Zgodnie z ordynacją wyborczą zaaplikowaną nam przez towarzyszy partyjnych tak będzie do końca świata jak my jej nie zmienimy.
W tej chwili społeczeństwo jest ubezwłasnowolnione i oszukane.
Ubezwłasnowolnione, bo wybierając iluś radnych lub posłów może postawić krzyżyk tylko przy jednym nazwisku, faktycznie głosując na listę partyjną, nie na konkretnego człowieka – i to jest to oszustwo. Wybrany radny lub poseł nie jest naszym przedstawicielem, a towarzyszem partyjnym. Wyborcy po wyborze nie mają wpływu na takiego typa, bo on słucha swoich towarzyszy nie wyborców.
To my, powinniśmy im zmienić ordynację wyborczą na JOW, gdzie będziemy wybierać konkretnych przedstawicieli do Sejmu i Rady Miasta, a jak oni nie będą słuchać woli wyborców, to wyborcy drogą lokalnego referendum cofną im mandat.
Tak być powinno – płatnik płaci i wymaga, społeczeństwo płaci i wymaga.
Józef Brzozowski Żory
JOW jako remedium na wszystkie bolączki polskiej "demokracji" to jeden z głównych neoliberalnych mitów. Nie chce mi się z pamięci wymieniać wszystkich minusów tej ordynacji. Wkleję Ci więc bardzo dobry tekst z www.nowalewica.pl:
"W Polsce pojawia się coraz więcej głosów na rzecz wprowadzenia ordynacji większościowej i jednomandatowych okręgów wyborczych do parlamentu czy samorządów – inicjatywa jow.pl zyskuje coraz więcej głosów poparcia, a rządząca Platforma Obywatelska proponuje wprowadzenie tego systemu w wyborach samorządowych. Panuje konsensus, że polski system wyborczy, oparty na ordynacji proporcjonalnej, wymaga gruntownej reformy, a projekt JOW obiecuje odpowiedzialność parlamentarzystów przed wyborcami, przejrzystość i wiele innych rzekomych zalet. W rzeczywistości jednak pogłębi jedynie problemy polskiej sceny politycznej.
System JOW obowiązuje m.in. w Wielkiej Brytanii i USA. Jest bardzo prosty i na tym polega jego złudny urok - kraj czy region podzielony jest na tyle niewielkich okręgów wyborczych, ile jest mandatów do zdobycia. Z każdego z nich wybierany jest tylko jeden kandydat, który otrzyma największą część głosów. Brzmi ładnie? W praktyce deformuje wyniki wyborów i zmniejsza reprezentatywność. Oto dlaczego:
1. Zwycięzca bierze całą pulę. Obywatele należący do „przegranych” w swoim okręgu nie mają żadnej reprezentacji i są de facto wykluczeni z procedur demokratycznych, choć w przypadku podziału ich głosów mogą nawet stanowić większość wyborców! Terytorialne zakorzenienie poszczególnych opcji politycznych często powoduje, że lojalny wyborca niepopularnego w swoim miejscu zamieszkania ugrupowania przez całe życie głosowania nigdy nie wpłynie na wybór ani jednego kandydata. Z takim problemem borykają się np. brytyjscy konserwatyści w zdominowanej przez Partię Pracy Szkocji czy amerykańscy Demokraci w konserwatywnych, republikańskich stanach Południa.
2. Proporcje głosów oddanych w skali kraju często mają niewiele wspólnego z podziałem mandatów. Wyjątkowo skrajny przykład miał miejsce przy okazji niedawnych wyborów parlamentarnych w Wielkiej Brytanii, gdzie partia Liberalnych Demokratów zyskała jeden punkt procentowy głosów, ale straciła sześć mandatów – tylko dlatego, że tym razem więcej głosów padło w okręgach, gdzie i tak wygrali jej konkurenci.
3. W związku z powyższym terytorialny podział okręgów wyborczych staje się jednym z głównych wyznaczników podziału mandatów. W USA powstało nawet specjalne określenie, gerrymandering, na walkę polityczną prowadzoną poprzez zmienianie granic okręgów tak, by dopasować je do sondażowych wyników w sposób optymalny dla swojego kandydata. Czy to o to powinni spierać się przed wyborami nasi reprezentanci?
4. Pod wpływem JOW powstaje system dwupartyjny, zamknięty na wpływ z zewnątrz. Powoływanie nowych ugrupowań mogących realnie kontestować wybory staje się w zasadzie niemożliwe. W systemach wielopartyjnych główne ugrupowania muszą liczyć się z tym, że w przypadku niezadowolenia stracą wyborców na rzecz mniejszych partii, czekających tylko na ich potknięcia, a jeśli te urosną w siłę – wynik wyborów może narzucić koalicję. Natomiast przy JOW dwa molochy, pozbawione konkurencji, kostnieją we własnych strukturach.
5. Ordynacja JOW odbiera władzę wyborcom, a przekazuje ją aparatom partyjnym. Zwolennicy tej ordynacji wiele mówią o możliwości startu kandydatów niezależnych, jednak ostatecznie stanowią oni zwykle niewielką część parlamentarzystów, pozostającą w opozycji. Do rządzenia potrzebne jest zaplecze organizacyjne, programowe i finansowe, które zapewniają partie. W przypadku wielomandatowych okręgów mamy do wyboru wiele partii, a z każdej z nich kilku kandydatów – o różnych specjalnościach, wpisujących się w różne nurty. Natomiast w przypadku JOW to struktury partyjne wybierają spośród siebie jedną osobę, którą wystawią w wyborach. Oznacza to tyle, że choć oba stronnictwa są – niejako z przymusu – wielonurtowe i obejmują wiele poglądów, niepartyjny wyborca nie ma możliwości poparcia preferowanego przez siebie skrzydła partii. Zamiast tego dominacja takich czy innych poglądów w łonie partii jest wyznaczana przez frakcyjne rozgrywki, zamknięte dla zwykłych obywateli.
System wyborczy w Polsce szwankuje – to jasne, ale mamy problemy, które JOW jedynie pogłębi. Przez stosowanie faworyzującego duże partie przelicznika d’Hondta i bardzo wysokiego, pięcioprocentowego progu wyborczego, system partyjny jest całkowicie zamknięty na nowe ugrupowania. Zbyt wielu wyborców musi zadowalać się „mniejszym złem”, jakkolwiek by go nie pojmowali. Jest to tym bardziej odczuwalne w samorządach, które powinny być przecież polem dla oddolnych ruchów społecznych, ale wskutek bezlitosnej matematyki wyborów są jeszcze bardziej zdominowane przez największe partie niż parlament.
Nie musimy wybierać pomiędzy obecnym systemem a jednomandatowymi okręgami wyborczymi. Jest mnóstwo możliwości reformy, jak choćby wprowadzenie, wzorem krajów Skandynawskich i Niemiec, przelicznika Sainte-Lague, dającego większy wpływ mniejszym partiom, lub wzorem Australii – ordynacji preferencyjnej, w której zamiast głosować na tylko jednego kandydata, szeregujemy kilku najlepszych zgodnie ze swoimi przekonaniami, by nie marnować głosów i nie głosować taktycznie. Wybierzmy model, który uczyni naszą demokrację bardziej sprawiedliwą i bardziej reprezentatywną, a nie mniej – powiedzmy NIE jednomandatowym okręgom wyborczym!"
Co do tekstu Ciszy... Powiem szczerze, że jak go czytałem miałem ochotę złapać za karabin i rozstrzelać całe to jaśniepaństwo z warszawskiego ratusza. Zachowanie tych buców to tak naprawdę obraz całej naszej "demokracji", w której nasi - pożal się, boże - reprezentanci zachowują się jak udzielni książęta robiący poddanym łaskę, że w ogóle od czasu do czasu mają ochotę z nimi rozmawiać.
Tylko całkowita obieralność i odwoływalność władz, czyli likwidacja tego chorego i demoralizującego władzę pomysłu jakim jest "kadencja" jest w stanie przywrócić jakiekolwiek pozory ludowładztwa.
ordynacji samorządowej, ale JOW nie rozwiążą problemu. Musi powstać ordynacja zrównująca szanse lokalnych komitetów społecznych mieszkańców i partii politycznych miedzy innymi przez bardziej rygorystyczne ograniczenie wydatków na kampanie, czy zniesienie konieczności przekraczania progu w skali całego miasta, a nie tylko dzielnicy. powinno się również wprowadzić mechanizmy odwoływania radnych, jak również ułatwić procedury odwoływania władz lokalnych. Radni powinni być karani obcięciem uposażeń za spóźnienia czy nieusprawiedliwione nieobecności na radach, szczególnie dotkliwie gdy prowadzi to np. do braku kworum czy niemożliwości odbycia sesji nadzwyczajnej. Bezwzględnie też należy uzależnić uposażenia radnych od mediany zarobków mieszkańców danego miasta, gminy itp. - ludzie w wyniku działań samorządu biednieją, radni też tracą. Bezwzględnie powinno się egzekwować też zakaz powiązań samorządu z biznesem. Radni nie powinni mieć nawet członków rodzin w firmach mogących jakkolwiek korzystać na decyzjach samorządu (deweloperzy, firmy budowlane, transportowe, usługi komunalne itp.)
Bo populista to ktoś, kto lansuje idee "zgodne z oczekiwaniami większości społeczeństwa" / Słownik j.p. t. 3, str 698, PWN - 2003 /. Myślę zaś, że autor tekstu do takich właśnie ludzi się zalicza, więc nie rozumiem dlaczego populizm go obraża, choć powinien napawać go dumą. Jakieś poplątanie z pomieszaniem a może zwyczajny brak ideowości? A może jeszcze gorzej, bo uległość modzie? Zaiste, zastanawiająca to przypadłość.
ale... jeżeli sięgnąć do źródeł, czyli tej ateńskiej, to w niej też nie wszyscy uczestniczyli. Niewolnicy byli z niej wykluczeni, przecież. Ciekawe jaki procent ateńczyków stanowili niewolnicy? Ci, którzy pozwalali się wolnej reszcie (połowie populacji, jednej czwartej, jednej trzeciej... wie ktoś może?) bawić w demokrację, zapierniczając na nią... "Wolni" gołodupce też pewnie niewiele mieli do gadania, ale kamyki do urny se wrzucić mogli, a jakże...
Nasza demokracja jest bardziej wynaturzona od tej ateńskiej, gdzie garstka "arystokracji" (radnych, posłów, senatorów, prezydentów) kupuje sobie głosy "wolnych" chociaż ubezwłasnowolnionych obywateli obiecując im gruszki na wierzbie, by potem wierzbę ściąć, bo gruszki nie obrodziły...
I my to kupujemy.
A jednomandatowe okręgi wyborcze, kaktusienadłoni, tylko tę patologię pogłębiłyby. Rządziłaby nami otwarcie MAFIA. Teraz tylko zza węgła...
.
.
Z całym szacunkiem, lubię czytać Twoje komentarze bo dużo w nich mądrości życiowej, ALE NIE W TYM. Mafia to teraz rządzi, a w moim odczuciu ci co są przeciwni ordynacji większościowej to jej agenci. PRZEPRASZAM, nie chcę nikogo obrazić, ale w moim głupim łbie nie mieści się to że obecny partyjny system jest lepszy od przedstawicielskiego. Ty i fancom w swoich komentarzach jesteście podobni księdzu który w imię miłości bożej piekłem straszy. Ja wyrosłem ze ślepej wiary.
Fancom uczciwie się przyznaje że pisze nie swoim tekstem tylko wkleja coś z poradnika agitatora, pisze że „Ordynacja JOW odbiera władzę wyborcom, a przekazuje ją aparatom partyjnym.” Albo mu się teksty do wklejenia pomyliły albo .... nie dokończę.
Dobrze napisana ordynacja wyborcza w Społeczeństwie Obywatelskim daje władzę ludziom wolnym. Niewolnikami to jesteśmy obecnie, bo towarzysze partyjni za nasze pieniądze nami rządzą a my mamy tylko jedno prawo by ich słuchać i na nich głosować. Ja nie chcę ich słuchać i na nich głosować.
Nie Hyjdla, wolę być „wolnym gołodupcem” niż zindoktrynowanym niewolnikiem.
jest jeden malutki problem - w Polsce nie ma społeczeństwa obywatelskiego i niestety długo nie będzie. W takiej sytuacji JOW oznaczają już totalne zdominowanie sceny politycznej przez jedną, dwie partie. W myśl tej ordynacji PO mogłaby wziąć pełnię władzy w kraju.
Poza tym mamy przykład senatora Stokłosy, który pokazuje jakiego typu ludzie mogą się wybić.
Przy JOW w Warszawie w radzie mielibyśmy tylko PO i może kilku "niezależnych" biznesmenów pokroju Stokłosy. Ciekawe jak wówczas wyglądałby dialog. Kontrola społeczna to też mit. Samo wprowadzenie JOW nic tu nie zmieni póki ludzie nie zaczną się organizować.
może być skuteczną drogą do zmiany ordynacji wyborczej.
Pisałem tu kiedyś o komunalnym "modelu hamburskim",polegającym na głosowaniu za pomocą pięciu głosów na poszczególnych kandydatów różnych partii,co zabierało kolejności ustalonej na listach partyjnych ich dominującej roli w wyborze konkretnych osób.Pozbawiało to nomenklatury partyjne wpływu na to kto ostatecznie zostanie wybrany.Radny jest zmuszony szukać poparcia wyborców.Partie są zmuszone do wystawienia większej listy kandydatów.