@Dlatego należy stwierdzić, że owszem, istniała alternatywa: Polska mogła stać się kolejną republiką radziecką.
I akurat to byłoby lepsze rozwiązanie dla Polski, a na pewno bardziej socjalistyczne. W polskiej SRR rozwiązano by problem braku uspółdzielczenia wsi, prywaciarzy w mieście czy istnienia agentury watykańskiej. Nie byłoby "Solidarności" etc.
Oczywiście na tle Polski kapitalistycznej Polska Ludowa to był raj, ale nie zapominajmy, że była ona pragmatycznym rozwiązaniem związanym z zacofaniem ciemnego polskiego ludu niedojrzałego do nawet szczątkowego projektu socjalistycznego.
1.
"istniała alternatywa: Polska mogła stać się kolejną republiką radziecką."
Masz jakieś dowody takowych planów ze strony Moskwy? Rosja na dobrą sprawę nie zdołała przetrawić nawet małych państw bałtyckich, jakże więc miałaby sobie poradzić z Polską? Poza tym, co by nie powiedzieć o postawie aliantów zachodnich, to akurat na coś takiego by nie poszli (Polska to nie mała i peryferyjna Łotwa czy Estonia).
2.
"przez kilkadziesiąt lat RFN wprost nie uznawała tej granicy"
Bo istniały ku temu bardzo poważne podstawy natury prawnej (z których również zdawali sobie sprawę rządzący Polską, stąd też właśnie m.in. usilne zabiegi Gomułki o uznanie tej granicy przez RFN).
3.
"mając potężnego sojusznika - Watykan."
Skąd taki wniosek? Przecież przejęcie tych ziem przez Polskę było jednocześnie odzyskaniem ich dla katolicyzmu (od czasu reformacji były one jak wiadomo zasadniczo protestanckie). Już 1945 ustawiono więc na nich administratury apostolskie, zarządzane rzecz jasna przez duchownych polskich, co de facto oznaczało właśnie uznanie tych terenów przez Stolicę Piotrową za polskie.
Ad. 3.
To, że księża pełnili posługę na Ziemiach Odzyskanych i tworzyli jakieś struktury jeszcze nie oznacza, że Watykan uznał nowe granice.
Stolica Apostolska ustanowiła stałą administrację kościelną dla Ziem Odzyskanych dopiero w 1972 roku. Wcześniej działacze kościelni mieli ograniczone prawa na Ziemiach Odzyskanych, administracja kościelna była nieuregulowana.
Dobrym przykładem są dokumenty Stolicy Apostolskiej, w której nazwy miejscowości na Ziemiach Odzyskanych zamiast po polsku, są pisane po niemiecku.
Zalecałbym ostrożność z tym awansem cywilizacyjnym. PRL nolens volens zakonserwowała bowiem postfeudalną strukturę społeczną i ogólnie takowe spojrzenie na świat (rzecz jasna dostosowane do współczesności). W tym samym zaś okresie w krajach zachodniej Europy dokonała się importowana z USA autentyczna rewolucja ludowa, która doszczętnie przeorała tamtejszą rzeczywistość (i przedtem już dużo odmienną od polskiej).
Administratury apostolskie nie są "jakimiś strukturami". Są de facto diecezjami. Powołuje się je na terenach, gdzie z różnych przyczyn nie jest możliwe na daną chwilę ustanowienie normalnych diecezji. W rzeczonym przypadku powodem takim był oczywiście nieunormowany prawnie status ziem przejętych 1945 przez Polskę. Gdy dany wzgląd ustaje, administratury przekształcane są w diecezje. Tak i też miało miejsce na Ziemiach Odzyskanych po 1970. Co do nazw miejscowości, skąd wiesz, że podawane one były po niemiecku? A może była to wersja łacińska lub włoska (rzecz jasna zwykle tożsama lub zbliżona z niemiecką). To zresztą w ogóle jest d.perela nie warta rozważań; w Europie nazwy miejscowe na terenach o historycznie rożnej przynależności politycznej funkcjonują w różnych wersjach językowych i o ile wiem nikt z tej racji nie podnosi tam krzyku (co dość powszechnie występuje np. w Polsce czy w jeszcze zdaje się większym stopniu na Litwie). Kościół ma poza tym inną perspektywę, znacznie dłuższą od zwyczajowo stosowanej, tam sto lat temu to jak wczoraj, a i tysiąc stosunkowo niedawno. I wielka chwała mu za to (natomiast prześladowcza mania ciągłych zmian stanowi jedno z upośledzeń umysłowości liberalnej).