Co za problem kupić sobie za parę złotych auto na dojazdy do pracy?
Gdzie dają auta za parę złoty? W kiosku? Czy raczej za kilka tysięcy? Ale co za różnica dla bogatego? ;) A potem do baku lejesz darmową deszczówkę, ubezpieczasz u księdza za co łaska i parkujesz za darmo w pokrzywach?
Rzeczywiście west, z samym kupnem może i problemu nie ma, choć z drugiej strony ceny aut nadających się do jazdy startują tak gdzieś od plus minus 30 tysięcy (ja wiem, dla ciebie to są owe parę złotych, ale spróbuj sobie wyobrazić, iż nie jesteś na tym świecie sam). Sprawa równie istotna, a może istotniejsza to utrzymanie samochodu, ot choćby zwykłe ubezpieczenia (ja mam w tej chwili trzy auta, w przedziale nowych, jak definiowane są zdaje się te do pięciu lat, coś tedy na ten temat jak sądzę mogę mieć po powiedzenia). Zupełnie inne płaszczyzny rozważań to przeróżne i najrozmaitsze uciążliwości związane z użytkowaniem pojazdu. Na przykład wspomniane tutaj już przez kogoś parkowanie w miastach (a problem jest z tym nawet w miastach parotysięcznych). No i posiadanie prawa jazdy. Nie każdy ja ma. No i zmęczenie codziennymi dojazdami (do pracy). Eo ipso większe prawdopodobieństwo wypadku drogowego (i tak w tym głupim kraju gigantyczne). A poza tym państwo ma obowiązek zapewniania komunikacji. Zdaje się jest on nawet gdzieś tam ustawowo zapisany. A nawet jeśli nie, to ma go ze względów że tak powiem moralnych (sorry jeślim naruszył tym twój w tej kwestii zmysł).
Errata. Nie - nie każdy ma, bo jeśli nie ma, to może sobie je po prostu zrobić (chyba że jest czymś w rodzaju współczesnego Obłomowa). Zatem inaczej, nie istnieje otóż obowiązek posiadania prawa jazdy (jeszcze?). Nb. byłby taki obowiązek, kursy byłyby bezpłatne (vide Schulpflicht).
Do wielu wiosek zbiorkom w ogóle nie dociera, a jeżeli już dociera, to jest to kilka kursów autobusów/busów w tygodniu. Złe zarządzanie PKS-ami i PKP (polityka wygaszania popytu), a także przejmowanie co bardziej rentownych linii prywatnym przewoźnikom zrobiło swoje.
Idąc tokiem rozumowania westa i jemu podobnych lyberałów (i nie tylko, bo np. ekstremalnie prawacka korwinogimbaza argumentuje w podobny sposób) należałoby całkowicie zlikwidować zbiorkom. Niech zaradni i kreatywni Polacy radzą sobie w tej kwestii sami, a jeżeli kogoś nie stać na blachosmród lub z różnych względów nie posiada prawa jazdy - niech przemieszcza się "piechtolotem", choćby na bosaka. A kwestia środowiska naturalnego, jeszcze bardziej zakorkowanych dróg i konieczności budowania kolejnych parkingów - co to konia (tfu... lyberastę) obchodzi?
moim zdaniem to nie jest problem tego czy innego tam województwa, lecz problem naszego przeraźliwie głupiego społeczeństwa.
Takowa percepcja świata jest w tym kraju powszechna, zwł. wśród tzw. warstw ludowych, bo to właśnie one, czym nam się to podoba czy nie, są najgorętszymi, choć raczej nieświadomymi admiratorami czegoś, co można określić mianem lumpenliberalizmu. PS. Nasz forumowy west nie jest tu chyba mimo wszystko wyznawcą tego barbarzyństwa (zresztą on trochę lewicowej racji miewa; tak mi się przynajmniej czasami wydaje).
Swoją drogą west trochę ci się dziwię, ty przecież głupi nie jesteś, zresztą na tym portalu głupich w zasadzie nie ma, owszem jesteś mocno interesowny, lecz, z tego przynajmniej co wiem, twoja branża to coś związane z budowlanką plus ew. nieruchomości (so oder so nie samochody). Nie pojmuję tedy twego w onej kwestii stanowiska. Do tych prywatnych samochodów należy bowiem dodać jeszcze koszty napraw. Parę przykładów z mych tutaj doświadczeń. Czerwiec 2016. Sarna (zwierzę leśne) uderza mi w megane, wgniata przód, koszt naprawy w salonie firmowym 14 tys. (w Radomiu, gdzie i tak najtaniej, bo w Kielcach chciano jeszcze więcej). Grudzień 2017. Astra ma zderzenie czołowe, szczęśliwie na skrzyżowaniu, tzn. przy małej prędkości, nic się nikomu nie staje, choć poduszki lecą wszystkie; naprawa 22 tys. Kwotę wypłaca PZU z auto-casco, pojazd formalnie idzie do kasacji, resztę, tj. niemal tyle samo, daje jakiś handlarz spod Radomia, nb. powiązany z salonem, oczywiście opla (tak że w sumie nawet się na tym trochę zarobiło). W obu przypadkach nie ja siedziałem za kierownicą. Luty 2018. Godzina jakaś siódma rano. Sąsiad wali do drzwi. Samochód nie chce mu na mrozie odpalić. Rozmowa: "Zawieź mnie do Kielc!" "Idź na busa!" "Nie ma teraz, jest dopiero po ósmej, a ja muszę być za pół godziny w robocie". I to są właśnie faktyczne uroki samochodów. Aha, skoro mowa o tej obrzydliwej zimie, otóż dwa razy mróz roztrzaskał mi przednią szybę; raz, kilkanaście lat temu w nubirze dwójce poszła w drobniutki ma; zaś kilka lat temu w focusie pękła w paru miejscach po jakichś szwach or so. Czy np. pociąg nie może się "zepsuć"? Owszem, może, ale np. mnie przez jakieś 10-15 lat dojeżdżania do Warszawy, linią radomską, zdarzyło się to tylko raz. Lipiec 1995. Zerwało drut pod Dobieszynem, kolej szybciutko postawiała autobus do Warki, zaraz też przybył pociąg naprawczy ze Skarżyska, tak że jak wracałem popołudniu było już po awarii. Resume. Komunikacja publiczna ZAWSZE będzie lepsza od przemieszczania się prywatnym autem. Tzn. od ciągłego uganiania się z nim.
a tymczasem, jak rozumiem, materiał dotyczy czego innego.
Jeżeli autor pisze "...znaczna część mieszkańców Mazowsza jest pozbawiona możliwości dojazdu do pracy, szkół, placówek służby zdrowia" to co to ma oznaczać? Że siedzą w domu?
Gdyby problem był prawdziwy to w pierwszej kolejności oznaczałoby to powstanie sporego popytu na usługi transportowe. Jeżeli prywatnym przewoźnikom opłaca się uruchamiać linie autobusowe przewożące kilkadziesiąt osób dziennie na trasach turystycznych, to nie wierzę aby nie opłaciło się to w tym przypadku. Obawiam się że ten popyt nie istnieje. Ludzie narzekają bo dawniej mieli PKS a teraz nie mają, i tyle. Ich chęć korzystania z komunikacji zbiorowej jest czysto deklaratywna.
"Ich chęć korzystania z komunikacji zbiorowej jest czysto deklaratywna."
Być może, ale jakie to ma znaczenie? Państwo (samorządy czy coś tam w tym stylu) jest zobowiązane do zapewniania komunikacji publicznej.
"mieszkańcy przekonali się do transportu publicznego. - Ludzie lawinowo zaczęli korzystać z komunikacji miejskiej"
http://www.portalsamorzadowy.pl/gospodarka-komunalna/darmowa-komunikacja-w-minsku-mazowieckim-ograniczyla-liczbe-aut-w-miescie,108548.html
że autobus ma się zatrzymywać przy każdej chałupie. Jeżeli nie ma popytu - nie ma powodów do organizacji przewozów komunikacją publiczną w danym miejscu.