Bensaid twierdzi, że partia bolszewicka nie była zmilitaryzowana przed rokiem 1924, zanim przyszedł zły Stalin?
ABCD. Przeczytaj ponownie. Uważnie.
Chodzi zapewne o ten fragment:
"(…) tak, jakby terror ten był bezpośrednią konsekwencją funkcji partii i jakby jego brutalność nie zakiełkowała podczas wojny domowej i spowodowanej przez nią militaryzacji".
Badiou poszukuje ponadhistorycznego wytrycha, przy okazji ucierając w jedno tych, którzy partii bolszewickiej dali przywództwo w rewolucji i jej zwycięstwo - z grabarzami tejże partii i tejże zwycięskiej rewolucji. A Bensaid przeciwstawia temu wejrzenie w historyczne realia, fakty i procesy klasowe, historyczne, by odrzucić fałszywy - nie bezcelowy - paliatalizm.
Powinno być chyba "paliatywizm".
a może wojna domowa była reakcją na militarne kierowane Rosją przez bolszewików?
obawiali się Stalina i jego państwa (z którym, oczywiście, wchodzili w taktyczne sojusze). Natomiast oddolne ruchy antykapitalistyczne wciągali nosem. Dokładnie tak, jak teraz.
I w jednym i drugim wypadku - było dokładnie, wręcz biegunowo - przeciwnie.
że niestety radziecka biurokracja stała się nową klasą wyzyskującą, o tyle gorszą od poprzedniej, że wszystko robiła pod sloganami "wolności, równości i braterstwa" :(
Tak dla porządku: "wolność, równość, braterstwo" to akurat dewiza rewolucji burżuazyjnej. Natomiast klasa społeczna tym się różni, dajmy na to, od warstwy, że ma swoje niezbędne miejsce w procesie produkcji. Stalinowska biurokracja, czy nomenklatura, "czerwona burżuazja" - jak zwał, tak zwał - miejsca takiego nie miała. Była więc jedynie warstwą/kastą, pasożytniczą naroślą społeczną.
To miło, że autor przypomina jakimi potworami byli Stalin i Mao, chociaż raczej nikt tego dziś nie kwestionuje. Jego próba wykazania, że Stalin nie mial nic wspolnego z Leninem i ruchem, ktory leninizm przygotował jest natomiast śmieszna. Nie było w Rosji żadnej "kontrrewolucji biurokratycznej". Ten sam rewolucyjny terror zyskiwał z czasem coraz stabilniejsze formy instytucjonalne. Twierdzenie, że pakt Ribentrop- Mołotow to sojusz sowietów z "kapitalizmem" to wyjątkowy bełkot obnażający pustość calej tej antykapitalistycznej retoryki - przecież ten pakt zawarto przeciw Polsce i jej sojusznikom, Anglii i Francji. Otóż panstwa te byly jak najbardziej kapitalistyczne. Rzecz w tym, że cała ta historia nie miała nic wspolnego z "kapitalizmem" ani "antykapitalizmem". Było to starcie różnych imperializmów, a raczej sojusz młodych imperializmów "totalistycznych" ze starymi "demoliberalnymi" (nie liczac Polski, w owym czasie rządzonej dyktatorsko acz bez przekonania).
Podsumowując - tego typu "antykapitalizm" (dotyczy to zarówno Badiou jak i autora komentowanego artykułu) to bełkotliwa i coraz słabsza - coraz mniej przekonujaca - retoryka, za którą ukrywają sie rzeczywiste interesy możnych tego swiata, którzy od czasu do czasu mogą się tego czy innego typu millenaryzmem posłużyć do swoich celów.
przekonuje,że zarówno autor książki, jak i jej krytyczny recenzent, niepoczytalnie bredzą. Dla lewicy byłoby lepiej, gdyby jej intelektualiści zamiast historią komunizmu zajęli się jakąś inną epoką historyczną - np. Egiptem doby faraonów.
podjęty przez Ciebie problem dobrze rozkminił Trocki.
Twierdził on, że pojedyncze państwo socjalistyczne skazane jest na szukanie sojuszników wśród "kapitalistów". Rzecz w tym, że kompromisy, których to wymaga, nie powinny go skłaniać do przekreślenia swoich zasad.
Przykłady. Stalin, bojąc się Hitlera, wezwał komunistów do tworzenia frontów ludowych. Wymagało to uszycia worka z napisem "demokracja", do którego arbitralnie wrzucono wszystkich, którzy z Hitlerem mieli na pieńku i ktorych wobec tego Stalin chciał pozyskać. Zdefiniowano też ZSRR - a potem jego satelitów - jako "demokrację ludową", żeby się jakoś przybliżyć do demokracji angielskiej czy francuskiej. Zacierało to kluczową opozycję kolektywistycznej i wolnorynkowej bazy gospodarczej.
Następnie Stalin przestraszył się, że Zachód pozwoli Hitlerowi go zjeść. Sklecono więc pakt Ribbentrop-Mołotow, który dla ZSRR nawet czysto wojskowo był niekorzystny, bo likwidował państwa buforowe, co ułatwiło agresję z roku 1941. Nagle teoretycy Stalina odkryli, że imperialiści niczym się między sobą nie różnią. A właśnie wtedy należało dostrzec, że niemiecka odmiana imperializmu jest bardziej agresywna niż niemiecka czy francuska.
Tak więc Stalin zamiast polityki rewolucyjnej prowadził taktyczne gierki, w których często w dodatku zbijał swoje figury. Co gorsza, prowadziło to do demoralizacji komunistów, którym najpierw kazano budować wspólne fronty z aparatczykami socjaldemokratycznymi, a potem - sabotować wojnę ich państw z Niemcami.
Stalin podporządkował politykę ZSRR wobec krótkowzrocznie rozumianego przetrwania w kapitalistycznym otoczeniu. W dodatku, nie był w tym skuteczny.
Tymczasem celem tej polityki powinno być długoterminowo obliczone osłabianie, a w końcu stopniowe likwidowanie tego otoczenia.
sojusz młodych totalizmów PRZECIWKO starym krajom demoliberalnym, naturalmente.
może nie. Zestawianie w jednym szeregu takich postaci jak Hodża i Che jest dość bezczelne, choć wytłumaczalne dla byłego maoisty. Z drugiej strony - czy NPA jest formowana dla przemian rewolucyjnych?
Oczywiście, należało dostrzec, że "niemiecka odmiana imperializmu jest bardziej agresywna niż angielska niż francuska.
Można dodać, że - paradoksalnie - Stalin jako twórca "antyfaszystowskich" frontów ludowych i sojusznik Hitlera postępował ciągle tak samo. Szukał on bezpieczeństwa dla ZSRR w otoczeniu kapitalistycznym. Nie rozumial, że ciągle obowiązywała wtedy logika: albo komunizm, albo kapitalizm. A Stalin był hobbitem, marzacym o ( w jego wypadku, zewnętrznym oczywiście, nie wewnętrznym) w swojej norce.
Badiou i Bensaïd obaj cierpią na te samą przypadłość - wierzą że pod wpływem jakiegoś zabiegu ekonomiczno-magicznego uda sie wyskoczyć z rzeczywistości historycznej. Że pod wpływem jakiegoś abrakadabra epoka techniki zmieni sie w epokę braterstwa. Tyle że wedlug Badiou Stalin w jakis - ułomny ale zawsze - sposób reprezentuje ten mistyczny stan rzeczy, a wedlug Bensaïda - wcale. Tymczasem problem w tym, że taki skok jest prawdopodobnie niemożliwy. Co nie znaczy że nie są w ogole możliwe jakieś momenty braterstwa i bezinteresowności w dziejach. Albo że nie trzeba sie przeciwstawiać niesprawiedliwości. Ale przecież Stalin był samą niesprawiedliwością. Gdyby rozprzestrzenił swoją rewolucje na swiat, nie tyle zlikwidowałby kapitalizm, ile systemem gulagów ogarnąłby całą ziemię.
rzeczywistości historycznej trzeba najpierw "wyskoczyć", a potem ją skutecznie przekształcić.
Dlaczego np. technika nie miałaby się stać - bardziej przewidywalnie dzialającym niż cuda ewangeliczne - narzędziem braterstwa?