...i partii antykapitalistycznej w XXI w.
Wokół Hipotezy komunistycznej Alaina Badiou
"Hipoteza komunistyczna", najnowsza książka Alaina Badiou, budzi respekt swoją śmiałością, bo idzie pod prąd miałkich, pokruszonych myśli, jasno określa przeciwnika i jest wierna Idei. W liście otwartym do Žižka Badiou stwierdza, że dziś nie wolno "ustępować ani na krok przed kontekstem kryminalizacji" takich postaci, jak Robespierre, Saint-Just, Babeuf, Blanqui, Bakunin, Marks, Engels, Lenin, Trocki, Luksemburg, Stalin, Mao, Tito, Hodża, Guevara, Castro i kilku innych. "Możemy i powinniśmy", pisze on, "dyskutować między sobą (’my’, czyli ci wszyscy, u których kapitalizm i jego formy polityczne budzą odrazę i dla których emancypacja egalitarna to jedyna maksyma mająca uniwersalną wartość) o tym, jaki użytek należy robić lub jakiego nie należy robić z tych postaci"[1]. Chętnie przyznajemy się do przynależności do owych "nas", ale bardzo różnimy się w sprawie użytku, jaki można zrobić z niektórych spośród wymienionych postaci.
Badiou medytuje nad pojęciem "fiaska komunizmu"[2]. "Czy fiasko to jest tak radykalne, że oznacza rezygnację z wszelkiego problemu emancypacji? Czy nie chodzi jedynie o formę lub o drogę, którą badał komunizm, i czy fiasko nie oznacza, że okazało się, iż forma ta lub droga nie nadawała się do rozwiązania postawionego na początku problemu?" Politykę rewolucyjną prowadzi się metodą kolejnych prób i błędów. Zdaniem Badiou, "jeśli tylko fiasko nie pociąga za sobą odstąpienia od hipotezy, zawsze jest jedynie historią uzasadnienia tej ostatniej". W ten sposób do jego rozumowania zakrada się skrycie postępowa filozofia dziejów powszechnych – "marsz ludzkości ku zbiorowej emancypacji". Okazuje się, że uzasadnienie "hipotezy komunistycznej" jest wybrukowane zdarzeniami (Komuna Paryska, Rewolucja Kulturalna, Maj 68), które stanowią kolejne "etapy jej dziejów". Dokąd jednak prowadzą te etapy, jeśli nie ma mowy ani o końcu historii, ani o sądzie ostatecznym?
Dialektyka fiaska
Badiou twierdzi, że fiasko może być płodne. "Wszelka klęska, rozdarta sprzecznością, dzieli się na swoją część słabą, która jako jedyna jest z nią tożsama, i lekcję o gwałtownym charakterze, którą obsiewa ona naszą proletariacką przyszłość". Podkreśla "związek między możliwością subiektywnego przezwyciężenia klęski a międzynarodową i ponadczasową żywotnością hipotezy komunistycznej. Jeśli medytacji o fiaskach nie łączy się z czystą, myślącą lub taktyczną, wewnętrznością jakiejś polityki, lecz ze stykiem tej polityki z jej historycznością, medytacja ta zmienia się od początku do końca. Myśl o fiaskach sytuuje się tam, gdzie – także we własnych oczach – polityka staje przed sądem dziejów, który reprezentuje i którego trwałość wyobraża hipoteza komunistyczna". Stawianie polityki przed "sądem dziejów" budzi złowieszcze skojarzenia i przywraca mu wątpliwe prerogatywy.
Od fiaska do fiaska, od klęski do klęski, aż do ostatecznego zwycięstwa? To groźna dialektyka. Relatywizuje skutki, bo przecież zawsze można je naprawić (hipotezę niełatwo się weryfikuje) – wybryki, odchylenia i inne "niezliczone występki" (ich lista jest długa, od zbrodni stalinowskich poprzez zbrodnie polpotowskie po wyczyny Świetlistego Szlaku) sprowadzają się do perypetii rozpuszczalnych w rwących wodach wielkiej rzeki "procesu prawdy". Badiou twierdzi, że "klęski mają pozytywne znaczenie, które długo się egzekwuje". Oj, faktycznie długo! I ciągle nie widać końca. Bądźmy więc cierpliwi i dochowajmy wierności? Na przekór wszystkiemu, grunt to uporczywa "kontynuacja"?
Jasne, że istnieje dialektyka fiaska i klęski. Sfinks rewolucji zadaje nam następującą, niezwykle trudną zagadkę: czymże jest zwycięstwo w bezbożnej historii, która nigdy nie mówi ostatniego słowa? Mao mawiał, że jedno zawsze dzieli się na dwa. Zgoda – więc również wszelka klęska "dzieli się, rozdarta sprzecznościami". Fiasko rozpada się na "klasyczne fiasko prawicowe" – "ci, których znużyła działalność bojowa, wybierają rozkosze władzy parlamentarnej" – i "fiasko ultralewicowe, które rozwiązując wszelką sprzeczność brutalnością i śmiercią, zamyka cały proces w mrocznym obrębie terroru". Należy więc wystrzegać się zagrożeń z prawa i lewa i trzymać się słusznej linii lub złotego środka. Tą wąską ścieżką dochodzimy do dylematu władzy. Burzyciele starego ładu rzadko są budowniczymi nowego świata. "Dalej niż zwycięstwo jest już tylko klęska", twierdzi Badiou. "Powolna, niewybaczalna klęska kogoś, kto musi pogodzić się z tym, co jest". Nie chodzi o klęskę polegającą na tym, że nową władzę rewolucyjną obala kontrrewolucja, ale o powolną, termidoriańską klęskę spowodowaną zużyciem rewolucji – zakamuflowanymi ustępstwami, pełzającymi kompromisami. Ci, którzy nie lękają się walki, powinni więc lękać się zwycięstwa, bo "walka naraża na prostą formę fiaska (szturm się nie udał), natomiast zwycięstwo naraża na jego najgroźniejszą formę: oto okazuje się, że na próżno się zwyciężyło, że rewolucja przygotowuje powtórkę, restaurację, że zawsze jest tylko antraktem między aktami przedstawienia państwowego". Przykładem tej tragedii rewolucyjnej jest życie i śmierć Guevary: nieustanna konieczność życia na wygnaniu, coraz dalej i dalej od tymczasowo zwycięskiego państwa.
Niemożność połączenia walki ze zwycięstwem sprowadza politykę do intermitencji i czystości zdarzenia, czyniąc z niego absolutną niespodziankę, bo gdyby można było je przewidzieć, "wpisywałoby się w historię państwa". "Jak przygotować się na takie niespodzianki?", pyta Badiou. Zapewnia, że "Hipoteza komunistyczna" to "książka filozoficzna", która, "wbrew pozorom, bezpośrednio nie dotyczy polityki". Nie chodzi w niej o hipotezę strategiczną, lecz filozoficzną, i o komunizm, który nie jest ruchem politycznym zmierzającym do zniesienia istniejącego ładu, lecz "Ideą" – Ideą filozoficzną pozwalającą "antycypować nowe możliwości" i potwierdzającą, że "nowa prawda jest historycznie możliwa", gdyż "bez Idei dezorientacja mas ludowych byłaby nieunikniona". Jaki więc związek zachodzi między wypowiedzią filozoficzną o hipotezie komunistycznej a jej weryfikacją polityczną? Czy właściwy dla tej wypowiedzi komunizm idealny nie pozostaje komunizmem hipotetycznym?
Hipoteza filozoficzna
"Jeśli przyjmiemy", mówi Badiou, "że filozofia jest służebnicą prawd, identyfikującą je w ich formie i badającą ich współczesność, to w takim razie jest ona również służebnicą prawd politycznych. W tym znaczeniu przyczynia się do zmiany świata. Jest aktywna w takim znaczeniu, w jakim Nizan był aktywny w przeciwieństwie do Bendy – po prostu dlatego, że podmiot, który wynika z procesu prawdy, jest aktywny w pewnym precyzyjnym znaczeniu: zawsze podlega imperatywowi dalszego wcielania się w proces".[3] Filozofia ciąży jednak ku klerkowi Bendzie, a nie ku bojownikowi Nizanowi. Badiou, twierdząc, że występuje "pod sztandarem Platona", rozwija nieodzowną krytykę nowoczesnej sofistyki, której przeciwstawia prawdę, ale dla niego prawda nie ma historii, a działanie na jej rzecz nabiera zgoła mistycznego charakteru.
Tymczasem Badiou proponuje wręcz ujmującą definicję polityki uciskanych. Jest to "zorganizowane działanie zbiorowe, zgodne z pewnymi zasadami i zmierzające do rozwinięcia w świecie realnym skutków nowej możliwości wypartej przez panujący stan rzeczy"[4]. Jasne, że polityki uciskanych nie sposób sprowadzić do tego, co dzieje się w sferze państwa lub pod jego kontrolą. Spór zaczyna się wtedy, gdy demokrację i to wszystko, co wiąże się z kategorią większości, utożsamia się z państwem. Jasne, że prawdy się nie głosuje. Polityka nie należy jednak do porządku prawdy, lecz do porządku owych "prawd względnych", o których mówił Lenin. Nie ulega wątpliwości, że wyborcze uwierzytelnianie się jest w dużej mierze mistyfikacją – nie tylko z powodu manipulacji medialnych, ale przede wszystkim z powodu alienacji w pracy i poprzez pracę, hipnotycznego efektu fetyszyzmu towarowego, nader ułomnych sposobów reprezentacji politycznej. Mimo to procedura wyborcza pozostaje konstytutywnym elementem układu sił społecznych i politycznych. Badiou twierdzi, że "ciemięzcom nic nie przynosi większej satysfakcji niż urządzanie wszędzie wyborów", a przecież takie twierdzenie oznacza ignorowanie walk, które uciskani prowadzą nieustannie w wielu krajach świata, starając się wymusić poszanowanie tego elementarnego prawa. Pod tym względem Badiou pozostaje wierny radykalnej platońskiej krytyce ustroju demokratycznego: polityki nie można prowadzić hołdując "anarchii pragnień materialnych", a "rząd demokratyczny nie może służyć jakiejkolwiek prawdziwej Idei". Gdy wszelkie głosowanie uważa się za "operację państwa", polityka staje się monopolem panów prawdy, domeną filozofa-króla walczącego z sofistą lub doksozofem.
Zgadzamy się z Badiou, że to, co chcemy uczynić, a co w oczach zarządców tego świata uchodzi za niemożliwe, będzie jedynie "tworzeniem uniwersalnie prawomocnej możliwości, której poprzednio nie dostrzegano". Zgadzamy się też z jego twierdzeniem, że "decydujące jest utrzymanie historycznej hipotezy świata uwolnionego od prawa zysku i interesu prywatnego (...) po prostu dlatego, że jeśli akceptuje się konieczność rozpasanej gospodarki kapitalistycznej i podtrzymującej ją polityki parlamentarnej, to nie widzi się innych możliwości". W swoim czasie Badiou definiował komunizm jako "filozoficzne, a więc odwieczne pojęcie buntowniczej podmiotowości"[5]. Teraz definiuje go najpierw jako potwierdzenie, że "można przezwyciężyć podporządkowanie realnych pracowników klasie panującej", następnie jako projekt mający na celu likwidację "prywatnego zawłaszczania monstrualnych bogactw", a wreszcie jako zniesienie państwowego aparatu przymusu wojskowo-policyjnego. Wskazuje na konieczność "zapewnienia trwałości hipotezy komunistycznej poza obrębem samej logiki walki o władzę".
Filozoficzna hipoteza zdarzeniowego wyjścia z jaskini kapitalizmu nie pozwala powiązać zdarzenia z historią, przypadkowości z koniecznością, celu z ruchem. Tymczasem dla nas nie ma absolutnej zewnętrzności polityki wobec instytucji, zdarzenia wobec historii, prawdy wobec opinii. Zewnętrze zawsze jest we wnętrzu. Sprzeczności wybuchają od wewnątrz, a polityka nie polega na ich unikaniu, lecz na osadzaniu się w nich, aby doprowadzić je do wybuchu.
Sekwencje i ich konsekwencje
W dziejach hipotezy komunistycznej Badiou wyróżnia dwie wielkie sekwencje. W pierwszej Marks postawił hipotezę komunizmu jako ruchu. Druga, "sekwencja partii rewolucyjnej z żelazną dyscypliną, militaryzacją wojny klasowej, państwa socjalistycznego, zapewne była sekwencją zwycięskiego wyobrażenia o hipotezie", ucieleśnionego przez Rosję Stalina i Chiny Mao. Stwierdzenie to, choć zniuansowane ostrożnym "zapewne", sugeruje, że druga sekwencja była zgodna z hipotezą – tak, jakby mityczna partia "z żelazną dyscypliną", która zrodziła się na stalinowskim Zjeździe Zwycięzców w 1934 r., w jakimkolwiek stopniu była prawowitym spadkobiercą "Manifestu Komunistycznego" i Komuny Paryskiej, a nie latoroślą monstrualnego Termidora poświadczoną procesami moskiewskimi, masowymi zbrodniami i deportacjami.
Zgadzamy się w całej rozciągłości z Badiou, gdy w ślad za Walterem Benjaminem twierdzi, że "teraz polityka przewyższa historię". Zgadzamy się więc również z Badiou, gdy wzywa do "uwolnienia polityki od tyranii historii i przywrócenia jej zdarzeniu"[6]. Nie można jednak sprowadzać historii do sekwencji aktów wierności wobec zdarzenia założycielskiego. Kiedy, dlaczego i jak kończy się sekwencja? Zdaniem Badiou każda sekwencja "kończy się nasyceniem". Po co więc zagłębiać się w dzieje kontrrewolucji biurokratycznej, rozwikływać procesy społeczne, które do niej doprowadziły, wykrywać rozstaje dróg? Przecież wygląda na to, że sekwencja to jedna bryła czy jeden odlew.
Zamiast uporać się z kwestią stalinizmu, do hipotezy komunistycznej Badiou dodaje hipotezę o nadzwyczaj hipotetycznej wierności początkowemu pojawieniu się nad światem widma: oto zwycięskie wyobrażenie o hipotezie komunistycznej "zachowało cechy pierwszej sekwencji, osobliwie zaś ideę rewolucji jako spełnienia globalnego. Powiedzmy, że o zwycięstwie myślano jeszcze jako o zwycięstwie hipotezy w jej pierwotnej formie". Powiedzmy? Myślano? Któż tak myślał i jak to się miało do rzeczywistości? Wystarczy skonfrontować to stwierdzenie z realiami bucharinowsko-stalinowskiej "budowy socjalizmu w żółwim tempie", a następnie stalinowskiej "budowy socjalizmu w jednym kraju" oraz wystawić je na próbę wojen domowych w Hiszpanii i Grecji, jałtańskiego podziału świata, konfliktu chińsko-radzieckiego, rewolucji indochińskiej, orędzia Che do Organizacji Trójkontynentalnej, aby przekonać się, że jest nieprawdziwe.
Wbrew temu, co twierdzi Badiou, utrzymanie hipotezy komunistycznej jako hipotezy strategicznej wymaga radykalnego odcięcia się od tego, co uczyniono w jej imieniu. Zamiast dokonać krytycznego nawrotu do przeszłości i przyjrzeć się krytycznie rzeczywistej polityce prowadzonej w ciągu drugiej sekwencji, Badiou ma nadzieję, że "despotyzm monopartii był wrogiem demokracji tylko o tyle, o ile ziszczał koniec pierwszej sekwencji Idei komunistycznej". Ziszczał! Czyżby chodziło więc o despotyzm konieczny – zgodny z Ideą? Czy pozostaje czekać na nową sekwencję Idei, która "pozwoli jej wziąć górę nad grą interesów przy użyciu innych środków niż terror biurokratyczny"? To tak, jakby właśnie terror ten pozwalał wziąć górę Idei komunistycznej, a nie interesom kasty termidoriańskiej – czy "nowej burżuazji" – poczętej w łonie aparatów partyjno-państwowych!
Badiou proponuje oddzielić rzeczownik "komunizm" od przymiotnika "komunistyczny", który określa pewną politykę. Twierdzi, że mylenie jednego z drugim spowodowało takie "zwarcie między światem realnym a Ideą", iż "trzeba było całego stulecia epickich, a zarazem straszliwych doświadczeń", aby zrozumieć, że takie wyrażenie, jak "partia komunistyczna", było kalekie. Rzecz jednak nie w nazwie czy sformułowaniu, choć to, jak coś się nazywa, ma znaczenie. Problem ten jest historyczny i polityczny. Jeśli "Idea komunistyczna" wywodzi się "in fine z praktyki (z istnienia świata realnego), choć do niej się nie sprowadza", nie może nie poddawać się jej próbie. Złudne jest "ratowanie idei" poprzez "uwalnianie świata rzeczywistego od wszelkich z nią powiązań". Hipoteza komunistyczna jest wówczas rozdarta między polityką faktu dokonanego afirmującą zgodność świata rzeczywistego z jego pojęciem a idealistyczną propozycją chroniącą Ideę przed zmiennością losów historycznych.
Upiór Stalina ciągle straszy
Rewolucja stała się "pustym pojęciem" i "nawet Nowa Partia Antykapitalistyczna nie przygotowuje rewolucji", oświadcza Badiou[7]. Jego zdaniem obecna sytuacja jest "porównywalna z sytuacją lat 40. XIX w." Nazajutrz po Restauracji odrodziły się walki społeczne i doszło do utopijnego wrzenia. Idea rewolucji utrzymała się wówczas raczej jako mit niż jako projekt strategiczny: "W tamtych czasach doszło do rekonstrukcji umysłowej zasilanej izolowanymi doświadczeniami robotniczymi: działalnością komunistów utopijnych, Manifestem Marksa itd." To zawieszone "itd." zaciera fakt, że zarysowało się wówczas zróżnicowanie socjalizmów utopijnych i komunizmu, przejście od "komunizmu filozoficznego" do komunizmu politycznego, usankcjonowane w 1848 r. we Francji spotkaniem pewnej idei (Manifestu) z pewnym zdarzeniem (rewolucją lutową i tragedią czerwcową).
Po zwrocie lat 90. XX w. – powstaniu zapatystów w 1994 r., zimowych strajkach 1995 r. we Francji, manifestacjach w Seattle w 1999 r. – zachodzą podobne zróżnicowania między antyneoliberalizmem stawiającym opór "nadużyciom" globalizacji a odradzającym się antykapitalizmem, który kwestionuje samą logikę akumulacji kapitału. Jak to bardzo dobrze określa Badiou, znów nabiera rumieńców "idea społeczeństwa, którego motorem nie byłyby własność prywatna, egoizm i chciwość". Z pewnością idea ta nie wystarcza do odrodzenia projektu rewolucyjnego, ale wytycza linię podziału między pretendentami do odrodzenia umoralnionego kapitalizmu a jego nieubłaganymi przeciwnikami, którzy uważają, że należy go obalić. Podzielamy ten niezłomny sprzeciw wobec panującego ładu. Zgadzamy się też z poglądem, że kryteria oceny stosowane na ogół do tzw. "doświadczenia komunistycznego" są kryteriami efektywności gospodarczej i norm instytucjonalnych systemu kapitalistycznego, toteż werdykt jest z góry znany. Czy jednak wystarczy stwierdzić, że "zastosowane środki były katastrofalne" – tak, jakby chodziło o zwykły błąd?
"Należy stwierdzić, że za Stalina robotnicze i ludowe organizacje polityczne miały się nieskończenie lepiej niż dziś, a kapitalizm był mniej arogancki. Nawet nie ma porównania", pisze Badiou. Formuła ta, rzecz jasna, zakrawa na prowokację. O ile jest rzeczą bezsporną, że "za Stalina" partie robotnicze i związki zawodowe były (liczebnie) silniejsze, o tyle ze stwierdzenia tego faktu nie wynika, czy było tak dzięki Stalinowi, czy wbrew niemu, ani – a raczej przede wszystkim – jakie koszty jego polityki poniosły i nadal ponoszą ruchy emancypacyjne. W niektórych innych wypowiedziach Badiou bywa ostrożniejszy: "Kłaniam się Stalinowi tylko z jednego powodu: kapitaliści go się bali". To o jeden pokłon za dużo. Czyż naprawdę kapitaliści bali się Stalina, czy czegoś zupełnie innego: wielkich walk robotniczych lat 30. – milicji robotniczych Asturii i Katalonii, strajku powszechnego, okupacji fabryk i manifestacji robotniczych z czasów Frontu Ludowego we Francji? Krótko mówiąc – bali się mas. Przy wielu okazjach kapitaliści nie tylko nie bali się Stalina, ale mieli w nim pomocnika. Tak było np. podczas dni majowych 1937 r. w Barcelonie, w czasach paktu Ribbentrop-Mołotow, rozbiorów jałtańskich, rozbrojenia greckiego ruchu oporu.
U Badiou krytyka stalinizmu sprowadza się do krytyki metody: "Metodami wojskowymi nie można kierować rolnictwem czy przemysłem. Przemocą państwową nie można pacyfikować społeczeństwa kolektywnego. Osądzić trzeba wybór polegający na organizowaniu się w partię – w coś, co można nazwać formą-partią". Tak oto Badiou dołącza do powierzchownych krytyków – byłych zawiedzionych komunistów stalinowskich, którzy tragedie ubiegłego stulecia wyprowadzają z pewnej metody i formy organizacyjnej oraz jej genealogii: "Partia zrodziła figurę partii-państwa (w pełni nastąpiło to po objęciu władzy przez Stalina)", twierdzi Badiou. A więc partia-państwo jako logiczna konsekwencja czy naturalny płód "formy-partii"? A więc, aby zapobiec "zawodowemu niebezpieczeństwu władzy"[8], wystarczy zrezygnować z "formy-partii"? To tak, jakby kontrrewolucja biurokratyczna, której ceną były miliony zabitych i deportowanych, nie stawiała o wiele ważniejszych kwestii zaangażowanych w nią sił społecznych, ich stosunków z rynkiem światowym, skutków społecznego podziału pracy, form ekonomicznych społeczeństwa przejściowego, instytucji politycznych, układów sił społecznych w skali krajowej i międzynarodowej.
Przecież aby w końcu, w latach 30., zapanowała partia nomenklatury, trzeba było metodycznie – procesami, czystkami, masowymi egzekucjami – zniszczyć październikową partię bolszewicką. Trzeba było unicestwić kolejne opozycje wewnątrzpartyjne. Poczynając od V Kongresu Kominternu (1924), pod fałszywym pretekstem "bolszewizacji", trzeba było zmilitaryzować Międzynarodówkę i jej sekcje krajowe. "Fiasko każe ostatecznie zrezygnować ze zmilitaryzowanego paradygmatu Partii i zainaugurować coś, co we Francji Organizacja Polityczna[9] nazywa polityką bezpartyjną", pisze Badiou. Wniosek taki wynika z mitycznego wyobrażenia o partii leninowskiej jako "partii z żelazną dyscypliną". Za czasów Lenina partia bolszewicka różniła się istotnie od jej "obrazka z Epinal" sporządzonego później przez nowych termidorianów i propagowanego przez reakcję[10]. Tymczasem taki obrazek legitymuje Badiou pisząc, że zwycięstwo rewolucji w październiku 1917 r. "powszechnie przypisuje się nowej dyscyplinie politycznej, którą ucieleśnia partia leninowskiego typu" lub twierdząc, że terror stalinowski to jeden ze sposobów użycia "narzędzia sporządzonego na użytek zwycięstwa powstania" – tak, jakby terror ten był bezpośrednią konsekwencją funkcji partii i jakby jego brutalność nie zakiełkowała podczas wojny domowej i spowodowanej przez nią militaryzacji[11].
Badiou twierdzi, że Maj 68 i Rewolucja Kulturalna zakwestionowały zasadniczą zgodę co do "istnienia podmiotu historycznego i potrzeby jego organizacji". Odrzuca dziś ideę "podmiotu historycznego ucieleśniającego możliwość emancypacji poprzez swoistą organizację, którą nazywa się właśnie partią". W swoich pismach o 1968 r. był jeszcze "pewien, że kwestia organizacji, która jako jedyna zapewnia jedność polityczną i praktyczną różnorodnych grup społecznych, ma kluczowe znaczenie w naukach płynących z Maja 68" i że "czysty ruch nie rozwiązuje żadnego problemu, do którego postawienia się przyczynia". Pisał wówczas: "Trzymając się jak najdalej okopów filozoficznych, pojmuję politykę w nierozłącznym związku z pojęciem partii – organizacji skutków nieprzewidywalnego procesu". Dziś natomiast twierdzi, że "najtrudniejszą kwestią do rozwiązania przez różnorodne doświadczenia, poczynając od 1968 r., jest kwestia typu organizacji, której nam potrzeba, ponieważ doktryna klasycznego urządzenia w postaci partii dysponującej oparciami społecznymi i staczającej swoje najważniejsze boje w sferze wyborczej, dała z siebie wszystko, co mogła. Jest ona zużyta, nie może już funkcjonować, mimo wielkich rzeczy, które mogła przynieść czy którym mogła towarzyszyć w latach 1900-1960". Odkąd wkroczyliśmy więc w "epokę przeformułowania hipotezy komunistycznej", trzeba "odpowiedzieć na wyzwanie polegające na tym, że trzeba myśleć o polityce poza jej podległością wobec państwa i poza ramami partii w liczbie mnogiej lub Partii w liczbie pojedynczej".
To, że polityka nie sprowadza się do sfery państwowej, to rzecz oczywista. Jednak partia to właśnie warunek uprawiania polityki na dystans od państwa. Wyeliminujmy zapośredniczenie partyjne, a pozostanie nam nieprzejrzystość społeczna lub drogie liberałom "społeczeństwo obywatelskie". Logicznym skutkiem "zerwania z przedstawicielską formą polityki" jest dla Badiou "zerwanie z demokracją" – nie tylko z jej odmianami parlamentarnymi, ale również z wszelką "tyranią większości". Jak radykalnie odrzucić grę opinii nie wylewając dziecka z kąpielą – nie stawiając wszelkiej demokracji pod sąd i nie mistyfikując Komuny Paryskiej jako formy władzy bezpartyjnej i "bezwładczej"? Jeśli Engels miał rację twierdząc, że Komuna była dyktaturą proletariatu, to znaczy, że była jeszcze formą państwa, co prawda "skazaną" już na obumarcie, ale ciągle jeszcze formą państwa.
Dylematu nie rozwiązuje się rezygnując z władzy, lecz uruchamiając grę dialektyki (a nie wygrywając dwuznaczność) walk społecznych i walk politycznych, samoorganizacji (komuny, rady) i zapośredniczeń partyjnych. A gdyby tak okazało się, że partia nie jest problemem, lecz elementem rozwiązania problemu? Bo są partie i partie. Partia jest również – nieuchronnie niedoskonałym – środkiem oporu wobec władzy pieniądza i mediów, korygowania nierówności społecznych i kulturalnych, tworzenia zbiorowej, demokratycznej przestrzeni myślenia i działania.
Platonizm wolnościowy?
Badiou życzy Nowej Partii Antykapitalistycznej, aby w wyborach uzyskała 10% głosów, bo wywołałoby to "trochę zamieszania w grze parlamentarnej". Zastrzega się jednak, że jeśli do tego dojdzie, odbędzie się to bez jego udziału. Podobnie, w 2005 r. życzył francuskim przeciwnikom europejskiego traktatu konstytucyjnego, aby wygrali referendum, i też nie przyłożył do tego ręki. Ktoś mógłby dopatrzyć się w tym kokieterii, ale to konsekwentna postawa – realizacja dwóch zaleceń: po pierwsze, nie wolno określać się przyjmując za punkt wyjścia państwo, a po drugie nie wolno brać udziału w grze wyborczej.
Podpisujemy się obiema rękami pod pierwszym zaleceniem. Nowa Partia Antykapitalistyczna nie definiuje się wychodząc od państwa czy w związku z państwem, lecz wychodząc od interesów klasowych, mobilizacji oddolnych, samoemancypacji. Jeśli chodzi o drugie zalecenie, to wszystko zależy od tego, co rozumie się przez "udział w grze wyborczej". Jeśli oznacza on udział w wyborach, to bez bicia przyznajemy się do winy: bierzemy udział w tej grze w takiej mierze, w jakiej wyborcze układy sił stanowią zniekształcone zwierciadło układów sił między klasami. Jeśli natomiast oznacza podporządkowanie walki kalkulacjom i sojuszom wyborczym, to my w takiej grze nie bierzemy udziału. Za to właśnie nas się potępia twierdząc, że odmowa udziału we wszelkiej koalicji rządzącej z neoliberalną Partią Socjalistyczną to "woda na młyn Sarkozy’ego".
Do dwóch wymienionych zaleceń Badiou dorzuca trzecie, co do którego zgadzamy się z nim ochoczo: trzeba "opierać się fetyszyzacji ruchu, która zawsze jest przedsionkiem desperacji". "Słyszy się zewsząd o sieci, technologii, Internecie, konsensie, tylko że ten typ organizacji nie dowiódł swojej skuteczności". "Ci, którzy nic nie mają", głosi Badiou, mają tylko "swoją dyscyplinę, swoją jedność". Dziwi, że podchodzi on do problemu organizacji politycznej pod kątem dyscypliny i dochodzi do wniosku, że "otwarty pozostaje problem dyscypliny politycznej, która nie naśladowałaby dyscypliny wojskowej". W większości organizacji lewicy rewolucyjnej jesteśmy dziś dalecy od hołdowania takiej dyscyplinie i jej mitologiom. Dyscyplina jest podporządkowana demokracji: jedność (dyscyplina) w działaniu wynika z debat demokratycznych i demokratycznie podejmowanych decyzji, które różnią się zasadniczo od gadulstwa lub zwykłej wymiany poglądów. Uporczywie nie chcą tego zrozumieć ci, którym idea centralizmu demokratycznego kojarzy się nie tylko z jej wynaturzeniem w postaci centralizmu biurokratycznego, ale, co więcej, z ("żelazną"!) dyscypliną wojskową. Centralizm i demokracja to nie tylko nie antynomie, ale zgoła dwie strony tego samego medalu.
Zawsze zwalczaliśmy "złudzenie społeczne", które karykaturalnie przeciwstawia czysty i zdrowy ruch społeczny brudnej z natury walce politycznej. Jest to unik, który w koniunkturach odpływu z niemocy czyni cnotę. "Zadanie chwili", zdaniem Badiou, polegałoby na "utrzymywaniu dyscypliny wymykającej się spod kontroli państwa – dyscypliny, która od początku do końca byłaby polityczna". Po tym jednak, jak z jednej strony w "formie-partii" upatrzył źródło "występków" stalinizmu, a z drugiej zadeklarował sceptyczny stosunek do form sieciowych, które miałyby ją zastąpić, warto byłoby poznać jego koncepcję takiej formy kolektywu, jaka nie byłaby ani partią, ani siecią – innymi słowy, wyjaśnić zagadkę platonizmu wolnościowego, a raczej dziwnego autorytarnego platonizmu antypaństwowego.
Badiou wypowiada sądy odnoszące się do rzekomych intencji, które przypisuje Nowej Partii Antykapitalistycznej, i snuje ryzykowne prognozy: "Ta kombinacja starej formy partii z marksistowskim uzasadnieniem i tradycyjnej gry politycznej (udział w wyborach, zarządzanie samorządami terytorialnymi, infiltracja związków zawodowych) po prostu przypomina starą, dobrą partię komunistyczną sprzed 40 lat". Machnijmy ręką na użycie przez Badiou tradycyjnej formuły biurokracji związkowych o rzekomej "infiltracji związków zawodowych" przez rewolucjonistów, których zwykły one przedstawiać jako obce ciała, gdy wraz ze swoimi kolegami z pracy działają w związkach. Zatrzymajmy się na końcowej propozycji: "W tej chwili liczy się jedno – praktyka bezpośredniej organizacji politycznej w łonie mas ludowych i eksperymentowanie nowych form organizacji". Faktycznie, to właśnie się liczy i to właśnie robią na co dzień działacze zaangażowani w boje związkowe, ruchy alterglobalistyczne, walki o dach nad głową dla bezdomnych, siatki w rodzaju Edukacji Bez Granic, ruchy kobiece i ekologiczne. Czy jednak to wystarczy? Czyż "fetyszyzacja ruchu", od której Badiou tak stroni, nie jest konsekwencją rezygnacji z nadania projektowi politycznemu formy – nieważne, jak ją nazwiemy: partią, organizacją, frontem, ruchem – bez której polityka, przecież tak mocno przezeń akcentowana, byłaby polityką bez polityki?
Przypisy:
[1] Wymiana listów między A. Badiou a S. Žižkiem, w: "Mao Zedong, De la pratique et de la contradiction", Paryż, La Fabrique 2008.
[2] A. Badiou, "L’hypothèse communiste", Paryż, Lignes 2009.
[3] Wywiad z A. Badiou w: D. Bensaïd (red.), "Politiquement incorrects: Entretiens du XXIe siècle", Paryż, Textuel 2008.
[4] A. Badiou, "De quoi Sarkozy", Paryż, Lignes 2007.
[5] A. Badiou, "D’un désastre obscur", Paryż, L’Aube 1991.
[6] A. Badiou, "Peut-on penser la politique?", Paryż, Seuil 1985.
[7] Wywiad z A. Badiou, "Libération", 27 stycznia 2009 r.
[8] Patrz K. Rakowski, "Zawodowe niebezpieczeństwo władzy", "Zeszyty Teoretyczno-Polityczne" nr 7/8, 1957.
[9] Rozwiązaną ostatnio Organizację Polityczną (OP) założyła w 1985 r. grupa byłych członków maoistowskiego Związku Komunistów Francji (marksistowsko-leninowskiego) (UCF-ml) skupiona wokół A. Badiou.
[10] Patrz M. Liebman, "Le léninisme sous Lénine", Paryż, Seuil 1973, L.T. Lih, "Lenin Rediscovered: ‘What Is To Be Done?’ in Context", Lejda, Brill 2006 oraz liczne prace M. Lewina.
[11] Patrz L. Trotsky, "Stalin", Londyn, Hollis & Carter 1947.
Daniel Bensaïd
tłumaczenie: Zbigniew Marcin Kowalewski
Tekst ukazał się w miesięczniku "Le Monde Diplomatique - edycja polska.