2011-02-09 20:51:18
’’Mówi się, że polityka - podobnie jak muchę – można zabić gazetą. Gorzko przekonała się o tym posłanka Mucha po tym jak media i polityczni oponenci wzięli na języki jej wypowiedź z partyjnego czasopisma, w którym to miała( według doniesień Faktu) powiedzieć: ,, że nie widzi sensu robienia operacji biodra osobie 85-letniej, gdy taka osoba nie chodzi, nie będzie chodzić i się nie zrehabilituje.’’
Po medialnej burzy wokół tej wypowiedzi sama posłanka tłumaczyła się, że jej nieautoryzowana wcześniej wypowiedź została źle zrozumiana i opublikowała sprostowanie na swojej stronie. Jednak jej szanse na karierę polityczną stopniały.
Mnie osobiście – może dlatego, że zajmuję się i zawodowo i społecznie problemami osób starszych- wypowiedź ta, nawet w wersji ‘’nieautoryzowanej’’ , aż tak nie zbulwersowała ( o czym za chwilę). Ciekawa jest natomiast reakcja społeczna. Jest przecież wiele rzeczy – nieraz kompletnie absurdalnych lub niegodnych – które politycy mówią. Dlaczego akurat to wywołało aż takie oburzenie, że posłanka ma się pożegnać z korzystnym dla niej miejscem na liście w nadchodzących wyborach?
Nieunikniona selekcja
Moim zdaniem wypowiedź ta nie jest bulwersująca, między innymi dlatego, że stanowi ona jedynie werbalne usankcjonowanie czegoś co przecież ma miejsce. I przy obecnej konstrukcji systemu społecznego miejsce mieć musi. Pod taką czy inną postacią. Zasoby są ograniczone ( a w przypadku polskiej służby zdrowia – szczególnie ograniczone w porównaniu z wieloma innymi krajami UE), zaś potrzeby w związku ze starzeniem się społeczeństwa rosną. Siłą rzeczy musi dokonać się selekcja. I ktoś w tej selekcji zawsze będzie pokrzywdzony. Pytanie tylko jakie wybrać kryterium? Nie kapitał ( ani finansowy ani społeczny)? Również nie metryka? Co zatem? Ogólny stan zdrowia? Czy po prostu uznajemy, że do usług zdrowotnych – określonych w odpowiednim koszyku - wszyscy mają mieć równy dostęp i będziemy operować wszystkich? Tyle że nawet to nie daje jeszcze gwarancji otrzymania odpowiedniej usługi w odpowiednim czasie.
Podam przykład. Mój przyjaciel, któremu stuknęła siedemdziesiątka, od paru lat ma poważne problemy ze stawem biodrowym, co istotnie utrudnia mu poruszanie się i wymagało operacji. Ze względu na ogromne kolejki i długi czas oczekiwania na nią, ciągnący się miesiącami, po jakimś czasie zaczęły się problemy z kolanami ( co było konsekwencją wadliwego rozłożenia ciężaru ciała wskutek właśnie owych problemów ze stanem biodrowym). Kiedy w końcu przyszedł czas operacji, okazało się, że operacji wymaga już wówczas nie tylko staw biodrowy, ale także obydwa kolana. To wiązałoby się z długotrwałym pobytem w szpitalu, na co on z różnych przyczyn nie mógł sobie pozwolić. W końcu zrezygnował. I nie skorzystał ani z długo wyczekiwanej operacji biodra, ani z dwóch pozostałych.
Równość, bez gwarancji
Ten przypadek z życia wzięty ilustruje, że formalna równość w dostępie do usług medycznych nie daje gwarancji ich otrzymania. Bowiem nawet jeśli mamy publiczną służbę zdrowia, działająca zgodnie z zasadą równego dostępu do opieki medycznej, to wobec niedoboru środków, część potrzeb nie zostanie zaspokojona na czas lub wcale. A potrzeby te będą wkrótce gwałtownie rosnąć.( dalsze wydłużenie życia pójdzie w parze z wejściem w wiek sędziwy(80+) pokolenia powojennego wyżu Jeśli polskie społeczeństwo jest autentycznie tym faktem przejęte, powinna trwać debata co zrobić by takie sytuacje jeśli nie zlikwidować, to przynajmniej złagodzić i ograniczyć.
Ale o tym ani słowa, mimo, że powstał w ostatnim czasie dokument, który mógłby dla takiej debaty stanowić pretekst. Mam tu na myśli rzetelny, 180-stronnicowy raport napisany wspólnie przez parlamentarzystów i ekspertów na temat opieki długoterminowej w Polsce. Owa ‘’Zielona księga’’ zawiera nie tylko opis i analizę sytuacji ale także dość konkretne, a jednocześnie przystępne, rekomendacje.
Ekonomia niedoboru opieki
Czy miał miejsce społeczny odzew? Ależ skąd. Niemal zerowe zainteresowanie w debacie publicznej, a w pojedynczych mediach krytyka, i to jeszcze jaka! Pracodawcy RP na przykład uznali, że choć demografia jest istotnym wyzwaniem, rząd nie powinien zaciskać podatkowej pętli na szyi Polaków. Ową podatkową pętlą ma być postulowane w Zielonej Księdze, a także będące w fazie przygotowywania przez PO, rozwiązanie wprowadzające ( dopiero za parę lat) powszechną składkę na ubezpieczenie pielęgnacyjne od ryzyka niesamodzielności.
Swoją drogą ciekawe, że jeśli ktoś nieśmiało zgłosi postulat wprowadzenia prawa do godnej śmierci ( który to postulat nie musi być podyktowany względami ekonomicznymi, a na przykład humanitarnymi), łatwo stawia się mu zarzut, że dąży do uśmiercania staruszków z pobudek ekonomicznych. Gdy ktoś jednak odżegnuje się od włączenia w solidarne zapewnianie środków na opiekę długoterminową, z pobudek ewidentnie – jak w powyższym przypadku – ekonomicznych, jawi się to jako zupełnie neutralne.
Zwłaszcza, że w Polsce nakłady na opiekę długoterminową ( według danych podawanych w licznych artykułach przez prof. Błędowskiego z SGH) znacznie mniejsze w relacji do PKB niż w większości europejskich krajów. Nie od dziś wiadomo, że w polskim modelu opieki występuje szczególnie silny udział opieki nieformalnej, ze strony członków rodziny ( najczęściej kobiety) lub zatrudnionych na czarno opiekunkek. Zatem element solidarnościowy w polskim systemie opieki długoterminowej nad osobami sędziwymi jest i tak jak dotąd skromniutki. Ale to jakoś nikogo nie oburza, tylko traktowane jest jako naturalny porządek rzeczy.
Zamiast koncentrować się na jednym wywiadzie ( a właściwie na jednym sformułowaniu) lepiej byłoby skupić uwagę na diagnozie stanu przestrzegania praw osób starszych ( rok temu RPO wydał na ten temat ciekawy dokument) jak również wspomnianej ‘’ zielonej księdze’’ opieki długoterminowej nad osobami starszymi. Na to chyba nie ma co liczyć. W polskiej kulturze politycznej nieraz pojawia się zjawisko masowego wzburzenia, w którym stajemy ochoczo na straży moralnego ładu, napiętnujemy odszczepieńców, a potem wszystko wraca do ‘’normy’’, to znaczy zamiatania indywidualnych i systemowych dylematów pod dywan. Tym razem pewnie będzie podobnie.
Po medialnej burzy wokół tej wypowiedzi sama posłanka tłumaczyła się, że jej nieautoryzowana wcześniej wypowiedź została źle zrozumiana i opublikowała sprostowanie na swojej stronie. Jednak jej szanse na karierę polityczną stopniały.
Mnie osobiście – może dlatego, że zajmuję się i zawodowo i społecznie problemami osób starszych- wypowiedź ta, nawet w wersji ‘’nieautoryzowanej’’ , aż tak nie zbulwersowała ( o czym za chwilę). Ciekawa jest natomiast reakcja społeczna. Jest przecież wiele rzeczy – nieraz kompletnie absurdalnych lub niegodnych – które politycy mówią. Dlaczego akurat to wywołało aż takie oburzenie, że posłanka ma się pożegnać z korzystnym dla niej miejscem na liście w nadchodzących wyborach?
Nieunikniona selekcja
Moim zdaniem wypowiedź ta nie jest bulwersująca, między innymi dlatego, że stanowi ona jedynie werbalne usankcjonowanie czegoś co przecież ma miejsce. I przy obecnej konstrukcji systemu społecznego miejsce mieć musi. Pod taką czy inną postacią. Zasoby są ograniczone ( a w przypadku polskiej służby zdrowia – szczególnie ograniczone w porównaniu z wieloma innymi krajami UE), zaś potrzeby w związku ze starzeniem się społeczeństwa rosną. Siłą rzeczy musi dokonać się selekcja. I ktoś w tej selekcji zawsze będzie pokrzywdzony. Pytanie tylko jakie wybrać kryterium? Nie kapitał ( ani finansowy ani społeczny)? Również nie metryka? Co zatem? Ogólny stan zdrowia? Czy po prostu uznajemy, że do usług zdrowotnych – określonych w odpowiednim koszyku - wszyscy mają mieć równy dostęp i będziemy operować wszystkich? Tyle że nawet to nie daje jeszcze gwarancji otrzymania odpowiedniej usługi w odpowiednim czasie.
Podam przykład. Mój przyjaciel, któremu stuknęła siedemdziesiątka, od paru lat ma poważne problemy ze stawem biodrowym, co istotnie utrudnia mu poruszanie się i wymagało operacji. Ze względu na ogromne kolejki i długi czas oczekiwania na nią, ciągnący się miesiącami, po jakimś czasie zaczęły się problemy z kolanami ( co było konsekwencją wadliwego rozłożenia ciężaru ciała wskutek właśnie owych problemów ze stanem biodrowym). Kiedy w końcu przyszedł czas operacji, okazało się, że operacji wymaga już wówczas nie tylko staw biodrowy, ale także obydwa kolana. To wiązałoby się z długotrwałym pobytem w szpitalu, na co on z różnych przyczyn nie mógł sobie pozwolić. W końcu zrezygnował. I nie skorzystał ani z długo wyczekiwanej operacji biodra, ani z dwóch pozostałych.
Równość, bez gwarancji
Ten przypadek z życia wzięty ilustruje, że formalna równość w dostępie do usług medycznych nie daje gwarancji ich otrzymania. Bowiem nawet jeśli mamy publiczną służbę zdrowia, działająca zgodnie z zasadą równego dostępu do opieki medycznej, to wobec niedoboru środków, część potrzeb nie zostanie zaspokojona na czas lub wcale. A potrzeby te będą wkrótce gwałtownie rosnąć.( dalsze wydłużenie życia pójdzie w parze z wejściem w wiek sędziwy(80+) pokolenia powojennego wyżu Jeśli polskie społeczeństwo jest autentycznie tym faktem przejęte, powinna trwać debata co zrobić by takie sytuacje jeśli nie zlikwidować, to przynajmniej złagodzić i ograniczyć.
Ale o tym ani słowa, mimo, że powstał w ostatnim czasie dokument, który mógłby dla takiej debaty stanowić pretekst. Mam tu na myśli rzetelny, 180-stronnicowy raport napisany wspólnie przez parlamentarzystów i ekspertów na temat opieki długoterminowej w Polsce. Owa ‘’Zielona księga’’ zawiera nie tylko opis i analizę sytuacji ale także dość konkretne, a jednocześnie przystępne, rekomendacje.
Ekonomia niedoboru opieki
Czy miał miejsce społeczny odzew? Ależ skąd. Niemal zerowe zainteresowanie w debacie publicznej, a w pojedynczych mediach krytyka, i to jeszcze jaka! Pracodawcy RP na przykład uznali, że choć demografia jest istotnym wyzwaniem, rząd nie powinien zaciskać podatkowej pętli na szyi Polaków. Ową podatkową pętlą ma być postulowane w Zielonej Księdze, a także będące w fazie przygotowywania przez PO, rozwiązanie wprowadzające ( dopiero za parę lat) powszechną składkę na ubezpieczenie pielęgnacyjne od ryzyka niesamodzielności.
Swoją drogą ciekawe, że jeśli ktoś nieśmiało zgłosi postulat wprowadzenia prawa do godnej śmierci ( który to postulat nie musi być podyktowany względami ekonomicznymi, a na przykład humanitarnymi), łatwo stawia się mu zarzut, że dąży do uśmiercania staruszków z pobudek ekonomicznych. Gdy ktoś jednak odżegnuje się od włączenia w solidarne zapewnianie środków na opiekę długoterminową, z pobudek ewidentnie – jak w powyższym przypadku – ekonomicznych, jawi się to jako zupełnie neutralne.
Zwłaszcza, że w Polsce nakłady na opiekę długoterminową ( według danych podawanych w licznych artykułach przez prof. Błędowskiego z SGH) znacznie mniejsze w relacji do PKB niż w większości europejskich krajów. Nie od dziś wiadomo, że w polskim modelu opieki występuje szczególnie silny udział opieki nieformalnej, ze strony członków rodziny ( najczęściej kobiety) lub zatrudnionych na czarno opiekunkek. Zatem element solidarnościowy w polskim systemie opieki długoterminowej nad osobami sędziwymi jest i tak jak dotąd skromniutki. Ale to jakoś nikogo nie oburza, tylko traktowane jest jako naturalny porządek rzeczy.
Zamiast koncentrować się na jednym wywiadzie ( a właściwie na jednym sformułowaniu) lepiej byłoby skupić uwagę na diagnozie stanu przestrzegania praw osób starszych ( rok temu RPO wydał na ten temat ciekawy dokument) jak również wspomnianej ‘’ zielonej księdze’’ opieki długoterminowej nad osobami starszymi. Na to chyba nie ma co liczyć. W polskiej kulturze politycznej nieraz pojawia się zjawisko masowego wzburzenia, w którym stajemy ochoczo na straży moralnego ładu, napiętnujemy odszczepieńców, a potem wszystko wraca do ‘’normy’’, to znaczy zamiatania indywidualnych i systemowych dylematów pod dywan. Tym razem pewnie będzie podobnie.