Kuźniar to jeden z niewielu analityków, którzy widzą świat i politykę taką jaka jest a nie ustawiają swoich analiz pod swoje "chciejstwo".
Takiego "amerykanisty" Lewickiego to już nie da się nawet słuchać.
Ludu Polan powstań z kolan!!!
SZYMON PERES MIAŁ PRZEKONAĆ AMERYKANÓW
- To izraelski prezydent namówił USA do rezygnacji z tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach - twierdzi izraelska gazeta "Maariw". Jej zdaniem Szymon Peres jeszcze za administracji Georga W. Busha przekonywał Stany Zjednoczone do rezygnacji z tego projektu.
Izraelski dziennik napisał w poniedziałek, że prezydent Izraela Szymon Peres jest autorem planu, w ramach którego USA zrezygnowały z rozmieszczenia tarczy przeciwrakietowej w Europie. W zamian - jak pisze gazeta - Rosja nie zainstaluje rakiet w obwodzie kaliningradzkim i zgodzi się na zaostrzenie sankcji wobec Iranu, aby zmusić go do zamrożenia programu atomowego.
Próbował do skutku
"Jeszcze ponad rok temu Peres zaproponował swój plan poprzednim prezydentom USA i Rosji - George'owi W. Bushowi i Władimirowi Putinowi. Wówczas jednak wysiłki te spełzły na niczym, gdyż administracja Busha wyraźnie nie była zainteresowana tego rodzaju rozwiązaniem" - pisze gazeta .
"Maariw" twierdzi dalej, że "Szymon Peres nie dał jednak za wygraną (gdy planem nie zainteresował się Bush - red.). Przedstawił swój plan Barackowi Obamie, gdy ten odwiedził Izrael jeszcze jako kandydat do prezydentury. Obamie propozycje Peresa przypadły do gustu i po objęciu urzędowania w Białym Domu zgodził się nawiązać kontakty w tej sprawie".
Jak twierdzi gazeta, Szymon Peres spotkał się 18 sierpnia z rosyjskim prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem w Soczi i tam obaj panowie omówili plan. "Krótko potem tej samej sprawie była poświęcona błyskawiczna, kilkugodzinna wizyta premiera Benjamina Netanjahu w Rosji" - informuje "Maariw".
Sprawa Iranu
Zdaniem dziennika, trzecim elementem "planu Peresa", nie potwierdzonym dotąd oficjalnie przez Izrael, jest jego obietnica, że nie zaatakuje irańskich instalacji atomowych. Nieoficjalnie powiedział to jednak rosyjski prezydent. - Miedwiediew powiadomił niespodziewanie o takim zobowiązaniu izraelskim w wywiadzie udzielonym w niedzielę sieci CNN - podkreśla gazeta.
"Maariw" dodaje, że tego rodzaju zobowiązanie budzi głębokie niezadowolenie w izraelskich kołach wojskowych, uważających, że w kampanii przeciw Iranowi "wszystkie opcje, łącznie z militarną, powinny być na stole".
http://www.tvn24.pl/12691,1620385,0,1,nie-ma-tarczy-przez-izrael,wiadomosc.html
Ano właśnie. Warto przypomnieć, że Kuźniar był zawsze i nadal pozostał zwolennikiem NATO i polskiej obecności w tym bloku. Krytyce poddawany jest jedynie unilateralizm Dabliju - bo rozbija Pakt Północnoatlantycki, pod auspicjami którego miał miejsce rozpad Jugosławii.
Podobnie jak większość forumowiczów bardzo cieszę się z upadku projektu tarczy, ale nie mam złudzeń - to nie koniec, tylko nowy rozdział geopolitycznego podporządkowania Polski Zachodowi (teraz w wersji USA + mocarstwa zachodnioeuropejskie, czyli przede wszystkim Niemcy) i ewentualnego rozgrywania jej przeciw Rosji i państwom azjatyckim.
jakbyśmy nie byli w NATO, to pierwszy lepszy Bin Laden czy inny Żyrynowski mógłby nam zrobić krzywdę. A tak - pierwszy raz od czasów księcia Ziemowita - ma 100%-we bezpieczeństwo.
Wyraża wszystko, co dotyczy tej kwestii.
Może decyzja Obamy skłoni naszych mądrali do poszukania sposobów na poprawę współpracy z sąsiadami, szczególnie zaś z Rosją, choćby przy budowie północnej rury a może nawet przy odbudowie przemysłu stoczniowego, który dzięki niej w poprzednim okresie zupełnie dobrze, jak na tamte wymagania, się rozwijał. To zdecydowanie lepsze byłoby niż tarcza, bo dawałoby prace i chleb a w także nadzieję na lepsze życie.
Bin Laden jeszcze długo po 11.IX a nawet inwazji na Irak nie za bardzo identyfikował Polskę (i mylił z Norwegią), Żyrinowski to podpucha Łubianki wystawiana na wabia przed Zachodem, skrzywdzić jedynie pracownice i pracowników odwiedzanych przez siebie pod każdą szerokością geograficzną night-clubów.
Agresją militarną na Polskę raczej nikt poważny nie jest zainteresowany, w przeciwieństwie do ekspansji ekonomicznej na nasz rynek. Tu NATO nie tylko nie pomaga, ale (pośrednio) szkodzi. Zresztą jak wskazała historia choćby 1939 r., w przypadku realnego zagrożenia, żadne pakty z zachodnimi mocarstwami nas nie obronią przed nikim (oczywiście pacyfistyczne slogany też nie :-) - tylko sprawna i skuteczna, działająca w interesie społeczeństwa a nie kompradorskich elit armia (np. w częściowym przynajmniej oparciu o obronę terytorialną).
powtórzę się, ale trudno: dramat polega na tym, że tak jak ewentualną fatalną decyzję o budowie tarczy przyjmowalibyśmy, tak realną i radosną dla nas rezygnację z tejże przyjmujemy "na kolanach" przed USA i NATO. Nie spowodowało jej nawet weto polskich władz, ani tym bardziej ruch antytarczowy/antymilitarystyczny (nad czym, jako jego sympatyk, ubolewam, ale nie mogę obrazić się na rzeczywistość). Skala naszej zależności od zachodniego kapitału i mocarstw imperialistycznych nie uległa zmianie (co więcej, ich obóz ulegnie za Obamy raczej wzmocnieniu i konsolidacji w miejsce konfliktów USA i bloku niemiecko-francuskiego, jakie miały miejsce w czasach Debiljiu). Nic nie zmusiło i nadal nie zmusza polskich polityków do kierowania się interesem szerszych warstw społeczeństwa a nie elit wielkiego kapitału. Konstatacja ta powinna być dla nas jednak bodźcem do aktywności na rzecz zmiany tej sytuacji - ale bez oszukiwania się.
skąd weźmiemy towary i kapitał, jeśli nie będzie "ekspansji ekonomicznej na nasz rynek"?
zapożyczajmy się na Zachodzie i importujmy wszystko na potęgę, likwidujmy nasze zakłady pracy (albo dokładajmy im, żeby nie mogły przynieść zysku, rentowne rozwalajmy idiotycznymi decyzjami menedżerskimi albo rozporządzeniami administracyjnymi, żeby udowodnić ich nierentowność) a zarazem jak najbardziej zwalniajmy zagraniczny biznes z podatków i opłat, a nawet dofinansowujmy z budżetu (np. w ramach partnerstwa publ.-prywatnego), pozbywajmy się "młodych mózgów" z Polski a importujmy siłę roboczą z dalekowschodniej Azji itd itp. To przecież najlepszy, praktykowany w Polsce od ćwierćwiecza sposób na rozwój kraju, z wiadomymi skutkami.
Miała je Polsce zapewnić Francja i Anglia. Polacy, uciekając, święcie wierzyli, że państwa te rozprawią się z Niemcami w trimiga. Stało się niestety inaczej. Gdyby Zawiązek radziecki ich nie pogonił, panowaliby w Europie do dziś. Ameryka na pewno z nimi by się dogadała, podobnie jak czyni to do dziś. Interesy, interesy wzięłyby, wcześniej czy później, górę nad wszystkimi zasadami. Zawsze tak było, tak jest i tak będzie. Dziwne, że taki mądrala, jak ABCD, o tym nie wie i znów wierzy, tym razem w gwarancje NATO, które samo nie wie, czym dziś jest i do walki z kim i o co ma być gotowe.
bez przesady. W latach 1939-41, Anglia i Francja same niezbyt potrafiły się bronić przed Niemcami, więc trudno mieć pretensje, że nie obroniły nas. Ale były z Niemcami w stanie wojny, kiedy w Brześciu odbywała się wspólna defilada Wehrmachtu i RKKA.
Za to teraz nie ma na świecie takich sił, które byłyby w stanie rzucić wyzwanie NATO. Kto przystąpił do tego paktu, wyciągnął wygrywający los na loterii.
Czy jeżeli NATO ulegnie samorozwiązaniu - jako bezsensowna maszynka
obsługująca interesy Imperium Dobra (obecnie w Afganistanie, wśród pasterzy trzody koziej)? Czy to będzie automatycznie oznaczało zniknięcie Polski z mapy świata?
jak dotąd to "pakt obronny" NATO "rzuca wyzwanie" i atakuje pierwszy (jak w przypadku Serbii). Przyjęcie do NATO jest dla słabego wciągniętego doń kraju NIEkorzystne (choćby dlatego, że utrudnia stawianie dodatkowych warunków w rozmowach z USA i martwą UZE, o dostępie do informacji wojsk., infrastruktury itp. nie mówiąc).
podlizywanie i wysługiwanie się jankesom skończyło się totalną kompromitacją prawaków
NATO - pakt obronny. He, he, he....
he he
Zawsze szanowałem Kuźniara, to jest jeden z bardziej trzeźwo myślących tzw. ekspertów. Myśli bez dogmatyzmu, tego Ci u nas deficyt.
właśnie Kuźniar ma jeden dogmat, paradoksalnie łączący go ze zwolennikami tarczy - NATO jako gwarant bezpieczeństwa i stabilności w Europie i na świecie.
Nie napisałem, że Francja i Anglia były potęgami równającymi się militarnie z Niemcami. Wręcz przeciwnie, wyraźnie podkreśliłem, że dopiero ZSRR pognił Niemców, za co, nawiasem mówiąc, do dziś Rosjan szanują. Napisałem natomiast, że Polacy wierzyli, iż państwa te obronią ich przed Niemcami. Ówczesne elity wbiły im to w głowy na konstrukcyjny beton.Teraz na szczęście jest inaczej. Elity twierdzą, że tarcza nas zbawi a masy w 80% mówią: precz. Podobnie jest z NATO. Kompromitują go nadal Jugosławia i Afganistan ale także Gruzja, gdzie skończyło się na tym, że nasz Prezydent tylko po wywijał szabelką. I dobrze, że tak się skończyło. W każdym bądź razie NATO stron konfliktu nie nastraszyło. Nadchodzą inne czasy. Widzę, że za nimi nie nadążasz.
Popieram Pana.
NATO daje nam bezpieczeństwo jako członka Unii Europejskiej.
Ale jest w tym poglądzie łyżeczka dziegciu - oto Brzeziński
udzielił wywiadu, że umowa z NATO, a szczególnie jej 5. artykuł, powinien być doprecyzowany, gdyż z brzmienia obecnego nie wynika JEDNOZNACZNIE, że w wypadku agresji pomoc pozostałych państw MUSI mieć charakter militarny -
może chodzić o pomoc np. polityczną czy sprzętową.
Ale my, Polacy nie powinniśmy szukać na wschodzie wroga, a jeśli już nie przyjaciela, to w każdym razie dobrego
kontrahenta w interesach, a w tedy przyjazne stosunki ułożą się same, co jest potrzebne i nam i im.
słyszał Pan o UZE? Tak, wiem, jest de facto martwe, ale dzięki NATO poniekąd. NATO nie ma z UE nic wspólnego poza dublowaniem części członków. UZE miała zaś być zbrojnym ramieniem UE (aby nie było wątpliwości - nie żądam jakiegoś "imperium europejskiego", ale być może zachodnia Europa bez jankeskiego parasola mogłaby zawierać lepsze sojusze strategiczne).
Jest jak jest - geopolityki Pan nie zmieni.
Gdy integracja w ramach Unii pogłębi się, to prawdopodobnie
propozycje dotyczące unijnych sił zbrojnych nabiorą rumieńców.
A póki co innego rozwiązania niż "parasol amerykański"
nie ma.
Czyli Unia Zachodnio Europejska.
NATO jako sojusz wojskowy używa siły i wszystkie wielkie państwa używają siły (bo mają na to siły, ale odkrycie). I ponieważ używają tej siły z reguły nie są lubiane. To nie NATO jest chore, to logika w jakiej działa świat jest chora, a NATO jest tylko wyrazem tej choroby (chwilowo być może największą). Problem w tym, że ta "choroba" trwa od zarania dziejów, od powstania pierwszego państwa, albo jeszcze wcześniej.
nie zmienię, ale mogę głośno pomyśleć. Z jednej strony Niemcy-Francja i reszta "starej Unii", z drugiej państwa Europy Środkowej, z trzeciej Rosja. Jak sensownie ułożyć relacje między nimi nawzajem oraz Indiami, Chinami i krajami Dalekiego Wschodu, żeby dało się na tym skorzystać, a USA sprowadzono by do roli regionalnego mocarstwa. W szachach czy warcabach stupolowych też nie ma sentymentów, idei itp., tylko bezlitosna, zimna logika ruchów figur - ale układ tych ostatnich na planszy niezmienny przecież nie jest.
A więc zgodzi się Pan ze mną, że odrzucenie "parasola jankeskiego" w tej fazie rozwoju świata, to jakieś horrendum.
W miarę pogłębiającej się integracji europejskiej z
pewnością zostanie wypracowany jakiś skuteczny i na miarę
potencjału Unii Europejskiej system obronny, w którym siły zbrojne St. Zjednoczonych będą z nim w sojuszu na zasadach
równoprawności.
"właśnie Kuźniar ma jeden dogmat, paradoksalnie łączący go ze zwolennikami tarczy - NATO jako gwarant bezpieczeństwa i stabilności w Europie i na świecie.
autor: _Michal_, data nadania: 2009-09-22 15:02:15, suma postów tego autora: 3757"
Pełna racja, Michale. To jest zresztą szerszy problem. Można odnieść wrażenie, że w polskim (i być może nie tylko polskim) myśleniu o międzynarodowej polityce bezpieczeństwa panuje NATO-wski dogmat właśnie, taka swoista NATO-TINA. Tak, jak w sprawach krajowych i europejskich lewica społeczna słusznie wychodzi z różnymi koncepcjami antyneoliberalnymi, tak w sprawach wojskowych i bezpieczeństwa potrzebne jest stanowisko konsekwentnie anty-NATOwskie. Sam sprzeciw wobec neokonsów już nie wystarczy, they're gone. Wszak nawet Radzio Sikorski utyskuje na "okopy bushyzmu", jakimi jest BBN. No, Radzio pierwszy antybushysta, ho ho ho!
A co do "partii wojny", o której Profesor w wywiadzie wspomniał. Ja wiem, Ty wiesz i inni wiedzą, o jaką partię chodzi. Ale zdaje się jakieś jeszcze 4 latka temu partią wojny był niejaki Sojusz LD, czyż nie? To tak gwoli przypomnienia. A przestępstwa z art. 117 KK się nie przedawniają.
Moim zdaniem , jest najlepiej rozumianym interesem Polski, by do wyodrębnienia się "Starej Unii" nie doszło i dlatego
nasza obstrukcja przy ratyfikacji Traktatu jest wbrew tym interesom, czego prawica jakoś nie dostrzega.
Ale podział Unii to także jej znaczne gospodarcze i polityczne osłabienie, więc jestem głęboko przekonany, że do tego nie dojdzie, bo na arenę wszedł właśnie nowy zawodnik,
i Zachód nie może pozwolić sobie na jego lekceważenie.
rozdźwięk między "starą" a "nową" Unią pojawiał się wielokrotnie (vide sprawa "pierwiastka") i ma charakter obiektywny, wynikający z zróżnicowania poziomu rozwoju w obrębie Unii. Problem w tym, że Polska wchodząc w konflikt z blokiem niemiecko-francuskim prawie zawsze występowała jako koń/osioł trojański Waszyngtonu. W obecnej sytuacji absolutnie nie życzyłbym sobie rozpadu struktur europejskich, ale wolałbym, by Polska i inne kraje środkowoeuropejskie występowały w różnych sprawach (od negocjacji gosp. do spraw dot. polityki zagranicznej i obronnej) wspólnym frontem - by wzmacniać swoją pozycję w obrębie UE i zyskiwać dla siebie więcej. Powtórzę: założeniem bloku środkowoeuropejskiego powinno być wzmacnianie struktur europejskich i dbanie o dobre stosunki z Rosją, ale z własnym głosem w obydwu kwestiach. W przeciwnym wypadku odrębne położenie krajów Europy Środkowo-Wschodniej i tak będzie wykorzystywane - tyle, że do rozgrywania poszczególnych państw przeciwko starej Unii lub Rosji w interesie USA. Z blokiem, który przestrzegałby integralności UE (w której stanowiłby coś w rodzaju nie tyle "frakcji", co - tfu, tfu - "platformy") a zarazem nie szalałby w stosunkach z Rosją czy Białorusią gdy nie byłoby to potrzebne takie geopolityczne gierki w stylu rozbijania Jugosławii czy tarczy w Polsce i Czechach byłyby paradoksalnie trudniejsze.
pytajcie ludzi z pokoleń, które pamiętają PRL i wojnę, której rocznicę niedawno obchodzono. Żyjemy w kraju, któremu jeszcze nie tak dawno zagrażały persony typu Honecker, Ceausescu, Czernienko, Chruszczow, Stalin, Hitler, Lenin i Trocki. A teraz możemy wypić poranną kawusię, zjeść tosta i - jak pięknie napisał Adam Michnik - wiemy, że jeśli ktoś zapuka o piątej rano do drziwi, będzie to tylko mleczarz. Komu to zawdzięczamy? NATO. Tak, temu imperialistycznemu potworowi.
Now, this is the faith that the NATO-people hold
When they build their homes afar -
Freedom for ourselves and freedom for our sons
And, failing freedom, war.
We have proved our faith - bear witness to our faith,
Dear souls of freemen slain!
Oh, well for the world when the NATO-people join
To prove their faith again!
patrz: kampania partii Die Linke (którą to partię nb. w zasadzie popieram, w każdym razie jest mi najbliższa spośród wszystkich występujących na niemieckiej tzw. scenie politycznej) w sprawie amerykańskich baz wojskowych w Niemczech. W zasadzie słuszna, ale w przypadku realizacji w obecnym układzie sił, jej konsekwencją byłoby przeniesienie tych baz na wschód, m.in. do Polski, co zresztą administracja Dabiliju otwarcie ogłaszała jako opcję do rozważenia. Ergo - rozwiązanie korzystne dla Niemiec stałoby się przytwierdzeniem nam kuli do nogi. Nie jest to winą niemieckiej lewicy, po prostu pozycja i status obydwu tych krajów są w oczywisty sposób odmienne. Rozwiązaniem nie jest ani konfliktowanie Polski z rdzeniem "starej Unii" ani udawanie (przed sobą?), że się do "Europy pierwszej prędkości" przynależy, gdy tak, niestety, nie jest - tylko walka bloku środkowoeuropejskiego o własny głos w negocjowanych na forum europejskim sprawach.
Ja się oczywiście z Panem zgadzam.
Kipling chyba naprawdę wierzył w te szkodliwe kolonialne brednie o "misji białego człowieka" pod sztandarem Jej Królewskiej Mości. Dziś to już nawet poważnie dyskutować z czymś takim się nie da.
Problem polega na tym, że uczestnictwo w NATO nie tylko nie pomaga, ale wręcz szkodzi, utrudniając podjęcie jakiejś pozytywnej inicjatywy europejskiej. Po pierwsze SZA nieustannie jątrzą, dążąc do skłócenia ze sobą Europy. Po drugie ponosimy koszty awantur z których korzyść mają jedynie Jankesi, zamiast te środki przeznaczyć na budowanie własnej obronności. W ten sposób do niczego nie dojdziemy. Nigdy.
Teraz jest najlepszy okres do takich przemian. Nie dziwię się, że Jankesom zależy na ich storpedowaniu.
Ale ooczywiście należy się bać, bo z jednej strony nadciąga Czyngis Chan, z drugiej szataniści wskrzesili Adolfa Hitlera, no i oczywiście zagraża nam inwazja z Bliskiego Wschodu i Korei Północnej. No i "Ruscy" to zło, ma się rozumieć.
Prawda jest taka, jeżeli w ogóle istnieje jakiś kraj, który mógłby zagrozić Europie, to są to właśnie Stany Zjednoczone. Wypadałoby zatem zdecydować czy uważa się je za przyjaciela, czy wroga. A może za Pana, który jest przyjacielem dopóki się mu wiernie służy?
Swoją drogą, czy Finlandia wstąpiła wreszcie do NATO, czy może potrzeba jeszcze parę prowokacji w rodzaju tej gruzińskiej, by ją przekonać?
ciekawą opinię o Kiplingu sformułował Orwell. Przyznał, że był on imperialistą i "jingoistą". Ale Kipling - dodał - nie był hipokrytą. Lubił funkcjonariuszy imperium, którym zawdzięczał swoj status materialny i bezpieczeństwo (pomijając, że wierzyl w "misję"). A jak sie zachowują - pytal Orwell - "middle class leftists"? Korzystają z przywilejów we ramach imperium. A zarazem krzyczą "Royal Army out of Ireland!" Albo - można dodać - "dismantle NATO!"
Czego się boją? Że imperium ich posłucha!
Moim zdaniem obecnie, inaczej niż Bush USA nie torpedują jedności Europy, o czym może świadczyć modyfikacja projektu tarczy antyrakietowej. Bush stosował na wszystkich kierunkach zasadę "Dziel i rządź" - W UE, na Bliskim Wschodzie na obszarze poradzieckim, przyniosło to fatalne skutki i w rezultacie spowodowało klęskę republikanów w wyborach. Teraz jedność Europy bombardują pewne partykularyzmy w głowach kilku prezydentów państw-członków UE.
JK, o tym, że Obama jest takim miłym chłopcem wiemy oczywiście od Brzezińskiego, tak? ;-)
Nie sugerowałem się Brzezińskim, po prostu porównuje go z poprzednikiem.
Tym razem mnie wypada się z Panem zgodzić, z tym zastrzeżeniem , że nie wiadomo, w którym kierunku pożegluje polityka USA w sprawie Ukrainy.
Dotychczas widzieliśmy próbę politycznego podzielenia Ukrainy.
To było wielkim problemem w stosunkach z Rosją.
Jak się potoczą te sprawy jeszcze nie wiadomo, choć
próba kontynuacji nie mieści się w poetyce obecnej administracji.
republikanie przegrali nie przez imperialistyczną politykę międzynarodową, tylko przede wszystkim przez kryzys (którego symptomy były widoczne już na rok przed słynnymi bankructwami), wzrost rozwarstwienia społecznego i przeświadczenie o marnotrawieniu przez buszystów zysków z okresu prosperity. Spośród wymienionych przez Ciebie geopolitycznych posunięć Dabliju jednoznacznym i szybkim fiaskiem zakończyła się właściwie tylko wojna Gruzja-Osetia.
Wracając do Obamy - tak, zapewne będzie on grał na jednoczenie wysiłków USA i mocarstw zachodnioeuropejskich, ze szczególnym naciskiem na Niemcy i Francję (UK i tak jest standardowo proamerykańska). To samo robiła, tak mile wspominana przez Kuźniara "administracja demokratyczna" za Clintona (zbieżność nazwisk z obecną panią sekretarz nie jest przypadkowa). Serbowie do dziś tę jedność amerykańsko-zachodnieuropejskich establishmentów pamiętają - poczuli ją na własnej skórze (w dosłownym sensie: NATO oskarżane jest o użycie w 1999 r. zubożonego uranu podczas bombardowań obszarów b. Jugosławii).
"(...) A teraz możemy wypić poranną kawusię, zjeść tosta i - jak pięknie napisał Adam Michnik - wiemy, że jeśli ktoś zapuka o piątej rano do drzwi, będzie to tylko mleczarz".
ABCD, nigdzie cię nie chcą. Już tylko szeregi "michnicy" ci zostały, biedaczysko...
Czy to jest "tylko", czy "aż"?
No i jeszcze USA wciąż dozbraja Gruzję, jak dla mnie dozbrajać Sakaaszwilego to trochę ryzykowane, jeszcze będzie chciał się zrewanżować i znowu zostanie pokonany, najlepszy byłby kontyngent sił międzynarodowych, nieważne co o tym myśli Moskwa. Zbrojnie płd. Osetii i Abchazji nie odzyskasz.
Zauważ jednak także, że Bush prowadząc swoją "wojnę" na tylu frontach zbytnio obciążył także wydatki wewnętrzne USA, wmieszał ją w sporo nierozstrzygniętych konfliktów, które i w przyszłości będą niemało kosztować. Bez tych konfliktów Kryzys w USA mógłby być mniej odczuwalny, poza tym to właśnie na wojnach w Iraku i Afganistanie jechała opozycja przez te lata, podcinając korzenie administracji. Kryzys przekonał nieprzekonanych, był to kroplą, która przepełniła czarę goryczy. Chociaż w sumie to nawet starszy Bush przegrał wybory mimo zwycięstwa w Iraku w 1991.
Poza tym, to na polityce zewnętrznej Bush osiągnął największą popularność po 11.IX, od jej porażek zaczęły się też jego problemy. Gdyby kryzys spadł nagle z nieba bez tych problemów Republikanie nie ponieśli by takiej porażki.
Według mnie perspektywy dla obecnej polityki Gruzji są marne.
Dla świata zaś, pod rzadami prez.Obamy dużo lepsze - o ile
Ameryce uda sie pokonać problemy ekonomiczne - w przeciwnym
wypadku przewiduję ostry zwrot, ze skutkami dla Europy niekorzystnymi.
Któryś z publicystów (czy nie Witold Gadomski?) zgodził się, że współpraca amerykańsko-rosyjska jest dla całego świata korzystna, ale dla Polski już niekoniecznie. No to gdzie my jesteśmy? Na świecie czy na księżycu? Poza tym, część publicystów i kół naukowych reaguje na zbliżenie alergiczne i zmniejszanie napięć na linii Waszyngton-Moskwa traktują jako "nóż w plecy". Kiedy cały świat dostaje Obamomanii a USA ma taki autorytet (no prawie) jak za Clintona to w Polsce niektórzy dostają Obamofobii. Jak Rosja poprze (co mam nadzieję zrobi) sankcje wobec Iranu (Iran ci panowie też chcieli przed Rosją bronić) to chyba zaczną się samobójstwa. I jak to jest, że kiedy cały świat mówi o rozbrojeniu u nas przenosi się centrum dowodzenia wojsk z Warszawy do Wrocławia (bo dalej na Zachód) i dostaje nerwówki bo 12 tys. żołnierzy rosyjskich i białoruskich prowadzi ćwiczenia, boją się że nas napadną? Tyle to może wystarczy na rajd na państwa Bałtyckie a my mamy 100 tys. żołnierzy. Dookoła odprężenie a u nas stan przedwojenny.
Pamiętam, to mówił Zaremba w Loży prasowej z 27.IX
JK. Osobliwy komentarz.
Wprawdzie po Gadomskich można się spodziewać raczej wiary w mityczną lewicowość Obamy, która to im oczywiście przeszkadza, niż trzeźwej oceny owego kiepściutkiego widowiska z dobrym policjantem Obamą i okrutnikiem Bushem, ale mimo wszystko to plus dla nich, że oparli się choć raz owczemu pędowi za Zachodem z tą jego naiwną "obamomanią". Nie nazywałbym tego od razu fobią. Samobójstwa bardziej grożą tym, których w dopiero spotka nieunikniony "zawód miłosny", tamci mają to już za sobą - wytrzymali ;-) Zresztą, ktokolwiek w SZA nie rządzi, to i tak w Polsce ktoś jest w nim "nieszczęśliwie zakochany". Jak nie "strategiczny sojusznik", to "gołąbek pokoju" ma dać komuś szczęście...
Jeśli chodzi o Iran, to interesie Rosji, ale też i dla pokoju na świecie, jest to, by się oparła "demokratycznym" gierkom i nie dała z tym państwem skłócić. Odpowiedni dystans w stosunkach z SZA też byłby wskazany. Swoją drogą, nękanie obywateli jakiegoś państwa sankcjami to rzeczywiście odprężające zajęcie, którego zbawiennym działaniem Polacy też mogli się niegdyś delektować. Równie "hipisowskie" jest nasyłanie kolejnych tysięcy żołnierzy na Afganistan, by pacyfikowali buntującą się przeciw okupacji ludność. Cóż, jak to mawiają Indianie: Obama ma język gładki, ale rozdwojony...
W temacie manewrów napiszę tyle, że żołnierzy policzyłeś, ale chyba zapomniałeś zewidencjonować sprzęt. Jest go na Białorusi wystarczająca ilość na początek, by uderzyć na Polskę, choć to oczywiście pomysł absurdalny i nie sądzę, by ktoś go traktował poważnie. Ale co tam, "obamofobom" można wszystko zarzucić. Jeszcze tylko rasizmu brakuje, więc nie krępuj się...
Co do tego "poczucia zagrożenia przez Rosję", to ten stan,
niebawem po wyborach ( u nas), zniknie zastąpiony ostrożnym
optymizmem, bo w istocie, Polska wcale nie jest zagrożona agresją z żadnej strony. Bezpieczeństwo w Europie , dzięki integracji, będzie się nieustannie pogłębiać i to we współpracy z Rosją.
Dotychczasowe próby rozbicia spójności europejskiej
zastąpione zostaną bardziej pragmatycznym stanowiskiem,
na którym my, Polacy tylko zyskamy.
Co zaś do Iranu to przypomnę przysłowie:
si vis pacem, para bellum.