Lewica (o ile to pojęcie jeszcze coś oznacza) umrze 1-ego maja. Narodzi się kult nowego boga.
tych kilkuset osobowych demonstracji w których głownie biorą udział sieroty po PZPR ?
DRODZY REDAKTORZY PORTALU LEWICA.PL
ELEMENTARNY obiektywizm nakazywał by zamieszczenie komentarza w którym podane by było ile RÓŻNYCH manifestacji pierwszomajowych odbyło się w tamtym roku w Warszawie.
Ile osób brało udział w poszczególnych demonstracjach.
I najważniejsze : Co robili za komuny ich organizatorzy oraz czyimi dziećmi są tj. jaki stanowiska w aparacie represji zajmowali ich rodzice.
www.cud2.blogspot.com
Coś musi umrzeć aby narodziło się coś nowego.
Jest taka teoria o wyporności kultury tj. jak coś nowego do niej wchodzi to wypiera coś starego.
Ja osobiście nie płakałem po obowiązkowym przymusie brania udziału w masowym kulcie gremium decyzyjnego PZPR zwanym eufemistycznie 1 maja.
www.cud2.blogspot.com
"I najważniejsze : Co robili za komuny ich organizatorzy oraz czyimi dziećmi są tj. jaki stanowiska w aparacie represji zajmowali ich rodzice."
A jakie to ma znaczenie co robili czyiś rodzice? Mój ojciec kandydował nieraz z list PO i przyznam szczerze, że nie czuję się za to odpowiedzialny. Ponadto proszę czytać ze zrozumieniem - o to chodzi, że pochody ku czci KC PZPR były już efektem zawłaszczenia ważnego dla nas symbolu, tak jak teraz tym efektem będą pochody kremówkowo-patriotyczne. Dlaczego mielibyśmy na to pozwalać? Zwłaszcza, że w PRLu w jakimś tam stopniu starano się realizować zasady socjalistyczne, natomiast u Dżejpitu, potępiającego teologię wyzwolenia i układającego się z Reaganem ciężko znaleźć jakieś plusy.
Też nie płaczę. Stwierdzam tylko, że nowa(-stara) ideologia wypiera starą(-nową) ideologię (-religię). Z pochodów 1-majowych, głównie za sprawą przymusu z "kraju rad i przyjaciół" - prawie nic nie zostało. Teraz zostanie tylko nowy bóg. I nowe pochody (-msze / pielgrzymki).
Swoją drogą - ciekawe, gdzie 1ego maja uda się "wierchuszka" z tolerancyjnymi katolikami Olejniczakiem i Napieralskim - na show beatyfikacyjne w Watykanie, czy na show uliczne, SLDowskie z okazji dawno już zapomnianego i zdewaluowanego Święta Pracy (oraz "Wuniowstąpienia")? Oj, będą mieli dylemat, ale biorąc pod uwagę kryterium oglądalności (słupki rosną!), chyba bardziej będzie im się opłacać I-y wariant... :'
Tak czy inaczej oznacza to ostateczną śmierć lewicy.
Nie ma lewicy ani prawicy. Są (prawie) tylko aparatczycy wykonujący odgórne zlecenia.
w stosunku do chęci realizacji tych zasad przez społeczeństwo, bałamucone zachodnią propagandą.
Dzięki PRLowi miliony ludzi ma własne mieszkania. Dach nad głową to przecież podstawa.
Nie przypominam sobie, by na pierwszego maja ktoś świętował PZPR. Normalnie była zbiórka pod szkołą. Gdy obowiązkowe były granatowe fartuszki (z materiału podszewkowego, tanie, ładne - bo była to z reguły satyna bawełniana lub wiskozowa) to do szkoły szłam w takim fartuszku z białym kołnierzykiem (a i to tylko od starszych klas, bo młodsze nie chodziły na pochód), a gdy był obowiązek mundurków - u nas z granatowej elanobawełny: żakiet na trzy guziki obciągane materiałem, prosta spódnica ok. 10cm nad kolanem, biała bluzka do tego i czapka z czerwonego aksamitu z daszkiem czarnym i czarnym otokiem oraz złocistym sznurkiem nad daszkiem, czapka ośmiorożna. Wyglądało się w tym naprawdę porządnie.
Ja należałam do kółka tanecznego, gdzie pielęgnowane były tradycje ludowe. Nasza szkoła miała magazyn - własny - ze strojami ludowymi. Więc czasem szłam w stroju ludowym góralskim: szeroka spódnica w kwiaty, halka z koronką na dole, biała bluzka z koronkami, czarny, aksamitny gorset - haftowany cekinami, czerwone korale. Na nogach kierpce i białe skarpetki. Albo łowickim: szeroka, pasiasta spódnica, biała bluzka, na głowie kolorowa chusta, na ramionach krótka, pasiasta peleryna. Pasy wzdłużne w kolorach podstawowych: czerwonym, żółtym, czarnym i zielonym (ten już nie podstawowy). Przed trybuną formowaliśmy się w czwórki albo ósemki. Każda dziewczyna w stroju ludowym miała do pary chłopaka też w takim stroju. Było to bardzo fajne. Gdy na pochód szłam tylko w mundurku, to szliśmy w sumie dowolnymi czwórkami czyli gromadą. Na trybunie był z pewnością jakiś pierwszy sekretarz, ale zupełnie nikogo to nie obchodziło, bo była też cała masa innych oficjeli,tak,że sekretarz PZPR zupełnie nie rzucał się w oczy. Potem, po pochodzie, były festyny z orkiestrami na grającymi na żywo, można było potańczyć; były też jakieś stragany z jedzeniem czy coś w tym rodzaju - bo to akurat pamiętam o tyle o ile. Wszyscy ludzie byli bardzo radośni, weseli, uprzejmi. My włóczyliśmy się po mieście i zaglądaliśmy to tu to tam, gdzie była fajniejsza zabawa.
Chodzenie na pierwszego maja z trupem płci męskiej to żadna atrakcja, szczególnie, że związek z tym mają grzechy o niezwykle szerokim wachlarzu oraz wszelakie umartwiania. Zastąpić socjalistycznego Pierwszego Maja się nie da. Ta marna atrapa zasilana ludźmi przygonionymi na spęd poczuciem winy będzie spektaklem smutnym i żałosnym.
Niech się święci 1.Maja!!! święto ludzi pracy.
Bo jeżeli święty Wojtyła będzie walczył o uspołecznienie środków produkcji i o równy podział dóbr przez nie wytwarzanych, to święto 1-go maja co do celów się nie zmieni. Chętnie więc będę w nim uczestniczył. A jeżeli tak nie będzie, to świętemu Wojtyle 1-wszy maja niewiele pomoże... Stanie się jeszcze jednym coraz mniej znaczącym obrazkiem albo nawet pomnikiem, o którym pamiętać będą tylko ptaki. Ten proces przecież już się zaczął i nadchodzące uroczystości go nie wyhamują.
ja bym im nie przeszkadzał, nie się wpychaja gdzie chcą, kult tej jednostki powinien rozrosnąć się do momentu, w którym już nikt nie będzie w stanie tego
aż sam się pod swoim ciężarem zapadnie
1. maja to nie tylko święto II Międzynarodówki, a później bloku wschodniego, ma rodowód anarchistyczny - http://czsz.bzzz.net/node/157 . Ale historia lubi zaskakiwać. :P
Nie świętuję - źle. Świętują - też źle. Trudno p. Strapce (Strapko? Strapkowi?) dogodzić.
Ciekawe, że jakoś nie ma za złe, że 1 maja była też np. akcesja Polski do UE. Miller powiedział wtedy nawet, że polska lewica ma nowy powód, by świętować 1 maja.
Miller mówił też, że "Unia była warta mszy" (a JP II - trawestując - że "msza była warta Unii"). Święto Miłosierdzia jest warte Święta Pracy, Święto Pracy Święta Miłosierdzia. Socjaliści chadeków i liberałów, a chadecy i liberałowie socjalistów. Pracownicy pracodawców, a pracodawcy pracowników. Wart też był Pac pałaca, a pałac Paca. Wszystko ma swoją wartość (a kto jak kto, ale papież na wartościach zna się najlepiej) i na tym właśnie polega... ekumenia. :'
W przypadku 1 maja nie ma niestety czego od lewicy przechwycić.
Nie krytykuję tego - wręcz przeciwnie, lewica powinna się tego od katabasów uczyć.
o rocznicy beatyfikacji nie będzie pamiętał pies z kulawą nogą. Tak jak w przypadku rocznic urodzin, tronowstąpienia i śmierci o rocznicy będziemy się dowiadywali ewentualnie w przeddzień od przykruchtowych pismaków. Od wielu lat święto pracy było obrzydzane w mediach, podobnie jak i cały prl, a mimo to większość polaków ma do obu zjawisk pozytywny stosunek. Kk jest w odwrocie, a beatyfikacja starego obrońcy pedofilii w tak ekspresowym tempie jest przejawem desperacji. Kościelna dominacja zawaliła się w Hiszpanii czy Irlandii, czemu miałaby trwać w Polsce?
nie trzeba "przechwytywać".
To "święto" zostało wystarczająco skompromitowane w Związuniu i peereli, gdzie "Cherwoni" faraonowie kazali swym niewolnikom paradować przed sobą i dziękować za to, że na "święto pracy" rzucili do sklepów trochę więcej kiełbasy zwyczajnej.
O 1 maja upominają się glównie "lewice" od Millera i Alganowa oraz od Blumsztajna i Springera. Nie są to opcję popularne ani szanowane.
Ludzie żałowaliby likwidacji "święta 1-majowego" tylko dlatego, że wskutek niej straciliby dzień wolny.
Teraz jest świetna okazja: zlikwidować ponurej pamięci "święto pracy", zastępując je prawdziwym, popularnym świętem Jana Pawła II.
że Polacy mają do 1 maja stosunek pozytywny. Jak do każdego wolnego dnia w którym mogą na słoneczku pogrilować a jak dobrze policzą kalendarz to i urlop krótki zaliczyć na mazurach. Tylko co to ma wspólnego z walką o prawa pracownicze. Pochody o ile w latach 90 tych jeszcze szły w tysiące dwa albo trzy albo setki i ktoś je oprotestowywał co zapewniało czas antenowy. Dziś są zjazdami weteranów albo corocznym spotkaniem byłych i obecnych działaczy. Gdzie zna się z imienia i nazwiska 3/4 obecnych
Nikt nie będzie przechwytywał 1 majowych pochodów bo tu nie ma czego przechwytywać.
Już niedługo będziesz miał okazję się przekonać, ile z tej popularności zostało. Praca i chleb zawsze będą miały większe znaczenie niż święty. Północ Afryki to pokazuje. A proces dopiero się zaczął. Do 1-go maja może się jeszcze wiele wydarzyć.
pokrzywdzeni, wyzyskiwani, poszkodowani, sponiewierani, sterani, oszukani, marginalizowani, oj jak nam smutno i źle, nikt nas nie lubi, a wszyscy dokuczają, ojej ojej.
LEWICOWE KÓŁKO RÓŻAŃCOWE p.w. Leopolda von Sacher-Masocha.
Tak przy okazji - ile w końcu jest (będzie) tych świąt JPII? Dzień wyboru na papieża (16X), dzień śmierci (5IV), teraz dojść ma jeszcze dzień beatyfikacji (1V), potem pewnie i kanonizacji.
to chyba 2.IV
Przemaszeruję dziarsko krakowskim przedmieściem i wszystko będzie jak dawniej. Tylko zamiast czerwonej szturmówki wezme se biało-żółtą.
Abcd:
"na "święto pracy" rzucili do sklepów trochę więcej kiełbasy zwyczajnej."
Ah! łza się w oku kręci na myśl o tamtej zwyczajnej... Niedawno na mieście spotkałem starego kumpla z liceum. Kieruje marketem InterMarche gdzieś pod Warszawą. Może w Markach? Opowiadał mi o współczesnych wędlinach, które ten market wyrabia też na miejscu. Niedawno przyszedł do niego szef działu wędlin proponując, że zrobi zwyczajną za 5,20 za kg (w której zysk i tak miał wynieść 20%). znajomy zapytał ile w tym będzie mięsa? 2%! usłyszał w odpowiedzi. Reszta to jakieś preparaty białkowe, chemia, barwniki, wymiona, oczy i okostna, czyli to co normalnie żrą psy. Do zdzierania tej okostnej sprowadzili specjalne amerykańskie maszyny, które mielą dosłownie wszystko na wiór. Taka jest współczesna zwyczajna i to jedzą obecnie "wolni" ludzie.
Przy okazji przestrzegał mnie przed kupowaniem polędwicy sopockiej. W niej z kilograma mięsa robi się 2,5 kg polędwicy. Mięso szpikuje się chemią i właśnie tą zmieloną na wiór okostną. Smacznego Abcd.
Nie będzie tak źle. Jak już ustalą wszystkie święta to mają ustanowić też dzień bez papieża. Będzie to albo 30, albo 31 lutego.
to czarne obłudne imperium upadnie.Polska usycha ,ginie a ten czarny wampir podczepiony do głównej aorty ma się bardzo dobrze.Nie raz myślę ze to chyba jakiś zły sen ze to nie może być prawda.
zapomniałeś o "dachu nad głową".
Ja dorzucę : wczasy w FWP, kolonie i przedszkola , tak w skrócie .
Na pierwszego nie pójdę , ale tylko z tego powodu że druga RP z czarną zarazą wygoniły mnie z kraju i jak u Sienkiewicza (którego czytałem i było mi smutno), wyjechałem "Za chlebem".
Zapraszam 1 maja na Dzien Gniewu do Poznania.
Gniewu na to, co sie w tym kraju stalo z radykalna lewica;) Dla odmiany wymyslimy moze cos konstruktywnego, co?:)
a moja babcia mówiła że za sanacji to już w ogóle cud miód, hehe
aż ślinka cieknie kiedy pomyśli się co było za Franca Jozefa...
To nie zawsze jest idealizowanie przeszłości, nostalgia, tęsknota za młodością itp., co usiłują wmawiać m.in. tacy jak ty. Moi dziadkowie np. nigdy nie wspominali mile międzywojnia, mówili - żeby tylko nie było tak jak przed wojną. Mieli natomiast stosunkowo dobre wspomnienia z okupacji, tzn. w ich oczach nie wyglądała ona aż tak strasznie, jak potem nam oficjalnie przedstawiano.
Jesli mam być szczery to zwyczajna za solidurni bardzo zeszła na psy. ładowali do niej od stanu wojennego np. kryla, takie żyjątko a'la krewetka co nim płetwal błekitny się żywi.
Ale gdyby nawet wtedy w zwyczajnej, która w latach 80 - tych byla juz naprawdę paskudna, było 2% miesa, to winny takiej racjonalizacji trafiłby do kryminału.
Teraz jemy gówno, odpady i truciznę i nikomu to nie przeszkadza.
1 Maja zamierzam obchodzić beatyfikację niedoszłej ofiary wypadku z winy załogi papamobile (przypomnijmy, że "wypadek" nazywał się Ali Agca i pracował dla zdeformowanego państwa robotniczego w Bułgarii), ale tak w ogóle, to chętnie.
figurę? Bułgaria nie miała jedynie dostatecznych sił, by temu zaprzeczyć i dlatego robi tu za chłopca do bicia. Jeżeli znalazłeś wspólny język z Brunhildą, to ona Ci to dokładnie opowie (ponoć zwierzęta mają świadomość bezpośrednio połączoną ze świadomością kosmiczną,a więc i nieograniczoną, uniwersalną wiedzę).
bułgarskim posłużył się Związunio, który czuł pismo nosem, przewidując, że jak Wojtyła dłużej pobędzie papieżem, to Związunio padnie.
związunio miał swój styl, a takie coś to jest raczej znakiem firmowym Twoich przyjaciół zza wielkiego stawu. To u nich a to "niezrównoważony psychicznie" zabija Kenediego, a to tego niezrównoważonego psychicznie zabija inny niezrównoważony psychicznie. Gdyby na niego chciał się związunio zamachnąć, to zrobiłby to przed jego wyborem na stolec - było łatwo i okazji ku temu nawet stwarzać nie trzeba było, bo się człowiek włóczył po górach. No, zapytaj Brunhildę. Jak zamruczy, gdy ją podrapiesz w podbródek, to znaczy, że ja mam rację.
"Przyszłość świata należy do socjalistycznego systemu stosunków społecznych i katolickiego systemu wartości etycznych" - stwierdził Włodzimierz Ilicz Lenin w liście do Brata Alberta. Podobne stanowisko, aprobujące katolicką wykładnię systemu wartości etycznych i zasad moralnych, wyraził także Karol Marks w swym epokowym dziele: "Historia Rosji i Europy - studium epoki imperializmu", wyd. w języku francuskim, Paryż 1954, w tłum. na polski i interpretacja RWE -1954. Chruszczow N.S. po 1956 roku przywrócił wszelkie obrzędy religijne, zobowiązując sekretarzy podstawowych organizacji KPZR do występowania w roli głównych celebransów w sytuacjach, gdzie niema osób duchownych, taktując te obrzędy jako świeckie. Mądrością partii o proweniencji socjalistycznej winno być włączanie się wszędzie we wszelkie uroczystości obrzędowe społeczności lokalnych, wnosząc pierwiastki społeczne. Szczególnie w sferze kreacyjnej współdziałania społecznego i jednoczenia obywatelskiego.
Katolicki i etyczny wzajemnie się wyklucza.
Jak już ktoś wspomina o katolicyźmie odzywam sie automatycznie jak nożyce położone na stole, gdy weń ktoś uderzy.
A więc przy okazji. Właśnie obejrzałem sobie kolejny ciekawy film o zbordniach kościoła, "Agora" w reżyserii Alejandro Amenábara. Film hisszpański. Rzecz dzieje się na przełomie IV i V wieku w jeszcze wtedy stolicy naukowej i filozoficznej świata, Aleksandrii. Jeszcze, bo pochód dzikich i niszczycielskich chrześcijan zbliżał sie nieubłaganie. Bo to czasy Teodozjusza, który z chcrześcijaństwa uczynił przecież religię panującą.
To historia ostatnich lat życia Hypatii, matematyczki i filozofa neoplatońskiego, którą zamordowali chrześcijanie pod wodzą krwawego i żądnego władzy łobuza, świętego zresztą, biskupa Cyryla.
Polecam, sporo mozna się z tego filmu dowiedzieć o tym systemie "wartości", jak ta dzicz burzyła pomniki, mordowała uczonych, spaliła tysiące manuskryptów w bibliotece aleksandyjskiej i zrobiła z niej swoją świątynie, miejsce uprawiania chrześcijańskich guseł.
To film o czasach gdy zawalił się cały świat z jego kulturą, nauka, filozofią... i nastały mroki chrześcijaństwa, największej zarazy ostatnich 2 tysiącleci.
Sam reżyser mówi o swoim obrazie jako krytyce wszelkiego fanatyzmu religijnego, co nie przeszkodziło oczywiście by kościół uznał go za antychrześcijański ;-)
...cała rzecz w tym, że film "Agora", jak to film amerykański ;) przedstawia wizję historii śmierci Hypatii, która jest uproszczoną wizją rodem z Woltera, ale nijak się ma do tego, co faktycznie wiemy. Nie wnikając w szczegóły, Hypatia miała wśród swych uczniów bardzo wielu chrześcijan, a do jej najbliższego grona uczniów to własnie oni się zaliczali w większości (nauczycielka ówczesnych elit); Synezjusz był jednym z trzech aż biskupów, których uczyła, a ona sama miała wielu znajomych wśród wysokich dostojników kościoła i przedstawicieli władzy państwowej. To własnie te jej koneksje z grupą dostojników kościoła i państwa, związanych z poprzednim biskupem Aleksadrii, Teofilem, były szczególnie niemiłe nowemu biskupowi Cyrylowi. Stała się ofiarą zagrywek politycznych na samym szczycie władzy, w których to zagrywkach pełniła aktywną rolę. I na koniec smaczek jeszcze a propos filmu. Mimo tego, że "amerykańscy" bohaterowie zawsze muszą być młodzi i piękni, zwłaszcza gdy giną, Hypatia zginęła będąc już w bardzo dojrzałym wieku, miała wówczas 60-65 lat. Była kobietą doświadczoną, która widziała w swoim mieście poważniejsze zamieszki i znała ich przyczynę oraz skomplikowanie miejscowych stronnictw politycznych i wojskowych. Wizja śmieci pogańskiej filozofki, ginącej z rąk tępego chrześcijańskiego motłochu na ołtarzu neoplatonizmu i matematyki, pod ciosami nowej bałamutnej wiary, jest może kusząca, ale niezgodna z prawdą.
Po pierwsze napisałem hiszpański a nie amerykański. Po drugie nie przepisuj mi tu Wikipedii:-). Nie ma pewności kiedy urodziła się Hypatia. Historycy różnią się tu w dacie od 15 do 25 lat. Powtarzasz tylko za polską historyczką, że miała 60 lat choć wcale nie jest to pewne.
Zresztą nie o to chodziło reżyserowi. Chciał oddać atmosferę tamtych lat. Atmosferę niszczenia Rzymu, jego kultury, sztuki, filozofii przez dzikie hordy chrześcijan i ich zbrojne bojówki na usługach biskupów. I to mu się udało.
Do ~sierpa.
Każda cywilizacja ma swój system wartości etyczno-moralnych, mniej lub bardziej kontrowersyjny. Niemniej jednak w poważnym stopniu regulujący zasady współżycia społecznego danej zbiorowości. Każdy z nich natomiast wytycza drogę do osiągnięcia stanu idealnego w bycie pozagrobowym. Nawet system socjalistyczny zakłada dążenie do osiągnięcia stanu idealnego stosunków społecznych, zwanego komunizmem, w perspektywie horyzontalnej. Nam przypadła w udziale cywilizacja łacińska, oparta na: greckim poczuciu estetyki i filozofii, rzymskiej wykładni prawa oraz chrześcijańskim systemie etyczno moralnym. Artykułowanych i modyfikowanych przez dwa tysiąclecia - od barbarzyństwa po stan obecny. Nic więc nie stoi na przeszkodzie do dalszego modyfikowania w drodze poszukiwania dróg osiągania stanów stosunków społecznych najbardziej pożądanych w wymiarze optymalnym, na drodze konwergencji. Z wyłączeniem przeciwstawnych czynników rewolucyjnych, tym bardziej radykalnych. Sprawa istnienia Boga, w postaci świadomości Wszechświata, pozostanie niestety na zawsze w sferze percepcji intelektualnych i stanu świadomości osoby ludzkiej.
PS Odwoływanie się do przykładów historycznych bez uwzględnienia istniejących realnie uwarunkowań cywilizacyjnych, kulturowych jak też intelektualnych jest rzeczą bezsensowną. Tym bardziej dokonywanie oceny wg etalonu współczesnych wyobrażeń.
Ponadto dochodzi stopień zgodności podań i opisów ze stanem rzeczywistym. Opisy współczesnych wydarzeń nie skłaniają do odpowiedzi pozytywnej.
To jest stawianie znaku równości między systemami etyczno-moralnymi a wiarą w żelaznego wilka, co mniej lub bardziej świadomie zrobiłeś pisząc: "Każdy z nich natomiast wytycza drogę do osiągnięcia stanu idealnego w bycie pozagrobowym."
Zapytam tylko. Jak to w bycie pozagrobowym skoro jedyny byt pozagrobowy pojawia się wyłącznie podczas ekshumacji? Większości z nas to jednak nie czeka poza, być może, pasażerami TU-154 lotu do Smoleńska;-)
...miej litość, Ty też zaliczasz się do tych (Durango95, ABCD, P. Kuligowski...), co to zawsze wiedzą lepiej od nich samych, kim są i co robią ???? Możesz napisać, że uważasz mnie za nieuka, czytelnika Wikipedii (owszem, korzystam), że według Ciebie jestem katolem lub komuchem, jak sobie chcesz :-). Dla Twojej wiadomości..jeśli chodzi o IV-V wiek całego basenu Morza Śródziemnego, nie muszę korzystać z Wikipedii (widzę, że Ty tam sprawdziłeś swoją "pogankę"). Owszem Maria Dzielska jest jednym ze źródeł - daleko nie jedynym - moich wiadomości o tym okresie czasu, i nie dyskwalifikuje jej w moich oczach to, że jest naukowcem polskim...Na koniec, jestem ateistą, nie mam żadnych sakramentów i jestem do szpiku kości przesiąknięty antyklerykalizmem....o, widzę również, że komentarz Bolesława uznałeś za nietrafiony... :-))...gratuluję dobrego samopoczucia ! Bywaj :-)
Ależ daj spokój ja Cię o nic nie oskarżam ;-). Możesz sobie być chrześcijaninem, to będę Cie molestował byś się zreflektował;-). Możesz być też ateista i widzieć jakieś pozytywy w chrześcijaństwie. Ja widzę tylko zarazę i mówię o tym głośno. Przecież mnie też wolno? Prawda? Nie jestem wszystkowiedzacy, ale w sprawach religii jak w mało których mam bardzo stałe i ugruntowane poglądy. Tylko je głoszę i nic wiecej ;-)
Dzielska, właśnie, to nazwisko wyleciało mi z pamięci. Być moze to ona ma rację. To ponoć bardzo dobry historyk, czy też używając feministycznej nowomowy - histeryczka ;-). Ja tylko napisałem, że są na ten temat różne zdania co do wieku Hypati i mogła mieć ona w chwili śmierci od 40 paru do 60 paru lat.
To film fabularny a nie dokumentalny. Film zajmuje sie problemem nietolerancji i religijnego fanatyzmu. A ładna młoda Hypatia zamordowana przez chrześcijańskich siepaczy, budzi więcej emocji niż 60 letnia kobieta. NIe ważne ile miała lat naprawdę. Ważniejsze jest tło i atmosfera tego filmu. Hordy chrześcijan, które w końcu poczuły sie bezkarne. Burzenie dzieł architektury, palenie ksiązek, pogromy Żydów.
Na pewno fikcyjną postacią jest jej niewolnik, młody chłopak podkochujacy się w swej pani, który jednak przystępuje do chrzescijan i razem z nimi pali i morduje, bo dla niego przyłaczenie się oznacza wyzwolenie. Niewolnik wstepujac do tej mafii (parabolan) miał mozliwość stania się wolnym człowiekiem.
Sens filmu jest ważny a nie szczegóły. O to mi tylko chodziło.
Ja w ogóle lubię się kłocić. Nie ma dyskusji bez różnicy zdań, a ta często prowadzi do kłótni i dopiero wtedy jest wesoło i twórczo ;P
..ale ta sama Hypatia, niezależnie od tego czy młoda , czy dojrzalsza, cieszyła się nieskrępowaną niczym możliwością nauczania elit chrześcijańskich, mimo iż do jej czasów nie raz dochodziło w Aleksandrii do krwawych rozruchów między wszelkimi możliwymi stronami. A i za życia Hypatii zburzono podczas zamieszek najpiękniejszą bodaj świątynię "pogan", Serapeum. Podczas walk o świątynię obie strony wykazały się równym okrucieństwem i bezwzględnością. Po stronie pogan stanęła część elity intelektualnej Aleksandrii, która śmiało popierała walkę o zachowanie wiary przodków. Otóż nasza bohaterka, oraz krąg inteligencji z nią związany, nie tylko nie poparł ludu, który zamknięty w Serapeum bronił dawnych wartości, ale nawet nie miała takiego zamiaru choćby przez moment. Była to bowiem ta część elity i arystokracji, która nie tylko nie z ludem, ale nawet z jego nauczycielami, filozofami, którzy zajmowali się nauczaniem biedoty; z takimi ludżmi się nie pospolitowała, a to oni własnie (między innymi filozof Olimpiusz) przewodzili obronie świątyni. Po zburzeniu świątyni przez chrześcijan i po zamordowaniu lub wygnaniu z Aleksandrii przywódców obrony kultu Serapisa, Hypatia nadal spokojnie prowadziła swoje wykłady z boskich form i teurgii :))
Na koniec jeszcze, a propos zatargu z prefektem Cyrylem, dotyczącego jego poszerzania władzy poza sprawy czysto kościelne. Otóż mając możliwość interweniowania w sprawie Cyryla do samego Aureliana, Hypatia skorzystała z tej możliwości właśnie poprzez swoje bliskie koneksje z wysoko postawionym w hierarchii władzy kapłaństwem nowej wiary. Reakcja na interwencję była po myśli Hypatii lecz, na nieszczęście dla niej, spóźniona. Koneksje musiały być bardzo mocne, skoro interweniowała ze świadomością tego, że Aurelian nienawidzi kultu pogan oraz ich samych.
Masz rację, film hiszpańskiej produkcji, ale gdy go oglądałem, miałem wrażenie, że oglądam film sformatowany w amerykańskim stylu.
Cyrylem, ale patriarchą....oczywiście :-)