2010-08-27 15:06:57
Jeśli chcemy myśleć poważnie o modernizacji, przemoc i wykluczenie to dwie rzeczy z którymi należy w pierwszej kolejności walczyć (tymczasem w strategicznych raportach obecnej władzy problem przemocy nie pojawił się wcale, a wykluczenie potraktowano zdawkowo). Trudnością jaka tu zachodzi jest to jak te dwa zjawiska wyodrębnić, nie tracąc z pola widzenia charakteru zależności między nimi.
Przed niecałym rokiem polską opinię publiczną zbulwersowała sprawa rodziny z Błot Wielkich. Było o tym na tyle głośno, że nie będę przytaczał przebiegu sprawy. Dla części komentatorów sam akt zabrania dziecka był szokujący, dla mnie problematyczne były przesłanki, na podstawie których tego dokonano. Nie było tam ani przemocy. Ani zaniku emocjonalnej więzi między rodzicami a dzieckiem. Ani braku zainteresowania nim. Było natomiast społeczne wykluczenie – brak kapitału ludzkiego, w wymiarze materialnym, kulturowym i zdrowotnym. W końcu dziecko przywrócono rodzicom, ale sprawa ta położyła się cieniem na trwającą stosunkowo niedługo po tym debatę nad prawnymi zmianami m.in. w zakresie uprawnień pracowników socjalnych i podsyciła społeczną nieufność wobec tej grupy. Co ciekawe, nowelizacja która weszła 1 sierpnia, przeciwko której tak zaciekle, protestowano, ogranicza a nie zwiększa prawdopodobieństwo takich sytuacji jak ta z Błot Wielkich, gdyż obecne zapisy, zwłaszcza po poprawce senatu, określają ściśle w jakich sytuacjach pracownik socjalny może zadecydować o tymczasowym( do czasu orzeczenia sądu) zabraniu dziecka. Tymi warunkami są: zagrożenie życia lub zdrowia dziecka. Toteż myślę, że prawdopodobieństwo zabrania ubogim czy życiowo nieporadnym rodzicom dziecka(gdy nie istnieją dodatkowe ku temu przesłanki) nie jest większe niż przed rokiem. Jest zapewne mniejsze, tym bardziej, że opinia społeczna będzie teraz jeszcze bardziej patrzeć służbą społecznym na ręce, a każdy przypadek choćby podejrzenia o nadużycia znajdą grunt do tego by został opisany w określonych mediach, w sensacyjnym tonie.
II
Nie rozwiązuje to jednak problemu jak zapobiec niekaraniu(choćby ograniczeniem w funkcjach wychowawczych) ludzi, którzy są ubodzy i co zrobić by ludzie tacy mogli wychowywać swoje dzieci bez strat społecznych dla nich. Pierwszy postulat to eliminować ubóstwo a także wspomagać finansowo, instytucjonalnie tych, którzy już są ubodzy. Nie wydaje się natomiast zasadne odseparowanie dzieci od rodziców, co jest dramatem dla nich i dla dzieci. A dla społeczeństwa dodatkowym kosztem. Inaczej jest gdy w domu panuje przemoc lub w sposób zawiniony zaniedbywane są dzieci ze stratą dla ich zdrowia. Wówczas wydaje mi się, że interwencje są uprawnione, w skrajnych przypadkach łącznie z odebraniem dziecka rodzicom.Cały szkopuł w tym, że choć w sensie modelowym łatwo wyodrębnić od siebie sytuację społecznego wykluczenia od domowej przemocy, w praktyce jedno nieraz koreluje z drugim, co – pragnę to zaznaczyć- nie zawsze wynika z moralnych cech wybranych ludzi ubogich, ale z sytuacji, w której się znaleźli. Akurat nie jest to casus rodziny z Błot Wielkich, bo ci ludzie potrafili żyć godnie i zapewnić ciepło swoim dzieciom mimo innych ograniczeń. Jest na pewno wiele rodzin, które mimo bardzo skromnych warunków, ba, mimo wielowymiarowego wykluczenia, nie wyładowują swej frustracji na innych. Ale przecież wielu rodzinom się nie udaje. Bieda, zwłaszcza skrajna, sprzyja przecież różnego rodzaju patologiom, depresjom, nałogom. Prowadzi to do zwiększonego poziomu stresów i niekiedy w konsekwencji agresji.Samo oddzielenie więc przemocy i ubóstwa jako przesłanek do innych rodzajów interwencji nie wystarcza, gdyż nie zapobiega to sytuacjom, w których obie te warunki występują łącznie. A to niestety nierzadko się zdarza. Kluczowe jest więc wsparcie dla rodzin by nie popadały w wykluczenie a dla tych którym się to przytrafi, by mogły z nich wyjść lub by to ubóstwo optymalnie łagodzić.
III
Myślenie obecnie rządzących – wyrażone w raporcie ’’Polska 2030’’ - jest takie: z istniejącej puli środków na cele socjalne przerzucić je w większym stopniu w kierunku tych, którzy są najbardziej potrzebujący. Częściowo za tymi wytycznymi poszły już działania – od 1 listopada 2009 zwiększono wielkość świadczeń rodzinnych o 20-30 złotych w zależności od wieku dziecka na utrzymaniu. Cały czas poruszamy się w obrębie grup spełniających bardzo selektywnie zdefiniowane kryterium dochodowe. Autorzy piszą, że w Polskim systemie zabezpieczenia zachodzi nierównowaga na rzecz świadczeń niezależnych od poziomu dochodów ( w związku z czym można oczekiwać, że woleli by obudować uprawnienia socjalne dodatkowymi progami). Konstatacja to dość zaskakująca, zważywszy jak silnie selektywne są świadczenia rodzinne, socjalne czy np. z tytułu bezrobocia. Niektóre mankamenty podejścia zmierzającego ku systemowi (jeszcze bardziej) selektywnemu opisałem szerzej w swojej części książki Jaka Polska 2030? ( dostępnej tu:www.jakapolska2030.pl). Bardzo niskie progi powodują, że duża część osób potrzebujących, która minimalnie je przekroczy, nie ma szans na uzyskanie pomocy. Sądzę więc, że oprócz zwiększania wielkości świadczenia, które jest i tak niskie, należałoby podnieść progi. Ale i tak sprawy nie można sprowadzić do operacji na wysokości progów i wielkości świadczeń. Skuteczne działania wymagałyby co najmniej kilku kroków, jak dostęp do przedszkoli ( ludzie w skrajnym ubóstwie są praktycznie z nich wykluczeni) a także… poświęcenie większej uwagi profesjonalizacji i dofinansowaniu pracy socjalnej z rodziną.Wówczas możliwe byłoby trafniejsze zidentyfikowanie poszczególnych potrzeb rodzin dysfunkcyjnych(co niemal niemożliwe jest ze względu na ponadprzeciętnie dużą liczbę rodzin przypadającą na jednego pracownika środowiskowego) zamiast polegania na wątpliwym kryterium dochodowym. Obawiam się jednak, że nieprzychylna atmosfera jaka – zwłaszcza w ostatnim czasie – powstała wokół przedstawicieli tej profesji znacznie utrudni zmiany na lepsze.
Przed niecałym rokiem polską opinię publiczną zbulwersowała sprawa rodziny z Błot Wielkich. Było o tym na tyle głośno, że nie będę przytaczał przebiegu sprawy. Dla części komentatorów sam akt zabrania dziecka był szokujący, dla mnie problematyczne były przesłanki, na podstawie których tego dokonano. Nie było tam ani przemocy. Ani zaniku emocjonalnej więzi między rodzicami a dzieckiem. Ani braku zainteresowania nim. Było natomiast społeczne wykluczenie – brak kapitału ludzkiego, w wymiarze materialnym, kulturowym i zdrowotnym. W końcu dziecko przywrócono rodzicom, ale sprawa ta położyła się cieniem na trwającą stosunkowo niedługo po tym debatę nad prawnymi zmianami m.in. w zakresie uprawnień pracowników socjalnych i podsyciła społeczną nieufność wobec tej grupy. Co ciekawe, nowelizacja która weszła 1 sierpnia, przeciwko której tak zaciekle, protestowano, ogranicza a nie zwiększa prawdopodobieństwo takich sytuacji jak ta z Błot Wielkich, gdyż obecne zapisy, zwłaszcza po poprawce senatu, określają ściśle w jakich sytuacjach pracownik socjalny może zadecydować o tymczasowym( do czasu orzeczenia sądu) zabraniu dziecka. Tymi warunkami są: zagrożenie życia lub zdrowia dziecka. Toteż myślę, że prawdopodobieństwo zabrania ubogim czy życiowo nieporadnym rodzicom dziecka(gdy nie istnieją dodatkowe ku temu przesłanki) nie jest większe niż przed rokiem. Jest zapewne mniejsze, tym bardziej, że opinia społeczna będzie teraz jeszcze bardziej patrzeć służbą społecznym na ręce, a każdy przypadek choćby podejrzenia o nadużycia znajdą grunt do tego by został opisany w określonych mediach, w sensacyjnym tonie.
II
Nie rozwiązuje to jednak problemu jak zapobiec niekaraniu(choćby ograniczeniem w funkcjach wychowawczych) ludzi, którzy są ubodzy i co zrobić by ludzie tacy mogli wychowywać swoje dzieci bez strat społecznych dla nich. Pierwszy postulat to eliminować ubóstwo a także wspomagać finansowo, instytucjonalnie tych, którzy już są ubodzy. Nie wydaje się natomiast zasadne odseparowanie dzieci od rodziców, co jest dramatem dla nich i dla dzieci. A dla społeczeństwa dodatkowym kosztem. Inaczej jest gdy w domu panuje przemoc lub w sposób zawiniony zaniedbywane są dzieci ze stratą dla ich zdrowia. Wówczas wydaje mi się, że interwencje są uprawnione, w skrajnych przypadkach łącznie z odebraniem dziecka rodzicom.Cały szkopuł w tym, że choć w sensie modelowym łatwo wyodrębnić od siebie sytuację społecznego wykluczenia od domowej przemocy, w praktyce jedno nieraz koreluje z drugim, co – pragnę to zaznaczyć- nie zawsze wynika z moralnych cech wybranych ludzi ubogich, ale z sytuacji, w której się znaleźli. Akurat nie jest to casus rodziny z Błot Wielkich, bo ci ludzie potrafili żyć godnie i zapewnić ciepło swoim dzieciom mimo innych ograniczeń. Jest na pewno wiele rodzin, które mimo bardzo skromnych warunków, ba, mimo wielowymiarowego wykluczenia, nie wyładowują swej frustracji na innych. Ale przecież wielu rodzinom się nie udaje. Bieda, zwłaszcza skrajna, sprzyja przecież różnego rodzaju patologiom, depresjom, nałogom. Prowadzi to do zwiększonego poziomu stresów i niekiedy w konsekwencji agresji.Samo oddzielenie więc przemocy i ubóstwa jako przesłanek do innych rodzajów interwencji nie wystarcza, gdyż nie zapobiega to sytuacjom, w których obie te warunki występują łącznie. A to niestety nierzadko się zdarza. Kluczowe jest więc wsparcie dla rodzin by nie popadały w wykluczenie a dla tych którym się to przytrafi, by mogły z nich wyjść lub by to ubóstwo optymalnie łagodzić.
III
Myślenie obecnie rządzących – wyrażone w raporcie ’’Polska 2030’’ - jest takie: z istniejącej puli środków na cele socjalne przerzucić je w większym stopniu w kierunku tych, którzy są najbardziej potrzebujący. Częściowo za tymi wytycznymi poszły już działania – od 1 listopada 2009 zwiększono wielkość świadczeń rodzinnych o 20-30 złotych w zależności od wieku dziecka na utrzymaniu. Cały czas poruszamy się w obrębie grup spełniających bardzo selektywnie zdefiniowane kryterium dochodowe. Autorzy piszą, że w Polskim systemie zabezpieczenia zachodzi nierównowaga na rzecz świadczeń niezależnych od poziomu dochodów ( w związku z czym można oczekiwać, że woleli by obudować uprawnienia socjalne dodatkowymi progami). Konstatacja to dość zaskakująca, zważywszy jak silnie selektywne są świadczenia rodzinne, socjalne czy np. z tytułu bezrobocia. Niektóre mankamenty podejścia zmierzającego ku systemowi (jeszcze bardziej) selektywnemu opisałem szerzej w swojej części książki Jaka Polska 2030? ( dostępnej tu:www.jakapolska2030.pl). Bardzo niskie progi powodują, że duża część osób potrzebujących, która minimalnie je przekroczy, nie ma szans na uzyskanie pomocy. Sądzę więc, że oprócz zwiększania wielkości świadczenia, które jest i tak niskie, należałoby podnieść progi. Ale i tak sprawy nie można sprowadzić do operacji na wysokości progów i wielkości świadczeń. Skuteczne działania wymagałyby co najmniej kilku kroków, jak dostęp do przedszkoli ( ludzie w skrajnym ubóstwie są praktycznie z nich wykluczeni) a także… poświęcenie większej uwagi profesjonalizacji i dofinansowaniu pracy socjalnej z rodziną.Wówczas możliwe byłoby trafniejsze zidentyfikowanie poszczególnych potrzeb rodzin dysfunkcyjnych(co niemal niemożliwe jest ze względu na ponadprzeciętnie dużą liczbę rodzin przypadającą na jednego pracownika środowiskowego) zamiast polegania na wątpliwym kryterium dochodowym. Obawiam się jednak, że nieprzychylna atmosfera jaka – zwłaszcza w ostatnim czasie – powstała wokół przedstawicieli tej profesji znacznie utrudni zmiany na lepsze.