Jeden Tejchma więcj warty niż stu Zdrojewskich, jeden Kliszko warty więcej tysiąc Tusków, jeden Gomułka warty więcej niż stu Kaczyńskich.
próby przekraczania podziału my/oni. W latach 70-tych biurokracja poczuła się, lub też starała się poczuć w butach władców Polski. W 1977 roku na wykładach z historii państwa i prawa ówczesny docent Stanisław Gebethner przytaczał na ten temat dwie historie. Otóż podczas zajęć na WSNS jeden z partyjnych wybrańców starał się błysnąć erudycją i gdy wykładowca się przedstawił wygłosił dumnie ni to pytanie ni to stwierdzenie;
- A, to towarzysz jest potomkiem Gebethnera i Wolfa?
- Nie, tylko Gebethnera - padła odpowiedź.
W latach 70-tych upowszechniła się też wśród biurokracji moda na polowania. Aby podnieść rangę jednego z polowań do udziału w nim starano się nakłonić jednego ze znawców przedmiotu, starszego arystokraty. Aby we właściwym świetle przedstawić doniosłość wydarzenia, emisariusz, który się doń udał, z wypiekami powiedział;
- Będą towarzysze Kępa, Kłonica, Glazur, Kania, Wrzaszczyk...
- No to nagonkę już mamy, a kto będzie polował? - spytał indagowany koneser polowań.
bo ten kto w tamtych niewolniczych czasach miał luzackie POglądy lub luzacki sPOsób bycia był rozjeżdżany radzieckim czołgiem przez eSBekoZOMOloORMOwców. Dziś nowocześni i wyzwoleni luzacy POkroju Dody, Frytki, Gulczasa a przede wszystkim Kuby POwiatowego brylują w TV, a tym samym stanowią wzór do naśladowania dla młodzieży. POza tym mamy premiera - luzaka, który lubi haratnąć w gałę, przyjarać zioło albo POdyskutować z wielkimi, luzackimi artychami rockowymi w świetle kamer Tefałenu. W czasach socjalistycznej niewoli w nierentownej, reżimowej telewizji państwowej prym wiodło jakieś moherowe małżeństwo od zwierzaków, albo inny moher co to niby POdróżować oraz konsumować pieprz i wanilię lubił.