2011-07-07 11:45:13
Wczoraj Prezydent podpisał ustawę o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej. Z punktu widzenia realizacji polityki rodzinnej to wydarzenie może być traktowane niemal jak przełom. Szkoda, że uwaga komentatorów, a także parlamentarnych krytyków, skupiła się głównie na jednym zapisie, mianowicie możliwości prowadzenia rodzinnego domu dziecka oraz rodziny zastępczej przez osoby homoseksualne.
„wątki zastępcze” w pieczy zastępczej
Zamykając ten wątek, warto dodać, że nie ma empirycznych przesłanek, iż wychowanie w takich rodzinach będzie miało negatywny wpływ na psychikę dziecka . Nie ma też dowodów, że przejęłoby ono po zastępczych rodzicach skłonności homoseksualne ( co, należy podkreślić, nie byłoby zresztą ani pozytywne ani negatywne). Wreszcie, nawet jeśli byśmy przyjęli wielce wątpliwą tezę, że pełnienie wspomnianych funkcji przez osoby homoseksualne nie byłoby optymalne z punktu widzenia dobra dziecka, zastanówmy się co może być alternatywą? Często konieczność zostawania w tzw. bidulach. A co jak co, ale to jest przestrzeń znacznie bardziej odległa od tzw. ’’normalnych’’ czy ‘’naturalnych’’ warunków życia rodzinnego. Użyłem powyższych słów w cudzysłowie, gdyż mam rezerwę względem stosowania ich jako uniwersalnego kryterium. Ważniejszym kryterium powinny być szanse na otrzymania przecz dziecko emocjonalnego ciepła i bezpieczeństwa, osobowego kontaktu z opiekunami oraz możliwości przygotowania się do dorosłego życia. A to jest potencjalnie łatwiejsze w rodzinie zastępczej czy rodzinnym domu dziecka, niż w molochach domów dziecka.
Oceniajmy instytucje, a nie piętnujmy ludzi
Tu jednak chciałbym poczynić jedno zastrzeżenie. Choć te ostatnie instytucje ze swej istoty są mało funkcjonalne ( choć często trudno o alternatywę) jak i podatne na pewne patologie, jednocześnie w polskiej debacie publicznej są jakiegoś czasu poddawane en masse nagonce, która jest krzywdząca dla wielu osób pracujących w tego typu placówkach. Na ten problem zwróciła mi uwagę ostatnio badająca służby społeczne prof. Barbara Szatur- Jaworska z Instytutu Polityki Społecznej, wskazując na jednostronny i piętnujący dyskurs na ten temat.
Kiedy się posłucha czy poczyta o domach dziecka można mieć wrażenie, że pracują tam niemal wyłącznie jacyś dziwni, interesowni ludzie o wątpliwych intencjach. Ta ocena jest zapewne niesprawiedliwa. Moim zdaniem problem jest innego typu – instytucje te ze swej istoty nie są w stanie zrekompensować wielu funkcji polityki rodzinnej, choćby ze względu na swoją wielkość, co przekłada się na charakter więzi międzyludzkich. Patologie tymczasem zdarzają się obok tego. Zresztą mogą się zdarzyć także w rodzinnych domach dziecka i rodzinach zastępczych. A także – i może przede wszystkim – w rodzinach biologicznych, gdzie nie ma często żadnej instytucjonalnej selekcji ani kontroli.
Może powinniśmy więc na to spojrzeć przez pryzmat słabości instytucjonalnych placówek opiekuńczo-wychowawczych, a nie deprecjację pracy ludzi tam zatrudnionych. Niestety szukanie winy w jednostkach lub grupach społecznych a nie w czynnikach strukturalnych jest – obok fiksacji na punkcie moralności seksualnej – wciąż bardzo wyraźnym rysem naszej debaty publicznej.
Słuszne kierunki
Wracając do samej ustawy, dwa kierunki działań zaproponowane w niej wydają się kluczowe.
Po pierwsze, powołanie na skalę systemową asystenta rodziny, który by pracował z rodziną dysfunkcyjną i miałby przeciwdziałać zaistnieniu przesłanek konieczności odebrania dziecka.
Po drugie, ustawa wprowadza dodatkowe instrumenty promowania i wspierania rodzicielstwa zastępczego i rodzinnych domów dziecka, przy jednoczesnym – stopniowym – odchodzeniu od wielkich domów dziecka. W tych ostatnich ma przebywać nie więcej niż 14 dzieci i trafiać do nich tylko w szczególnych przypadkach.
Oba wspomniane obszary regulacji wyrastają z jednego pnia normatywnego jakim jest chęć zapewnienia dzieciom możliwości wychowania dzieci w warunkach zbliżonych do tych w jakim żyją ich rówieśnicy, nie dotknięci sieroctwem biologicznym czy społecznym. Przepisy te zatem mają w założeniach prowadzić do wyrównywania szans( godnego dzieciństwa i rozwoju) oraz zapobiegania wykluczeniu i izolacji społecznej najsłabszych. Nowe prawo dotyka więc tego co leży w sercu polityki społecznej.
Publiczne usługi społecznej profilaktyki
Co ważniejsze trafnie odnosi się ona nie tylko do celów polityki społecznej ogólnie, ale także wychodzi naprzeciw słabościom polityki społecznej w Polsce.
Pierwszą słabością naszej polityki społecznej jest nierównowaga wydatków na świadczenia pieniężne kosztem świadczeń o charakterze rzeczowo-usługowym. Nierównowaga ta jest Polsce jedną z największych pośród krajów OECD.Tak rozłożone akcentów może ewentualnie łagodzić sytuacje, w których wykluczenie jest jednowymiarowe, natomiast nie pozwala rozwiązywać wielowymiarowego wykluczenia, do czego potrzebne są kompleksowe działania i usługowe i rzeczowe i finansowe.
Drugą słabością polityki społecznej jest charakter osłonowo-naprawczy a nie prewencyjny. Polski system społeczny z lepszym lub gorszym skutkiem ( zazwyczaj gorszym) próbuje leczyć skutki, natomiast stosunkowo mało działa obecnie mechanizmów systemowych przy pomocy, których leczylibyśmy przyczyny problemów społecznych.
Obie powyższe cechy rodzimej polityki społecznej powodują, ż jest ona zarówno mało skuteczna jak i mało efektywna ( zapobieganie problemom, póki jeszcze się nie pogłębiły może prowadzić do oszczędności zasobów). Ustawa o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej, zwłaszcza dzięki zapisom dotyczącym instytucji asystenta rodziny, zdaje się dobrze adresować powyższe problemy. Po pierwsze wprowadza i wzmacnia instrument realizacji usług społecznych, które są często niemniej potrzebne dotkniętym dysfunkcją rodziną niż wparcie tylko materialne. Po drugie, są to usługi świadczone we wczesnej fazie zaistnienia problemu i dające szanse zapobieżenia jego narastaniu i zwieńczeniu dezintegracją rodziny.
Oczywiście pozostaje pytanie na ile i jak szybko zapisy te urzeczywistnią się w praktyce. Losy , zasadniczo również słusznej, Ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie przyjętej przed rokiem, pokazują, że na razie w wielu swych aspektach zapisy te nie są realizowane w satysfakcjonującym stopniu. Tak się dzieje jeśli chodzi o interdyscyplinarne zespoły przeciwdziałania przemocy w rodzinie, które miały powoływać na mocy ustawy gminy. Jak podaje Instytut Spraw Publicznych w jedynie 1/3 gmin je powołano i określono szczegółowe zasady działania[1]. Tu może okazać się, że będzie podobnie, tym niemniej dobre prawo może stanowić tu korzystny punkt wyjścia do poszukiwania sposobów na wcielanie jego w życie. Jeśli zaowocuje to realną zmianą, polska polityka rodzinna przynajmniej fragmentarycznie może stać się bardziej inkluzyjna, skuteczna i efektywna ( koszt zarówno społeczny jak i ekonomiczny umieszczenia dziecka w placówce jest wyższy niż wynagrodzenie za pracę z rodziną asystenta).
Wydaje się też, że oprócz wartości autotelicznych jakimi są w tym wypadku wsparcie rodziny i zapewnienie im godziwej pieczy zastępczej, wartość nowej ustawy polega też na tym, że stanowi kamień milowy ( i dalszą inspirację) w dążeniu do nowoczesnej polityki społecznej, wykorzystującej publiczne usługi społeczne i zorientowanej na leczenie nie tylko skutków, ale także źródeł problemu.
Raff, 7.07.2011
„wątki zastępcze” w pieczy zastępczej
Zamykając ten wątek, warto dodać, że nie ma empirycznych przesłanek, iż wychowanie w takich rodzinach będzie miało negatywny wpływ na psychikę dziecka . Nie ma też dowodów, że przejęłoby ono po zastępczych rodzicach skłonności homoseksualne ( co, należy podkreślić, nie byłoby zresztą ani pozytywne ani negatywne). Wreszcie, nawet jeśli byśmy przyjęli wielce wątpliwą tezę, że pełnienie wspomnianych funkcji przez osoby homoseksualne nie byłoby optymalne z punktu widzenia dobra dziecka, zastanówmy się co może być alternatywą? Często konieczność zostawania w tzw. bidulach. A co jak co, ale to jest przestrzeń znacznie bardziej odległa od tzw. ’’normalnych’’ czy ‘’naturalnych’’ warunków życia rodzinnego. Użyłem powyższych słów w cudzysłowie, gdyż mam rezerwę względem stosowania ich jako uniwersalnego kryterium. Ważniejszym kryterium powinny być szanse na otrzymania przecz dziecko emocjonalnego ciepła i bezpieczeństwa, osobowego kontaktu z opiekunami oraz możliwości przygotowania się do dorosłego życia. A to jest potencjalnie łatwiejsze w rodzinie zastępczej czy rodzinnym domu dziecka, niż w molochach domów dziecka.
Oceniajmy instytucje, a nie piętnujmy ludzi
Tu jednak chciałbym poczynić jedno zastrzeżenie. Choć te ostatnie instytucje ze swej istoty są mało funkcjonalne ( choć często trudno o alternatywę) jak i podatne na pewne patologie, jednocześnie w polskiej debacie publicznej są jakiegoś czasu poddawane en masse nagonce, która jest krzywdząca dla wielu osób pracujących w tego typu placówkach. Na ten problem zwróciła mi uwagę ostatnio badająca służby społeczne prof. Barbara Szatur- Jaworska z Instytutu Polityki Społecznej, wskazując na jednostronny i piętnujący dyskurs na ten temat.
Kiedy się posłucha czy poczyta o domach dziecka można mieć wrażenie, że pracują tam niemal wyłącznie jacyś dziwni, interesowni ludzie o wątpliwych intencjach. Ta ocena jest zapewne niesprawiedliwa. Moim zdaniem problem jest innego typu – instytucje te ze swej istoty nie są w stanie zrekompensować wielu funkcji polityki rodzinnej, choćby ze względu na swoją wielkość, co przekłada się na charakter więzi międzyludzkich. Patologie tymczasem zdarzają się obok tego. Zresztą mogą się zdarzyć także w rodzinnych domach dziecka i rodzinach zastępczych. A także – i może przede wszystkim – w rodzinach biologicznych, gdzie nie ma często żadnej instytucjonalnej selekcji ani kontroli.
Może powinniśmy więc na to spojrzeć przez pryzmat słabości instytucjonalnych placówek opiekuńczo-wychowawczych, a nie deprecjację pracy ludzi tam zatrudnionych. Niestety szukanie winy w jednostkach lub grupach społecznych a nie w czynnikach strukturalnych jest – obok fiksacji na punkcie moralności seksualnej – wciąż bardzo wyraźnym rysem naszej debaty publicznej.
Słuszne kierunki
Wracając do samej ustawy, dwa kierunki działań zaproponowane w niej wydają się kluczowe.
Po pierwsze, powołanie na skalę systemową asystenta rodziny, który by pracował z rodziną dysfunkcyjną i miałby przeciwdziałać zaistnieniu przesłanek konieczności odebrania dziecka.
Po drugie, ustawa wprowadza dodatkowe instrumenty promowania i wspierania rodzicielstwa zastępczego i rodzinnych domów dziecka, przy jednoczesnym – stopniowym – odchodzeniu od wielkich domów dziecka. W tych ostatnich ma przebywać nie więcej niż 14 dzieci i trafiać do nich tylko w szczególnych przypadkach.
Oba wspomniane obszary regulacji wyrastają z jednego pnia normatywnego jakim jest chęć zapewnienia dzieciom możliwości wychowania dzieci w warunkach zbliżonych do tych w jakim żyją ich rówieśnicy, nie dotknięci sieroctwem biologicznym czy społecznym. Przepisy te zatem mają w założeniach prowadzić do wyrównywania szans( godnego dzieciństwa i rozwoju) oraz zapobiegania wykluczeniu i izolacji społecznej najsłabszych. Nowe prawo dotyka więc tego co leży w sercu polityki społecznej.
Publiczne usługi społecznej profilaktyki
Co ważniejsze trafnie odnosi się ona nie tylko do celów polityki społecznej ogólnie, ale także wychodzi naprzeciw słabościom polityki społecznej w Polsce.
Pierwszą słabością naszej polityki społecznej jest nierównowaga wydatków na świadczenia pieniężne kosztem świadczeń o charakterze rzeczowo-usługowym. Nierównowaga ta jest Polsce jedną z największych pośród krajów OECD.Tak rozłożone akcentów może ewentualnie łagodzić sytuacje, w których wykluczenie jest jednowymiarowe, natomiast nie pozwala rozwiązywać wielowymiarowego wykluczenia, do czego potrzebne są kompleksowe działania i usługowe i rzeczowe i finansowe.
Drugą słabością polityki społecznej jest charakter osłonowo-naprawczy a nie prewencyjny. Polski system społeczny z lepszym lub gorszym skutkiem ( zazwyczaj gorszym) próbuje leczyć skutki, natomiast stosunkowo mało działa obecnie mechanizmów systemowych przy pomocy, których leczylibyśmy przyczyny problemów społecznych.
Obie powyższe cechy rodzimej polityki społecznej powodują, ż jest ona zarówno mało skuteczna jak i mało efektywna ( zapobieganie problemom, póki jeszcze się nie pogłębiły może prowadzić do oszczędności zasobów). Ustawa o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej, zwłaszcza dzięki zapisom dotyczącym instytucji asystenta rodziny, zdaje się dobrze adresować powyższe problemy. Po pierwsze wprowadza i wzmacnia instrument realizacji usług społecznych, które są często niemniej potrzebne dotkniętym dysfunkcją rodziną niż wparcie tylko materialne. Po drugie, są to usługi świadczone we wczesnej fazie zaistnienia problemu i dające szanse zapobieżenia jego narastaniu i zwieńczeniu dezintegracją rodziny.
Oczywiście pozostaje pytanie na ile i jak szybko zapisy te urzeczywistnią się w praktyce. Losy , zasadniczo również słusznej, Ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie przyjętej przed rokiem, pokazują, że na razie w wielu swych aspektach zapisy te nie są realizowane w satysfakcjonującym stopniu. Tak się dzieje jeśli chodzi o interdyscyplinarne zespoły przeciwdziałania przemocy w rodzinie, które miały powoływać na mocy ustawy gminy. Jak podaje Instytut Spraw Publicznych w jedynie 1/3 gmin je powołano i określono szczegółowe zasady działania[1]. Tu może okazać się, że będzie podobnie, tym niemniej dobre prawo może stanowić tu korzystny punkt wyjścia do poszukiwania sposobów na wcielanie jego w życie. Jeśli zaowocuje to realną zmianą, polska polityka rodzinna przynajmniej fragmentarycznie może stać się bardziej inkluzyjna, skuteczna i efektywna ( koszt zarówno społeczny jak i ekonomiczny umieszczenia dziecka w placówce jest wyższy niż wynagrodzenie za pracę z rodziną asystenta).
Wydaje się też, że oprócz wartości autotelicznych jakimi są w tym wypadku wsparcie rodziny i zapewnienie im godziwej pieczy zastępczej, wartość nowej ustawy polega też na tym, że stanowi kamień milowy ( i dalszą inspirację) w dążeniu do nowoczesnej polityki społecznej, wykorzystującej publiczne usługi społeczne i zorientowanej na leczenie nie tylko skutków, ale także źródeł problemu.
Raff, 7.07.2011