Edukacja a LGBT
2010-07-16 07:55:40
Przedwczoraj odbyła się debata „ Edukacja a LGBT’’ w Krytyce Politycznej. Na spotkaniu poruszonych zostało tyle wątków, które nie sposób zrekonstruować w ramach krótkiego wpisu. Tym bardziej, że wypowiadały się tam osoby, opowiadające o swoich własnych doświadczeniach związanych z tematem. Opowiadając to w trzeciej osobie, nie da się tego wszystkiego oddać. W ogóle już podczas spotkania miałem wrażenie jakbym miał do czynienia z wnętrzem butelki, z której po odkorkowaniu wylewa się morze spraw, o których się na co dzień nie mówi, które są zamknięte w jednostkowych i często ukrytych przeżyciach, albo w najlepszym wypadku w niszach.

Giertych musiał odejść. Podejrzliwość została.

Nie będę męczył czytelna długimi sprawozdaniami ( z tego co zrozumiałem materiał z przedwczorajszego spotkania ma się ukazać za jakiś czas na stronach KPH), powiem o paru kwestiach, które z punktu widzenia polityki społecznej wobec tego problemu wydają się ważne. Podczas dyskusje wskazywano na to że jeszcze na początku lat 90tych, a także w PRL-u atmosfera w szkole wokół innych orientacji była korzystniejsza, pewne tematy nie były tak tabuizowane. Pogarszać się zaczęło stopniowo wraz z sukcesywną klerykalizacją polskiej szkoły, ale kulminacja tego procesu nastąpiła w okresie Giertychowskim. Nie chodzi tylko o realne dokonania, ale aktywizację środowisk homofobicznych, które wówczas nabrały pewności siebie, a przede wszystkim o stworzenie atmosfery podejrzliwości wokół tej sfery. Właściwie mimo upłynięcia kilku lat ta atmosfera nadal ostała się w co poniektórych szkołach. Jednocześnie pewne przekonania, które w sposób przejaskrawiony i nazwijmy to ‘’obciachowy’’ formułowali Giertych i Orzechowski w MEN znajdują akceptację w środowisku nauczycielskim. Im dalej od traumy giertychowskiej tym częściej się słyszy, że z w tej krytyce ‘’bezstresowego wychowania’’ i potrzebie dyscypliny było nieco słuszności.

Kwestia języka

Anna Dzierzgowska wskazywała na bardziej ogólne sprawy, które sprzyjają homofonii w edukacji. Po pierwsze, wpływ kościoła. Według niej nie da się walczyć z różnymi przejawami dyskryminacji, dopóki nie przywróci się oświacie w pełni świeckiego wymiaru i ograniczy wpływ Kościoła na kształt edukacji. Drugą kwestią jest według niej popularny dyskurs rynkowo-konkurencyjny, która sprzyja emancypacji indywidualnej a nie solidarności. solidarności, która mogłaby być fundamentem dla tolerancji wobec inności i zwalczania wykluczenia. Trzecim aspektem jest kwestia języka, to jak nazywamy pojęcia. Za sprawą tego, że przedmiot nazwano wychowaniem do życia w rodzinie, łatwo z nim walczyć powołując się na prawo rodziców do wychowywania dzieci z własnymi przekonaniami. Tymczasem według A. Dzierzgowskiej te dwie rzeczy warto oddzielić. Jedną rzeczą jest wychowanie dziecka według własnych przekonań, a inną prawo dziecka do dowiedzenia się jak np. zabezpieczyć się przed niechcianą ciążą. W związku z czym może należałoby wyodrębnić edukację seksualną jako osobny przedmiot. Z tą wizją zgodził się pan Tomasz Garstka, autor postępowego programu do wychowania seksualnego sprzed paru lat, który w obecnym programie nie został zatwierdzony. Obowiązujący podręcznik do „wychowania do życia w rodzinie’’ niestety – co pokazały wczoraj cytowane jego fragmenty- pokazuje sprawy w sposób dość anachroniczny, na przykład traktuje homoseksualizm jako chorobę, mimo, że WHO już dawno skreśliła to zjawisko z listy chorób.


Szkolenia, ale jakie?

Pani Dorota Obidniak z ZNP, wskazywała, że ZNP protestował przeciwko postulatom ministra Giertycha (a wcześniej przeciwko wprowadzeniu religii do szkół) zwłaszcza wobec pomysłów zakazania nauczycielom homoseksualnym wykonywania swego zawodu. Związek może w niektórych sprawach pomóc prawnie nauczycielom, którzy czują się dyskrymininowanie ze względu na orientację lub z innego powodu, ale w gruncie rzeczy kompetencje związku określa jako ograniczone, gdyż największym problemem jest zmiana mentalności, nastawienia. Dlatego ważne wydają się zarówno szkolenia z zakresu równouprawnienia, a także wprowadzenie tego do programów kształcenia nauczycieli. Ktoś z sali zwrócił jednak uwagę, że szkolenia anty-dyskryminacyjne, żeby były skuteczne, muszą być długotrwałe. Krótkie szkolenie dla osób nie przekonanych może okazać się przeciw-skuteczne, gdyż ukryte napięcia i obawy zostaną poruszone, natomiast postawy nie zostaną zmienione.

Wspólna sprawa

Marta Konarzewska z kolei opowiadała o trudnościach i konsekwencjach publicznego coming outu, którego jako nauczycielka dokonała. Wskazywała, że ona mogła sobie na to pozwolić, gdyż jako publicystka feministyczno-lesbisjkiego czasopisma i ma inne zajęcie zawodowe i może liczyć na wsparcie. Ale wiele nauczycieli, zwłaszcza w małych miastach, nie może sobie na to pozwolić, dlatego wskazała na to co można zrobić nawet bez coming outu, czyli wprowadzenie do kształcenia treści, które by zapoznawały uczniów z kontekstami nieheteronormatywnymi w kulturze. Wskazywała też na to, że nieheteroseksualni nauczyciele mają tu trudniej niż heteroseksualni. Ci drudzy, nauczając tolerancji wobec innych orientacji nie mogą zostać posądzeni o to, że robią to w swoim partykularnym interesie. Z dyskusji zatem wynika, że walka z dyskryminacją, na tle seksualnym leży zarówno w rękach nie tylko aktywistów LGBT, ale i osób heteroseksualnych. Przykładem tego ostatniego jest działalność obecnej na spotkaniu Marzanny Pogorzelskiej, autorki niegysiejszego listu do Giertycha przeciwko homofobii.

Czego zabrakło?

Trochę za mało poświęcono sytuacji osób nieheteroseksualnych w grupie rówieśniczej. Skoncentrowano się raczej na relacji: nauczyciel – instytucja, program edukacyjny – uczeń, a przecież również ważne są relacje w grupie rówieśniczej. Pytanie jak można je kształtować? Czy tylko poprzez program jawny? Czy także poprzez program ukryty? Czy wystarczy nauczyciel? Czy potrzebna jest działalność innych instytucji wewnątrzszkolnych ( w niektórych krajach jest np. instytucja pomocy nauczyciela). Jaka rola powinna być pedagoga i psychologa szkolnego? Czy niezbędny jest kontakt z edukacyjnymi organizacjami społecznymi, których tak bardzo bał się Giertych?

Druga obiekcja- którą można skierować nie tylko względem tej debaty – jest skierowanie uwagi na mniejszość homoseksualną, podczas gdy spektrum ludzkich orientacji jest znacznie szersze. I tak ta debata w porównaniu z tymi, o których słyszymy często w mediach, była dość postępowa, gdyż co jakiś czas używano szerszego pojęcia nieheteroseksualny, zamiast ograniczania się do homoseksualizmu. Wydaje się, że jeśli chodzi o uznanie i akceptację innych orientacji np. osób biseksualnych czy transseksualnych jesteśmy jeszcze dalej niż w przypadku osób identyfikujących się jednoznacznie homoseksualnie.

***

Dlatego – jak słusznie zauważył dr Przemysław Sadura na innej debacie edukacyjnej - aby walczyć z dyskryminacją nie wystarczy zapobiec dyskryminacji jakiejś konkretnej grupy ale zidentyfikować i uderzyć w sam mechanizm dyskryminowania i wykluczania.

Sądzę jednak, że pełna inkluzja jest niemożliwa i niepożądana ( wszak np. treści rasistowskie czy homofobiczne należy wykluczać). Przy czym nawet wobec tych treści wydaje mi się, że pożyteczna może być skądinąd bardzo chrześcijańska dewiza by na ile to możliwe piętnować czyn a nie osoby.

poprzedninastępny komentarze