Tekst ukazał się w organie młodych socjalistów ale dziwnie pasuje do młodego, potulnego konformisty.. Przecież to, to w nim opisane, to jakiś XIX-wieczny horror. Jeśli autor nie wie, jak wyglądają cywilizowane warunki pracy i aprobuje pańszczyznę, to życzę my żeby nikt z jego bliskich nie miał wypadku przy takiej"pracy" i żeby nie musiało się okazać, że nie ma żadnego ubezpieczenia wypadkowego ani opieki medycznej..
To, że w prawie pracy funkcjonuje termin "pracodawca", wcale nie oznacza, iż w publicystyce nie należy używać terminu jasno oddającego sens czynności przedsiębiorcy zatrudniającego pracownika. Tak więc tzw. pracodawca to po prostu "zatrudniciel" (patrz słownik http://doroszewski.pwn.pl/haslo/zatrudniciel/ ).
Jasne, a pracobiorca to pracowniciel. Nie masz lepszych rzeczy do roboty w życiu?
Pierwszy PT Ciszewski "Trotyl smoleński, czyli refleksja o mediach" http://lewica.pl/blog/ciszewski/27203/
Drugi autora niniejszego tekstu.
PT Ciszewski pisze o manipulacji faktami, o dostrajaniu rzeczywistości do tezy czy własnych złożeń. Czuć, że myśli o mediach które określa jako "prawicowe".
PT Konieczny z kolei przytacza jakieś relacje. Relacje ludzi których nie znamy, których nie możemy skonfrontować, sprawdzić ich prawdziwość. Musimy potraktować je jako pewnik.
Następnie wysuwa z nich wnioski ogólne.
O czym to może świadczyć?
Ho, ho, ho, narobiło się, Szanowny Pan Student pracuje w wakacje. Co w takim razie ma powiedzieć jego rówieśnik-niestudent pracujący cały rok?
Poza tym nie za bardzo rozumiem jedną rzecz, a mianowicie skoro ten student pracuje na utrzymanie i naukę (w podtekście musi na to pracować) to dlaczego tego samego nie czyni (nie musi czynić) uczeń liceum, gimnazjum albo podstawówki? Różnica między nimi tylko w formalnej dorosłości, a i to nie całkiem, bo uczniowie ostatnich klas szkół średnich też mają już dowód osobisty. Jeśli więc ucznia "utrzymują" rodzice, dlaczegóż nie mieliby podobnie czynić ze studentem? (pomijam oczywiście przypadki losowe, wtedy od pomocy jest państwo).
Gdyby w grę wchodzili tu studenci zwani kiedyś zamiejscowymi to śpieszę z wyjaśnieniem, że obecna Polska nie jest już tą przedwojenną ani nawet peerelowską, co oznacza, że państwowe bezpłatne wyższe uczelnie znajdują się nawet w miastach relatywnie niedużych (np. Krosno, Sanok). Z pewnymi może wyjątkami niemal więc w każdym przypadku, a na pewno w wielu, da się dziś mieszkać w swoim domu i na studia chodzić w swoim mieście lub dojeżdżać do sąsiedniego. Jeśli dla przykładu ktoś mieszka w Brzozowie, Besku albo Jedliczach i zamiast po prostu studiować we wspomnianym Krośnie lub Sanoku, dojeżdżając codziennie kilkanaście lub kilkadziesiąt km, ubrdał sobie, że będzie studiował np. w Krakowie, tylko po to by nazywało się że studiuje w Krakowie (bo na cóż by innego?), to trudno - niech buli za hołdowanie zatęchłym, w istocie głęboko odrażającym burżuazyjnym schematom. Niech spędza w robocie nie tylko wakacje, ale i święta, weekendy itp. W końcu jest to jego indywidualna "inwestycja" (nb. jedyna mu dostępna, bo pewnie nawet głupiego komisu samochodowego nie jest mentalnie w stanie założyć).
Z kolei coś takie jak "wyższy poziom", którym to często argumentowane są absurdy w rodzaju studiowania 300 km od domu, w odniesieniu do studenta na dobrą sprawę nie istnieje. Ktoś bowiem chcący się uczyć, pogłębiać swą wiedzę, będzie to robił na każdej uczelni (a ostatecznie nawet i poza nią). Poziom, z oczywistych względów inny na uczelni dajmy na to krakowskiej a inny na sanockiej, dotyczy spraw ściśle badawczych, nie zaś zwykłej dydaktyki. Co więc może mieć z nim wspólnego student? (poza własnym mniemaniem).
Ty, taki światły, otwarty umysł, powinieneś wiedzieć, że najważniejsze jest: "Odpowiednie dać rzeczy słowo!"
- "własność intelektualna", "społeczność międzynarodowa", "obrońcy życia" itp. itd.
Jeśli twierdzisz, że dla zatrudniciela jest bez różnicy, czy kandydat na pracownika skończył Wyższą Szkołę Czegośtam w mieście powiatowym, czy Uniwersytet Jagieloński to zwyczajnie bredzisz.
Zabawne ta twoja pseduofeudalna wizja studiuj-tam-gdzie-żyjesz-z-dziada-pradziada. Każda wieś miałaby uniwersytet, bo co za różnica czy wykłada lokalny sołtys czy profesor z Krakowa? Hahahaha.
od socjalizmu wg. Burego gdzie w ramach "równości" mieli by pracować całe wakacje uczniowie podstawówek. Pomoc rodzicom w domu i w gospodarstwie co innego, wychowanie przez pracę co innego co innego zatrudnianie małoletnich przez odrażających cinkciarzy zwących się pracodawcami znaczy zleceniodawcami albo dziełodawcami najgorzej.
jliber, ty chyba naprawdę musisz mieć
jakieś "prowincjonalne kompleksy".
Już komentarzami pod drugim tekstem (najpierw PKS w Cieszynie) to udowadniasz.
Mostro, a ci "pracodawcy" to sami co ukończyli, że tak od pracowników wymagają konkretnych szkół?
Poza tym ten Uniwersytet Jagieloński naprawdę taki wspaniały, że trzeba "mobilnie" opuszczać np. Szczecin, żeby mieszkać "na stancji" i studiować na UJ? To jest jakiś prestiż dla was czy zatrudnicieli? To to są rzeczywiście komplepksy "prowincjonalne".
Pytasz:
"Mostro, a ci to sami co ukończyli, że tak od pracowników wymagają konkretnych szkół?"
Podobno nie ma głupich pytań (choć powyższe za takowe uważam) tylko głupie odpowiedzi, więc odpowiem pytaniami:
A jakie, do cholery, ma to znaczenie?! Czy nie przyjętemu do pracy kandydatowi świadomość, że zatrudniciel niczego sam nie ukończył pozwoli wyzbyć się kompleksów? Wszystkich, czy tylko tych "prowincjonalnych"?
Tak się składa, że w wielu przypadkach trzeba Szczecin opuszczać, bo raz że szczecińskie uczelnie nie mają w swojej ofercie wielu kierunków (PUM jest chyba jedyną uczelnią medyczną, na której nie można studiować farmacji, a na Uniwersytecie Szczecińskim nie ma tak podstawowego kierunku jak chemia), a dwa, że poziom nauczania na większości z nich wygląda żałośnie w porównaniu do Uniwersytetu Jagiellońskiego. Mam pewne porównanie, bo sam studiuję na UJ-cie, kilku moich kolegów w Szczecinie, a jeden po pierwszym roku prawa przeniósł się z US na UJ, nie mogąc już na tym pierwszym wytrzymać.
@mostro 2012-11-01 02:58:24
Niczego takiego nie twierdzę choćby z tej prostej przyczyny, że mój komentarz w ogóle nie odnosi się do poruszonej przez ciebie kwestii zatrudniciela.
@jliber 2012-11-01 08:16:02
W zasadzie jak wyżej. Niczego nikomu nie narzucam, w odróżnieniu bowiem m.in. od ciebie wyznaję prawdziwą Wolność. Niech każdy czyni co mu się podoba, niech jednak przy tym nie jęczy, że na coś tam musi pracować, jeść suchy makaron, bulić za "stację" - jego sprawa, jego wybór i nade wszystko jego indywidualna "inwestycja". Jeśli nawet nie płaci za swoje fanaberie to w każdym razie za budowanie swojej przyszłości, tak czy siak jest to wyłącznie jego prywatna sprawa (chyba że lubi sobie pojęczeć publicznie).
@Mandark 2012-11-01 15:14:55
Chyba jasne, że mówię o kierunkach wykładanych i tu, i tam, nie zaś o tych, których gdzieś jeszcze brakuje? Nie sądzisz, że w przeciwnym razie nie miałoby to sensu?
"Nie mogąc już na tym pierwszym wytrzymać" - a nie przyszło ci do głowy, że to może nie kwestia uczelni lecz tego twojego kolegi lub kolegów? Prawdopodobnie jest cienki jak przysłowiowa d.pa węża. Mniej kolektywnych (i de facto burżuazyjnych) klisz, szufladkowań a więcej indywidualnego spojrzenia na człowieka.
Wydawało mi się, że Kraków też jest siedzibą powiatu, inaczej np. skąd brałyby się blachy KRA.
Cienki w jakim sensie? Za cienki, żeby wytrzymać z dresiarnią, która studiuje na US (nie urażając ewentualnych użytkowników, którzy mogli tę uczelnię kończyć, bo oczywiście wyjątki się zdarzają)? Bo jeśli chodzi Ci o intelekt, to zdecydowanie nie.
Te uczelnie różnią się zarówno pod względem kadry, jak i studentów, którzy tam przychodzą. Na pewno jak się chce, to i na gorszych uczelniach można się czegoś nauczyć (przynajmniej w zakresie humanistyki i nauk społecznych, bo w przyrodniczych to już bez odpowiedniego sprzętu laboratoryjnego i doświadczonej kadry będzie ciężko), ale środowisko jest tam znacznie mniej sprzyjające.
"Niczego takiego nie twierdzę choćby z tej prostej przyczyny, że mój komentarz w ogóle nie odnosi się do poruszonej przez ciebie kwestii zatrudniciela."
Odnosi, choć nie bezpośrednio:
"[Jeśli ktoś] ubrdał sobie, że będzie studiował np. w Krakowie, tylko po to by nazywało się że studiuje w Krakowie (bo na cóż by innego?)"
Wybierasz sobie jeden z mało istotnych powodów studiowania i rozprawiasz się z nim co sprowadza cały problem do zwykłej fanaberii, ale przy okazji twoją pisaninę do zwykłego nabijania postów (co w świetle niezwykle istotnej uwagi o powiatowości Krakowa wyjaśnia te 5k wpisów).
W dzisiejszych czasach studiuje się przede wszystkim po to by znaleźć dobrą/lepszą pracę. I wybór uczelni bardzo często ma tu znaczenie. Wiem to z doświadczenia i jako absolwent i jako wstępny selekcjoner kandydatów na pracowników.
"I wybór uczelni bardzo często ma tu znaczenie. Wiem to z doświadczenia i jako absolwent i jako wstępny selekcjoner kandydatów na pracowników."
Uczcie się na prestiżowych uczelniach, bo inaczej sługa burżuja od selekcji pracowników kopnie was w dupę.
"Uczcie się na prestiżowych uczelniach, bo inaczej sługa burżuja od selekcji pracowników kopnie was w dupę."
Dokładnie tak, choć akurat wycieczka osobista pod moim adresem zupełnie nietrafiona. Tłumaczyć się jednak raczej nie będę...
A co tu tłumaczyć mostro?
Kiedy klasa robotnicza dojdzie do władzy to wy - ty i twój pan burżuj - dostaniecie kopa w siedzenie.
"W dzisiejszych czasach studiuje się przede wszystkim po to by znaleźć dobrą/lepszą pracę" (mostro 2012-11-01 22:20:42)
Cały czas dokładnie to samo mówię. Owo studiowanie dla lepszej pracy to nic innego jak prywatna inwestycja studenta. Nie pojmuję więc, dlaczego społeczeństwo (kapitalistycznego państwa) miałoby partycypować w tej jego prywatnej indywidualnej inicjatywie.
----
"dostaniecie kopa w siedzenie" (Bartek 2012-11-02 09:17:32)
Po co Bartek, po co? Oni są mimo wszystko potrzebni, dziś jako nawóz wiernie służą kapitalistom, potem będą służyć nam. Taka ich rola. No może rzeczywiście na początek nie zaszkodzi trochę dać im w kość, to ich lepiej zmotywuje.
Obawiam się że absolwent jakiejs politologii czy socjologii po wielkim UJ w Krakowie załamałby się na I semestrze mechaniki, budownictwa czy elektrot. Polibudy w Lublinie czy wydziału Techniki i Lotnictwa PWSZ w Chełmie, czy na wydziale fizyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Padłby też zapewne na każdym wydziale medycznym. UJ nie zapewni geniuszu.
Mylisz się jliber. Właśnie twoja wizja (usilnie propagowana przez neoliberalizm) jest de facto współczesnym przywiązaniem do ziemi, z tą atoli różnicą wobec feudalnego pierwowzoru, że następuje w niej zamiana jednego miejsca na drugie, np. Krosna na Kraków. To ja natomiast w gruncie rzeczy proponuję rzeczywistą mobilność. Mieszkasz oto w Brzozowie, studiujesz w Krośnie, pracujesz w Rzeszowie, coś tam jeszcze innego robisz w Sanoku (jeśli ten zestaw ci nie odpowiada możesz zastąpić sobie dowolnie innym, np. Kraków, Jaworzno, Olkusz, Katowice albo na jakiś z Warszawą w roli głównej). Jednocześnie jesteś więc związany z 4 miejscami, nie zasklepiasz się w jednym, "choćby" i tym jednym był Kraków czy coś w tym stylu.
"Owo studiowanie dla lepszej pracy to nic innego jak prywatna inwestycja studenta. Nie pojmuję więc, dlaczego społeczeństwo (kapitalistycznego państwa) miałoby partycypować w tej jego prywatnej indywidualnej inicjatywie."
Chyba po to, żeby później wysoko opłacać takiego wysoko wykwalifikowanego pracownika. Najpierw studia na koszt klasy robotniczej, a później wysoka pensja z wyzysku klasy robotniczej.
Ta "lepsza praca" to praca u pana burżuja w organizowaniu, kierowaniu, zarządzaniu. Taki pomocnik burżuja od wyzyskiwania klasy robotniczej to jego sojusznik w walce klasowej. To baza społeczna kapitalizmu - burżuazja i ich wysoko opłacana służba pracownicza. Dla burżuazji socjalizm oznacza społeczną zagładę, a dla jej służby utratę uprzywilejowanej pozycji i wysokich pensji.
Taki mostro selekcjonuje kandydatów na pomagierów burżuazji od wyzyskiwania klasy robotniczej. Im więcej burżuj wyciśnie z robotnika, tym więcej dostanie sługa burżuja od organizowania, kierowania i zarządzania folwarkiem swojego pana. Taki pracownik to przyjaciel burżuja i wróg robola, przyjaciel kapitalizmu i wróg socjalizmu.
Pod pewnym względem w jeszcze większym stopniu niż sam kapitalista. Kapitalista oto musi być kapitalistą, właściwie innego wyjścia nie ma. Pomocnik burżuja natomiast jest nim z własnej nieprzymuszonej woli. Sam lokuje się na takiej pozycji, dąży do niej i pewnie jest z niej dumny. Taki współczesny ekonom, zwykle cham na chamy, buc nad buce. Inna sprawa, że on też jest jakby ograniczony, tzn. osiągnięcie pozycji pomagiera stanowi najczęściej szczyt jego możliwości duchowych.
Dasz mi numer to typa od którego kupujesz zielsko albo białe?