Materializacja frustracji i gniewu
2025-01-01 12:06:10
Zachód pojmuje siebie zawsze jako normę
i postrzega Wschód tylko jako odstępstwo,
jako nienormalność, jako anomalię.
Wschód wydaje się wrzodem
na zdrowym ciele Zachodu

Dirk OSCHMANN

Ponad 12 lat temu wnikliwy myśliciel i obserwator procesów oraz trendów przebiegających w obrębie kultury Zachodu, Zygmunt Bauman stwierdził w jednym z wywiadów, iż przybywa ludzi, którzy mają poczucie iż są gorsi od innych. Z racji tego co preferuje i reklamuje jako udane i szczęśliwe życie, demo-liberalny mainstream są wykluczeni i stygmatyzowani. I tu się rodzi owo poczucie gorszości. Jego zdaniem upokorzeni są sfrustrowani, potem gniewni, potem się buntują szukając środków by te stany w jakiś sposób rozładować. Często w wojowniczy i niszczycielski sposób.
Z tego tytułu elity polityczne, żyjące w bańce swoich wyobrażeń o świecie, uważając swoje prawdy i wyznawane wartości za coś w rodzaju „metra z Sevres” czy nie podlegających dyskusji religijnych dogmatów (choć jednocześnie głoszą hasła sławiące demokrację, wolność słowa, swobody myśli i poglądów, pluralizmu itd.) nie są w stanie pojąć dlaczego ludzie głosują na Trumpa, Orbana, Wildersa, Erdogana, na partie takie jak AfD (w Niemczech), FN/ZN (we Francji), FPÖ (w Austrii), PiS (w Polsce), SMER (na Słowacji) itd. Argumentują zazwyczaj, a to brzmi coraz groteskowo, że to zewnętrzne manipulacje, populizm polityków nie-mainstreamowych bądź niedojrzałość społeczeństw nie wiedzących jak należy (i na kogo) glosować.
Niedawno ukazała się w Niemczech doskonała, niewielkich rozmiarów, książka autorstwa Dirka Oschmanna pt. >JAK NIEMIECKI ZACHÓD WYMYŚLIŁ SWÓJ WSCHÓD< o problemie pozornego zjednoczenia Niemiec przed ponad 30 laty. Widać to dziś po wynikach wyborów w poszczególnych landach byłej NRD i reakcji na nie zachodnioniemieckich elit polityczno-medialnych. Dirk Oschman stwierdza celnie, że w dyskursie panującym po zjednoczeniu Wschód oznacza po dziś dzień przede wszystkim brzydotę, głupotę, lenistwo, rasizm, szowinizm, prawicowy ekstremizm i ubóstwo. Czyli - porażkę na całej linii. Te określenia nie mogą się odnosić do ludzi Zachodu, bo on i oni z kolei oznaczają prawdziwe Niemcy. Piękno, mądrość, pracowitość, otwarcie na świat, liberalizm, demokrację, dostatek. Czyli sukces. Wschód jest tym czego się nie chce, bo jest obcością i niewłaściwą innością, wynikającą z apriorycznego zdaniem Zachodu, niższego poziomu cywilizacji. Na to zwrócił uwagę już przed dwoma dekadami cytowany Bauman.
To poczucie wyższości, towarzyszący jej paternalizm i elitarne utożsamienie się z czymś lepszym odróżniającym od gawiedzi ze Wschodu towarzyszy umownie środowiskom zachodnio-niemieckim, nazywanymi demo-liberalnymi, od 1990 r. I można to rozciągnąć na całą mentalność immanentną beneficjentom neoliberalnych zmian jakie zaszły w obszarze euro-atlantyckim po 1989 r. U nas w Polsce zmaterializowało się ono np. w sloganie Ewy Milewicz (GAZETA WYBORCZA Z 2001 r.) „wam wolno mniej” czy dzisiejszej pogardzie na masową skalę spotykanej w soc-sieciach wobec tych ludzi, którzy ośmielają się głosować na PiS. Czołowi politycy środowisk liberalnych nie stronią również od takiej retoryki.
Oschmann uchwycił uniwersalną prawdę mentalności tych środowisk, królującej w krajach Unii i USA jaką jest owa pogarda i odium przypisane tym „nie swoim”, tym gorszym, którzy nie nadążają i którzy ośmielają się preferować inne niż nasze, zwycięskie, wartości. Po publikacji swej książki spotkał się on z masowym hejtem ze strony tych liberalnych, cywilizowanych, eleganckich Wessich. Na potwierdzenie przytacza jeden z e-maili jaki dostał od stomatologa z Westfali-Nadrenii, egzemplifikujący absolutnie sposób myślenia tych cywilizowanych zachodnich Europejczyków, mających się za naród wybrany posiadający absolutną Prawdę. Otóż ów dentysta napisał, że ludzie ze Wschodu Niemiec nie powinni być w ogóle dopuszczeni do wyborów ponieważ są niewykształceni i niewiele wiedzą: o demokracji, o wolnościach, o swobodach obywatelskich, są ciemni i zapóźnieni w rozwoju. Podobnie są sformatowani nasi uśmiechnięci fajno-Polacy czy anty-trumpiści w USA. Czyści, klasyczni demokraci i szczerzy liberałowie. Lecz czy o taką demokrację i tzw. społeczeństwo obywatelskie chodziło i chodzi ?
To wszystko ma swe źródła i rzutuje dziś na całość stosunków i relacji, materializujących się od wieków, jakie tzw. Zachód (ten na lewym brzegu Łaby) prezentuje do umownie określanego Wschodu. Też do tzw. niemiecko-kulturowego tworu jakim jest Mittel Europa czy dawna NRD. Tolerowani są przez te elity jedynie osobnicy, którzy en bloc odrzucili, jednocześnie opluwając, całą swoją (tu enerdowską) przeszłość niczym pospolici renegaci. Np. Joachim Gauck (b.NRD-owski dysydent, Prezydent RFN 2012-17) akurat wielokrotnie mówił o ciemnych, prymitywnych, niecywilizowanych Niemczech Wschodnich. I wtedy są traktowani jako partnerzy, nie owi Untermenschen. Tacy osobnicy muszą się pozycjonować absolutnie w aksamitnym, totalnym utożsamieniu z Zachodem. Czy takich Gaucków na naszej polskiej scenie politycznej, takich osób publicznych z tak giętkimi kręgosłupami i plastelinowym pojmowaniem wartości etyczno-politycznych, zwłaszcza na tzw. lewicy, nie obrodziło po 1989 r. w nadmiarze ?
I tu leży również m.in. problem obserwowanych, głębokich podziałów w polskim społeczeństwie. Ich przyczyny są w jakimś sensie uniwersalne i dlatego odwołuję się do książki Dirka Oschmanna, która w modelowy sposób pokazuje ich źródła. One leżą jak najbardziej w klasowych podziałach, trwających w świadomości od wieków („długie trwanie” wg Fernanda Braudela). Ale są one jednocześnie formatowane w zależności od epoki, systemu, kultury, mody, politycznych zapotrzebowań itd. To feudalny podział na panów i chamów, suwerenów i wasali, czyli tym samym na lepszych i gorszych. Genezę takich podziałów należy widzieć w klasowości, stosunku do własności i posiadania (też środków produkcji najszerzej rozumianych). Dziś jest to bardziej złożona sytuacja niż w feudalizmie czy w czasach gdy definiował to fantastycznie i ponad czasowo brodaty filozof z Trewiru, ale jądro problemu pozostaje takie samo: przynależność do klasy – własność – władza. Czyli rzeczywiste (a nie medialne) możliwości – zasoby – sprawczość i wpływy.
Refleksje Oschmanna pokazują, że nawet tak bogaty kraj jak Niemicy nie potrafił z różnych względów do końca wchłonąć i zglajchszaltyzować zbiorowości b. NRD wg sznytu zachodniego. Zwłaszcza gdy nie uwzględnia się elementów takich jak kultura, lokalność, przywiązanie do tradycji (dot. to silnej regionalizacji obecnej od wieków w Niemczech) i bez wątpienia 4 dekad historii oraz realiów NRD. To m.in. stąd biorą się sukcesy partii niechętnych ugrupowaniom politycznym najszerzej utożsamianymi z establishmentem. Nie tylko w Niemczech.

poprzedni komentarze