2011-02-27 18:47:02
Dwa lata temu pożar w hotelu socjalnym w Kamieniu Pomorskim wstrząsnął – tak się przynajmniej zdawało – opinią publiczną. Okazuje się, że na podobne tragedie narażeni są mieszkańcy niejednego lokalu socjalnego w Polsce. Tak przynajmniej wynika z tegorocznego raportu na podstawie przeprowadzonej przez Najwyższą Izbę Kontroli w 18 gminach. Ocenie poddane zostało ‘’Pozyskiwanie lokali i pomieszczeń mieszkalnych dla osób najuboższych’’ w okresie 2004-2010.
W raporcie z kontroli czytamy, że Najwyższa Izba Kontroli oceniła ‘’ negatywnie działalność kontrolowanych gmin w zakresie zaspokojenia potrzeb mieszkańców na lokale socjalne i mieszkania chronione oraz dbałości o bezpieczny stan techniczny obiektów przeznaczonych dla osób najuboższych i bezdomnych. Na powyższą ocenę wpłynęły przede wszystkim: malejący stopień zaspokojenia potrzeb, niski poziom realizacji wieloletnich programów gospodarowania zasobem mieszkaniowym gmin w zakresie lokali socjalnych oraz skala i rodzaj stwierdzonych nieprawidłowości w utrzymaniu należytego stanu ochrony przeciwpożarowej kontrolowanych budynków”.[1]
Pozytywnie natomiast oceniono gminy za wywiązanie się z udzielenia schronienia osobom tego pozbawionym( głównie przy pomocy organizacji pozarządowych, z którymi gminy zawarły umowy). [Swoją drogą to dość symptomatyczne, że polski system polityki społecznej jest w stanie doraźnie pomóc, dopiero wtedy gdy ktoś już znajdzie się w ostatnim stadium wykluczenia ( w tym wypadku mieszkaniowego)]. Także pozytywnie oceniona została działalność Banku Gospodarstwa Krajowego za realizację wparcia na tworzenie lokali socjalnych, mieszkań chronionych i noclegowni i domów dla bezdomnych.
Niepokojące tendencje i porównania
Niektóre wyniki kontroli wymagają jednak bliższego zaprezentowania. Liczy się nie tylko stan rzeczy, ale tendencje. Weźmy choćby sam ‘’ilościowy wymiar’’ zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych dla najuboższych, którego poziom okazał się mieć w ostatnich latach tendencję malejącą z 24,5 do 18,6%. Działo się tak mimo, że w latach 2004-2009 w 18 kontrolowanych gminach liczba lokali socjalnych wzrosła o 18,7% ( z 4540 do 5387). Potrzeby jednak wzrosły jeszcze bardziej( z 18 540 do 28 923) a więc o 56%.
W powyższych danych uderza nie tylko dysproporcja między potrzebami a możliwościami ich zaspokojenia, ale przede wszystkim rosnąca liczba osób zagrożonych wykluczeniem mieszkaniowym. Sam wzrost zapotrzebowania na lokale socjalne o połowę jest już przecież bardzo niepokojący, abstrahując nawet od podaży tych lokali.
Problemom natury ilościowej towarzyszą problemy jakościowe. Warto je skonfrontować także z innym źródłem informacji, które w ostatnim czasie zostały zaprezentowane. Z raportu jaki na podstawie Eurostatu sporządziła obracająca nieruchomościami firma Emerson wynika, że prawie co dwudziesty polak nie ma w mieszkaniu wanny ani kabiny z prysznicem, a ponad dwudziesty toalety ze spłuczką![2] W Europie wskaźniki te wynoszą średnio 3,1 i 3,3, a byłyby niższe gdyby nie zaniżenie średniej przez Rumunię ( 41,2; 42 5), Bułgarię ( 15,6 , 26,2) i republiki nadbałtyckie: Litwę( 15,9, 17,2) i Łotwę ( 18,2 i 17,2) i Estonię 12,2, 12,8). Kraje z którymi zazwyczaj się porównujemy czyli Czechy i Słowacja – radzą sobie z tym znacznie lepiej, nie mówiąc o krajach starej Unii.[3]
Wspólny wychodek polskiego kapitalizmu
Upokarzający brak odpowiednio wyposażonych pomieszczeń sanitarnych wykracza poza lokale socjalnych( bywałem w mieszkaniach niesocjalnych, gdzie ten problem występował), jednak w kontekście budynków socjalnych problem nabiera szczególnego znaczenia z punktu widzienia barier w przezwyciężaniu wykluczeniu. Pracownicy MOPS z którymi rozmawiałem wskazywali, że konieczność dzielenia pomieszczeń sanitarnych w przestrzeni dużego natężenia wykluczenia społecznego. Sama koncentracja biedy jest ryzykowna, choć być może niekiedy nieunikniona, ale koncentracja powiązana z brakiem intymności i autonomii mieszkaniowej potęguje problemy. Osoby ubogie nie dotknięte jeszcze dysfunkcją zmuszone do dzielenia przestrzeni z otoczeniem ( gdzie ryzyko wystąpienia patologii jest wysokie) raczej ‘’pociąga w dół’’ tych, którzy mieliby jeszcze szanse przezwyciężyć marginalizację.
Ze środowisk lewicowych nieraz drwiono, że najchętniej skomunalizowałyby nawet szczoteczki do zębów ( co było względem większości środowisk lewicowych – nie licząc skrajnie komunistycznego marginesu – niesprawiedliwe i opierało się zresztą na rozmyciu różnic semantycznych między dobrem prywatnym a dobrem osobistym). Chichotem historii jest to, że w obecnym systemie, w którym własność prywatna jest oficjalnie traktowana jako świętość, co dwudziesty obywatel nie posiada na własność nawet podstawowych wygód konstytuujących konieczny dla dobrostanu zakres przestrzeni nie tylko prywatnej, ale i osobistej.
Na (społecznym) marginesie konstytucji
Wracając do raportu NIK, na jego kartach niejednokrotnie pojawia się sąd, że prowadzona przez gminy polityka nie spełnia w satysfakcjonującym stopniu konstytucyjnego zapisu ( art.75.ust.1) który stanowi, że:’’ Władze publiczne prowadzą politykę sprzyjającą zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli, w szczególności przeciwdziałają bezdomności, wspierają rozwój budownictwa socjalnego oraz popierają działania obywateli zmierzające do uzyskania własnego mieszkania”
Warto jednak dodać, że to nie tylko gminy ponoszą za to odpowiedzialność, ale także niskie wsparcie z budżetu( oraz niektóre zapisy prawne je blokujące). Na zorganizowanym w listopadzie 2010 roku panelu eksperckim Marek Goczyński – p.o. Dyrektora Biura Mieszkalnictwa w Toruniu wskazywał, że wysokim kosztom utrzymania lokali socjalnych towarzyszy niewielkie wsparcie z budżetu państwa ( we Francji dodatki mieszkaniowe z budżetu państwa wynoszą 60 mld zł rocznie, podczas gdy w Polsce 1 mld.!).
Jakkolwiek rozłożymy odpowiedzialność za zaistniały stan rzeczy pomiędzy władze centralne a samorządowe, zakres zaspokojenia potrzeb mieszkaniowym dla najuboższych pokazuje, że władza publiczna nie potrafi skutecznie zagwarantować przestrzegania konstytucji w tym obszarze.
Przykład ten stanowi kolejny kamyczek w dyskusji, którą od dłuższego czasu próbuje zainicjować prof. Tadeusz Kowalik ( patrz: choćby najnowszy „Nowy Obywatel’’) utrzymujący, że ład społeczny jaki się w ostatnim dekadach ukształtował w Polsce rozmija się z podstawowymi zasadami konstytucyjnymi. Np. takimi jak społeczna gospodarka rynkowa’’ czy ‘’sprawiedliwość społeczna’’ . Okazuje się, że nie tylko powyższe generalne zasady możemy obecnie uznać za pogwałcone, ale także te bardziej konkretne, związane m.in. z polityką mieszkaniową.
--------------------------------------------------------------------------------
[1] http://www.nik.gov.pl/plik/id,2387,vp,3029.pdf
[2]http://www.rp.pl/artykul/8,614564_Wilgotne-mieszkania-bez-toalet--.html
[3] http://grafik.rp.pl/grafika2/636287
W raporcie z kontroli czytamy, że Najwyższa Izba Kontroli oceniła ‘’ negatywnie działalność kontrolowanych gmin w zakresie zaspokojenia potrzeb mieszkańców na lokale socjalne i mieszkania chronione oraz dbałości o bezpieczny stan techniczny obiektów przeznaczonych dla osób najuboższych i bezdomnych. Na powyższą ocenę wpłynęły przede wszystkim: malejący stopień zaspokojenia potrzeb, niski poziom realizacji wieloletnich programów gospodarowania zasobem mieszkaniowym gmin w zakresie lokali socjalnych oraz skala i rodzaj stwierdzonych nieprawidłowości w utrzymaniu należytego stanu ochrony przeciwpożarowej kontrolowanych budynków”.[1]
Pozytywnie natomiast oceniono gminy za wywiązanie się z udzielenia schronienia osobom tego pozbawionym( głównie przy pomocy organizacji pozarządowych, z którymi gminy zawarły umowy). [Swoją drogą to dość symptomatyczne, że polski system polityki społecznej jest w stanie doraźnie pomóc, dopiero wtedy gdy ktoś już znajdzie się w ostatnim stadium wykluczenia ( w tym wypadku mieszkaniowego)]. Także pozytywnie oceniona została działalność Banku Gospodarstwa Krajowego za realizację wparcia na tworzenie lokali socjalnych, mieszkań chronionych i noclegowni i domów dla bezdomnych.
Niepokojące tendencje i porównania
Niektóre wyniki kontroli wymagają jednak bliższego zaprezentowania. Liczy się nie tylko stan rzeczy, ale tendencje. Weźmy choćby sam ‘’ilościowy wymiar’’ zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych dla najuboższych, którego poziom okazał się mieć w ostatnich latach tendencję malejącą z 24,5 do 18,6%. Działo się tak mimo, że w latach 2004-2009 w 18 kontrolowanych gminach liczba lokali socjalnych wzrosła o 18,7% ( z 4540 do 5387). Potrzeby jednak wzrosły jeszcze bardziej( z 18 540 do 28 923) a więc o 56%.
W powyższych danych uderza nie tylko dysproporcja między potrzebami a możliwościami ich zaspokojenia, ale przede wszystkim rosnąca liczba osób zagrożonych wykluczeniem mieszkaniowym. Sam wzrost zapotrzebowania na lokale socjalne o połowę jest już przecież bardzo niepokojący, abstrahując nawet od podaży tych lokali.
Problemom natury ilościowej towarzyszą problemy jakościowe. Warto je skonfrontować także z innym źródłem informacji, które w ostatnim czasie zostały zaprezentowane. Z raportu jaki na podstawie Eurostatu sporządziła obracająca nieruchomościami firma Emerson wynika, że prawie co dwudziesty polak nie ma w mieszkaniu wanny ani kabiny z prysznicem, a ponad dwudziesty toalety ze spłuczką![2] W Europie wskaźniki te wynoszą średnio 3,1 i 3,3, a byłyby niższe gdyby nie zaniżenie średniej przez Rumunię ( 41,2; 42 5), Bułgarię ( 15,6 , 26,2) i republiki nadbałtyckie: Litwę( 15,9, 17,2) i Łotwę ( 18,2 i 17,2) i Estonię 12,2, 12,8). Kraje z którymi zazwyczaj się porównujemy czyli Czechy i Słowacja – radzą sobie z tym znacznie lepiej, nie mówiąc o krajach starej Unii.[3]
Wspólny wychodek polskiego kapitalizmu
Upokarzający brak odpowiednio wyposażonych pomieszczeń sanitarnych wykracza poza lokale socjalnych( bywałem w mieszkaniach niesocjalnych, gdzie ten problem występował), jednak w kontekście budynków socjalnych problem nabiera szczególnego znaczenia z punktu widzienia barier w przezwyciężaniu wykluczeniu. Pracownicy MOPS z którymi rozmawiałem wskazywali, że konieczność dzielenia pomieszczeń sanitarnych w przestrzeni dużego natężenia wykluczenia społecznego. Sama koncentracja biedy jest ryzykowna, choć być może niekiedy nieunikniona, ale koncentracja powiązana z brakiem intymności i autonomii mieszkaniowej potęguje problemy. Osoby ubogie nie dotknięte jeszcze dysfunkcją zmuszone do dzielenia przestrzeni z otoczeniem ( gdzie ryzyko wystąpienia patologii jest wysokie) raczej ‘’pociąga w dół’’ tych, którzy mieliby jeszcze szanse przezwyciężyć marginalizację.
Ze środowisk lewicowych nieraz drwiono, że najchętniej skomunalizowałyby nawet szczoteczki do zębów ( co było względem większości środowisk lewicowych – nie licząc skrajnie komunistycznego marginesu – niesprawiedliwe i opierało się zresztą na rozmyciu różnic semantycznych między dobrem prywatnym a dobrem osobistym). Chichotem historii jest to, że w obecnym systemie, w którym własność prywatna jest oficjalnie traktowana jako świętość, co dwudziesty obywatel nie posiada na własność nawet podstawowych wygód konstytuujących konieczny dla dobrostanu zakres przestrzeni nie tylko prywatnej, ale i osobistej.
Na (społecznym) marginesie konstytucji
Wracając do raportu NIK, na jego kartach niejednokrotnie pojawia się sąd, że prowadzona przez gminy polityka nie spełnia w satysfakcjonującym stopniu konstytucyjnego zapisu ( art.75.ust.1) który stanowi, że:’’ Władze publiczne prowadzą politykę sprzyjającą zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli, w szczególności przeciwdziałają bezdomności, wspierają rozwój budownictwa socjalnego oraz popierają działania obywateli zmierzające do uzyskania własnego mieszkania”
Warto jednak dodać, że to nie tylko gminy ponoszą za to odpowiedzialność, ale także niskie wsparcie z budżetu( oraz niektóre zapisy prawne je blokujące). Na zorganizowanym w listopadzie 2010 roku panelu eksperckim Marek Goczyński – p.o. Dyrektora Biura Mieszkalnictwa w Toruniu wskazywał, że wysokim kosztom utrzymania lokali socjalnych towarzyszy niewielkie wsparcie z budżetu państwa ( we Francji dodatki mieszkaniowe z budżetu państwa wynoszą 60 mld zł rocznie, podczas gdy w Polsce 1 mld.!).
Jakkolwiek rozłożymy odpowiedzialność za zaistniały stan rzeczy pomiędzy władze centralne a samorządowe, zakres zaspokojenia potrzeb mieszkaniowym dla najuboższych pokazuje, że władza publiczna nie potrafi skutecznie zagwarantować przestrzegania konstytucji w tym obszarze.
Przykład ten stanowi kolejny kamyczek w dyskusji, którą od dłuższego czasu próbuje zainicjować prof. Tadeusz Kowalik ( patrz: choćby najnowszy „Nowy Obywatel’’) utrzymujący, że ład społeczny jaki się w ostatnim dekadach ukształtował w Polsce rozmija się z podstawowymi zasadami konstytucyjnymi. Np. takimi jak społeczna gospodarka rynkowa’’ czy ‘’sprawiedliwość społeczna’’ . Okazuje się, że nie tylko powyższe generalne zasady możemy obecnie uznać za pogwałcone, ale także te bardziej konkretne, związane m.in. z polityką mieszkaniową.
--------------------------------------------------------------------------------
[1] http://www.nik.gov.pl/plik/id,2387,vp,3029.pdf
[2]http://www.rp.pl/artykul/8,614564_Wilgotne-mieszkania-bez-toalet--.html
[3] http://grafik.rp.pl/grafika2/636287