Tak, przydałoby się, aby została znowelizowana ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.
Ważne jest aby, skoro nie można w inny sposób, zacząć wreszcie choćby ustawowo likwidować 'tradycyjne' wychowanie dzieci w rodzinach za pomoca bicia, 'klapsów', przemocy psychicznej.
czy nam się to podoba czy nie, "przemoc w relacjach między ludźmi jest instrumentem". Dziecko prędzej czy później "się tego nauczy".
Nie wynika stąd, że będzie ono należało do fanów przemocy.
twierdził, że dzieci, które miały do czynienia z przemocą w instytucjach wychowawczych, potrafiły się skutecznie przed nią bronić w życiu dorosłym.
Rozmawiajmy o bytach realnych, a nie o fantasmagoriach.
cytat:
" Stąd – pozornie nieco zaskakujące – wyniki sondażu „Rzeczpospolitej” wskazujące, że dwie trzecie Polaków zgadza się na wprowadzenie ustawowego zakazu bicia dzieci, a równocześnie 78 proc. z nas uważa karanie klapsem za dopuszczalne. Wyjaśnienie tego paradoksu jest oczywiste: nie potępiamy klapsów, bo po prostu nie uznajemy ich za bicie. "
http://www.rp.pl/artykul/142302.html
w tym wątku powinny wypowiadać się wyłacznie osoby mające dzieci...lewym toeretykom na utrzymaniu rodziców, dziękujemy...
masz rację. Wychowywanie dzieci w świecie nierealnym, nie mającym żadnego odbicia w rzeczywistości, to będzie dopiero dla nich tragedią w życiu dorosłym.
Zamiast eksperymentować na dzieciach, dorośli powinni najpierw stworzyć bezpieczny i przyjazny świat na zewnątrz mieszkań, odgrodzonych - od choćby najbliższych sąsiadów - antywłamaniowymi drzwiami i zabezpieczonych alarmem.
Gdy chodziłam do ogólniaka, to milicjant, posiadacz dumnych dan'ów, prowadził dla dziewcząt, ale chłopcy też mogli przychodzić (o! ale dyskryminacja płci! Panowie, za miecz chwyć!:)) bez jakiegokolwiek wynagrodzenia kursy samoobrony. Ja i bez tego nigdy nie bałam się iść ulicą po zmierzchu. Ale profilaktycznie chciano dziewczętom umożliwić posiadanie wiedzy "na wszelki wypadek". Szkoła udostępniła salę - także w ramach, nie wiadomo właściwie jakich, bo to, co wtedy było oczywiste i za darmo, teraz nagle powoduje koszty - i spotykaliśmy się po lekcjach w sali gimnastycznej. Musieliśmy złożyć przysięgę, że nigdy nie wykorzystamy tej wiedzy przeciw nikomu, a jedynie w koniecznej obronie własnej. I ja nauczyłam się rzutów przez biodro, przez bark, blokowania przedramionami ciosu nożem, zakładania "nelsonów" i dźwigni. Po treningu szłam z przyjaciółką do domu i powtarzałyśmy ćwiczenia rzucając się nawzajem na trawnikach. Nigdy nie musiałam nikogo atakować, ponieważ nigdy nie byłam zagrożona. Ale wiem doskonale, jaki cios mogłabym wykonać, by pozbawić kogoś przytomności. W "postępowej Ameryce" uczą tylko kopać facetów w krocze, jako standard. A u nas w "zacofanym PRLu" było coś takiego jak darmowe kursy samoobrony. Coś takiego!
Akurat mi się to przypomniało w związku z przemocą.
Ludzieeee! jakie ja miałam cudne życie! - ukradli nam z domu chodnik z przedpokoju, dywanik ze ściany, głodowałam czasami, jadłam suche "przylepki" przyniesione przez moją Matkę z restauracji, w której pracowała(nie wolno było sprzedawać ich klientom do np. zupy grochowej, musiała być normalna kromka chleba), czasem zupę, gdy została, bo nie wolno było jej sprzedawać ludziom następnego dnia. Marzłam pewnej zimy jak cała nasza rodzina, bo na węgiel nie było. Innej zimy marzliśmy, bo ja źle stałam na bramce = oknie i mój brat celnie strzelił gola, a nie było na nowe szyby (Matka zawiesiła koc na gwoździach i nikogo z nas nie zabiła). Wszyscy wyrośliśmy na ludzi.
A tu - jak widać - same nieszczęścia, narzekania, jojczenia i roszczenia w tej "wyzwolonej" Ojczyźnie...
Aż by się chciało na niektórych wykonać zakazane rzuty i ciosy.
To nie życie jest takie do dupy. To ci narzekacze, te leniwe życiowe niedojdy uważające, że im się od każdego zawsze coś należy, ale oni sami nie dają z siebie nic, bo i co? - przecież oni nic nie maja. I bardzo dbają o to, by nic nie mieć, wypełniając sobie swój umykający nieubłaganie czas byle czym, najchętniej domniemanymi nieszczęściami. Do diabła z nimi.
Nawet, gdy się nie ma rzekomo absolutnie nic, to ma się jednak to, co najważniejsze i bezcenne: CZAS. Można go wypełnić refleksją i myśleniem, zupełnie za darmo, co będzie potem procentować. A można i jojczeniem i litowaniem się nad sobą, czyli nad swoją własną indolencją. Nie zawsze można mieć, co się chce, ale zawsze można żyć tak, by życie było jakąś wartością. Jeżeli i tego się niektórym nie chce, no to niech narzekają i wychowują swoje dzieci na takie same ofiary losu, jakimi sami są.
Żywe, bezwolne trupy z wyciągniętymi wielkimi łapami, nastawionymi na żebracze branie: oto obraz większości naszego społeczeństwa. I dzieci, wychowane "bezstresowo", przygotowane do potulnego grzebania w śmietnikach.
Przyszłość godną człowieka należy dzieciom zapewnić, a nie zapisywać na papierze coś, za co można posłać ich rodziców do więzienia, ale co w żadnym stopniu godnego życia nie ułatwia.
Idę na mirabelki, będę miała co prawda czarne dłonie od drylowania, ale za to świetne soki na zimę.
Wielka prosba
U Pani Alicji Tysiąc - http://www.polityka.pl/julka-i-my/Text01,933,270633,18/ nadal wielka bieda, nadal nie stać tę rodzinę by opłacać czynsz, rachunki za prąd jak i gaz. Całych dochodów z tytuły renty, zasiłku dla osób wymagających opieki ze względu na stan zdrowia (153 zł) i zasiłku rodzinnego łącznie Pani Alicja ma 700 zł/m-c, co nie wystarcza nawet na żywność, nie mówiąc o pozostałych kosztach związanych z utrzymaniem mieszkania, utrzymania i edukacji dzieci, itd.
Na dniach nowy rok szkolny, podręczniki i inne pomoce szkolne drogie (dla trojga dzieci - 1306 zł), dzieci potrzebują też biletów miesięcznych na dojazdy do szkoły (dwoje starszych dostało się do dobrego Liceum, co mnie ogromnie ujęło, bo ich warunki bytowe nie były jak i nie są sprzyjające), buty (konieczne, bo o ile można nosić używaną odzież to butów raczej nie).
Dostała Pani Alicja wreszcie mieszkanie, które nie jest zagrzybione, jednak niewiele z mebli z poprzedniego (ze względu na zniszczenie ich grzybem) dało się przenieść, więc potrzeba szafek do kuchni, szafy, karnisz, stolików, czy biurek dzieciom by miały przy czym odrabiać lekcje, jakieś półki na książki.
Ważną pozycją w budżecie rodziny są leki, szczególnie te ktorych nie można przerwać - ponad 200 zł na miesiąc.
Słowem jest bardzo ciężko i jedyne co można to prosić o pomoc ludzi dobrej woli, co niniejszym czynię mając nadzieję że ta prośba zostanie podana dalej.
Konto na ktore można wplacić pieniądze, to:
Alicja Tysiąc
Bank Handlowy
ul. Senatorska 16, 00-923 Warszawa
nr. konta: 26 1030 0019 0109 8518 0136 2604
Mam z Panią Alicją kontakt i wiem, jak bardzo nie do pozazdroszczenia jest Jej sytuacja. Żałuję że nie jestem w stanie jej problemom zaradzić samodzielnie, bo to by wiele spraw uprościło.
Teresa Stachurska
Czy mając taką możliwość próbuje Pani upowszechniać potrzebę powszechnej edukacji emocjonalnej? Najlepiej z telewizora, czyli medium powszechnie dostępnego. To byłoby coś!
czy p.Tysiąc nie mogą pomóc osoby, które piszą o niej - zapewne honorowane - artykuły?
Nie wiem, czy nie mogą, czy mogą. Nie mam gdzie się dowiedzieć. Poszukuję osób, które zechcą mnie wesprzeć w pomocy Pani Alicji.
gdy my chodziliśmy do szkoły, to odrabialiśmy lekcje przy kuchennym stole siedząc na taboretach. Gdy jeszcze byliśmy mali, to Matka przybijała do nóg tych taboretów od spodu kawałki łat drewnianych, byśmy się przy stole nie garbili odrabiając lekcje. Potem te łaty odbijała, a potem to ucinała po kawałeczku nogi tych stołków, żeby pasowały nam do wzrostu.
ALE TO NIC NIE ZNACZY.
Życie Alicji Tysiąc to nie moje życie, a Jej sytuacja życiowa to nie jest moja sytuacja życiowa. Inne są czasy i inne wymagania. Pani Tysiąc wpłaciłam właśnie 50zł na dobry początek i życzę powodzenia Jej i Jej dzieciom.
Dziękuję. Pani ALicja należy do tak pokornych osób, że do niczego nie czuje się uprawniona. Ja wymyśliłam, że skoro starsze dzieci mają się uczyć trzech języków obcych i kilku jeszcze innych przedmiotów, to lepiej żeby o miejsce przy kuchennym stole nie konkurowały. Gdyby Pani wiedziała, kto ma mebel używany do oddania (w Warszawie) to proszę o wiadomość. Stół kuchenny w tym przypadku jest zdaje się zbędny, bo kuchnia malutka i stół się tam nie zmieści.
mieszkam na Pomorzu Zachodnim i ze stolicą to nie mam właściwie żadnych kontaktów. Wiara czyni cuda, i tu stawiam na to, że Pani Tysiąc otrzyma wszelką pomoc i przydatne Jej rzeczy. A Pani życzę również wszystkiego dobrego i przede wszystkim zdrowia.
Mam na myśli np. jakąś wiarygodną organizację.
Bo na razie to mamy już po raz kolejny opowieści p. Stachurskiej, która czas jakiś temu zbyła mnie np. w sprawie męża p. Tysiąc, który chyba też łoży na rodzinę?
Krótko mówiąc: uczciwe wobec osób wpłacających byłoby powiedzenie całej prawdy, a nie tylko kawałeczka.
Ma Pan artykuł w "Polityce". Nie umiem sobie wyobrazić, że mówię kobiecie: West chce Panią zweryfikować. Pan by umiał?
Ponoć jak jest dobrze (w kraju) to ludzie chętnie pomagają, a jak jest źle to wolą palec w oko komuś wsadzić, więc może tu jest problem. Nie pamiętam, żeby był Pan zainteresowany pomocą, i teraz też nie widzę takiego zainteresowania.
To, ze każdej/emu w Polsce wydaje się, ze jest specjalistką/ta we wszystkim, nie znaczy oczywiście, ze tak jest w istocie.
O przemocy w rodzinie i jej negatywnych konsekwencjach na aktualne i przyszłe życie dziecka (m.in. o wpływie na psychikę a także o tzw 'dziedziczeniu'wzorców zachowań) napisano/powiedziano naprawdę wiele i wiele wiemy.
Szkoda, ze te przysłowiowe'klapsy', które często stają się niekontrolowanym biciem, a niczego oczywiscie nie nauczą dziecka i niczego nie załatwiają ( poza wymuszonym 'posłuchem' jak w warunkowaniu pawłowskim )nadal mają tyle/u zwolenniczek/ów.
A propos nowelizacji ustawy - RM ja znowelizowała, a obecnie ma się nią zająć sejm.
ABCD - czy ty masz dzieci?
.
dla kogo, dla dzieci, czy dla rodzicow ? :)
jeżeli tak, to dobrze. Jeżeli nie, też dobrze. W tym pierwszym przypadku jesteś west - który pomaga. W tym drugim jesteś west - który nie pomaga. Jest to rozgrywka Ciebie samego z Tobą samym. Pani Tysiąc jest w tym przypadku jedynie symbolem tego, co w Tobie drzemie. Bez Twojego udziału Pani Tysiąc też przeżyje. Z Twoim udziałem przeżyje lepiej i to będzie także Twoja zasługa = nagroda za Twoje dobre serce. Warunek jest wszakże w tym jeden: nie powinno Cię obchodzić, co Ona z Twoją darowizną zrobi. Bo jeżeli obchodzić Cię będzie, to przestanie to być darowizna,a stanie się to środkiem do kontroli i nacisku na Nią. Ponieważ człowieka nie da się kupić (jako takiego, bo nikt sobie człowieka zrobić nie może ot tak, według własnego pomysłu) więc dając na takich zasadach popadniesz w konflikt nie tylko z Nią, ale także ze sobą. Nie dość, że kasę stracisz - zakładając, że ją dałeś - to jeszcze będziesz czuł niesmak. Więc do czego miałoby być to Tobie potrzebne? Nie dajesz, to nie dajesz. Dajesz, to daj i zapomnij, że dałeś. Nikt nie ma prawa rozliczać kogoś z jego życia. Aby takiego prawa nabyć, musiałby być najpierw sam idealny. A już samo to wykluczałoby rozliczanie kogokolwiek.
Dziękuję bardzo. Jasne, że tak (tym się kieruję) i świetnie spisane.
Miejmy nadzieję, że Caritas w przeciwieństwie do prawdziwych lewaków szarpnie się na więcej, niż 50 zł nany. W końcu pani Tysiąc uratowała życie ludzkie, nie przeprowadzając nielegalnej aborcji.
PS. mąż pani Tysiąc to temat zastępczy - nie zajmujmy się feministycznym stereotypem mężczyzny, który ma za zadanie jedynie harować nja żonę i dzieci. Może on też jest chory i potrzebuje opieki?
bo fakt, że potencjalny darczyńca rozgrywa rzecz z samym sobą, jest jeszcze problem przeżycia za 700 zł/m-c dla kobiety z trojgiem dzieci. Bez pomocy nie przeżyje. Żywność, leki, edukacja dzieci, opłaty za utrzymanie mieszkania... Pani Alicja np raz przez rok nie miała prądu i mleko malutkiej Julce grzała nad zniczem. Tak. A mieszkanie miało ogrzewanie jedynie na prąd, więc przez ten rok żyli sobie bez ogrzewania. Gdyby nie było żadnych ludzi, którym pomoc jest miła - Pani Alicja nie przeżyłaby. Możliwe, że odebrano by Jej dzieci i za ich utrzymanie w Domu Dziecka zapłaconoby 10.000 zł/m-c, a żaden urząd od MPOS-u czy MOPR-u aż po Prezydenta nie uważałby że miał tu coś ważnego i pilnego do zrobienia. Jak i wielu spośród nas, społeczeństwa, czym się pewnie posługują ci, którzy mówią, że jaki naród taki rząd. Ja optuję za wyższymi rentami, wyższymi najniższymi wynagrodzeniami, wyższymi zasiłkami rodzinnymi.
Sprawa Alicji Tysiąc to mój uniwersytet. W maju, czy czerwcu 2007 roku Joanna Solska ("Polityka") opublikowała Raport o wynagrodzeniach w Polsce, z którego dane na tyle mnie zaskoczyły, że poszukałam wielu kolejnych i było mi coraz straszniej. Artykuł "Julka i my", powinno być MY, dolał oliwy do ognia. Postarałam się i treści z tego artykułu zgłębić. Nie znajdując innego (gdzie ja nie pisałam: urzędy, od podstawowych po centralne, fundacje, możni "naszego świata") rozwiązania zwróciłam się z apelami do czytelników różnych forów. Obecnie po raz kolejny. Za najgorsze mam fakt, że nie działa u nas "podaj dalej", bo wtedy może byłaby większa szansa na pomoc pilnie jej potrzebującej rodzinie Tysiąc.
Oczywiście sprawa biedy u Alicji Tysiąc jest jedną z bardzo, bardzo, bardzo wielu w kraju, co dodatkowo utrudnia możliwość znalezienia Jej pomocy. To z jednej strony, a z drugiej marnie o mnie i o nas wszystkich w kraju świadczy, że dopuściliśmy do takiej sytuacji i nadal się na nią godzimy, skoro konstruktywnej krytyki tego stanu rzeczy jest tak mało, że aż na nią decydenci uwagi nie zwracają.
Gdzie jest SLD, mieniące się mianem lewicy parlamentarnej?
Za szybko wysłałam,
bo fakt, że potencjalny darczyńca rozgrywa rzecz z samym sobą, ALE jest jeszcze...
ALE zabrakło w pierwszym zdaniu, to uzupełniam. Przepraszam.
Ciepnij tymi klapkami z ócz.Wczuj się się w to co pisze pisze mądra dama nana.Nie broń kościelnych organizacji przestępczych i pasożytniczych takich jak Caritas.Albo rób tak dalej,może ruszysz wiecej lewicowych serc wspomagajacych Alicję Tysiąc.Serce wcześniejszego,nadal pracującego emeryta już poruszyłeś.
http://wyborcza.pl/1,99219,6898506,Bije___co_robic_.html .
[mleko malutkiej Julce grzała]
nie powinno sie karmic malych dziec mlekiem, w ogole odradzam spozywanie mleka takze doroslym..., ale mniejsza z tym.
jedynym rozwiazaniem jest MDG, w tym i wielu innych przypadkach.
Mleko też odradzam. Komu można. Nie da się do tyłu (w czasie) jak i tam gdzie nie stać na wybór.
MDG. Co to?
albo z racji kalectwa upośledzonej w funkcjonowaniu w społeczeństwie?
Nie traktuj tego jako prowokacji, po prostu wytłumacz. To jest ten punkt, w którym kompletnie zwolenników MDG nie rozumiem.
Wcale mnie nie dziwi, ze nie wiesz co to.
osoba "niezaradna zyciowo" jest bo, bo brakuje jej srodkow pienieznych na minimum egzystencji i nie pasuje do modelu kato kapitalistycznego ustroju gospodarczego, w obu przypadkach konczy sie to patologia bez szybkiego udzielenia bezposredniej pomocy. nie wiem co masz na mysli, przeciez taka osoba nie wyda np: 700 zl na przyslowiowe waciki, jak czesto robia to zaradni zyciowo. Wplaty indywidulane na tzw. cele charytatywne itp.. sa tak naprawde marntotrastwem czasu i srodkow, bo nikt tego nie zrobi lepiej niz dobrze wyksztalceni w tym kierunku urzednicy panstwowi o odpowiednich uprawnieniach. Poza tym w polskiej rzeczywistosci czesto jest tak, ze osoba ktora dzieki machlojkom ksiegowym czy innym nie oddaje panstwu np: 10 tys, odpala charytatywnie np: 500, na uspokojenie sumienia, i nagle robi za wielkiego darczynce, bog wie kogo, nawet boga :), kiedy tak naprawde nim nie jest. Taki to paradoks kapitalizmu.
Osobiscie nie przyznam sie do wplacenia nawet zlotowki na konto jakiejkolwiek instytucji charytatywnej, bo to dla mnie jest upokarzajace (czulbym sie jakbym wykorzystywal czyjas sytuacje dla podbica swego ego). Place uczciwie podatki i wymagam, baa, ZADAM! tego od panstwa (nawet za cene podwyzszenia podatkow), bo gdybym sam znalazl sie w podobnej sytuacji nie chcialbym zebrac u osob prywatnych czy przed drzwiami jakiegos caritasu itp. marek charytatywnych.
ten paradoks kapitalizmu nie dotyczy tylko panstwa, takie osoby "oszczedzaja" takze na tych osobach ktorym ponoc pomagaja....
Nie pytałam co Pana jest zdolne zdziwić, albo nie zdziwić. Co by się stało gdyby mnie Pan objaśnił?, że trzeba było zmienić temat, bo informacja że Pana moja niewiedza o znaczeniu skrótu MDG tym właśnie była.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,6936348,Jak_premier_Pawlak_oswieci_Polakow.html?skad=rss - bogaty K-raj :(
No i jak tu mowić, że RP nie ma pieniędzy na pomoc socjalną? Pani AT, dla której szukam pomocy jak igły w stogu siana, żeby coś zobaczyć musi włożyć okulary. Jak tych okularów szuka na krześle obok łóżka, rano gdy się obudzi, to oczywiście ich nie widzi. No i dziś niechcący je zrzuciła na podłogę, wypadło z nich szkło i pękła oprawka. Nowe okulary to wydatek, jakby Pani Alicja była w stanie go unieść, co najmniej 1000 zł. NFZ ponoć może zwrócić takiej osobie ze 14 zł, a i to wtedy gdy się za dofinansowaniem nachodzi. Czy w przypadku innych protez podobnie adekwatnie pomaga się potrzebującym? Ale na głupawe akcje peniędzy jest w bród.
ciesze sie niezmiernie , ze sie nie rozumiemy. tam na gorze strony jest wyszukiwarka, wystarczy wpisac MDG i wszystko jasne.
Aleś ty uprzejmy a dobrze wychowany. A i z nowymi technologiami obeznany, wiesz że trzeba w górze strony wpisać. Z ciekawości nawet wpisałam u mnie wychodzi: "Millennium Development Goals". Jesli u ciebie cos innego pod googlem, to pewnie dlatego, że juz wczesnej odwiedzałeś podobne strony.
Pani Tereso Dyzmie zapewne chodzi o minimalny dochód gwarantowany. BOSTWSN (Bo On Sobie Tak W Skrócie Napisał)
Pozdrawiam
Dziękuję bardzo. Minimalny Dochód Gwarantowany? Chciałoby się i może kiedyś będzie, ba, może będzie musiał być. Obecnie to abstrakcja, stwierdzam z żalem i chodzę po prośbie. Bo co innego można zrobić?
Pana Dyzmę proszę by mnie w poszukiwaniu pomocy wsparł!
na gorze strony, a nie przegladarki...
---
Teresa:
abstrakcja jeszcze nigdy nie byla chyba tak realna jak w przypadku MDG, jezeli dla lewicowca jest to abstrakcja to o jakiej lewicy mowimy, neoliberalnej?
Widać mówię nie po polsku. Gwarantowane dochody przy obecnym stanie prawa są abstrakcją, bo gwarantowanych dochodów w nim nie ma. Czy będą? Zna Pan datę? Niech Pan spojrzy na sprawę z perspektywy niedożywionych dzieci i ich matek na rencie w kwocie zł czterysta, z dodatkami siedemset, gdy czynsz za mieszkanie komunalne dla tej rodziny wynosi 975 zł.
Gorzknieję, proszę Pana. Moje ostatnie wołania o pomoc Pani Alicji zasiliły jej konto o... 380 zł, stan na wczoraj po południu. Dobrze że i tyle, ale więcej byłoby lepiej.
Gwarantowane dochody będą mozliwe dopiero wówczas gdy społeczeństwo w większości uzmysłowi sobie, że każdy człowiek nie jest w stanie przeżyć za mniej niż opłaty, wyżywienie (białko i źródło energii), leczenie (dla chorych), edukacja dzieci i dorosłych - kształcenie ustawiczne się kłania. Niech Pan poczyta o minimum egzystencji i zobaczy jakimi kwotami ono operuje i na co one mogą wystarczyć, a na co z pewnością nie wystarczą. Jeśli Pan i ja, i inni nie zważamy na konsekwencje tego stanu rzeczy i uważamy że bez angażowania się na rzecz pilnej poprawy tej sytuacji jakoś to będzie czy to dla poszkodowanych, czy dla ogółu, to ja wątpię aby rokowania dla zmian mogły być pomyślne. One będą coraz bardziej abstrakcyjne.
Lizak - http://passent.blog.polityka.pl/?p=597#comment-121999
EOT, to znaczy koniec. jestesmy z roznych druzyn i tyle, nie bede wyjasnial dlaczego, bo to nie przejdzie.
:(
700 zł (renta plus zasiłek rodzinny) to naprawdę nie przelewki. Nie mogąc pomóc samodzielnie piszę listy proszalne. I pewnie źle to robię skoro efekty (380 zł wpłynęło po moich apelach na konto Pani Alicji) są takie marne. Z drugiej strony nie mogę wykładać kawy na ławę, ta rodzina i bez tego czuje się jak w reality show, co im sił nie przysparza.
700 zł nawet na najskromniejszą żywność nie wystarczy, a niedożywienie niesie choroby. A gdzie pozostałe konieczne koszty, związane z edukacją dzieci oraz utrzymaniem dachu nad głowę?
Mam twardy orzech do zgryzienia. Moje bliskie spotkanie z Panią Alicją owocuje dużą frustracją, tym bardziej że wiem że takich osób w kraju wiele.
Jakie społeczeństwo takie Państwo? Czy my oszaleliśmy? Jak zrozumiemy sytuację biednych, jeśli się nie chce nam nawet chwilę na niej skoncetrować i skutkiem tego choć trochę zaangażować? Takie refleksje mnie nachodzą. Bo co z tymi biedznymi ma być? Mają po cichu wymrzeć? Ja się mam zakompleksić i się nie wychylać, nie szukać ratunku?