Prawicowa ludomania/ populizm prawicowy i lewicowy akademizm karmią się nawzajem, czego skutkiem jest coraz większe zepchanie lewicy na własne życzenie do murów akademii i rozepchnięcie się tej populist. czy skrajnej prawicy we wszelkie strony. Ponadto, dla tej "ludowej" prawicy (często dyrygowanej przez całkiem zamożnych "dżentelmenów") konkurencją i poważną (ale słabnącą) alternatywą może być tylko post-prawicowo - post-lewicowa synteza pod batutą wielkiego, międzynarodowego lub międzynarodowo-krajowego kapitału, co widzimy w postaci Macrona, Koalicji Eur., Partii Demokr. post-socjalistów i post-chadeków we Włoszech (do których zaczyna się przytulać nawet ich były konkurent - Berlusconi), czy też wiecznego sojuszu SPD-CDU (z mniej widzialnymi połączeniami z FDP i Zielonymi) w Niemczech.
Co robić ? Zmniejszyć znaczenie akademickich wątków "polityki tożsamości" i sensownie łączyć progresywizm (nie wchodząc w buty elitaryzmu) z polityką propracowniczą - bez względu na to czy to robotnik czy pracownik umysłowy. Lewica winna też próbować zgarnąć elektorat tzw. "firm jednoosobowych", które często faktycznie są wyzyskiwane mocniej przez faktycznych kapitalistów i państwo niż pracownicy najemni. Mamy też 900 tys. bezrobotnych, którym lewica winna zaproponować zasiłek w ramach propozycji wyborczych. Hasła wyborcze nie mogą być miałkie, musi pojawić się radykalizm, bo żeby w następnym pokoleniu coś znaczyć, trzeba pociągnąć za sobą młodzież. Na listach wyborczych winni być widoczni przedstawiciele nie tylko "klasy średniej" czyli klasy wyższej i budżetówki, ale normalni pracownicy, i to nie tylko umysłowi.
Lewica powinna to zacząć od poziomu samorządów. Ale wpierw pomysł musi być inny - znaleźć i wyhodować praktyką polityczną charyzmatycznych przywódców i dobrych organizatorów. Bez tego będziemy nadal pisać komentarze i propozycje jak bajki lub utopie. I nie może lewica bać się przeszłości, wstydzić się komunizmu, a nawet SLD. Koniec bicia się w piersi. Jak bić, to w konkurentów. Póki lewica się boi, to gnije.
- to wszystko jest tylko pretekstem by zaszufladkować a potem wykorzystać do własnych egoistycznych celów. Nasz świat z drogi prawie demokratycznej zszedł na ścieżkę bezwzględnych drapieżców. Nie ważna jaki jesteś ważne ile masz by karmić swój bezwzględny egoizm. Trzeba kataklizmu który dotyka większość by wyzwolić chociaż trochę solidarności i wspólnotę w działaniu. Kult pieniądza jest potrzebny najmniej wartościowej grupie ludzi by we oszalałym pędzie do bogactwa zatracić idee HUMANIZMU. Istnieje teoria o dobrodziejstwie wojny która wyzwala w uczestnikach konieczność tworzenia nowych urządzeń i sposobów do zniszczenia przeciwnika co przekłada się na wynalazki które można w przyszłości zamienić na przydatne do ułatwienia życia codziennego...TYLKO po co nam wynalazki które może nam pozwalają na "nie mycie" naczyń ręcznie ale czy to naprawdę jest aż takim dobrodziejstwem by znosić okrucieństwo wojen?