Wolność - tak, władza - nie
2010-08-22 17:10:22
Właściwie nie miałem już pisać kolejnego tekstu o krzyżu na Krakowskim Przedmieściu, Wiele osób- słusznie zresztą - ma już tego po uszy. Jednak po przeczytaniu felietonu Romana Kurkiewicza pt. ‘’Wolność dla krzyżaków!’’(''Przekrój'', 17 sierpnia) chce się parę słów napisać.
Autor trochę na przekór schematom i w trosce o demokrację oraz podstawowe wolności, pisze, że ludziom pod krzyżem w żadnej mierze nie należy zabraniać protestowania ani ograniczać w owym procederze, gdyż realizują oni jedno z podstawowych, przysługującym im na mocy konstytucji, praw jak wolność wyrażania poglądów i zgromadzania. Ba, nie tylko ich obecność nie szkodzi demokracji, ale ''demokracja kwitnie wraz z obecnością tych ludzi w tym miejscu''.

Słowa te są ciekawe między innymi dlatego, że ich autor ani nie jest zwolennikiem krzyża w przestrzeni publicznej ani nie był zwolennikiem zmarłego prezydenta. Wręcz przeciwnie, w obu sprawach stoi raczej po drugiej strony socjo-politycznego podziału. Jednak tu trochę w duchu wolterowskiej dewizy tolerancji by nie zgadzając się w wypowiedziami oponenta, walczyć o to by mógł je swobodnie wyrażać, staje w obronie obrońców krzyża. Postępuje więc nie w imię partykularnego interesu, ale uniwersalnych dla siebie zasad jak wolność w demokracji. To właśnie na temat tych zasad i ich rozumienia w konkretnych kontekstach warto toczyć dalszą dyskusję.Ja od początku zajmowałem w tej sprawie nieco odmienne ( choć nie przeciwstawne) niż autor stanowisko, które zresztą podtrzymuję.

Moim zdaniem, nie do końca trafnie adresuje on kluczowy problem. Na pytanie czy tzw .’’krzyżaki’’ powinny mieć prawo manifestowania pod krzyżem, odpowiedź jest dla mnie, podobnie jak dla Romana Kurkiewicza, oczywista - tak. Czy dobrze dzieje się dla demokracji, że to robią – tu można się spierać. Dostrzegam pewne względnie pozytywne aspekty tego ( artykulacja przekonań zmarginalizowanej grupy, wywołanie dyskusji na temat państwa świeckiego i jego zdolności egzekutywy, konsolidacja osób o innych przekonaniach itp. ) ale też nie sposób pominąć skutków negatywnych. Nie to jednak czy manifestują czy nie jest problemem zasadniczym, ale to jakie to manifestowanie ma skutki i jak odpowiada na to władza publiczna. Nie to najbardziej niepokoi, że obrońcy krzyża podejmują nawet jeśli legalne, to szkodliwe według mnie, działania, ale to, że władza nie może/ nie potrafi pod ich wpływem zrealizować swoich uprawnień. Decyzję Komorowskiego o szybkim przeniesie krzyża można różnie oceniać, ale miał do tego prawo. Komu się ta decyzja nie podoba, ma prawo ową niezgodę publicznie zamanifestować. Ale władza ma też prawo się z tą niezgodą nie liczyć. A nie powinna, bez podania powodu, się pod wpływem tej dezaprobaty cofać lub hamować wykonywania wcześniej poczynionych decyzji. Co naraża ją na utratę legitymacji. I wszystko jedno czy była to decyzja w sprawie przeniesienia krzyża czy byłaby to decyzja o zburzeniu pomnika, dajmy na to, Lenina, gdyby się takie jeszcze w Polsce ostały.

Podstawowym więc dylematem, którym dobrze było by zajmowała się opinia publiczna, nie jest to czy obrońcy krzyża powinni manifestować, ale czy władza powinna iść za wolą grupy ( a przynajmniej z nią pertraktować) tylko dlatego, że ta grupa ludzi się zorganizowała i wyszła na ulice czy też powinny być jakieś kryteria proceduralne i aksjologiczne określające czy dana grupa powinna stać się partnerem do rozmów na dany publiczny temat czy też nie? Dylemat do rozpatrzenia stanowi nie tylko zakres powinności władzy wobec zorganizowanej grupy ale też grupy wobec władzy i reszty społeczeństwa. Moim zdaniem to są sprawy o których warto rozmawiać zanmiast o problemie wolności dla krzyżaków, której im nikt nie odbiera. Krzyżakom należy się i wolność i godność, ale nie wynika z tego władza polityczna nad dezycjami państwowymi.

poprzedninastępny komentarze