zauważył...
w tym tekście jest cokolwiek, czego by nie wiedział każdy użytkownik onetu?
"Od czasu, kiedy w państwach
W których tylko do ziemi
Idzie się bez paszportu
uchwalono ochronę środowiska naturalnego
Także i los natury
Wydaje się być przesądzony".
(Ryszard Krynicki)
A co to ma do rzeczy?
W twoich wypocinach też nie ma niczego odkrywczego, a przecież ciągle je popełniasz?
dziękuję za merytoryczną polemikę.
że - wbrew temu, co twierdzi ABCD - bardzo wielu użytkowników rozmaitych portali nie zna tych pozornych oczywistości. A nawet jeśli o nich słyszeli, to je lekceważą. Tak jak to często widać również w wypowiedziach niektórych superlewicowych bywalców niniejszego portalu - lewica.pl.
Więc powtarzajmy.
A swoją drogą - w nawiązaniu do uwagi drm - po raz kolejny ciśnie się człowiekowi na usta pytanie, co robią na portalu lewica.pl tak niezmordowani jego użytkownicy, pracowicie podważający lub deprecjonujący każdą tezę każdego artykułu, jak np. ABCD (9105 komentarzy)?
Podobnie jak Ty, zadaję sobie od pewnego czasu to pytanie. I mam wrażenie, że jest to długotrwały, męczący, ale dający autorowi subsytut prawdziwej satysfakcji - intelektualny onanizm. Trzeba być przygotowanym na to, iż zjawisko to może trwać jeszcze wiele lat. Nie przekreślajmy jednak pochopnie szans na ostateczną dojrzałość...
Jest tak samo merytoryczna jak Twoja z powyższym tekstem K. Majmurka.
do mechanicznej popularyzacji służy wikipedia.
Dziękuję za symptomatyczną reakcję na krytykę.
zauważyc by wiedza rozprzestrzenia się w społeczeństwie nierównomiernie, większości ludzi nie są znane podstawowe problemy ekologiczne świata, a i ekonomicznych mają jedynie bardzo blade pojęcie ( ciekawy jestem jakby wypadło pytanie ludzi o przyczyny obecnego kryzysu gospodarczego)
Znajdzcie mi człowieka który by wiedział że USA, które zamieszkuje 6% ludności globu zużywają 25 % światowych zasobów energetycznych...
Tzw. ,,przeciętny człowiek'' nie wie też o zgrozo co to jest goszysta, ani kim jest redaktor Zychowicz ;)
jak pisze Majmurek, zapełniały łamy każdego numeru "Zielonych Brygad" jakieś 10-15 lat temu. Wynika z tego, że wiedza w społeczeństwie się nie kumuluje, skoro każdorazowo "publicyści" niszowych mediów muszą na nowo odkrywać Amerykę.
wskazałem na traktowanie Zizka jako kultowego autorytetu oraz brak innych informacji spostrzeżeń niż ogólnie znane.
To chyba merytoryczne uwagi?
Zwłaszcza, jeśli porownać je z innymi głosami.
e tam.
ponownie muszę podziękowac za rzeczowy głos.
i co z tego, że pisały o tym Zielone Brygady? Kto czytał i czyta Zielone Brygady? Jak również obecnie "ekologiczne banały" na portalu lewica.pl? Grupka wtajemniczonych / frików/ wariatów/ ekoterrorystów. Czy jakie jeszcze epitety zechcą nam przypisać mainstreamowe media. Na Wikipedię, szanowny Weście, też wejdą ci, którzy aktywnie poszukują danej informacji. A przeciętny zjadacz chleba nasiąka biernie tym, co leci z pudła. A leci j/w.
Niestety, uwagi Postsocjalisty są nadzwyczaj celne. Główny problem polega na tym, jak dotrzeć do tzw. zwykłych ludzi z tymi "banałami". Z takim np. banałem, że już teraz zużywamy w skali globu o 22 proc. więcej zasobów, niż może nam dostarczyć planeta. Gdyby ten rabunkowy (neoliberalny) model gospodarki trwał nadal, to w r. 2050 będziemy zużywali o 100 proc. więcej. Oczywiście najbardziej poszkodowani, jak zawsze, będą najbiedniejsi, którym jako pierwszym zabraknie wody do picia czy prądu do ogrzewania.
Cała nadzieja w kryzysie...
skoro musisz...
Co do ograniczonych zasobów - nie są one takie skromne, po prostu trzeci świat w niedostatecznym stopniu korzysta z nowoczesnych technologii. Normalna armatura, dostępna po 1989 r., pozwoliła ograniczyć zużycie wody w polskich gospodarstwach domowych o 50%.
planeta nas udźwignie, spokojna głowa. Żeby tylko nie obciążała jej zbyt duża liczba ideologicznych wieszczów.
a dodatkowo woda niezdatna do picia. Umyć się w tym może i się da, spłukać klozet też, no i pozwala zaoszczędzić środki myjące w zmywarkach, taka zasobna w chemię.
Trzeci Świat chętnie by skorzystał z tej normalnej armatury, ale w większości dostarczają im broni maszynowej i amunicji, której nijak nie da się podłączyć do wodociągów, których na dodatek tam nie ma. No to nie oszczędzają, tacy rozrzutni.
A poza tym - cóż, gratuluję obu panom (West + ABCD) dobrego samopoczucia. "Nie jest tak źle", "spokojna głowa"... Pasażerowie Titanica też byli przekonani, że wszystko jest OK. Niech żyją błogie złudzenia.
Na szczegółową dyskusję merytoryczną nie mam czasu. Zapraszam do źródeł - może do Wikipedii:)?
Np.: http://wiki.eurogreens.org/wiki/Ekologia
I to by było na tyle.
W jaki szczególny (inny niż związek jednopłciowy) sposób społecznie użyteczne jest małżeństwo osób po pięćdziesiątce (albo nawet mówiąc ściślej takie, w którym kobieta jest już w wieku poreprodukcyjnym)? Jaki interes ma państwo/społeczeństwo w przyznawaniu kobiecie po menopauzie takiego przywileju (jeżeli właśnie możliwość zawarcia rejestrowanego związku małżeńskiego/partnerskiego będziemy uznawać za przywilej, a nie naturalne ludzkie uprawnienie)?
To, że dobra konsumpcyjne są dla mieszkańca zamożnego Zachodu względnie tanie, jest tyleż zasługą postępu naukowo-technicznego, co wyzysku, jakiemu poddawani są produkujący je mieszkańcy Chin czy Bangladeszu.
--
Bardziej niż warownego fortu broni się własnego komfortu
Niech tylko ta względnie tania konsumpcja zdrożeje a zabraknie drzew do wieszania enviromentalistów. Ja śpiewa Kazik : Ostatni wojna jest już wygrana a więc nie musisz padać na kolana. Moim zdaniem ostatecznym zwycięzcą w wyścigu idei wygrał : WIELKI SUPERMARKET wraz z WIELKĄ WYPRZEDARZĄ WSZYTSKIEGO W PROMOCYJNYCH CENACH. Zabierzcie TO ludziom a ekologom z d. zrobią Dolinę Rospudy.
Moim zdaniem, ABCD czerpie satysfakcję z krytyki dla samej krytyki. Nieważne czego to dotyczny. Do tego lubi się popisywać "erudycją" przed małolatami.
Żałosne, że musi to robić "gościnnie" na lewica.pl, bo razem z kolegami boją się otworzyć własne forum na stronach swojego "Obywatela" - ciekawe czego się obawiają, nadamiaru postów?
czego jak czego, ale Twoich popisów małolaty nie muszą się obawiać.
To jest właśnie jeden z tych BANAŁÓW, których panowie w rodzaju ABCD - o dziwo - nie znają: że woda jest polityczna. Że postęp technologiczny i jego wykorzystanie są polityczne. I że w obecnym porządku politycznym służą najbardziej... no, komu? (Kolejny banał.)
Drm - dzięki za wyjaśnienie. To i tak lepiej, niż myślałam. Bo przychodziło mi już do głowy, że to tzw. rozbijacka robota:)
komu? Bo nie wiem?
Może poszukajmy odpowiedzi na to pytanie w publicystyce radykalnego ekologa, a zarazem ministra w rządzie Jerzego Buzka i jednego z liderów Unii Wolności, Radoslawa Gawlika, który jest twórcą Zielonych 2004?
polska lewica jest co nieco nie na bieżąco... Obecnie surowce są bardzo tanie, bo ich cena okazała się wielką bańką spekulacyjną- więc spokojnie, brak surowców to nie żaden realny problem, tylko bańka...
no właśnie: komu?
Rusz głową, Watsonie. Ja ci nie podpowiem banalnej odpowiedzi.
(Wyciąganie nazwisk ludzi, którzy w TAMTYCH warunkach, z TAMTYM doświadczeniem zdecydowali się działać w takiej a nie innej konfiguracji, jest oczywistą próbą zepchnięcia dyskusji na manowce, czyli przepychanki personalne. Ja w to nie wchodzę. A sio.)
Poziom świadomości ekologicznej jest w Polsce żałosny, dowiodła tego dobitnie sprawa Rospudy.
Dlatego tekst Majmurka jest pożyteczny wielce, bo rozwiewa kilka neoliberalnych mitów w kwestiach ekologicznych, jest prosto, poprawnie napisany, a na koniec trafia w sedno politycznego zakłamania problemów ekologicznych.
Nigdy takich tekstów za wiele, w przeciwieństwie do uczonych, napuszonych wywodów, których wszędzie pełno, a które do nikogo poza nim samym nie trafiają.
Mimo, że z większością też trudno się nie zgodzić, wypadałoby podeprzeć je jakimiś danymi i/lub konkretnymi faktami, bo inaczej nie przekonają nieprzekonanych. Przywoływanie myślicieli wybitnych (Wallerstein), interesujących (Gray) albo przynajmniej modnych (Żiżek) ma sens wtedy, gdy przytaczamy ich oryginalną myśl a nie (słuszne, ale jednak) banały. Jeśli piszemy tekst "programowy", to powinien on zawierać przynajmniej zręby programu lewicowej polityki ekologiczno-energetycznej a nie same ogólniki Warto by też zastanowić się, czy bierzemy problem na tapetę z powodu li tylko "debaty publicznej" czy naprawdę palącej, realnej potrzeby (skoro jest to drugie, to po co w tekście mam y to pierwsze sformułowanie na samym początku jako wytłumaczenie zajęcia się problemem?).
Na zakończenie dodam, że ekolodzy w orszaku neoliberałów to w Polsce spory problem: od okrytego zasłużenie złą sławą "Forum Ekologicznego" Unii Wolności przez Polską Zieloną Sieć po Zielonych 2004, którzy są tutaj przez niektórych, chyba niedoinformowanych użytkowników bronieni z uporem godnym naprawdę lepszej sprawy. Dość powiedzieć, że ludzie Ci kręcili się w świcie Balcerowicza nie tylko na początku lat 90. (co od biedy można by tłumaczyć tak, jak czyni to zielona), lecz także w okresie niemiłościwie nam panującego premiera (ło)Buzka, co zaowocowało zdradą ruchu ekologicznego podczas walki ekologów o Górę Św. Anny. Co najmniej dwuznaczną rolę odegrał przy tym niejaki Adam Wajrak, dziennikarz Gazety, Której Nie Było Wszystko Jedno.
Tak, tekst Majmurka jest prosto napisany.
czyli zgodziliśmy się, że Zieloni 2004 są lewicą neoliberałów?
drm, że w pierwszym rzędzie trzeba samemu się uczyć.
Wtedy teksty, które czytasz, nie będą ci się wydawały uczone.
moze tobie potrzebny był ten tekst.
Ludziom, którzy mniej się frustrują, a więcej czytają - nie.
Prosto, przejrzyście, zrozumiale napisane teksty nie muszą być banalne. Ten taki nie był.
Sądząc po Twoim bombastycznym stylu najprawdopodobniej tego nie pojmujesz, ale to już Twój problem i ewentualnych czytelników.
A ja się uczę, także na Twoich błędach, są świetnym materiałem dla studentów dziennikarstwa jak nie należy pisać.
.
Panie i Panowie
ależ o to chodzi żeby ludowi miast i wsi skutecznie dostarczyc prawdy najprostsze. Czcigodny i skuteczny immam Chomeini nie pisal zawilych traktatow tylko na kasetach w milionach egzemplarzy nagrywal jedno zdanie: Szach musi odejsc.
No i nie zgadzam sie z Luke co do surowcow: chyba ze wylaczymy z tego wode, powietrze, ciszę i dobre gleby - jest ich coraz mniej w ogole i na glowe, bo przeludnienie to także problem.Inne surowce sa moze i znowu stosunkowo tanie, ale jednak coraz drozsze - widac to po rachunkach za gaz i prad, poza tym koszty ich wydobycia czyli tak zwane zewnetrzne sa spychane na srodowisko czyli wlasnie na powietrze, wode, gleby.
m. in. dlatego, że publicyści zajmujący się tematem potrafią spłodzić na temat ochrony środowiska całkiem spory artykuł odwołując się do różnych, ciekawych czy nie, myślicieli, wśród których nie ma ANI JEDNEGO specjalisty w dziedzinie ekologii, ochrony środowiska czy ekonomii środowiska?
Polska (zwłaszcza współczesna, tj. od ok. 20-55 lat) to nie Iran, mentalność i sposób skutecznego docierania do odbiorcy są tu inne - co bynajmniej nie znaczy, że lepsze. Czym innym jest też szlachetna prostota pełna soczystej i pożywnej treści, do której się odwołujesz, a czym innym zaś - pozostały po smacznych i zdrowych treściach osad czy zakalec, w dodatku przyprawiony snobistycznym blichtrem rodem z warszawkowych (nie mylić z warszawskimi) salonów (obowiązkowy zestawi kilku nazwisk wciskany gdzie się da itp.).
Miało być oczywiście: Polska od 20-25 lat.
ze Majmurek to Chomeini. Fakt ze zarowno wtedy w Iranie jak i dzisiaj w Polsce za duzo ludzi mysli ze zmiane mozna wymyslic podczas gdy rewolucje zawsze polegaja na przypominaniu czy powrocie do spraw najprostszych i maja charakter bardziej psychiczny niz intelektualny.
A ze snobizm, warszawka itp. to racja, ale tez nie ma co sie na to oburzac jak sie samemu nie jest w walczacym podziemiu,a poza tym gdzie dzisiaj sa jakies odkrywcze teksty???? wszystko jest jasne - gangsterzy rządzą i żeby ich zdemaskować żadne odkrycia nie są potrzebne, potrzeba jak pisal Ibn Chaldum tak zwanej assabiji. A poki co wypada cieszyc sie ze jakis czlowiek napisal rzeczy moze i banalne ale w istocie sluszne.
a co ty masz wspólnego z dziennikarstwem albo studiami?:)
w podziemiu byłem swego czasu, czy jestem tam nadal nie wiem. Wolne chwile spędzam, jeśli nie w lesie, to z Krzywickim, Galbraithem, frankfurtczykami i pożółkłymi archiwalnymi wydaniami "Robotnika" - w Tuskolandii jeśli nawet nie stanowi to podziemia to wystarczy, żeby nie zwariować, a na pewno jest lepsze niż "ratowanie standardów demokracji zagrożonej przez populizm", kibicowanie GW w wojnie z TVN lub na odwrót i panele z Radkiem Sikorskim, Palikotem i Borowskim - a tak właśnie w skrócie wyglądają "krytycy polityczni". Stąd też krytyka płynąca od kogoś uplasowanego w tym miejscu systemu co oni będzie chybiać, w każdym razie w przełom mentalny nie wierzę. A, przepraszam, jeszcze standardy feministyczno-genderowe, czyli walka z rzekomymi "gwałcicielami z Samoobrony", wiadomo przez kogo wymyślona. A przecież decydujące momenty są kluczowe.
Napisane i odczytane to strasznie pompatycznie brzmi, powiedzmy jakoś mocniej ocierałem się i wsiąkałem, a było to w takim momencie, że w sumie nie wychodziło poza czterdzieściosiem. Wspomnienia miłe, jak pomyślę, co się potem zrobiło z niektórymi ludźmi widzianymi w tak dziwnych miejscach... Tym niemniej wierzę, że łeb musi pozostać wolny, choć niekoniecznie otwarty.
mam podobne doswiadczenia zyciowe a nawet refleksje wspomnieniowe i dzisiaj tez w walkach TVN z GW nie uczestnicze, ale mysle sobie ze np przed taka rewolucja francuska tez przez sto lat najpierw gadano w salonach i moze cos to dalo. Choc fakt ze to byly salony prawdziwe. W sumie staram sie byc czujny wobec wlasnych sklonnosci do frustracji i unikac niepotrzebnego krytykowania tylko jak sie da to chwalic a nie atakowac za banalnosc - bo to tez banalne juz.
"w ekologii nie chodzi o naturę (bo dla niej kataklizmy i załamania są zupełnie obojętnymi zjawiskami)..."
Czy rzeczywiście? Biologiczne układy o różnych stopniach złożoności dązą do homeostazy, czyli do przywrócenia równowagi. A to, z kolei, wymaga przeciwdziałania "kataklizmom" i "załamaniom" albo też usuwania ich skutków.
w ekologii nie chodzi o naturę, tylko o człowieka i jego dobro?
Wątpliwe. Jest do pomyślenia, że ludzie za dobre dla siebie uznają np. życie w mieście, obejmującym calą powierzchnię planety.
Szantażowanie, iż jeśli nie "odpuścimy" naturze, to sobie zaszkodzimy, nie musi być przekonujące. Gdy wyczerpią się znane obecnie źrodła energii, mogą zostać odkryte następne. Niewykluczone, że zagrożenia związane np. z dziurą ozonową okażą się wyolbrzymione.
Dlatego filozofia ekologiczna pojmuje człowieka jako istotny czynnik homeostazy w ekosferze, a może i w kosmosie.
Człowiek jest w stanie niszczyć homeostazę albo ją współtworzyć.
Ekologia opowiada się, oczywiście, za drugą z tych możliwości.
Wszelkie inne dywagacje okołoekologiczne są tego pochodną.
Jeśli zredukujemy populację, to wszelkie problemy ekologiczne rozwiążą się same.
Zatem, jednym z głównych wrogów równowagi ekologicznej planety są prymitywne religie nakazujące płodność, bo tak sobie wymyśliły 20 wieków temu, kiedy skuteczna medycyna nie istniała.
Mozna wiedziec jak to wyliczyles, ze "ludzi na Ziemi jest zbyt wiele"? Ja slyszalem o kilkudziesieciu miliardach, aczkolwiek demografowie sadza, ze maksimum w przypadku ludzkiej populacji to bedzie okolo 15 miliardow, poniewaz za niedlugo takze kraje trzeciego swiata osiagna trzecia faze przejścia demograficznego. Wiec nie ma potrzeby recznego obnizania liczebnosci ludzkosci.
że ludzi na Ziemi jest za dużo - to sztandarowe hasło prawicowej ideologii maltuzjanizmu, wyśmianej i teoretycznie załatwionej przez Marksa.
Zasoby Ziemi spokojnie wykarmiłyby, bez problemów z głodem itd., obecną, a nawet znacznie większą liczbę ludzi. W dodatku, naturze można pomagać techniką.
.
Dodajmy zreszta, ze niegdys Ziemia faktycznie bylaby w stanie wyzywic zapewne tylko kilkadziesiact milionow ludzi, poniewaz zyjac ze zbieractwa i lowiectwa kazdy potrzebowal iles tam km, zeby przezyc. Pozniej mozliwosc wyzywienia z jednego ha systematycznie rosla i rosnac dalej bedzie, poniewaz mozliwosci technologicznie rolnictwa itp. wyraźnie sie zwiekszaja.
Od połowy lat 70-tych żyjemy na kredyt, tzn. zużywamy biozasoby Ziemi ponad ich zdolność do odtwarzania.
Aktualnie całkiem sporo ludzi umiera z glodu, a Wy bredzicie coś o tym, że może wyżywić jeszcze dodatkowe 7 mld. Jakim cudem?
Poza tym wszystkim jest jeszcze jeden, dla mnie najważniejszy czynnik - ludzie w dużym zagęszczeniu niszczą wszystko żeby przeżyć, na żałosnym niestety poziomie, świat przez to brzydnie, jest brudny, zaśmiecony, cuchnący.
Dlatego lepiej dla wszystkich istot żywych, łącznie z nami, krajobrazu, wód i powietrza, będzie gdy przestaniemy się obsesyjnie mnożyć.
Wystarczy, 1 dziecko na parę i za kilka pokoleń świat odżyje, rozkwitnie, aż miło.
A co ma fakt umierania ludzi z glodu do mozliwosci Ziemi jako planety? Cala lewica od lat powtarzala, ze problemem jest nierowny dostep do dobr, a tu prosze :-)
W sredniowieczu proporcjonalnie jeszcze wiecej ludzi umieralo z glodu i czy byl to argument za teza, ze Ziemia nie jest w stanie wyzywic jeszcze wiecej osob, niz te 300 mln (czy ile tam ich bylo wtedy na swiecie)?
Nieograniczone możliwości ziemi, wsparte nieograniczonymi możliwościami techniki... Cóż za dziecięca ufność. Konsumujmy radośnie dalej.
Przeczytajcie sobie, proszę, o koncepcji śladu ekologicznego (footprint) pod tym adresem:
http://wiki.eurogreens.org/wiki/Ekologia
Podawałam ten link już wcześniej, ale jak znam życie, zignorowaliście go.
>>bredzicie coś o tym, że może wyżywić jeszcze dodatkowe 7
>>mld. Jakim cudem?
Ziemia nikogo nie wyżywia, to ludzie się wyżywiają. Jak będzie trzeba to i 7 trylionów ludzi na Ziemi się wyżywi, wystarczy do tego kapitalizm. Socjaliści z jednej strony biadolą jak to zużywamy zasoby Ziemi, że trzeba ograniczać, a z drugiej strony obiecują krainę mlekiem i miodem płynącą bez żadnych limitów jak tylko przejdziemy na socjalizm. Zdecydować się.
>>świat przez to brzydnie, jest brudny, zaśmiecony, cuchnący
A pewnie że jest brudny, zaśmiecony i cuchnący, tylko przypadkiem tak się składa że dotyczy to jedynie tzw "społecznych" czy też "wspólnych" części świata. Sprywatyzować wszystko co się rusza i nie rusza i będzie czysto.
"dotyczy to jedynie tzw "społecznych" czy też "wspólnych" części świata."
Bo własnie w takie miejsca wydalają swoje "odchody" kapitalistyczne, prywatne firmy, aby uniknąć płacenia kosztów zewnętrznych.
Bez społecznego prywatne istnieć nie może, podobnie jak tasiemiec bez żywiciela. Społeczeństwo potrzebne jest nawet, aby dopłacało do tak bajecznie dochodowego prywatnego interesu, jak banki, które dosłownie tworzą pieniądz, a i tak aktualnie bankrutują, a państwo musi je wspierać.
Prywatyzacja wszystkiego to abberacja, zbliżona do wyczynu barona Munhausena, który ciągnąc się sam za włosy z bagna się wydobył.
To zresztą b. ciekawe, że pojęcie KOSZTÓW ZEWNĘTRZNYCH jest na ogół albo nieznane, albo pomijane. Również tutaj. Cieszę się, że je przywołujesz.
teza o istotnym wpływie czy wręcz ciągu przyczynowo-skutkowym między encyklopedystami etc. a Rewolucją Francuską jest popularna (zresztą zarówno u zwolenników jak i przeciwników RF), ale nigdy nie napotkałem na przekonujący dowód. Raczej zgodzę się z Heglem, że zadecydował o tym ucisk społeczny i archaiczna wobec rozwoju burżuazji struktura systemu i państwa. Oczywiście robiono dużo, żeby podkreślić te związki (stąd np. państwowy pogrzeb Woltera itd.), ale sądzę, że było to najwyżej szukanie uzasadnień ex post, także dla uwiarygodnienia formacji. Les Philosophes chcieli raczej ucywilizować i oświecić możnych ich świata i rządzone przez nich ustroje niż je obalać, podobnie jak 50 lat później w Niemczech lewica heglowska, której konformizm i kunktatorstwo tak celnie punktował młody Marks. Acz na swój sposób masz trochę racji, że w krytykowaniu trzeba znać miarę i nie zatracić proporcji. Jednak - po części przez pamięć ostatnich 20 i więcej lat, "nawróceń", "iluminacji" i "zmian zdania" niektórych osób i środowisk - jestem wręcz przeczulony na niebezpieczeństwo takiego widmowego, hologramowego niby-radykalizmu, którego KRYTYKA POLITYCZNA jest nieodrodnym dzieckiem i karykaturą zarazem.
Przepis na coś takiego wygląda tak: jeden kroczek "neoliberalizm - zły", trzy kroczki "populizm - straszny", jeden kroczek "Szwecja - fajna!", piętnaście kroczków "totalitaryzm - grozi, zabija!" itd. itp. Bardzo to wszystko przewidywalne, mimo hurradaykalnego blichtru czasami i dlatego tak odpychające swoją obłudą.
nie jest nieznane, ja sam pisałem o kosztach zewnętrznych np. GMO albo transportu kilkanaście razy. Inna sprawa, że gdy o ujemnych efektach zewnętrznych wymądrzają się wiceministrowie z rządów Unii Wolności i AWS-u, które ludzie pamiętają z wkładu w likwidację tysięcy rentownych i często stosunkowo niezbyt szkodliwych środowiskowo zakładów, wzrost bezrobocia i szczerze mówiąc średnią troskę o przyrodę (Św. Anna raz jeszcze), to nie służy to słusznej sprawie, ale jej szkodzi - dopóki jednoznacznie nie potępią oni swoich ówczesnych decyzji i działań.
ale co konkretnie miałby zrobić Radek Gawlik - bo jak rozumiem, o nim przede wszystkim tu mowa jako o najbardziej "splamionym"? Dać ogłoszenie w mediach, w którym odcina się od swoich ówczesnych politycznych wyborów?
Wiesz, każdy zaangażowany w jakąś ideę człowiek ma do wyboru: albo uprawiać ją w ramach NGO (edukacja itp.), albo spróbować przekładać ją na obowiązujące prawo w ramach takiego politycznego układu, jaki jest DOSTĘPNY. To drugie zawsze równa się utracie cnoty. Niektórzy tak właśnie wybierają. Czy słuszne jest czynienie im z tego zarzutu? Moim zdaniem nie.
1) ekologia zajmuje się relacjami między ekosystemami i ich składnikami, równowagą między nimi i zakłóceniami, w normalnych warunkach eliminowanymi w sposób mniej więcej taki, jak to opisał ABCD (ginie jakaś rodzina gatunków, a wraz z nią jej antagoniści, mutualiści i protokooperanci muszą się przestawić, albo się zmutują lub wyginą - to oczywiście w ogromnym uproszczeniu). Natomiast praktyczne działania na rzecz proekologicznej polityki energetycznej, transportowej, rolnej itd. muszą mieć na uwadze, że efekty zanieczyszczenia powietrza, wody itp. uderzą przede wszystkim w człowieka, a nie zniszczą życia na ziemi (właśnie dzięki opisanemu dążeniu do homeostazy układów wyżej uorganizowanych). Innymi słowy J. Majmurek i ABCD autor mówią tu mniej więcej to samo, tylko z różną precyzją myśli i słów,
2) przeciętny ekonomista pamięta (albo i nie) klasyczną formułkę, że zasoby są rzadkie i ograniczone, a potrzeby (potencjalnie) nie, stąd konieczność oszczędnego gospodarowania zasobami naturalnymi, które - uogólniając - są albo marnowane, albo wciąż zbyt drogo odnawialne, a poszukiwania nowych kosztowne. Rzecz nie w histeryzowaniu, tylko poszukiwaniu strategii - pisze o tym i autor, ale poza slogan nie wychodzi,
3) wątek przeludnienia - tu o dziwo zgadzam się z ABCD, choć nie jestem pewien, czy myślimy o tym samym i tak samo. Po pierwsze, jak zauważono wyżej, najwięcej zasobów zużywają społeczeństwa krajów niezbyt przeludnionych, ale za to zamożnych. Po drugie, dla np. Kongijczyka kwestia posiadania licznego potomstwa to po prostu biologiczna polisa ubezpieczeniowa, zwiększenie szansy na zabezpieczenie na starość, także przed śmiercią głodową. Po trzecie, proszę popatrzeć na śmietniki w Europie, nie mówiąc już o USA, najlepiej te blisko supermarketów, makdonaldsów itd. Rzecz nie w przeludnieniu, tylko sensownym i sprawiedliwym systemie dystrybucji m.in. żywności, minimalizującym niedostatek i zwykły rabunek w "krajach rozwijających się" oraz nadprodukcję w "krajach rozwiniętych". W przeciwnym wypadku krajom afrykańskim dalej bardziej będzie "opłacać się" eksport uprawianego w systemie pół-niewolniczym kakaowca i import czekolady od koncernów, a nam płacz, że odkąd postało nowe centrum handlowe padło kilkadziesiąt sklepików w całym mieście.
program minimum tak na początek: napisać tekst "rozliczeniowy", wysłać go do wszystkich pism i witryn ekologicznych w Polsce i najważniejszych na świecie. W samym zaś tekście zrobić UCZCIWY bilans działalności swojej i koleżanek/kolegów (zarówno czysto ekologicznej jak i politycznej, ze szczególnym naciskiem na ocenę: współpracy - także wyborczej - z SLD i SdPl czy łączenia ekologii ze sprawami obyczajowymi) i przeprosić tych ekologów, którzy wtedy się takim koalicjom sprzeciwiali (czytałem "Zielone Brygady" prawie od początku i wiem, że było wielu oponentów "Forum Ekologicznego" Unii Wolności i nie byli to bynajmniej wyłącznie naiwni społecznicy - zresztą WSZYSTKIE archiwa pisma powinny być dostępne na www.zb.eco.pl).
Przedstawiona przez Ciebie antynomia jest fałszywa: w latach 90. tzw. scena polityczna była znacznie bardziej pluralistyczna niż obecnie i w "ramach takiego politycznego układu, jaki był DOSTĘPNY" można było zorganizować "krytyczne poparcie" części środowiska ekologicznego właściwie dla każdej partii oprócz UW, SLD i AWS, odpowiedzialnych bezpośrednio za instalowanie neoliberalizmu. Niech by to były ÓWCZESNA PPS (z Ikonowiczem) czy UP (z Bugajem) na lewicy, a na prawicy np. środowiska Olszewskiego czy KPN. Przy rozmaitych wadach miały one wówczas 2 zalety: pewien wpływ na politykę i mniejszy lub większy ekonomiczny antyliberalizm, można więc było przynajmniej próbować w ten sposób "przekładać działalność ekologiczną na obowiązujące prawo".
Gawlika i Szweda ciągnęło gdzie indziej i ciągnie do tej pory (vide współpraca z LiD i centrolewicą Rosatiego). Wstyd i hańba.
"...praktyczne działania na rzecz proekologicznej polityki energetycznej, transportowej, rolnej itd. muszą mieć na uwadze, że efekty zanieczyszczenia powietrza, wody itp. uderzą przede wszystkim w człowieka"
TAK.
"...zasoby są rzadkie i ograniczone, a potrzeby (potencjalnie) nie, stąd konieczność oszczędnego gospodarowania zasobami naturalnymi, które - uogólniając - są albo marnowane, albo wciąż zbyt drogo odnawialne"
TAK.
"Rzecz nie w przeludnieniu, tylko sensownym i sprawiedliwym systemie dystrybucji m.in. żywności, minimalizującym niedostatek i zwykły rabunek w "krajach rozwijających się" oraz nadprodukcję w "krajach rozwiniętych"."
TAK.
Jeśli tego ostatniego wątku wcześniej nie rozwinęłam, komentując wypowiedź Drm, to z braku czasu. Troszkę mniej ludzi na tej planecie by nie zaszkodziło:), ale na pewno samo ograniczenie ich liczby nie wystarczy, o ile nie zmieni się SYSTEMU, który bezlitośnie (i bezmyślnie) eksploatuje i ludzi, i zasoby.
No i wyszło 3 razy TAK :)))
zrozumiałam. Przemyślę.
Zwłaszcza to, co dotyczy przeszłości.
Bo obecnie jednak po dawnym pluralizmie nie ma ani śladu i do wyboru jest albo niefajny kompromis, albo nieistnienie.
Na dzisiejszej konferencji prasowej lider wrocławskich Zielonych 2004 Marek Krukowski ogłosił, że jego partia będzie namawiać swoich sympatyków oraz wszystkich wyborców do głosowania na Michała Syskę (na zdjęciu) – wiceprzewodniczącego SdPl, startującego z 2. miejsca listy Lewicy i Demokratów.
http://lewica.pl/index.php?id=14869
(...)
Dlatego gorąco namawiam Was do głosowania na Lewicę i Demokratów. Głos oddany na Michała Syskę to najlepszy wybór!
Aleksander Kwaśniewski
http://syska.jamnik.com.pl/4,aleksander_kwasniewski.html
Porozumienie dla Przyszłości Polski lub Centrolewica - to nazwa dla ruchu społecznego, który chcą powołać Partia Demokratyczna i Socjaldemokracja Polska przed wiosennymi wyborami do europarlamentu - ustalił serwis tvp.info.
Swoją decyzję politycy ogłoszą w najbliższą niedzielę w Pałacu Kultury. Zamówiono już autokary, które mają dowieźć do Warszawy działaczy z całego kraju. Na sali ma być około 500 osób.
Najpóźniej w środę rozesłane zostaną zaproszenia. Na pewno dostaną je wszyscy posłowie SLD. - Grzegorzowi Napieralskiemu wręczę je osobiście - deklaruje Wojciech Filemonowicz, lider SdPl. - Chcę go przekonać, że na lewicy potrzebna jest szeroka formuła, że to jedyne wyjście - dodaje. Zaproszenia na pewno nie dostaną trzej parlamentarzyści, którzy niedawno opuścili Socjaldemokrację Polską: Bartosz Arłukowicz, Grzegorz Pisarski i Bożena Kotkowska.
Filemonowicz nie chce potwierdzić jak będzie nazywał się nowy ruch. Jak ustalili serwis tvp.info, politycy ciągle wahają się między Centrolewicą lub Porozumieniem dla przyszłości Polski. Centrolewicy przeciwni są politycy Partii Demokratycznej, którzy wolą nazwę neutralną. - Wydaje się jednak, że zwycięży Porozumienie dla Przyszłości Polski - mówi anonimowo informator serwisu.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Jak-bedzie-nazywal-sie-nowy-ruch-lewicowy,wid,10791988,wiadomosc.html?ticaid=177b7&_ticrsn=5
Europoseł Socjaldemokracji Dariusz Rosati ogłosił powstanie ruchu "Porozumienie dla przyszłości". Inicjatywa skupia centrolewicę, czyli m.in: SdPl, Partię Demokratyczną-demokraci.pl i Zielonych 2004.
Według Rosatiego, "Porozumienie dla Przyszłości" to ruch społeczny i porozumienie ludzi, którego główną cechą ma być otwartość. - Zapraszamy do współpracy wszystkich, wszystkie środowiska lewicy i politycznego centrum. Przed nikim się nie zamykamy - deklarował Rosati.
(...)
Przed konferencją "Porozumienia dla przyszłości" mówiono, że zaproszenia do wzięcia udziału otrzymali m.in. Włodzimierz Cimoszewicz, Paweł Piskorski i Andrzej Olechowski.
- Skierowaliśmy zaproszenia do wielu osób. Gdyby te osoby zechciały z nami współpracować, bylibyśmy bardzo szczęśliwi - powiedział Rosati, pytany o zaproszenia.
http://wiadomosci.wp.pl/page,2,title,Rosati-oglasza-powstanie-nowego-ruchu,wid,10804223,wiadomosc.html
(a teraz bonus - nie o koalicjantach, ale najważniejszym autorytecie komentowanego przez nas tekstu):
Za zwycięzcę w konkursie na największą pomyłkę 1998 roku możemy uznać pewnego latynosa - patriotę i terrorystę - który w liście do konsulatu Stanów Zjednoczonych wysłał bombę, protestując przeciwko amerykańskiej ingerencji w wewnętrze sprawy jego kraju. Jako uczciwy obywatel podał na kopercie adres zwrotny, ale ponieważ nalepił za mało znaczków, poczta mu ją odesłała. Zapomniawszy, co do niej włożył, człowiek ów otworzył kopertę i zginął rozerwany przez własną bombę. Oto doskonały przykład na to, że list w końcu zawsze trafia do właściwego odbiorcy. Czy coś podobnego nie przytrafia się dziś reżimowi Slobodana Miloszevicia? Bardzo wymowny w tym względzie jest styl propagandy serbskiej telewizji satelitarnej, której program kierowany jest do odbiorców znajdujących się poza Serbią: nie ma żadnych informacji o okrucieństwie wobec Kosowian, a o uciekinierach mówi się, jak o ludziach uciekających przed bombardowaniami NATO. Serbia jawi się jako wyspa pokoju, jedyne miejsce w byłej Jugosławii, które pozostało nietknięte toczącą się wszędzie wokół wojną, a które teraz z jakiś irracjonalnych pobudek zostało zaatakowane przez szaleńców z NATO, którzy niszczą mosty i szpitale... Przez lata Miloszević wysyłał bomby w listach do swoich sąsiadów - od Albanii po Chorwację i Bośnię. Rozpalał ogień w całej byłej Jugosławii, ale nie wciągał bezpośrednio do konfliktu Serbii. W końcu jednak ostatni list wrócił do nadawcy. Miejmy nadzieję, że skutkiem interwencji NATO będzie ogłoszenie Miloszevicia największą polityczną pomyłką roku.
W interwencji Zachodu w Kosowie tkwi ziarno sprawiedliwości dziejowej - nie zapominajmy, że tu właśnie zaczęła się wspinaczka Miloszevicia po władzę. (...)
Tak więc moja odpowiedź, jako lewicowca, na dylemat "bombardować czy nie?" brzmi: CIĄGLE ZA MAŁO BOMB I ZA PÓŹNO. Obecne bombardowania noszą w sobie oznaki hamletowskiego morderczego wybuchu gniewu, wskutek czego wielu ludzi niepotrzebnie umiera (nie tylko król Klaudiusz, prawdziwy cel, ale także królowa Gertruda, Laertes, Hamlet). Hamlet zaczął działać zbyt późno, przegapił właściwy moment. Interwencja NATO wyczerpuje wszystkie oznaki gwałtownego wybuchu bezsilnej agresji pozbawionej jasnego celu politycznego. Jest to cena za lata ulegania iluzji, że z Miloszeviciem można ubić interes. (...)
http://dsw.muzeum.koszalin.pl/magazynsztuki/archiwum/nr_22/archiwum_nr22_tekst_4.htm
"Po drugie, dla np. Kongijczyka kwestia posiadania licznego potomstwa to po prostu biologiczna polisa ubezpieczeniowa, zwiększenie szansy na zabezpieczenie na starość, także przed śmiercią głodową."
W takim razie dlaczego ów Kongijczyk, zwłaszcza Kongijka tej starości nigdy nie dożywa?
A gdy ma się 15 dzieci to chyba zagrożenie głodem będzie 7x wieksze niż przy posiadaniu dwójki potomstwa - matematyka na poziomie 1 klasy się kłania.
Reszta argumentów na podobnym poziomie naiwności, szkoda gadać.
Skoro dziś mamy tak wielkie problemy ze sobą i naszym otoczeniem (ekologiczne) to jak można bronić tezy, że gdy Ziemię będzie zamieszkiwać 3x więcej ludzi, to nie będzie gorzej.
Będzie prawdopodobnie 3x3=9 razy gorzej. To wersja optymistyczna :)
dyskusja robi się ciekawa, dla mnie w każdym razie.
Zostawmy na boku tych, co jak Klaus dają tu wyraz swojej wierze, że rynek i prywatyzacja wszystko rozwiążą. (Swoją drogą, dla mnie nie do pojęcia jest taka naiwność, niedostrzeganie, że ten rynek dawno nie jest wolny, że gra toczy się na nim wyłącznie między paroma rekinami, a płotki bez względu na wynik ich rywalizacji idą na przemiał. No, ale różni ludzie różnie mają. Możliwe, że sami załapują się na bycie rekinem i to dlatego:/) Pogadajmy jak ludzie, którzy ewidentnie widzą i czują sprawy jeśli nie identycznie, to w każdym razie w sposób bardzo podobny.
Nie ma w tekście Majmurka nic, pod czym bym się jako zielona nie podpisała. I diagnoza, i przewidywane sposoby reakcji - zaprzeczanie i bagatelizowanie (vide nasi tutejsi koledzy-dyskutanci!) lub zrównoważony rozwój i globalna demokracja - trafnie opisują rzeczywistość. Pytanie: CO Z TYM FANTEM ZROBIĆ? Czekać, aż system się sam zawali (na co zdają się wskazywać wypadki, a tymczasem po prostu trwać i co najwyżej podniecać się na blogach i forach? Czy próbować coś robić? A jeśli tak, to co - tu i teraz, w Polsce?
"Czekać, aż system się sam zawali (na co zdają się wskazywać wypadki, a tymczasem po prostu trwać i co najwyżej podniecać się na blogach i forach? Czy próbować coś robić? A jeśli tak, to co - tu i teraz, w Polsce?"
Jedyne co można, to tworzyć, organizować małe społeczności wsparcia, samopomocy, tak dalece autarkiczne jak się da, w opraciu o ziemię i własne uprawy. Krótko mówiąc, powrót do komun. Kas samopomocy, LETS itp.
Dopiero na ich bazie, możliwa jest jakakolwiek dalsza działalność polityczna.
Obecny system może z łatwością unieszkodliwić jakąkolwiek realną opozycję pozbawiając każdego w trybie natychmiastowym pracy, kredytu, mieszkania. Dlatego wszyscy siedza cicho, ciszej niż za PRL-u, bo się zwyczajnie boją. Mimo, że przekręty władzy są dużo większe niż wtedy.
Jak zwykle polecam film "Zeitgeist.Addendum". Jest w nim sporo na temat współczesnego zniewolenia, chociaż nie wyczerpuje tematu.
Więcej http://www.swietoradosci.most.org.pl/php/ekonomia.php
autarkiczne wspólnoty? Brzmi to fajnie, ale niestety raczej utopijnie. Przy tym stopniu komplikacji problemów? Przy tym stanie umysłów?
Ale może ja się nie znam?
Ciekawa jestem, czy padną jeszcze jakieś propozycje. (Poza ew. potrzebą ekspiacji ze strony zielonych - bo to oczywiście nie program, co najwyżej punkt wyjścia.)
Wszystko, co piszecie, jest mi bliskie. Yes, yes, yes! Tylko mam wrażenie, że jesteście grupką takich strasznie sympatycznych eremitów, żyjących w przyjaznej niszy, gdy tymczasem świat obok pędzi własnym torem na złamanie karku... znikomą uwagę zwracając na te słuszne idee.
Ilu/ile was jest? Czy macie licznik na stronie? Ile wejść macie?
też tak myślę. To ziemia żywi ludzi. Przyrodzie polityka jest obojętna.
Małe społeczności na bazie posiadanej ziemi raczej już jednak nie powstaną. Załatwiła to sprytnie UE dopłatami. Policzona jest każda uprawa co do ara, każda świnia ma tatuaż a każda krowa kolczyk. Rolnicy są łasi na pieniądze. By nie rzec chytrzy. Cała nadzieja w "pomylonych miastowych" jak my. Po przeniesieniu się na wieś standard życia się nie zmniejsza, ale jedynie jest inny. U nas na wsi pomału się zmienia. Ostatnio osiedliła się na 15ha para koniarzy, kiedyś mieszczuchów. Przedtem dwóch emerytów z rodzinami.
Zielona,
od lat staram się kupić gdzieś stare odmiany warzyw i czego się da, ale nie mogę się nigdzie do tego dostać. U Niemców jest Arche Noah, ale nie mogę nawiązać z nimi kontaktu. Zmuszona jestem uprawiać nowoczesne dziadostwo, coraz marniejsze i podatne na choroby. Czy wiesz, co powinnam zrobić, by móc takie odmiany kupić? Proszę, pomóż, jeżeli możesz.
www.icppc.pl
www.zielonapolska.org.pl
www.biokurier.pl
Zajrzyj pod te linki - myślę, że powinnaś znaleźć, czego szukasz.
.
osoba i teksty Krzysztofa "Atraktora" Lewandowskiego ze "Święta Radości" są jak najbardziej godne polecenia. Sporo jego artykułów na tematy alternatywnych rozwiązań ekonomicznych można znaleźć w starych "Zielonych Brygadach" i "Obywatelach" (na www. obydwu pism). Z tej samej "działki" polecam też materiały pióra Pawła Listwana czy dr Szczęsnego Górskiego z Poznania, niestrudzonego propagatora kredytu społecznego, Janusza Reichela, zajmującego się ekologicznym gospodarowaniem także naukowo (wydał bodaj pierwszą w Polsce książkę o systemie LETS, pod szyldem ZB zresztą, ostatnio kolejną o "recyclingu pieniądza"). Potrafi łączyć porywające teorie z trzeźwą, praktyczną i konkretną analizą. Zresztą, co tu dużo mówić, człowiek-instytucja (właśnie ta dyskusja mi uświadomiła, że urwałem kontakt z Januszem już x lat temu, dzięki za przypomnienie...). Innym pomysłem są na alternatywny obieg pieniądza są banki czasu, system wymyślony przez amerykańskiego sędziego federalnego (sic!) Kahna, w Polsce popularyzowany przez wrocławskie środowisko zw. z Jadwigą i bodajże Piotrem Magnuszewskimi. O praktycznych rozwiązaniach "bezprocentowej" ekonomii islamskiej (!) można było poczytać w zinach anarchistycznych już w pierwszych latach 90., 2 lata temu kilka sążnistych tekściorów wydrukował na ten temat "Obywatel" (numer pt. "Światło ze Wschodu"). Ergo - koncepcje i wizje są, to i owo można wyszperać w polsko- a tym bardziej angielskojęzycznej sieci.
Zasadniczy problem z linkami Bicza Bożego widzę mniej więcej zgodnie z Twoimi obawami, że wobec atomizacji i konformizacji sporej części społeczeństwa inicjatywy wyłącznie oddolne i komunitariańskie mogą mieć niewielki zakres oddziaływania i choć oczywiście należy je popierać, to równolegle nie należy zaniedbywać poziomu samorządowego, państwowego i unijnego. W tym celu należałoby moim skromnym zdaniem:
1) zbierać razem (tzn. na jakiejś wspólnej płaszczyźnie, bez jednoczenia na siłę ludzi do tego nieprzygotowanych i niezainteresowanych) różne wartościowe a obecnie straszliwie rozproszone środowiska i postacie, niekoniecznie związane bezpośrednio z ekologią, ale też zajmujące się (walką z) globalizacją, neoliberalizmem, prywatyzacją itd., niezależnie od tego, w imię jakich idei czy punktów odniesienia (nie tylko egalitarnych czy socjalistycznych, ale także np. patriotycznych czy wyznaniowo-społecznych, jeśli przy tym nie uprawiają misjonarstwa, tylko działają realnie) to robią - ich nawet niewielkie zwycięstwa w walce z kapitałem (zwł. ponadnarodowymi korporacjami i ich poplecznikami we władzy, urzędach i mediach) obiektywnie służą także sprawie ruchu ekologicznego, a "przy okazji" pogłębiać należy świadomość ekologiczną takich środowisk,
2) skupiać się na analizowaniu i rozwiązywaniu konkretnych problemów, nie tracąc całościowej perspektywy, a w "przekazie" zwiększać udział argumentów jak najbardziej merytorycznych, rzeczowych, danych źródłowych, badań naukowych itp., ale podanych jasnym i zrozumiałym językiem,
3) odwoływać się do najgłębszych potrzeb i roszczeń ("my wszyscy mamy prawo do życia w zdrowych, czystych i godnych warunkach, prawo do przemieszczania się szybką i łatwo dostępną komunikacją, a nie stania i podtruwania się w korkach" itp.), unikać retoryki humanitarnej, pomocowej, sentymentalnej albo kojarzącej się z sentymentalizmem, "pomaganiem zwierzętom", "obrony ginących gatunków" (choć skądinąd przyrodniczo słusznej, ale in mu humble opinion mało nośnej społecznie),
4) wobec powyższych dwóch punktów: formułować konkretne, jasne i precyzyjne w komunikacji stanowisko w sprawie problemów dot. całego społeczeństwa i każdego z osobna (transportu, energetyki, rolnictwa, planowania przestrzennego itp.).
I jeszcze anegdota. Znam człowieka, socjologa pozostającego poza obrębem świata naukowego ale umysłu żywszego od prawie wszystkich razem wziętych mandarynów katedr nauk społecznych w Polsce, zablokowanego zresztą z przyczyn politycznych w PRL. Był w Wolnych Związkach Zawodowych i pierwszej "Solidarności" (80-81), przeszedł różne koleje zawodowe i życiowe, do "kontraktowej", okrągłostołowej Solidarności nr 2 zapisał się z wahaniami, wystąpił na początku lat 90. po kompromitacjach gabinetów Mazowieckiego i Suchockiej, potem współpracował z prawie wszystkimi środowiskami jakoś tam alternatywnymi, a kilku młodszych członków jego rodziny zasiliło ruch ekologiczny i z tego, co wiem zaliczyło niejedną karę za protest czy blokadę. Otóż przez całe lata 80. facet prowadził regularne badania m.in. nad stanem świadomości ekologicznej wielkoprzemysłowego proletariatu, energetyków, hutników, metalowców, stoczniowców, transportowców, a w tym np. zawodowych ciężarowych i półciężarowych kierowców (sic!). Otóż na konkretnych pytaniach i przykładach wychodziło mu, że świadomość ekologiczna (przekładająca się np. na kwestie oszczędności surowców, minimalizowania zanieczyszczeń, potrzeby nieekspansywnych technologii itp.) polskich robotników tamtego okresu była generalnie bardzo wysoka, po transformacji, zamykaniu zakładów itd. w różnych grupach zaczynało być różnie, ale wciąż nieźle. Do tych ludzi trzeba umieć docierać.
M.in. dlatego (i biorąc pod uwagę wcześniejsze punkty) uważam, że przedstawianie ekologów jako sojuszników liberalnych partii i mediów (np. "GW", gdzie niektóre czołowe postaci jak Kinga Dunin chyba po prostu pracują, a nie zajmują się bynajmniej kroniką kryminalną czy sportem, lecz doraźną publicystyką okołopolityczną), a samej ekologii w kuriozalnym połączeniu z debatą obyczajową i "obroną mniejszości" jest samobójstwem, (świadomym bądź nie, to bez znaczenia) wiązaniem ekologii z salonami i oddaleniem od perspektywy "dołu", ogółu i jego warunków życia, choć przecież zarówno z definicji jak i praktyki działania proekologiczne dotyczą całej zbiorowości (a działania mniejszości i ich organizacji oczekujących spełnienia ich cząstkowych postulatów - nie).
zakładając optymistycznie, że mimo wszystko chodzi Ci o polemikę prowadzącą do wspólnego zastanowienia się nad problemem a nie (tylko) bluzgi: to, że jakaś strategia przetrwania jest na masową skalę stosowana nie oznacza, że jest na dłuższą metę skuteczna, ale inne są nierealne (chyba, że ktoś zorganizuje opłacenie przemytu siebie lub bliskich do krajów Północy). Dzieci i w ogóle biedni w tamtych warunkach konsumują znacznie mniej niż u nas, ponadto bardzo wcześnie przerywają naukę na etapie podstawowym i idą do pracy w maksymalnym wymiarze (naprawdę nie słyszałeś o pracy dzieci np. przy produkcji piłek w Pakistanie albo tkanin i dekoracji w Afryce lub Indiach?). To oczywiście warunki poniżej wszelkich europejskich wyobrażeń o biedzie, ale trudno mieć pretensje do nędzarzy, że większość z nich nie zmienia warunków życia swojego i rodziny na własną rękę (choć oczywiście próbują to robić, od populizmu w Południowej Ameryce po udział w Sprawiedliwym Handlu).
Zresztą, dane o liczbie ludności z jednej, a zużyciu energii z drugiej strony w przeliczaniu na poszczególne państwa czy kontynenty są powszechnie dostępne.
Stowarzyszenie "Dla Dawnych Odmian i Ras"
Pokrzydowo 139
87 - 312 Pokrzydowo
tel. 0 56 49 854 35
Tomasz Czubachowski - Prezes Stowarzyszenia "Dla Dawnych Odmian i Ras" .
Stowarzyszenie "Dla Dawnych Odmian i Ras" zostało zarejestrowane w Sądzie Rejonowym w Toruniu w dniu 19 września 2008 r., powstało z myślą o współpracy i integracji osób, organizacji, jednostek naukowo - badawczych i firm od lat zainteresowanych ochroną bioróżnorodności w rolnictwie. Członków Stowarzyszenia łączy idea współpracy międzysektorowej (instytuty naukowe - organizacje pozarządowe - firmy - rolnicy) i wymiana doświadczeń związanych z ochroną i przywracaniem dawnych odmian roślin i ras zwierząt hodowlanych. Stowarzyszenie aktualnie zrzesza 18 osób, wśród których są eksperci z zakresu zachowania różnorodności gatunkowej roślin i zwierząt, rolnictwa ekologicznego, ochrony środowiska naturalnego i przyrody oraz zrównoważonego rozwoju obszarów wiejskich. Głównym zadaniem Stowarzyszenia jest ochrona bioróżnorodności rolniczej poprzez inicjowanie i koordynację działań związanych z ochroną, przywracaniem i promocją dawnych gatunków roślin i ras zwierząt hodowlanych wśród rolników i konsumentów.
Jakby Ci było mało, mam coś jeszcze w zanadrzu:)
Jak widzisz, grunt to sitwa:)))
i jeszcze raz serdeczne dzięki.
Małe sprostowanie: Dariusz Szwed nie brał udziału w WKLE. Był w latach 90. lobbistą ekologicznym w Sejmie i w PE. Oczywiście też byłoby ciekawe dowiedzieć się, jak teraz Szwed ocenia swoje działania w tamtym czasie i jego efekty.
Myślę, że nie do końca sprawiedliwie oceniasz też rolę Radosława Gawlika w rządzie AWS-UW. Mógł z niego wystąpić, ale co by to dało? Polityka to nie tylko puste gesty (choć one się przydają), ale też żmudna praca parlamentarno-ministerialna. Choć oczywiście byłbym ciekaw, jak dziś Gawlik myśli np. o czterech nieszczęsnych reformach.
Ale jednak nie podoba mi się stawianie sprawy w formie pytania o cnotę i grzebania w życiorysach. To naprawdę nic nie mówi o tym, jakie alternatywy stoją przed nami dzisiaj. Jest w tym dużo prezentyzmu - oceniania przeszłości przez pryzmat tego, co wiemy dzisiaj. Tymczasem w latach 90. nikt w Polsce nie słyszał słowa "neoliberalizm", ani nawet 'społeczeństwo ryzyka". Ten system przyszedł do nas bez pojęciowych narzędzi, które pozwoliłby nam się mu sprzeciwić. Arcyciekawie pisze o tym Ewa Charkiewicz w artykule "Zielony finał PRL-u" w wydanej niedawno przez Fundację im. H. Boella książce pod red. Przemysława Sadury "Polski odcień zieleni". Polecam ją gorąco - gdyż pozwala oceniać Zielonych za to, co faktycznie myślą, a nie za to, czego nie zrobili, kiedy ich jeszcze nie było ;)
Ja np. rozumiem, że ktoś mógł wiązać nadzieje na ekologiczną modernizację Polski z Unią Wolności, chociaż dziś widać, że to było absurdalne (żeby było jasne - sam głosowałem na PPS). Rozumiem też, że można było wiązać wrażliwość na koszty społeczne z SLD i PSL, bo oni naprawdę złagodzili kurs w latach 1993-97 (choć dziś wiadomo, że Miller już przygotowywał reformy Buzka, a parę złych ustaw, np. skandaliczną ustawę o pomocy społecznej z 1996 r., przyjęto właśnie za tej koalicji). To prawda, UP miała najbardziej zielony program wśród partii lewicy (była przeciw budowie autostrad i walczyła o prawo do mieszkania w Konstytucji). To prawda, że KPN miała ciekawe pomysły gospodarcze, alternatywne wobec monetarystycznego dogmatu. Ale KPN liczyła się jeszcze mniej niż UP.
A w Zielonych najwięcej jest osób, które w latach 90. nie były związane ani z UW, ani z nikim innym, gdyż po prostu były poza polityką partyjną, np. w ruchach społecznych i/lub w liceum (jak niżej podpisany). Raz jeszcze gorąco polecam książkę "Polski odcień zieleni".
"koncepcje i wizje są" - tak, to ja wiem, też czytuję to i owo i bywam na debatach. Rzecz nie w braku koncepcji, tylko w ich całkowitej medialnej niewidoczności i niesłyszalności. Ergo: tak jakby ich nie było. Dopóki ktoś się nie zdecyduje pobrudzić sobie rąk polityką, pozostaną przedmiotem dyskusji i podniety grupki zapaleńców, których media pokażą - w najlepszym razie - jako sympatycznych wariatów, a w gorszym - jako ekoterrorystów i wrogów postępu. Który wszak niesie ludzkości samo dobro. Lub - co najbardziej prawdodobne - całkowicie ich zignorują.
Zjednoczenie zatomizowanych środowisk. Tak! Ale praktyka pokazuje, że o to b. trudno. Każdy jest przywiązany do własnej jamki. We wspólnej... jakoś, kurczę, mniej komfortowo. Dla ciebie Zieloni są zbyt neoliberalni, dla innych znów – zbyt czerwoni. Słowo:)
Sugestie co do tego, jakie sprawy przede wszystkim akcentować w programie, są istotne. Dzięki.
I jeszcze ten socjolog. Czy istnieje możliwość, żebyś rzucił jego nazwiskiem? Po prostu jestem ciekawa. To chyba nie tajemnica?
Dariusz Szwed byl we WKLE i na zjezdzie ekologow w kolumnie w 1997 probowal nawet osobiscie deklaracje wkle podsunac zjazdowi zeby ja klepnal jako swoja i zeby dzieki temu moc te inicjatywe prezentowac jako inicjatywe calego ruchu.
Mozna to latwo sprawdzic chocby w Zielonych Brygadach z tamtego okresu.
Mieszasz dyskusję o ekologii z dyskusją o systuacji społecznej, niesprawiedliwości, wyzysku itd.
To, że w Afryce ludzie żyją w strasznych warunkach, nie zmienia faktu, że gdyby było ich mniej, byłoby lepiej dla wszystkich.
Najlepiej widać to na przykładzie Chin, jest ich dużo i coraz więcej konsumują goniąc pod tym względem USA.
Ludzie są tak stumulowani konsumpcji, że bez rewolucji antykapitalistycznej z niej nie zrezygnują.
Pozostaje zatem nadzieją, że się zredukują populacyjnie.
http://zb.eco.pl/zb/97/wkleuw.htm
http://zb.eco.pl/zb/99/wkle.htm
widzę, że macie dużo bardziej zielony rodowód niż ja. Ja w latach 90. zajmowałam się zupełnie czymś innym, choć liceum dość dawno miałam za sobą:)
I CO Z TEGO?
Otworzyłam link podesłany przez Michała. Michał, wybacz - trudno wniknąć w istotę tego sporu komuś z zewnątrz. Jedyne co rzuca się w oczy, to że wszyscy się kłócą ze wszystkimi. Wszyscy mają sobie coś nawzajem za złe.
Coś mi to przypomina - czasy obecne.
Czy nie jest to odpowiedź na pytanie, dlaczego tak trudno zbudować liczącą się opozycję?
I ty proponujesz zjednoczenie zatomizowanych środowisk? Jak? Przecież wszyscy, również na tym portalu, najchętniej i najskwapliwiej wyłapują to, co ich z innymi dzieli, a nie to, co ich łączy. Tak było (jak widać) kiedyś i tak jest obecnie. A już jeśli dzielą nas jakieś zaszłości... pretensje o to, co się kiedyś zrobiło lub nie zrobiło... to mogiła.
Rozliczenia - czy to polska specjalność? Czy może inni też tak mają? Jakież to bezpłodne.
Zastanawiam się, jak to możliwe, że w swoim czasie (XIX/XX wiek) partia komunistyczna zrobiła tak oszołamiającą karierę. Przecież i tam byli różni ludzie, różne osobowości i temperamenty. A pomimo to nie powyrzynali się nawzajem (przynajmniej do czasu:/ ) i pomimo sporów ideowych, pomimo istnienia różnych skrzydeł i frakcji - potrafili ze sobą niezwykle skutecznie WSPÓŁDZIAŁAĆ. Czytam np. "W ogrodzie pamięci" Joanny Olczak, gdzie jest opis znanej akcji odbicia dziesięciu więźniów z Pawiaka. Co za niesamowicie złożona logistyka, ilu rozmaitych ludzi w tym uczestniczyło! A zadziałało.
Wiem, to tylko jedna akcja. My też pojedyncze akcje miewamy udane. Ale na dłuższą metę - wyrzynamy się.
DLACZEGO?
jeśli praca parlamentarno-rządowa i lobbing stołeczny i unijny w wykonaniu późniejszych założycieli Zielonych 2004 ma polegać na tym, że w kraju w tamtym czasie stowarzyszonym z UE, w której lobbowali i podległym rządowi, w którym mieli udział była możliwa budowa autostrady na Górze Św. Anny przy zignorowaniu jakichkolwiek okresów ochronnych i brutalnym spacyfikowaniu protestu, to mieliśmy chyba do czynienia z lobbingiem mało skutecznym... Pełna zgoda co do tego, że SLD nawet w połowie lat 90. było znacznie mniej socjalne niż to się wydaje - to przecież wtedy powstało lex Blida, Borowski (do 2004 r. w SLD) pokazał, co potrafi jako Min-Fin, również z tamtego okresu pochodzą plany budowy systemu autostrad, które realizowała potem następna ekipa. Zresztą chyba w taki sposób powstało sejmowe koło PPS - po prostu jej ówcześni (początek 1994 r.) działacze będący posłami z list SLD nie zastosowali się do SLD-owskiej dyscypliny klubowej i głosowali przeciw budżetowi. Mnie jednak chodzi o coś innego - otóż wszystkie rządy i dochodzące do władzy (lub w ogóle udziału w parlamencie) partie polityczne, o ile miały demokratyczny mandat wyborczy, wygrywały dzięki retoryce w taki lub inny sposób antyliberalnej gospodarczo (nawet jeśli nie było w użyciu neoliberalizmu, to pamiętam nieraz świetne przemówienia sejmowe przeciwko ekonomistom szkoły liberalnej, "aferałom" itd.). Wybory 1991 - rząd Olszewskiego, z silnymi komponentami chadecko-paternalistycznymi w składzie rządu i zapleczu sejmowym, wybory 1993 - wygrana SLD przez krytykę kosztów transformacji, totalna porażka liberałów i kojarzonej z nimi rozdrobnionej prawicy, wybory 1997 - AWS powołujący się na "ducha Sierpnia", solidaryzm społeczny, symbole "syndykalistyczne", wspólnotowość i interes narodowy, walkę z "pajęczyną", korupcją itd., wybory 2001 - sukces SLD, wejście do gry Samoobrony i (do pewnego stopnia) LPR dzięki ostrej retoryce egalitarnej, totalnej krytyce "4 reform", frazy Millera o wybieraniu jedzenia ze śmietników i znamienna skądinąd polemika z Kwaśniakiem, który z okien Pałacu Namiestnikowskiego żebraków w śmietnikach nie widział, w końcu wybory 2005 z "Polską Solidarną" i uciekającymi z lodówki produktami w tle. Rządy bazujące bezpośrednio na jawnych liberałach: Mazowieckiego (z kontraktu Okrągłego Stołu i wyborów, w których zresztą nikt nie znał planu Balcerowicza, powstałego później), Bieleckiego (też "kontrakt" plus namaszczenie Wałęsy), Suchockiej (w wyniku zamachu stanu Wałęsy). Pewien wyjątek stanowiłyby wybory 2007 r., ale PO wygrała je bełkotem o "normalizacji", "miłości" a nie otwarcie liberalnych propozycjach (tu anegdota: w kilka dni po wyborach rozmawiam z krewniakiem, wymieniamy się kto na co głosował; ja na Samoobronę, on na PO; zaczepiam: ale to przecież liberałowie; on: serio tak uważasz?; ja: będą schładzać gospodarkę, robić cięcia budżetowe, odbierać uprawnienia emerytalne i prywatyzować co jeszcze zostało, ze służbą zdrowia i mediami publicznymi na czele; on: eee, tak tylko się mówi, chyba są rozsądniejsi...). Wracając do historii: oczywiście były to tylko słowa, bo kończyło się na sojuszach parlamentarnych, jeśli nie rządowych z liberałami z zewnątrz lub przekazywaniu gospodarki liberałom z własnych partii, ale dawało to pole do popisu formacjom autentycznie liberalnym, spod różnych szyldów zresztą, które choć nie mogły całkowicie decydować o rządzeniu, a często nawet przepychać własnych projektów, to przynajmniej korzystając z czasu antenowego dla debat parlamentarnych brać udział w debacie publicznej na oczach milionów obywateli i wyborców na skalę nieporównywalną z możliwościami np. publicysty wysokonakładowego dziennika czy komentatora w okienku tv.
Nie nazwałbym tego grzebaniem w życiorysach, w końcu nie zaglądam do życia prywatnego tych osób, tylko oceniam ich wybory polityczne, których nie tylko sami dokonywali, ale na _różne sposoby_ agitowali lub wrabiali w nie innych uczestników ruchu ekologicznego. Co gorsza, nie widać zmiany - bo jak inaczej nazwać obecnie kształtującą się koalicję z Rosatim i Borowskim? Formacją mniej popularną obecnie niż - w czasach swojej świetności - UP, KPN (w sejmie 1991-1993 języczka u sejmowej wagi, jej poparcie lub brak decydował o trwaniu/upadku rządu), PPS, etatystyczny odłam ZChN w rodzaju Goryszewskiego, Olszewski, Łopuszański czy Gabriel Janowski w kolejnych swoich formacjach a po 2001 r. Samoobrona i LPR w czasach swojej świetności, a w dodatku jeszcze de facto liberalną?
Dziękuję, za świetny komentarz. Dlaczego?
Nurtuje mnie to pytanie, przynajmniej od przeczytania pamiętników Kropotkina x lat temu.
Jest wiele przyczyn. Ludzie się xx razy zawiedli, na rewolucjach, na działaczach, na politykach. Tych niezawodnych zapomnieli, bo zbyt krótko żyli.
W efekcie w nic już nie wierzą. Co do "wyrzynania" - to efekt typowego polskiego piekiełka, gdzie jak wiesz, kotła nikt nie pilnuje :)
Czy mamy wobec tego zrezygnować? Raczej nie. Dlatego mam propozycję, dlaczego nie spróbować, raz jeszcze. Nawet jeśli się nie uda, nie będziemy się na starość wstydzić, że wtedy kiedy trzeba było, siedzieliśmy przy kompie jałowo klepiąc w klawisze.
Kontakt do mnie (tymczasowy): xcekk@jadamspam.pl
To się nazywa właściwy użytek z dyskusji.
Dzięki - napiszę:)
mysle ze jest odwrotnie niz piszesz - czyli polska specjalnoscia jest zgnily kompromis i udawanie ze nic sie nie dzieje kiedy mamy do czynienia ze zwyklymi szujami a ostrej walki o zasady nie ma bo te malo kogo obchodza. Herbert oskarzyl w tym kontekcie rodakow o brak odwagi cywilnej. To najlepsza droga do ulozenia zycia politycznego i gospodarczego na zasadzie koterii i klik.
Osobiscie nie sadze zeby o wyborze przez Szweda i spolke kiedys Unii Wolnosci a teraz Rosatiego jako sojusznikow decydowaly wybory ideowe, to raczej szukanie sponsorow o "ktorych wszyscy normalni ludzie" - a za takich sie oni uwazaja, wiedza ze sa cacy. Takie same sa ideowe i finansowe zrodla ich powstania dzieki pomocy zielonych w rodzaju Fischera i Cohn Bendita. Z drugiej strony faktem jest ze UW byla kiedys jedyna ktora miala frakcje ekologiczna i ten gawlik cos tam staral sie robic. jednak w waznych moementach chec zniszczenia nie swoich ekologow okazywala sie dla niego wazniejsza niz sprawa.
W Polsce mamy zgniły kompromis w centrum i jatki na marginesie. Dlatego właśnie centrum pozostaje centrum, margines, za przeproszeniem, marginesem.
Niestety czegoś takiego jak nie-zgniły kompromis (oparty na uczciwej negocjacji dobrze wyartykułowanych zbiorowych interesów) jeszcze się nie dopracowaliśmy - ani jako idei, ani co gorsza jako praktyki politycznej.
Nie przypisywałbym też aż takiej wartości moralistycznym gestom z marginesu - to nie jest poważny spór, konflikt realnie tworzący i narzucający jakiś nowy podział, tylko proste przedłużenie bezsilności. Skoro nie możemy naprawdę przywalić prawicy, przywalamy sobie nawzajem - sorry, nie uważam, żeby to było pożyteczne ;)
@ kontras
może źle pamiętam, ale - z którego okręgu miałby Szwed w 1997 r. kandydować?
"Niestety czegoś takiego jak nie-zgniły kompromis (oparty na uczciwej negocjacji dobrze wyartykułowanych zbiorowych interesów) jeszcze się nie dopracowaliśmy - ani jako idei, ani co gorsza jako praktyki politycznej."
W sprawach społecznych i ekologicznych nie ma kompromisu, bo nie ma wyartykułowanych interesów grupy społecznej. A to dlatego, że wiekszość Polaków nie widzi w tym co głoszą różne lewicowe kanapy swojego interesu, a nikła grupka eko-działaczy liczy się w kraju jeszcze mniej niż filateliści. I niech Rospuda nikomu obrazu nie zaciemnia, bo mechanizmy "zwycięstwa" zadziałały tam inne niż się "zielonym" wydaje.
Dopóki dominuje, absolutnie, jedna idea, ogląd świata, to nie ma potrzeby iść na kompromis, bo niby z kim - lewica praktycznie w Polsce nie istnieje (nie mylić z SLD itp.), ekolodzy jeszcze mniej znaczą.
Dopóki tzw. prosty lud nie zostanie oświecony, co leży (jaki model urządzenia państwa) w jego prawdziwym interesie i dlaczego. Dopóki nie wytłumaczy się ludziom dlaczego zawsze dostają w tyłek, chocby nie wiem jak się nateżali, to nie ma mowy o jakichkolwiek zmianach.
Mówiąc po marksowsku należy przełamać monopol ideologiczny.
Jak to zrobić - inna sprawa, ale na pewno nie wyborami do europarlamentu - w stylu głosuj na Zieloni 2004!
Zgoda. Ale żeby mieć wyartykułowane interesy, ktoś musi być nosicielem tej artykulacji. Nie widzę powodu, żeby się kisić we własnej bezradności. Taki jest trochę ton Twojego komentarza.... że jest źle i lepiej nie będzie. Nic lepiej nie umacnia hegemonii burżuazji niż defetyzm uciśnionych.
No cóż, można się w tej sytuacji pociąć, albo można np. głosować na Zielonych. Moim zdaniem po lewej stronie Zieloni, Krytyka Polityczna i Sierpień 80 to najbardziej obiecujące środowiska polityczne. Każde z nich ma swoje wady, ale dopóki nie wymyśliliśmy czegoś skuteczniejszego, to wspierajmy chociaż tych, którzy próbują coś zmienić. Nawet jeśli można oceniać ich wysiłki jako niewystarczające.
"Ale żeby mieć wyartykułowane interesy, ktoś musi być nosicielem tej artykulacji."
Pisałem o tym, że najpierw muszą być grupy z określonymi interesami, a potem dopiero można się zastanawiać nad "nosicielami artykulacji". Politykierów, którzy usiłują być "nosicielami" czyichkolwiek interesów, byleby się dostać do żłoba władzy mamy aż nadto.
W Polsce próbujemy budować domy zaczynając do dymu z komina, a nie fundamentów. Powtarzam więc, nie ma w Polsce realnych grup interesów (lewica, ekologia), potencjalnie są, ale wprzódy należy ludziom to uświadomić, wychować ofiary systemu (które mimo to wciąż go chwalą, bo nic innego nie znają) na świadomych obywateli. Dokładnie to robił ruch socjalistyczny w XIX i XX wieku. Łopatologicznymi metodami, bo inaczej się nie da.
Obok ulotek filmy, filmiki, pliki mp3 z tekstami odezwami, itp. Płyty cd, dvd, pendrivy z lewicową treścią rozdawane za darmo na każdej imprezie itp. Tak jak było z "bibułą" za PRL-u.
Bez "elementarza Falskiego" zielonej lewicy nie ruszymy z miejsca, a o jego opracowaniu nawet nikt nie myśli, zwłaszcza "Krytyka polityczna" ze swoim snobizmem intelektualnym rodem z francuskich salonów. Może to i bawi kilku doktorantów, ale nigdy nie dotrze do milionów.
przepraszam, jakoś mignął mi przed oczyma Twój poprzedni wpis - być może dlatego, że znalazł się pomiędzy Twoją rozmową z Naną o roślinach i innymi wątkami tej dyskusji, dopiero teraz zauważyłem, że coś się nie zgadza, wiec odpisuję na obydwa.
Są konflikty i konflikty. Czym innym jest jakieś personalne pieniactwo, czym innym spór o pryncypia, cele i metody - tego pierwszego należy unikać jak ognia, drugie może - wbrew pozorom - przynieść rozwój, także ilościowy. Z tymi partiami lewicowymi też nie do końca masz rację, bo w historii PPS 1982-1939 były regularne rozłamy, rozłam w II Międzynarodówce nie odebrał przyszłych sukcesów obydwu stronom, acz w różnych zakątkach świata, a już np. Lenin był wręcz mistrzem rozłamów. Fakt, podziemie respektujące w dobrym i złym polecenia rządu londyńskiego i jego Delegatury na Kraj było właściwie zjednoczone, ale poza nim NSZ z jednej, a AL z drugiej. Podzielona była też (wbrew legendom) opozycja w latach 70 (przed sierpniem 1980 r.) jak też po stanie wojennym (im bliżej Okrągłego Stołu tym bardziej), co w latach 70 miało swoje dobre strony (np. KPN wzywające do bojkotu wyborów zmuszało KOR do zajęcia stanowiska), w latach 80. z jednej strony umożliwiało brudne intrygi niektórych doradców Wałęsy, z drugiej krystalizowało opozycję, także lewicową, wbrew tym machlojkom. I tego typu rozliczenia bardzo by się przydały - rozliczenia, które nie niszczą, tylko właśnie umożliwiają autorefleksję (u WSZYSTKICH uczestników) i nakreślenie jakiejś drogi zmiany.
Ów socjolog to Mariusz Muskat. Nie podawałem personaliów, bo nie wiem, gdzie on to publikował, znałem to z jego werbalnej relacji, złożonej w kilkudziesięcioosobowym gronie pod koniec lat 90. Nie mam z nim kontaktu, ale myślę, że znajdziesz go jakoś w sieci - miał i chyba nadal ma malutką firmę, powinien się gdzieś ogłaszać.
czytam to z wielkim zainteresowaniem.
Po raz pierwszy spotkałam się z takim pomysłem/propozycją.
Do tej pory zdawało się, że jedyne dostępne drogi działania dla tych, co nie chcą biernie czekać na rozwój wypadków, to:
1) edukacja i zarażanie własnym przykładem (etyczna konsumpcja, ekologiczny/lewicowy styl życia) - czyli różne formy pracy u podstaw, realizowane zarówno w grupie (NGO-sy, anarchopodobne komuny - bo jak się domyślam, coś takiego tworzycie), jak i indywidualnie na własnym podwórku. To się ewidentnie okazuje niewystarczające wobec potężnego narzędzia panowania nad umysłami, jakim dysponują władcy świata - czyli mediami.
2) próba przedarcia się do struktur władzy, dzięki czemu zyskuje się szansę i na zmianę (lub tylko korektę) politycznego kursu, i na to, że się nareszcie będzie WIDZIALNYM I SŁYSZALNYM dla ludzi.
Innych możliwości nie widziałam. Jałowe klepanie w klawisze (jak to celnie nazwałeś) jako ujście dla własnej frustracji (czym, mam wrażenie, niemal wyłącznie zajmuje się w Polsce lewica) odrzucam. Dlatego zdecydowałam się na to drugie. Nie mówię o własnej politycznej karierze (chyba że w samorządzie), ale o wspieraniu koleżanek i kolegów, którzy się do tego ewidentnie nadają. A teraz ty mówisz: elementarz zielonej lewicy... ulotki, płyty, pendrivy... masowo i za darmo na każdej imprezie... wychować ofiary systemu, a dopiero potem artykułować ich interesy...
Hmm. Ciekawe. To coś znacznie więcej niż żyć w słusznej anarchopodobnej niszy i prowadzić słuszną stronę w sieci. A czy ktoś próbował coś takiego robić? Mówisz, że "salony" nie próbowały - a czy Ty próbowałeś?
Zastanówmy się.
Ibn Ruszd: dlatego ja jestem za niezgniłym kompromisem marginesów.
Deeremie: problem w tym, że kwestii ekologicznych nie sposób oddzielić od gospodarki (zarówno kwestii własnościowych jak i technologicznych), stratyfikacji społecznej i decyzji politycznych ich dotyczących, zarówno na poziomie poszczególnych społeczeństw jak i relacji między państwami i regionami o różnym poziomie rozwoju. O tym zresztą mówi tekst, który ponoć tak chwalisz. Od tygodnia stawiasz tezę o istotnym, jeśli nie decydującym znaczeniu czynnika liczebności populacji dla zużycia zasobów naturalnych, ale nadal nie dostarczyłeś jakiegokolwiek dowodu, ograniczając się do abstrakcyjnych spekulacji myślowych - zupełnie jak korwinowcy i libertarianie, również ci nasi portalowi.
A propos ciekawej Zielonej i Bicza - można połączyć wszystkie metody, czyli propaganda prostych w odbiorze komunikatów przez niezależne kanały medialne, działalność edukacyjno-oddolna, bezpośredni lub pośredni udział w polityce i wydawanie wartościowych książek, filmów itd. Tzn. ideałem byłaby SIEĆ, która łączyłaby te różne odnogi, które wzajemnie zachowywałyby autonomię.
"A propos ciekawej wymiany zdań (...)"
Przekonać nieprzekonanych oto jest zadanie, cała reszta się nie liczy.
Dziś cały dyskurs toczy się w gronie przekonanych. Internet znakomicie to ułatwia i kanalizuje energię dając pozory działania.
System nie mógłby wymyślić niczego lepszego i dlatego trwa, a nawet się wzmacnia.
A na książki bym nie liczył, prawie nikt ich już nie czyta.
"Przekonać nieprzekonanych." "Internet kanalizuje energię dając pozory działania."
Bicz ma b. celne diagnozy. Zresztą Ibn Ruszd także:
"Skoro nie możemy naprawdę przywalić prawicy, przywalamy sobie nawzajem".
Dlatego właśnie ja rzadko tu bywam, unikając przywalanek. Szkoda czasu i atłasu. Wolę robić coś konkretnego, nawet ryzykując nieuchronne błędy. Mam wrażenie, że taka właśnie jest postawa moich kolegów, również tych krytykowanych tu z imienia i nazwiska.
Michał wystąpił z propozycją dywersyfikacji działań:) (patrz: dywersyfikacja źródeł energii = energetyczna demokracja:D ) w ramach sieci. OK! A potrafimy sobie wybaczyć odmienności? I potknięcia? I kompromisy, niekoniecznie całkiem wolne od zgnilizny? Stać nas na te niezgniłe? Nie będziemy zarzucać sobie nawzajem zdrad, karierowiczostwa itp.? Bo w moim odczuciu tego ostatniego jest o wiele za dużo. Ew. błędy i potknięcia nie równa się zdrada.
Gdyby się udało, byłoby super. Wtedy nie ma sprawy - książki dla salonowych doktorantów:), ulotki i minifilmiki dla mas. Oczywiście przełożenie naszych jedynie słusznych postulatów:) na język ulicy to by dopiero było niesamowite wyzwanie. Nie wiem, czy bym potrafiła. Ale może?
Czytaliście wywiad z Z. Baumanem nt. obecnego kryzysu pt. "Koniec orgii?" Dla mnie jest to przykład, jak mówić prostym językiem o złożonych sprawach. (Mam nadzieję, że fakt, iż tekst ukazał się w Wyborczej, nie dyskwalifikuje go w waszych oczach. Dla mnie liczy się meritum, nie źródło.)
Pisząc o książkach miałem na myśli wszystkich, którzy chcą lub chcieliby lepiej poznać różne tradycje ideowe, analizy pewnych problemów czy ryzykowne czasami hipotezy syntetyczne itd. - nie zaś intelektusiów salonowych, takich ludzi zresztą nie posądzam o to, by czytali za dużo a tym bardziej zbyt głęboko. Na pewno zaś jestem przeciwnikiem jakiegoś wtórnego elitaryzmu: jak najszerszy dostęp powinien być do jednej i drugiej grupy wytworów środowisk przeciwnych status quo. Ideolog czy działacz też powinien nauczyć się skróconej i zwięzłej argumentacji, z kolei część "zwykłych ludzi" może zainteresować się jakimiś głębszymi poszukiwaniami - i zostać działaczami lub ideologami (choć większość w najlepszym razie pozostanie na pozycji życzliwych sympatyków, tak jak w polskiej historii od XIX w. i nie ma się co oburzać - będzie dobrze, jak osiągniemy takie etapy :-).