2011-02-19 14:27:17
Przedwczoraj społeczna awangarda studenckiej braci pikietowała w kilku ośrodkach akademickich przeciwko komercjalizacji szkolnictwa wyższego jaką ich zdaniem wnosi reforma Minister Kudryckiej, przyjęta przez sejm na początku lutego. Z jednej strony po części zgadzam się z prospołecznym motywacjami protestujących studentów, z drugiej strony mam wrażenie, że ich opór dotyczy rozwiązań, które są wobec całego fenomenu komercjalizacji w Polsce jednak niekoniecznie pierwszoplanowe.
Z oświadczenia Demokratycznego Zrzeszenia Studentów wynika, że zasadniczym punktem reformy mającym świadczyć o dążeniu do komercjalizacji oświaty przez rząd jest wprowadzenie odpłatności za studiowanie na drugim kierunku( z wyjątkiem 10% studentów z najlepszymi wynikami). Czesne za drugi kierunek studiów uniemożliwia mniej zamożnym studentkom i studentom poszerzanie swoich horyzontów i rozwijanie swoich pasji. Ograniczenie młodym ludziom możliwości zdobywania kwalifikacji znacznie obniży ich szanse na znalezienie dobrej pracy – czytamy w oświadczeniu. Trudno się z tym niezgodzić. Również proroczy może okazać się argument ‘’równi pochyłej’’, że wprowadzenie czesnego dla części studentów może być krokiem ku pełnej komercjalizacji edukacji uniwersyteckiej w przyszłości.
Komercjalizacja od dawna obecna
Cały problem jednak w tym, że wspomniane czesne nie wprowadza odpłatności do szkolnictwa wyższego, a co najwyżej je pogłębia. Odpłatność za studia przecież już istnieją. W Polsce wszak 60% studentów płaci za studia, a 40% nie. Co więcej na owe 60% składają się przecież nie tylko studenci prywatnych uczelni, ale także studenci, którzy na publicznych uczelniach studiują zaocznie lub wieczorowo. Innymi słowy, publiczne szkolnictwo wyższe już teraz nie jest wolne od czesnego i podlega komercjalizacji. Obecna zmiana nieznacznie ją przesuwa do przodu.
Stąd też problemu komercjalizacji nie wiązałbym wyłącznie ze zmianami wprowadzanymi teraz, ale ze zjawiskiem szerszym i długofalowym, z którym mamy do czynienia już od transformacji. Co więcej podział na płacących i niepłacących jest tym bardziej niesprawiedliwy, że w trybie płatnym – czy to prywatnych czy publicznych uczelniach- studiują osoby często o niższym statusie habitusowo-materialnym. Czy możliwy jest krok do tyłu i wycofanie się z odpłatności w ogóle? Obawiam się, że przy tak dużym popycie na naukę na poziomie wyższym byłoby to trudne, aczkolwiek można zastanowić się nad szukaniem formuły by dystrybucja kosztów edukacji wyższej była bardziej sprawiedliwa i równomiernie rozłożona. Wydaje mi się, że sensowne zmiany powinny raczej zaadresować w pierwszej kolejności ten problem
Czy Kudrycka to czyni? Moim zdaniem nie bardzo. W uzasadnieniu projektu reformy od miesięcy widniejącym na stronie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego czytamy, że jednym z założeń jest zwiększenie dostępności do studiów wyższych. Jakie działania mają- zdaniem autorów zmian ku temu prowadzić?
O, zgrozo –przede wszystkim właśnie wprowadzenie odpłatności na drugi kierunek studiów, a więc to co właśnie jest najbardziej krytykowane przez protestujących studentów jako działanie ograniczające dostęp. Autorzy reformy twierdzą iż ‘’zwolnione w ten sposób miejsca przeznaczone będą dla tych studentów, szczególnie ze środowisk o niższym kapitale, którzy dotychczas płacili za studia za studia’’. Innymi działaniami ma być zmiana struktury wydatków na stypendia ( zmiana proporcji środków z funduszu stypendialnego na stypendia naukowe a socjalne na rzecz tych drugich) . Co do ruchu ze stypendiami można jeszcze się od biedy zgodzić, choć może należałoby po prostu zastanowić się na zwiększeniem kwoty na stypendia w ogóle i naukowe zostawiając na dotychczasowym poziomie, a zwiększyć socjalne
Kontrowersje wokół czesnego
Mało przekonujący natomiast – z punktu widzenia wyzwania jakim jest wyrównywanie dostępu – wydaje się pomysł czesnego dla studiujących na drugim kierunku. Opiera się on bowiem na następującym mechanizmie – jeśli ktoś kto dostałby się na drugi kierunek, nie będzie w stanie przełamać bariery finansowej, wówczas zrezygnuje i w jego miejsce wejdzie ktoś kto znalazł się nieco niżej w rekrutacyjnym rankingu i w starym systemie zmuszony byłby studiować płatnie ( wieczorowo, zaoczenie czy prywatnie) . Do tego schematu myślenia miałbym dwa zastrzeżenia. Po pierwsze, osoby, które uzyskają dzięki temu szanse na bezpłatne studia będą mogli sobie na to pozwolić dlatego, że ktoś kto się na nie dostał, nie będzie w stanie opłacić czesnego ( a więc potencjalnie dlatego, że nie był dość zamożny). Po drugie, na to zwolnione miejsce może wejść niekoniecznie ktoś kto wcześniej studiował płatnie, ale np. inna osoba chcąca studiować na drugim kierunku, dla której czesne nie będzie aż taką barierą. Oczywiście gotowość ich zapłacenia nie musi wiązać się z obiektywną sytuacją materialną rodziny studenta ( a na przykład determinacją do wyłożenia pieniędzy na ten cel czy gotowością podjęcia w tym celu dodatkowej pracy ) nie mniej możliwe są przypadki, że po prostu bardziej zamożny z nieco gorszym wynikiem rekrutacyjnym wejdzie na miejsce mniej zamożnego z nieco lepszym wynikiem. Takie sytuacje mogą się przecież zdarzyć.
Oczywiście może być i tak, że część osób o wysokim habitusie i dobrze zdanej maturze zapisujących się w celu kolekcjonowania dyplomów na wiele kierunków z któregoś z nich zrezygnuje i zwolni miejsce osobie o niższym kapitale, która będzie mogła choć na jednym kierunku się uczyć bezpłatnie. Taką narrację przedstawiają zwolennicy reformy i choć nie jest ona wyssana z palca, powinna być uzupełniona o zasygnalizowane wyżej – mniej uzasadnione społecznie – przypadki.
Rozwiązanie to jest więc kontrowersyjne i moim zdaniem niezbyt obiecująco adresuje kluczowe problemy jeśli chodzi o równy – a przynajmniej bardziej sprawiedliwy – dostęp do szkolnictwa wyższego. Oprócz tego i zmiany alokacji ( a nie zwiększeni!) środków na stypendia właściwie nie proponuje się wyraźnych instrumentów poprawy dostępu do szkolnictwa wyższego dla osób o niższym statusie. Można odnieść wobec tego wrażenie, że kwestia ta dla minister Kudryckiej nie stanowi niestety jednego z priorytetów. A w moim odczuciu powinna.
Z oświadczenia Demokratycznego Zrzeszenia Studentów wynika, że zasadniczym punktem reformy mającym świadczyć o dążeniu do komercjalizacji oświaty przez rząd jest wprowadzenie odpłatności za studiowanie na drugim kierunku( z wyjątkiem 10% studentów z najlepszymi wynikami). Czesne za drugi kierunek studiów uniemożliwia mniej zamożnym studentkom i studentom poszerzanie swoich horyzontów i rozwijanie swoich pasji. Ograniczenie młodym ludziom możliwości zdobywania kwalifikacji znacznie obniży ich szanse na znalezienie dobrej pracy – czytamy w oświadczeniu. Trudno się z tym niezgodzić. Również proroczy może okazać się argument ‘’równi pochyłej’’, że wprowadzenie czesnego dla części studentów może być krokiem ku pełnej komercjalizacji edukacji uniwersyteckiej w przyszłości.
Komercjalizacja od dawna obecna
Cały problem jednak w tym, że wspomniane czesne nie wprowadza odpłatności do szkolnictwa wyższego, a co najwyżej je pogłębia. Odpłatność za studia przecież już istnieją. W Polsce wszak 60% studentów płaci za studia, a 40% nie. Co więcej na owe 60% składają się przecież nie tylko studenci prywatnych uczelni, ale także studenci, którzy na publicznych uczelniach studiują zaocznie lub wieczorowo. Innymi słowy, publiczne szkolnictwo wyższe już teraz nie jest wolne od czesnego i podlega komercjalizacji. Obecna zmiana nieznacznie ją przesuwa do przodu.
Stąd też problemu komercjalizacji nie wiązałbym wyłącznie ze zmianami wprowadzanymi teraz, ale ze zjawiskiem szerszym i długofalowym, z którym mamy do czynienia już od transformacji. Co więcej podział na płacących i niepłacących jest tym bardziej niesprawiedliwy, że w trybie płatnym – czy to prywatnych czy publicznych uczelniach- studiują osoby często o niższym statusie habitusowo-materialnym. Czy możliwy jest krok do tyłu i wycofanie się z odpłatności w ogóle? Obawiam się, że przy tak dużym popycie na naukę na poziomie wyższym byłoby to trudne, aczkolwiek można zastanowić się nad szukaniem formuły by dystrybucja kosztów edukacji wyższej była bardziej sprawiedliwa i równomiernie rozłożona. Wydaje mi się, że sensowne zmiany powinny raczej zaadresować w pierwszej kolejności ten problem
Czy Kudrycka to czyni? Moim zdaniem nie bardzo. W uzasadnieniu projektu reformy od miesięcy widniejącym na stronie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego czytamy, że jednym z założeń jest zwiększenie dostępności do studiów wyższych. Jakie działania mają- zdaniem autorów zmian ku temu prowadzić?
O, zgrozo –przede wszystkim właśnie wprowadzenie odpłatności na drugi kierunek studiów, a więc to co właśnie jest najbardziej krytykowane przez protestujących studentów jako działanie ograniczające dostęp. Autorzy reformy twierdzą iż ‘’zwolnione w ten sposób miejsca przeznaczone będą dla tych studentów, szczególnie ze środowisk o niższym kapitale, którzy dotychczas płacili za studia za studia’’. Innymi działaniami ma być zmiana struktury wydatków na stypendia ( zmiana proporcji środków z funduszu stypendialnego na stypendia naukowe a socjalne na rzecz tych drugich) . Co do ruchu ze stypendiami można jeszcze się od biedy zgodzić, choć może należałoby po prostu zastanowić się na zwiększeniem kwoty na stypendia w ogóle i naukowe zostawiając na dotychczasowym poziomie, a zwiększyć socjalne
Kontrowersje wokół czesnego
Mało przekonujący natomiast – z punktu widzenia wyzwania jakim jest wyrównywanie dostępu – wydaje się pomysł czesnego dla studiujących na drugim kierunku. Opiera się on bowiem na następującym mechanizmie – jeśli ktoś kto dostałby się na drugi kierunek, nie będzie w stanie przełamać bariery finansowej, wówczas zrezygnuje i w jego miejsce wejdzie ktoś kto znalazł się nieco niżej w rekrutacyjnym rankingu i w starym systemie zmuszony byłby studiować płatnie ( wieczorowo, zaoczenie czy prywatnie) . Do tego schematu myślenia miałbym dwa zastrzeżenia. Po pierwsze, osoby, które uzyskają dzięki temu szanse na bezpłatne studia będą mogli sobie na to pozwolić dlatego, że ktoś kto się na nie dostał, nie będzie w stanie opłacić czesnego ( a więc potencjalnie dlatego, że nie był dość zamożny). Po drugie, na to zwolnione miejsce może wejść niekoniecznie ktoś kto wcześniej studiował płatnie, ale np. inna osoba chcąca studiować na drugim kierunku, dla której czesne nie będzie aż taką barierą. Oczywiście gotowość ich zapłacenia nie musi wiązać się z obiektywną sytuacją materialną rodziny studenta ( a na przykład determinacją do wyłożenia pieniędzy na ten cel czy gotowością podjęcia w tym celu dodatkowej pracy ) nie mniej możliwe są przypadki, że po prostu bardziej zamożny z nieco gorszym wynikiem rekrutacyjnym wejdzie na miejsce mniej zamożnego z nieco lepszym wynikiem. Takie sytuacje mogą się przecież zdarzyć.
Oczywiście może być i tak, że część osób o wysokim habitusie i dobrze zdanej maturze zapisujących się w celu kolekcjonowania dyplomów na wiele kierunków z któregoś z nich zrezygnuje i zwolni miejsce osobie o niższym kapitale, która będzie mogła choć na jednym kierunku się uczyć bezpłatnie. Taką narrację przedstawiają zwolennicy reformy i choć nie jest ona wyssana z palca, powinna być uzupełniona o zasygnalizowane wyżej – mniej uzasadnione społecznie – przypadki.
Rozwiązanie to jest więc kontrowersyjne i moim zdaniem niezbyt obiecująco adresuje kluczowe problemy jeśli chodzi o równy – a przynajmniej bardziej sprawiedliwy – dostęp do szkolnictwa wyższego. Oprócz tego i zmiany alokacji ( a nie zwiększeni!) środków na stypendia właściwie nie proponuje się wyraźnych instrumentów poprawy dostępu do szkolnictwa wyższego dla osób o niższym statusie. Można odnieść wobec tego wrażenie, że kwestia ta dla minister Kudryckiej nie stanowi niestety jednego z priorytetów. A w moim odczuciu powinna.