Zwłaszcza w kontekście tego flekowania nowej książki Masłowskiej przez Krytykę Polityczną...jeszcze przed jej wydaniem!!! Obrazili się, że Masłowska nie dała się przez Krypol udomowić i obroniła swoją indywidualność...niezwykłość... A teraz skopała w istocie cały paradygmat kulturowy "warszawki"... znienawidzą ja za to do końca świata!
Kupujcie i czytajcie Masłowską i nie dajcie się zwieść duninowskiej propagandzie! Ja kupiłam w empiku i już w tramwaju czytałam.
Tylko to jest trudna proza. Za trudna na Krypol ! Oni czytają i wydają wspomnienia salonowe Bielik-Robson...
Tym większe gratulacje dla recenzenta... że zrozumiał! :)
na pewno przeczytam,tym bardziej,ze temat wyjątkowo "na czasie"..
Nowa książka Masłowskiej jak zawsze znakomita, gorąco polecam, nie mam wątpliwości, że to najwybitniejsza współczesna polska pisarka, która - co dziś rzadkość - nie ucieka od rzeczywistości i ma odwagę się z nią mierzyć.Do dobrej recenzji tow. Kochana dodałbym jeszcze, że autorka wskazuje - co prawda nie wiem, na ile świadomie - że kryzys Zachodu i jego neoliberalnego modelu życia jest wywołany także przez fakt, że ten świat epatuje nihilistycznym, burżuazyjnym indywidualizmem, sprowadzającym się de facto do egoizmu. W takim świecie każdy jest sam, nie ma miejsca na bliskość, przyjaźń, związek, rodzinę - liczy się tylko szczęście osobiste jednostki, za którym jednostka rozpaczliwie się ugania, nie bacząc na fakt, że nie można osiągnąć szczęścia samemu. Neoliberalny model szczęścia więc nie istnieje. W socjalizmie liczy się zbiorowość, rodzina, więź społeczna,wspólne dobro, któremu jednostka winna się podporządkować. W kapitalizmie - egoistyczne szczęście jednostki, będące tak naprawdę poza zasięgiem. Szczęście w socjalizmie osiąga się poprzez pracę dla wspólnego dobra, poświęcenie - w tym jest sens. W świecie wyzysku, konsumpcji, nihilizmu i hedonizmu, szczęścia nie ma, są tylko patologie i samotność jednostki.
To ciekawe - mimo różnic politycznych - na poziomie aksjologicznym zgadzam się z mateuszembirkutem.
do rozpadu więzi społecznych, osłabienia roli rodziny itp. (np. radykalnie zmniejszając znaczenie rodziny jako źródła zabezpieczenia bytu jednostki). Być może atomizacja społeczna jest po prostu ceną jaką płacimy za postęp?