Zwolennicy aborcji muszą przegrywać ze zwolennikami "dziecka poczętego", bo przegrali walkę o słowa, o nazwę płodu, dając sobie narzucić obecnie obowiązującą wykładnię człowieczeństwa.
A tymczasem wystarczyłoby przyjąć, i konsekwentnie stosować w odniesieniu do płodu, nazwę "pasożyt", jasno i bez niedomówień ilustrującą stosunek płodu ludzkiego do ciężarnej.
Chyba każdy rozumie co znaczy ten termin i jak adekwatny jest do wszystkich faz rozwoju płodu, biorąc pod uwagę mechanizmy utrzymania go przy życiu.
I nikt nie zaprzeczy, że żywiciel ( w tym wypadku żywicielka) ma pełne prawo moralne do decydowania czy kosztem swojego organizmu utrzymać tego pasożyta przy życiu czy raczej zadbać o własne i nie narażać się na utratę zdrowia czy nawet życia ( co przecież, mimo postępów medycyny, zdarza się).
Pasożyt z definicji nie jest samodzielnym istnieniem i nie może być definiowany jako człowiek.
Konsekwentne trzymanie się tej terminologii przekona z czasem najgłupsze nawet zwolenniczki "dziecka poczętego" a wówczas cały ten ruch utraci poparcie społeczne.
Prowadzi to do niebezpiecznej konstatacji, ze wszyscy jesteśmy pasożytami.
Po opuszczeniu swej żywicielki, ludzki pasożyt staje się oseskiem a w przyszłości po uzyskaniu samoświadomości - człowiekiem.
Każde życie jest stawaniem się ( przeobrażaniem).
Ludzkie też.