postpeerelowskie bary mleczne są jeszcze potrzebne?
Jest wiele innych sieci tanich lokali z menu, że paluszki lizać.
Okres PRL to złoty okres dla "Społemu" i barów mlecznych. Ale wtedy rządzili komuniści, czyli politycy prospołeczni.
W bary mleczne nie uderzy żaden kryzys lecz kapitalizm (ewentualnie pod pretekstem kryzysu). Chyba że kryzys i kapitalizm to synonimy.
O ile się nie mylę hea pucke gościł tu już kiedyś.
"Jest wiele innych sieci tanich lokali z menu, że paluszki lizać."
Wymień chociaż jeden, gdzie tanio i paluszki lizać.
Oczywiście, że są potrzebne. Bary mleczne serwują tanie a zarazem pożywne i zdrowe posiłki. Zawsze jeśli mam taką możliwość, to wybieram bary mleczne na jedzenie na mieście.
Według ostatnich kontroli, obok barów szybkiej obsługi, również bary mleczne trzymają najwyższy standard, jeśli chodzi o świeżość produktów i przestrzeganie przepisów sanitarnych.
Bary mleczne robią bokami bo są prowadzone nie jako biznesy tylko jako, za przeproszeniem, "zakłady zbiorowego żywienia", bez dbałosci o jakosć i smak potrawy, wystrój wnętrza, promocję itp. Już ten temat był wałkowany na lewica.pl nie raz.
bary mleczne to jedyne miejsce gdzie można zjeść ciepły, pełnowarotościowy, dwudaniowy posiłek za 5-6 zł. Ilość osób starszych i w trudnej sytuacji życiowej, które korzystają z takich barów jest ogromna. Są ważne dla wielu ludzi i głupie uwagi o innych barach z tanim menu są po prostu śmieszne i pokazują jak ktoś kto rozważa ich zamknięcie nie orientuje się w realiach społecznych, kraju, w którym żyje.
Swoją drogą przydałaby się w Poznaniu duża demonstracja przeciwko neoliberalnej polityce władz miasta i cynicznych urzędasów z ZKZL.
substancji budynku? jeśli tak, to moje pytanie, dlaczego gmina, a raczej urzędnicy i radni tak ergazmują się stawkami "rynkowymi". Swoją drogą, kto tworzy rynek? Czy nie przypadkiem również urzędnicy ratusza? Czy przypadkiem działalność społeczna to nie inny segment "rynku" niż McDonaldy i inne badziewie i w związku z tym można stosować inne stawki, a nie wzięte z kosmosu (jak na Manhatanie) 70 zł za m2. Wyobraźcie sobie, że koszt wynajmu na Manhatanie aparatamentu wynosi 40 zł za m2 miesięcznie.
za 5-6 złotych?
Chyba przesadzasz.
Za te pieniądze można zresztą nakupić tyle wybornego jedzenia w sklepie, że czlowiek ma niezłą wyżerkę.
Po co się katować w niestetycznych i marnie karmiących barach mlecznych?
A lokale typu bistro serwują swoje dania zazwyczaj w cenie dwóch paczek papierosów.
Bistro. U mnie nie ma. Poza tym, spółdzielnie mogą funkcjonować na zasadzie non-profit, tylko na zero by wyjść, a komercha musi zarabiać. Więc siłą rzeczy w tej samej cenie posiłek w Bistro a w spółdzielni będzie się różnił składem (lepsze w spółdzielni z uwagi na idee kierujące tymi ludźmi), a także inne będą wypłaty dla pracowników - lepsze w spółdzielni.
od tej strony:
czy lepiej dokładać z podatków do deficytowych barow mlecznych, czy mieć więcej pieniędzy w kieszeni, żeby kupować, co kto lubi?
w barach mlecznych i musze sie dokladac na tych co ich stac.
Nprmalny faszyzm
zdradź nam, jakie to można w sklepie wyborne jedzenie kupić za 5-6 złotych? I to w takiej ilości, by mieć "niezłą wyżerkę" (powiedzmy porównywalną kalorycznie do dwudaniowego obiadu). Ja rozumiem, że żona robi zakupy, bo ty siedząc tyle czasu przed komputerem nie masz kiedy, ale już się tutaj nie ośmieszaj.
Nie wiem, czy palisz, ale cena dwóch paczek papierosów to ok. 20 złotych. Tej oferty pod względem cenowym nie da się porównać z ofertą barów mlecznych o ok. połowę tańszych, jeśli czasem nie więcej. Chłopie, ty o życiu to nic nie wiesz.
Jadam w jednym z tych barów. Do ubiegłego roku akademickiego było lepiej, bo za 8 złotych mogłem sobie kupić obiad z dwóch dań. Teraz już tak dobrze nie jest, ale można np. kupić naleśniki za bodaj 5,25 zł. Jest też parę innych opcji, trzeba tylko mieć pewne elementarne rozeznanie w dodawaniu cen różnych składników dania (np. osobno kupujesz ziemniaki, osobno mięso etc.) i wiedzieć, co się da zjeść. Bo owszem, nie wszystko smakuje rewelacyjnie. Chociaż, prawdę mówiąc, ja sobie wolę wydać mniej niż płacić ponad 10 złotych za porównywalnie pożywny obiad w wydziałowym bar&restaurant. To mi się po prostu nie kalkuluje na dłuższą metę.
I nie jestem jedynym studentem, który się tam stołuje. Często w piątek chodzimy tam grupą, z mojego roku, po 10 lub więcej osób. Myślę, że dla wielu z nas jest to lepsza oferta niż większość tego, co ma do zaoferowania Poznań. Ja, prawdę mówiąc, jeśli już muszę coś jeść w stolicy Wielkopolski, to bardzo rzadko rozważam inne opcje. Nie uważam więc, że bary mleczne są niepotrzebne i szczerze krew mnie zalewa, jak czytam takie rzeczy jak to coś powyżej.
Czy może twój siostrzeniec prowadzi biznes pt. kebabownia lub wietnamszczyzna? Sądząc po wuju - właśnie czymś takim się para.