" to apolityczne psychoanalizy kina (co skądinąd nie odpowiadałoby prawdzie - w "Przekleństwie fantazji" np. było dużo rozwijanych później uwag o tożsamości w dobie globalizacji czy polemik z Foucaultem): proroczy w polskim kontekście tekst "Dlaczego tak bardzo uwielbiamy nienawidzić Haidera" ukazał się w cenionym chyba w intelektualno-artystyczno-awangardowych kręgach "Magazynie Sztuki" równo SIEDEM lat temu (numer bodajże 12 - razem z wywiadem z Chomsky'm oraz blokiem o cyberspołeczeństwie: Castellsem, Manovichem i gościem z Sun Microsystems). "Krytyki Politycznej" wtedy chyba jeszcze w ogóle nie było.