W europie mija moda na lewice więc na pochodach niema tłumów
Wypowiedź Sommera jakże oddaje stan świadomości związkowego biurokraty. Nie dziwi w związku z tym iż robotnicy nie uczestniczą w tego typu spędach, imprezach mających tylko wypromować związkowych biurokratów, przejmujących się kondycją społeczeństwa burżuazyjnego.
Równie dobrze tego typu kawałki można byłoby usłyszeć z ust któregoś z naszych bonzów związkowych. Nasi bonzowie często wołają o więcej dialogu społecznego.
W Europie "nie zanika moda na lewicowość" a raczej dojrzewa niestety przekonanie iż nowe partie typu pluralistycznego jak i ugrupowania socjaldemokratyczne w ogóle odsunęły na bok kwestię walki klas, przyjęły już oficjalnie burżuazyjny punkt widzenia. Troska o przyszłość społeczeństwa burżuazyjnego tak naprawdę nie różni się niczym od faszerowania ludzi pracy, opowieściami co należy robić by utrwalić "zgodę narodową", "jedność narodową" czy "pokój społeczny". Dzisiejsze społeczeństwo kapitalistyczne na takim "konsensusie" zgody narodowej, jakiegoś ulotnego dialogu społecznego jest oparte.
Wydarzenia w Grecji czy Turcji pokazują iż zorganizowana klasa robotnicza w partię z prawdziwego zdarzenia potrafi się obronić a nawet przepędzić owych biurokratów związkowych, jasno wyrazić swój sprzeciw wobec kapitulanctwa żółtych związkowców, będących na pasku kapitalizmu.
To ze lewica rewolucyjna, marksistowska w Europie Zachodnie postanowiła się pogodzić z rzeczywistością
kapitalistyczną, sprzyja niestety nawrotowi nastrojów populistycznych i nacjonalistycznych. Właściwie trudno nazywać ów partie polityczne jeszcze rewolucyjnymi czy komunistycznymi. Przykłady francuskich czy włoskich kompartii pokazują jak daleko można było porzucić dotychczasowe pozycje ideowo-polityczne na rzecz socjaldemokratycznego reformizmu, skarlenia politycznego. Zyskują na tym organizacje, formacje polityczne jakie narodową frazeologią starają się oszukać robotników, próbują im wmówić iż mają oni wspólne interesy z kapitalistami.
W tym roku Le Pen wzywa "Francuzów do jedności" w obliczu "zagrożenia tożsamości".
Z drugiej strony to dość nieoczekiwane iż w Rumunii czy Bułgarii 1 maja stał się dniem o wiele bardziej podniosłym niż w Polsce. Tutaj zdjęcie z pochodu w Rumunii: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/51,80277,7835969.html?i=1
Przecież w tych krajach również przymuszano ludzi do udziału w pochodach 1-majowych. Czyniono to nawet bardziej konsekwentnie. Ludzie pracy jednak nie boją się wychodzić w tym dniu na ulice. Sytuacja w Polsce na tle choćby Rumunii czy Bułgarii nie przedstawia się zbyt różowo. Wręcz jest tragicznie.
PS.
Wracając jeszcze do polskiego podwórka. Warto sobie przypomnieć jak Aleksander i Piotr szli w jednym pochodzie...
http://wyborcza.pl/duzy_kadr/1,97904,7835022,Z_archiwum_pochodow_pierwszomajowych.html
jak zamiast ludziom biednym, bezdomnym, pracującym i niepracującym, cały wysiłek poświęca się prawom imigrantów, żab, drzew i najróżniejszych seksualnych mniejszości. A imigranci, żaby, drzewa i mniejszości jakoś lewicy nie popierają.
Nie trzeba prawicy, lewica sama pod sobą najlepiej kopie dołek.
a szczegolnie, jak widac, urosl - co wieszczyli liczni medrkowie - na fali kryzysu gospodarczego.
Nawet i w tej sytuacji liczba uczestników w Polsce wygląda zasmucająco.
PS Stolicą Turcji jest Ankara a nie Istambuł.