"Poppy jest typowym prawicowym świrem..."
jestem, co o takim języku sądzi - do dziś współpracująca z Bez dogmatu - badaczka problematyki językoznawczej, Barbara Stanosz.
jest "prawicowym świrem", jak wynika z recenzji.
a nożyce się odezwą. Z właściwą sobie precyzją cytatu.
rzeczywiście, Scott, ale mi chodzi o język, a nie o personalia filmiku.
Słowa "świr" nie spotkałem nawet w tygodniku Nie. A Bez dogmatu jest pismem redagowanym głównie przez doktorów, a do jego założycieli należą profesorowie Stanosz I Chwedeńczuk. Do ich poglądów mi daleko, ale wypada przyznać, że posługują się elegancką polszczyzną.
Mało tego. W Przekroju czytalem recenzję z Bez dogmatu, gdzie podkreślano, że pismo jest zdecydowanie antyklerykalne, ale nie napastliwe.
Szkoda, że nie najwłasciwiej dobrane i niezbyt starannie zredagowane publikacje mogą pozbawić Bez dogmatu tej niezłej opinii.
Zarzutem wobec bohaterki filmu jest tutaj, że rozmawia ona z "obłąkanym bezdomnym" (zamiast uciec przed nim gdzie raki zimują). Albo też spotyka się z prawicowym instruktorem jazdy.
Jak to ma się do popularnej tezy o rozszerzaniu horyzontów polskiej lewicy przez Zizka? Przecież Zizek pisał wielokrotnie, że doświadczenie Innego ma związek z "jouissance", a więc z konfrontacją z tymi cechami Innego, które mogą być dla nas nieprzyjemne lub wręcz odrażające.
Może bohaterka filmu o tym wie?
A dlaczego świadomości tego wymiaru relacji: my - Inni nie spotykamy w recenzji?
Zamiast tego, otrzymujemy tu (wyrażające mentalność lower midddle class)ostrzeżeni, że Innych należy unikać, o ile są od nas - czy też od naszych wzorców w rodzaju dziennikarek wysokonakładowych gazet neoliberalnych - faktycznie odmienni, a więc niebezpieczni.
Pieprzysz, doktorku od polszczyzny.
"Poppy uczyła kiedyś jako wolontariuszka dzieci w Tajlandii", co ma dowodzić jej dawnego zaangażowania spolecznego.
Nawet w "Newsweeku" (amerykańskim, a pewnie i polskim), nie mowiąc już o tekstach alterglobalistów i krytykow społecznych, można przeczytać, że sezonowe wyjazdy młodych Amerykanów do dalekich krajów (żeby tam uczyć jezyka lub np. zasad demokracji) doskonale się uzupełniają z karierą zawodową lub/i konsumpcyjnym stylem życia.
Tak więc ten przykład nie dowodzi minionego zaangażowania - i, avant la lettre, zmiany postawy - u bohaterki filmu.
większość recenzji na portalach filmowych tak, jak tutaj powierzchownie streszcza film i krytykuje instruktora jazdy. Tyle, że opisuje się go tam kulturalnym językiem i nie umieszcza bez zastrzeżeń na prawicy (czy nasz Broniś Komorowski jest podobny do tego instruktora?)
Tak więc jedyną innowacją jest tutaj ubolewanie, że Scott odszedł od problemów spolecznych. Choć też nie do końca - a więc go można bronić przed zarzutem eskapizmu. Recenzenci mainstreamowi są na ogół zadowoleni, że Leigh już nie "społecznikuje".
Wydaje się, że jak na odróżnienie się recenzji napisanej z punktu widzwenia lewicowej krytyki społecznej od obiegowych poglądów na film Leigha - to trochę mało.
A może przydaloby się bardziej wnikliwe przyjrzenie się fimowi. Przy użyciu przydatnych narzedzi fachowej krytyki (i społecznej, i filmowej)?
Widzę, że zbliżasz się się do 8 tyś komentarzy, może z okazji tej małej rocznicy napiszesz właśnie recenzje tego filmu przecież jesteś fachowcem od wszystkiego, a od krytyki społecznej to nie byle jakim.
Chyba Leigh? Po przeczytaniu tylu recenzji, takie pomyłki?
Proponuję
a) pracę nad precyzją wypowiedzi
b) czytanie ze zrozumieniem
oraz oczywiście mniej emocjonalny stosunek do działu recenzji i walkę z ze słowotokiem. Obecnie nie wiadomo w ogóle, o co chodzi w zarzutach.
Przypominam o cotysięcznych upominkach dla redakcji. Czekoladki, wino, kawa i nie protestować!
Jak lobbing to lobbing.
dziękuję za merytoryczne uwagi.
zarzucam:
- posługiwanie się ordynarnym językiem
- powierzchowne referowanie filmu na poziomie anonimowego dyskutanta z portalu film.web
- nietrafne interpretowanie przytaczanych szczegółów (nauczanie języka w Tajlandii przez Poppy)
- brak umiejętności ogólnie znanych tropów lewicowej krytyki społecznej i filmowej (np. uwag Zizka dotyczących stosunku do Innego, jak również jego interpretacji filmów)
wobec bohaterki filmu:
"Poppy nie chce postrzegać społeczeństwa jako całości..."
A kto w ogóle tak postrzega społeczeństwo? Nie ma obecnie teorii społecznej, która adekwatnie ujmowałaby swój przedmiot jako całość. Gdzie "Kapitał" XXI albo XX wieku? Teorie, które silą się na globalne ujęcie społeczeństwa, są na ogół (jak neoliberalizm) tylko propagandowymi ideologiami.
Z poważniejszych teoretyków, "postrzegania społeczeństwa jako całości" wymagał od sztuki tylko Lukacs. Inni znawcy problemu (np.Brecht) się z nim nie zgodzili. Rozwój sztuki też podważył program Lukacsa. Gdzie całościowe postrzeganie społeczeństwa u Kafki, Joyce`a, Becketta?
Tym bardziej nieporozumieniem jest wymagać takiej całościowej percepcji od pojedynczej postaci. Percepcją tego typu obdarowywani byli, z nienajlepszymi skutkami, jedynie bohaterowie sztuki socrealistycznej.
I wreszcie, film jest medium jak najmniej nadającym się do "postrzegania społeczeństwa jako całości". Silić się na nie mógłby od biedy wszystkowiedzący narrator powieści. Natomiast podstawową techniką filmu jest montaż, który siłą rzeczy rozbija całość na nieciągłe sceny i sytuacje.
Niewarto więc oczekiwać od filmu Leigha tego, czego tam być nie może.
Ja pisałem na serio, skoro natrzaskałeś tyle komentarzy do tej recenzji, poświęciłeś jakiś tam czas to czemu nie napisać własnej. Nie pisałem przecież o pogłębionej analizie filmu na setki stron
krytykujesz Balcerowicza? To zrób transformację w Polsce albo w jakimś innym kraju.
Zatrułeś się obiadem w restauracji? Załóż lepsza restaurację, ale - Boże broń - nie narzekaj.
I tak dalej.
Po to są komentarze żeby krytykować, zgadzam się. Mi chodzi tylko o to, że jak już tak namiętnie komentujesz to niewielkim wysiłkiem możesz napisać własną recenzje. tylko tyle.
- posługiwanie się nienawistnym językiem
- powierzchowne komentowanie na poziomie anonimowego dyskutanta np. z forum Frondy lub Lewica.pl
- nietrafne interpretowanie przytaczanych szczegółów oraz wątków zasadniczych
- niedouczenie w zakresie ogólnie znanych tropów lewicowej krytyki społecznej
Co to jest "brak umiejętności ogólnie znanych tropów lewicowej krytyki społecznej i filmowej"? Grzecznie pytam.
możesz sobie zarzucać, ale ja swoje zarzuty dokumentuję (przytaczając np. ordynarne słowa, użyte w recenzji, pokazując i obalając nietrafne tezy interpretacje, jakie się tam pojawiają itd.)
Poza tym, ja jestem anonimowym komentatorem lewicy.pl. (więc tutaj akurat nie wiem, co mi zarzucasz).Domagam się - do czego mam prawo - wyższego poziomu recenzji. Gdyby nawet moje posty - podobnie jak posty innych komentatorów - pozostawiały to i owo do życzenia pod względem rzeczowym i stylistycznym, nie osłabiałoby to w niczym mojego postulatu.
w ostatnim punkcie moich zarzutów lepiej pasowałoby:
"brak umiejętności stosowania ogólnie znanych tropów..."
od razu też zaznaczę, że w moim ostatnim poście powinno być: "tezy interpretacyjne"
który siłą rzeczy rozbija całość na nieciągłe sceny i sytuacje"
A to ci dopiero zarzut!
w ogólnie znanym tekście Dzieło sztuki w dobie reprodukcji technicznej przeciwstawiał "organiczną" estetykę sztuk auratycznych (np. poezji, teatru) wobec estetyki nowego typu, która znajduje wyraz np. w filmie.
Z jego analiz można dowiedzieć się, że absurdem jest oczekiwanie, żeby postać filmowa postrzegała społeczeństwo jako całość. Postać ta jest raczej obiektem eksperymentu, którego sens postrzega nie tyle ona, co publiczność. Ta ostatnia też zresztą nie ma percepcji całościowej. Cechuje ją raczej "rozproszona uwaga".
W sumie, z tej lektury obowiązkowej można dowiedzieć się, dlaczego kategorie estetyki organicznej (jak całość) nie stosują się do filmu.
rzekomo nie tylko nie chce postrzegać społeczeństwa jako całości, ale i "rozumieć - a co za tym idzie, podawać w wątpliwość - panujących w nim reguł".
Gdyby "podawanie w wątpliwość" szło za "rozumieniem", to konsumenci (rozumiejący przecież doskonale reguły rynku) byliby jego kontestatorami:)
Można doskonale rozumieć reguły gramatyczne języka angielskiego i polskiego, nie "podając w wątpliwość" konstrukcji czasów, która odróżnia obie te języki (współwystępowanie Past Simple i Past Perfect w angielskim, jednolity czas przeszły w polskim).
Jeszcze prostszym przykładem jest czynność chodzenia., Rozumiemy jej reguły, ale przecież na ogół nie "podajemy" ich "w wątpliwość".
Krytyczna refleksja i wątpliwości wymagają swego rodzaju nieciągłego przejścia. Dlatego tak trudno o nie nie tylko u Poppy, ale i w szerszej skali społecznej.
podanych dotychczas konkretnych przykładów, mam prawo - myślę - postawić kolejny zarzut:
- używanie pojęć bez znajomości ich znaczenia
spróbujmy tłumaczyć ab ovo.
Był taki aktor i reżyser, Charlie Chaplin. W jednym ze swoich filmów pt. Gorączka złota robi on sobie śniadanie (a może lunch). Za jego chatką widzimy nadciągającą lawinę. W końcu lawina porywa chatkę razem z jej mieszkańcem.
Jak widać, tramp, którego gra Chaplin nie "postrzega jako całości" ani sytuacji, w której się znajduje, ani tym bardziej społeczeństwa. Zamiast całościowego obrazu, otrzymujemy sytuację eksperymentalną, która odpowiada nam na pytanie: jak zachowuje się człowiek zagrożony przez procesy, które go przerastają (a nawet nie są przez niego spostrzegane). Wynik tego eksperymentu można zastosować np. do położenia pracownika zagrożonego redukcją.
Widać tu chyba różnicę między filmem a klasyczną powieścią, gdzie bohater - jak np. Piotr Biezuchow w Wojnie i pokoju - zmierzał do względnie całościowego zrozumienia swojej biografii na tle społeczeństwa, do którego należał.
Samowiedzy osiągniętej przez Biezuchowa nie należy wymagać od postaci granych przez Chaplina. Ani np. od Poppy z filmu Leigha.
jest całością na przykład w tym sensie, że składa się z określonej liczby metrów taśmy. Jeśli kilka metrów tej taśmy się utnie, to film już całością - w powyższym znaczeniu - nie będzie.
W Niemczech, dawno temu, żyli natomiast panowie, którzy zajmowali się nauką nazywaną "estetyka". Do pojęć tej nauki należy całość w trochę innym znaczeniu. Tak określoną całość poznajemy rozumem. Możemy też ustalić, w jaki sposob jej treść odzwierciedla się w poszczególnych częściach.
Taką całością jest np. rozpadające się społeczeństwo rodowe w Atenach. Wyrażą się ona w tragedii o losach rodu Atrydów, którą napisał pan Ajschylos, który żył prawie 3000 lat temu.
Mądry pan Benjamin zauważył, że u pana Chaplina nie ma takiej całości, jak u pana Ajschylosa. A to dlatego, że pan Chaplin i inni panowie reżyserzy posługiwali się między innymi techniką montażu. W tej technice tzw. wstawka (np. wesoła gestykulacja czy piosenka) zmienia znaczenie kontekstu ( dramatycznej sytuacji fabularnej), do którego zostaje wprowadzona.
Mało tegp. Pan Kurt Weill montował przeciwstawne sobie znaczenia sceniczne i muzyczne. Tak było w dramatach muzycznych (Opera za trzy grosze, Mahagonny), które pan Weill tworzył wspólnie z panem Brechtem.
Tak więc folm - z estetycznego punktu widzenia - nie jest całością.
oczywiście, twierdził, że w sztuce - zwłaszcza nowoczesnej - nie ma "postrzegania społeczeństwa jako całości".
Nie zgadzał się pod tym wzgledem z panem Lukacsem, wedlug którego dzieło sztuki miało właśnie ukazywać społeczeństwo jako całość. Słu żyć do tego powinno ukazywanie "typowych carakterów w typowych sytuacjach".
A tymczasem u pana Brechta bohaterowie nie są typowi, sytuacje jeszcze mniej (kto widzial prostytutkę i filantropkę w jednej osobie, która występuje w Dobrym czlowieku z Seczuanu?) Wstawki (tzw. songi) zaprzeczają ocenom i sądom postaci. Ideałem byłoby, gdyby te niedopasowane do siebie elementy układanki złożyła dopiero publiczność.
I to raczej w życiu (np.przeprowadzając rewolucję) niż w sztuce.
A dlaczego pan Brecht wymyślił taką koncepcję teatru epickiego? Bo wiedział, że społeczeństwo może i jest calością (choć bardziej skompolikowaną i mniej przejrzystą niż się to wysdawało panom Schellingowi i Heglowi, a nawet Marksowi i Engelsowi), ale nie jest jako takie postrzegane, a zwłaszcza poznawane, przez swoich uczestników.
Otóż to, że trudnych wyrażeń (np. postrzeganie społeczeństwa jako calości) można używać pod warunkiem, że się wie, o co w nich chodzi.
To jest język nietolerancji i "prawicofobii"... Zwłaszcza to słowo "typowy"- tak jakby wszyscy prawicowcy byli "świrami"... Sformułowanie kontrastuje z występującą obok pochwałą "niewartościowania" poglądów innych...
Może i ja obejrzę film, bo coś mi się wydaje że K.Szumlewicz ostatnio pisze jakby "mainstremowo krytycznie"- czyli taka krytyka, ale dopuszczalna w mainstreamie... Nie sądzę bowiem, żeby jakieś większe pieniądze poszły na produkcję filmu niezgodnego z hegemoniczną ideologią... Już historia tej dziewczyny jest jakaś taka sztampowa- "wolontariuszka w kraju z III świata", może chodzi o pokazanie, że przeciez inni mają gorzej, więc w naszym świecie nie jest źle? Ale jak mówię- muszę zobaczyć, żeby coś więcej powiedzieć.
Lubiłam dotychczasowe filmy Mike'a Leigh i zgadzam się z Autorką recenzji, że jest to reżyser społeczno-krytyczny. Jedno mnie w recenzji uderza, a mianowicie, że film ten ma stanowić jakoby odejście od wcześniejszego zaangażowania reżysera na rzecz bardziej zindywidualizowanego "zagadywania świata" (zgrabne określenie!). Ano trzeba sprawdzić w kinie. Jeśli jest tak, jak pisze pani Katarzyna, to mogę się rozczarować.
O tym, że Leigh był reżysrem społeczno-krytycznym piszą wszyscy.
O ty, że w ostatnim filmie odszedł od dotychczasowej konwencji też piszą wszyscy.
A tu czytelnik ma apetyt na świeże sądy.
Czytelniku Drogi, zatem spróbuj swych sił w pisaniu recenzji, gdzie pomieścisz świeże sądy. A gdy komentujesz to daj też pooddychać innym. Taka malusia prośbeczka. Co Ty na to?
czy jeśli surowo ocenię np. poziom telewizji Polsat, to zaproponujesz mi zalożenie swojej telewizji (bo tylko tą drogą rzekomo mógłbym zyskać prawo do krytyki)?
A Tobie nikt przecież nie zabrania rzeczowej polemiki z moimi uwagami.
Z czym tu polemizować? Z tym, że masz apetyt na świeże sądy? A miej sobie! :)
krytycznymi uwagami o tej recenzji.