Tymoteusz Kochan: Kochanie, zabiłam nasze koty
[2012-11-26 09:54:13]
To właśnie ich świat się sypie, to właśnie oni (mimo że zachodni) tkwią głęboko na samym życiowym dnie. Książka przedstawia wycinek z życia młodych mieszkańców metropolii. Farah, Joanne, Go, a także przewijający się bardziej w charakterze dekoracji (mniej i bardziej chorzy umysłowo) mężczyźni żyją w śmieciowym świecie. Wychowani na reklamach i kreskówkach krążą od używki do używki, szukając ratunku w najprzeróżniejszych narkotykach. Ich coraz bardziej rozpaczliwe próby wyjścia z klatki samotności kończą się kolejnymi porażkami. Zniszczony i zatomizowany świat śmieciowej jaźni to dla nich bariera nie do przejścia. Tematem numer jeden w książce jest bez wątpienia kryzys wartości współczesnego świata. Ten kryzys wartości jest nierozerwalnie połączony z dominacją neoliberalizmu. Rezygnację z wartości wymusił rynek, dla którego jedyna wartość to zysk. Zysk liczący się nawet wtedy jeśli jest zyskiem płynącym z czyjejś głupoty, ba, zysk z czyjejś głupoty to często najlepszy i najłatwiejszy, bo najbardziej „demokratyczny” zysk. Kapitalizm to więc nie tylko gnijące peryferia i gnijący wykluczony margines. To przede wszystkim gnijące centrum, gnijący królowie, gnijąca kultura, zgniłe rozrywki, zgniła świadomość i zgniła tożsamość.[1] Określenie „kryzys wartości” nie oddaje w tym wypadku pełni tego zjawiska. To, czego jesteśmy świadkami przypomina raczej kres wszelkich wartości (a także kres wszelkiej ontologii) i proces zastępowania ich etykietami i reklamami kolejnych, wciskanych nam na siłę produktów. Jest to więc kres i upadek wszelkich wartości, a nawet wszelkiej stałości, w działaniu, czy w przejawianej postawie. Kapitalizm wygonił ludzi z kościoła, lecz nie dał im niczego w zamian. Ten walący się świat jest areną życia dla rzeszy zagubionych wolnorynkowych hedonistów, których hedonizm kończy się też czasem na leżeniu na podłodze obrzyganym we własnej windzie … Joga, obsesyjne liczenie kalorii, poliamorie, obsesje i histerie… a w rezultacie picie na umór… Cała ta rzeczywistość zionie potworną pustką, „oddechem kupionym z second handu” zabijanym niebanalnymi gumami do żucia o smaku „Zbliżającego się terminu leczenia kanałowego” czy „Na wpół strawionej whisky, papierosów, kwasu żołądkowego i zbytniej najebki, by użyć listerinu”[s.104]. Jedynym ratunkiem wydaje się być podróż na dno oceanu lub też „PRZESZCZEP JAŹNI” od kogoś spoza tego rozkładającego się świata. Uelastyczniony człowiek zmienia się tak szybko jak tylko wymaga tego jego praca lub czytany co niedzielę horoskop. Kres wartości, kres stałości i zdolności „myślenia ogółem” stworzył nowego potwora. Tym potworem jest kult – swojej – jednostki. Ten nowy kult to umysłowy cmentarz całych już generacji. Kult swojej jednostki to też inaczej parakantowski imperatyw orgiastyczności. Nakaz orgiastyczności, który odczuwają bohaterowie książki to nakaz ciągłego orgazmu, niekończąca się pogoń za genitaliami, towarami, poczuciem wyższości i złudzeniem władzy nad drugim człowiekiem. Jedynym wyjściem poza sekspułapkę nowoczesności jest miłość, ta jednak utraciła już swój pierwotny sens, służąc dziś za dodatek do skrzydełek BBQ i za określenie swojego stosunku wobec ostatniej linii odzieżowej któregoś z wielkich domów mody. Dążenie do konsumpcyjnej doskonałości napotyka przeszkodę nie do przejścia: człowieka. Poniżenie, którego doznaje człowiek wyobcowując się w świecie towarowego wariactwa prowadzi do coraz to kolejnych kryzysów: kryzysów tożsamości, kryzysów seksualności, kryzysów nibymoralności. Kolejny taki kryzys może uwolnić kumulowaną złość i gniew na świat bez celu i bez porządku innego niż ten wprowadzany siłą przymusu ekonomicznego. Taki kryzys, taka wulkaniczna erupcja złości może nawet kazać nam zastrzelić pierwszego lepszego, który zapuka do naszych drzwi albo „zabić nasze koty”, nasze symbole nibywrażliwości i nibymoralności, w świecie nibyżycia i nibywiedzy. Bez czyjejkolwiek troski o cokolwiek. Czy człowiek się wyzwoli, czy też padnie trupem na ołtarzu atrakcyjnych promocji w hipermarketach i fast-foodach pozostaje nierozstrzygniętym. Choć sama akcja książki jest osadzona poza Polską, to Kochanie, zabiłam nasze koty pozostaje dziełem na wskroś dotyczącym zagadnienia polskości, a także kwestii nowoczesnej, mainstreamowej tożsamości paranarodowej, z której Masłowska bezwstydnie szydzi wystawiając ją na widok publiczny. Polska jest więc krajem „zepsutych ogórków” (krajem byłej Jugosławii), a polska historia to historia walki z „totalnym komunizmem, który wybuchł”, PRL zaś to kraj przede wszystkim totalnie pozbawiony piwa korzennego (root beer), płynący za to „spleśniałą herbatą” i borszczem. „Ludzie chcieli go [mur berliński] przekraczać, przychodzili z drabinami, ciągnikami, ale wszystko na nic. Był ogromnie wysoki, ciągle więc haczyły o niego samoloty i chmury zatrzymywały się u nas, i ciągle padało, kiedy na Zachodzie było ciągle słońce.”[s.92] Koszmar świata przedstawionego w książce jest oczywisty dla każdego wrażliwego czytelnika. W tym kontekście umieszczony przez autorkę cytat na początku („Koty – to jest o kotach, będzie pani zachwycona”) staje się niczym innym jak wyrachowanym szyderstwem i żartem z mentalności tych, dla których świat przedstawiony wydaje się być zabawny. W podobny sposób potraktować należy też przytoczone z tyłu okładki fragmenty recenzji. Dorota Masłowska przyzwyczaiła nas już do swojego niezwykle wyostrzonego zmysłu obserwacji. Jej dzieła są nie tylko świetnym portretem naszej epoki, ale też wyjątkowo autentycznym, osobistym przekazem, prawdziwie intymnym (i kompletnie szczerym) zeznaniem człowieka wrażliwego wrzuconego w sam środek świata powszechnej wrogości i zgnilizny. Najnowsze dzieło autorki narusza samo jądro mainstremowo konstruowanego, pustego stylu życia. Jest niebezpieczne, nie tylko dla kotów. [1] Z tej perspektywy antykapitalizm to nie debata na temat naprawy sytuacji na przedmieściach i w slumsach, ale także, a może i przede wszystkim, debata nad naprawą i zmianą kapitalistycznego centrum zachodniego świata. Współczesna antysystemowość, nazywana czasem naiwnie po prostu ‘społeczną wrażliwością’ potrafi często sprowadzać się do wspominania o biedzie panującej na wsi w przerwach między kolejnymi sesjami pedicure w salonie kosmetycznym i między kolejnymi odcinkami seriali telewizyjnych. Dorota Masłowska, Kochanie, zabiłam nasze koty, Noir Sur Blanc, Warszawa 2012. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?