zgliszcza Wielkiego Społeczeństwa
2011-08-19 19:22:32
Fenomen zamieszek w Wielkiej Brytanii trudno wytłumaczyć przy pomocy jednego czynnika lub prostej teorii. Nie sprzyja temu dość szeroki przekrój klasowy i etniczny ani brak ideologicznego czy politycznego ukierunkowania aktów wandalizmu jakich w tym czasie dokonano. Gdy dowiedziałem się o zamieszkach daleki byłem od entuzjazmu ani satysfakcji. Nie widziałem w tym ani kolejnego ogniska buntu młodych przeciwko niesprawiedliwemu systemowi ani też nie czułem i do dziś nie czuję schadenfreude, że oto zdesperowani ludzie napsuli krwi nie budzącym za grosz mojej sympatii Torysom ( w dalszej perspektywie obawiam się, że wydarzenia te wzmocnią Camerona i jego polityczny projekt). Nie każde działanie uderzające w niesprawiedliwy porządek społeczny jest dobre. Jeśli nie idą za nim konstruktywne postulaty albo chociaż czytelna artykulacja rzeczywistych problemów, za to zniszczenia i przemoc, taka kontestacja zasługuje na potępienie a także na siłową interwencję. Użycie jej przez władze uważam za naturalne w tej sytuacji. Problem leży nie w bezpośredniej reakcji Premiera, a w politycznych wnioskach jakie z tego wyciągnął i praktyce rządzenia jaka może za tym pójść, przy mniejszym społecznym oporze. Wiele wskazuje na to, że wydarzenia minionego tygodnia mogą pośrednio przyczynić się do dalszej dezintegracji społeczeństwa brytyjskiego. A więc tego co było, jeśli nawet nie przyczyną, to z pewnością podłożem – nie zawsze uświadomionym – zamieszek.

Niespokojny czas konserwatywnej rewolucji

Te obawy przeszły mi przez myśl, czytając komentarze w rodzimej prasie. Dla przykładu Marek Magierowski, komentując wydarzenia w Rzeczpospolitej, napisał w tekście ‘’Albion i jego motłoch’’ co następuje: ‘’Upadkowi brytyjskiej cywilizacji, jaką dotąd znaliśmy, są winne elity, które straciły kontrolę nad własnym państwem. Dla większości polityków hasłem przewodnim stało się „nie drażnić społeczeństwa’’. Nie drażnić dotkliwymi reformami, nie drażnić przypomnieniem o obowiązkach, nie drażnić złymi ocenami w szkole, ani gadaniem o ‘’moralności’’.

Czytam i oczom nie wierzę. Specjalizujący się w zagranicznej problematyce publicysta pisze że brytyjskie elity nie drażnią społeczeństwa. Nie drażnią?!

Przecież ekipa Camerona z żelazną konsekwencją dokuje niemalże odgórnej rewolucji w systemie społecznym. Przeprowadza największe cięcia w wydatkach publicznych od wielu dekad, zwiększa i tak wysokie czesne za studia ( mimo społecznych protestów), a także dokonuje radykalnej reformy systemu pomocy społecznej na wzór amerykańskiego workfare state. Duża część tych zmian zresztą spotkała się wcześniej z poważnymi protestami społecznymi szerokich grup, mimo, że Anglicy nie są narodem szczególnie skłonnym do ulicznych protestów, w odróżnieniu mieszkańcy południowej Europy ( o reformach Camerona i społecznym oporze wobec nich można przeczytać więcej w ciekawym artykule Tony Wooda opublikowanym w polskiej edycji Le Monde Diplomatique). Trudno więc powiedzieć, że ludzie nie mają powodu do gniewu i frustracji. Oczywiście owe radykalne reformy są zawoalowane w ładnie brzmiące hasło budowania Wielkiego Społeczeństwa czyli ‘’Big Society’’. Jest to więc zgoła inna strategia niż Żelaznej Damy, według której there is no such a thing as society.

Wówczas chyba mimo wszysytko łatwiej było ludziom skanalizować gniew w sposób kolektywny, niż dziś, kiedy z jednej strony zapewnienia się że więcej uprawnień przekazuje się w ręce społeczeństwa, a z drugiej odbiera się im kolejne prawa socjalne Podobnie jak łatwiej było w Polsce buntować się przeciwko chłodnej i siermiężnej anty-socjonalnej retoryce Balcerowicza gdy był jeszcze politykiem, niż dziś buntować się wobec poszczególnych antyspołecznych działań PO czy PiS, które odbywają się w cieplejszej otoczce (choć trzeba przyznać, że ani jedna z rządzących w ostatnich latach polskich prawic nie poszła w swym ekonomicznym radykalizmie tak daleko jak Cameron)

Nie „moralne” źródła kryzysu

Trudno jednak zrzucić całą odpowiedzialność na obecną ekipę Torysów. Wiele tendencji utrzymuje się i pogłębia od dawna jak choćby wzrost rozwarstwienia dochodowego. Podoba mi się metafora Zygmunta Baumana, który napisał, że społeczeństwo nierówności jest jak pole minowe, w którym niespodziewanie mogą nastąpić wybuchy agresji i napięć. Szeroko dyskutowana książka The Spirit Level pokazująca relacje między nierównościami a społecznymi patologiami pomaga to zrozumieć.

Rosnące rozwarstwienie nakłada się przy tym na tendencje kulturowe jak konsumeryzm i zanik wspólnotowości, które sprawiają, że znacznie trudniej sobie z tymi nierównościami radzić. Zwłaszcza tym na dolnych szczeblach drabiny społecznej, których dostęp do dóbr konsumpcji jest zablokowany, a w zindywidualizowanym społeczeństwie mają małe szanse na wsparcie.

Porażka życiowa jest sprywatyzowana. Okazuje się, że kontestacja niekiedy również. Choć problemy te w mniejszym lub większym stopniu występują w całej Europie, wydaje się, że liberalne systemy polityki społecznej są szczególnie na nie wrażliwe.

Niestety premier nie bardzo się tym przejmuje. Choć podobnie jak red. Magierowski twierdzi, że ‘’społeczeństwo jest chore’’, symptomy i źródła tej choroby widzi gdzie indziej niż to wyżej próbowałem przedstawić. W tej wizji zawiodły nie źle funkcjonujące stosunki społeczne, które antagonizują i alienują ludzi, tylko jednostki i rodziny. Nie niesprawiedliwy ład społeczny a zachwiany ład moralny jest źródłem nieszczęść. Szukanie problemu w czynnikach moralnych a nie strukturalnych to zresztą typowe podejścia dla dużej części partii konserwatywnych. Także nad Wisłą. Wystarczy przypomnieć epizod IVRP.

Więcej odpowiedzialności czy kontroli

Co szczególnie istotne, w myśl rządzącej nad Tamizą partii przywracanie moralności ma się odbyć przy użyciu instrumentów polityki represyjnej, w ramach programu ‘’Zero tolerancji’’ jak i socjalnej. Jak czytamy w Gazecie Wyborczej zdaniem Camerona system pomocy społecznej powinien promować odpowiedzialne rodzicielstwo, a karać zachowania aspołeczne. Jakie w praktyce będzie oznaczało to działania? Czy na przykład nieprzyznanie lub odebranie zasiłków dla tych, którzy nie zmieszczą się w kanonie odpowiedzialnego rodzicielstwa?

Jeśli tak, to, obawiam się, że to – wbrew pozorom -droga donikąd. Jeśli odbierzemy prawo do świadczeń dla osób nieporadnych życiowo i wychowawczo, nie zawsze podziała to motywująco. Część rodzin popadnie w jeszcze większe tarapaty, a to będzie sprzyjało agresji wśród wychowującego się w nich młodego pokolenia bez szans. Poza tym coraz bardziej restrykcyjna polityka kontroli wobec ludzi ubogich automatycznie nie uczyni ich odpowiedzialnymi. Wiara że dyscyplina jest najlepszą drogą do budowania odpowiedzialnego społeczeństwa jest pozbawiona podstaw. Odpowiedzialność musi odbywać się w warunkach pewnej wolności – zarówno pozytywnej jak i negatywnej. Wzmacnianie kontroli, a więc ograniczenie tej wolności, może wywołać efekt odwrotny od pożądanego. Tym bardziej, że już przeprowadzona wcześniej reforma systemu socjalnego znacznie zwiększyła obowiązki świadczeniobiorcy i warunki jakie musi spełnić by otrzymać pomoc. Nie ma powodu by iść z tym dalej.

Poza tym wydarzenia te pokazały, że problem nie dotyczy tylko klientów pomocy społecznej, ale także innych kategorii społeczno-zawodowych. Ważniejsze jest więc budowanie instytucji uniwersalnych, podtrzymujących spójność i zaufanie społeczne. A to trudno zrobić w warunkach drastycznych cięć wydatków na usługi publiczne. Ponadto, zamykanie problemu w obszarze pomocy społecznej, może być odebrane jako sygnał, że winni wszystkiemu są wykluczeni. A to wzmocni uprzedzenia reszty społeczeństwa względem osób zmarginalizowanych i tym samym utrudni ich reintegrację. Pojawienie się zaś nowych barier we włączeniu tych ludzi do życia społecznego będzie kolejnym czynnikiem stymulującym konflikty społeczne.

Choć wielkie społeczeństwo dopiero jest, parafrazując hasło PO, ‘’w budowie’’, ostatnie dramatyczne wydarzenia pokazują, że po pierwsze jest ono w na tyle złej kondycji, że nie będzie w stanie skutecznie przejąć funkcji państwa opiekuńczego co chciałaby obecna władza na wyspach. Po drugie, jej działania mogą prowadzić nie tyle do wzmocnienia społeczeństwa, ile do jego dalszej dezintegracji.

Ku przestrodze

Przykład Brytyjski może stanowić pewną przestrogę także dla nas. Choć na szczęście nie doświadczyliśmy podobnych wydarzeń, polskie społeczeństwo ma wyraźne predyspozycje ku podobnym incydentom. Duże rozwarstwienie, bardzo selektywna polityka społeczna, niestabilna sytuacja zawodowa i życiowa ludzi młodych, niski poziom kapitału społecznego, nastawienie na indywidualną konsumpcję przy licznych barierach z niej skorzystania to wszystko czynniki, które czynią scenariusz brytyjski prawdopodobnym w bliższej lub dalszej przyszłości. A wówczas nagła destabilizacja porządku społecznego może wynieść do władzy środowiska, która łączyłyby

obietnicę rządów silnej ręki i jednocześnie przekazanie części dobra wspólnego – przy nikłym oporze oszołomionego społeczeństwa – w niewidzialne ręce rynku ( warto przy okazji przypomnieć sobie Doktrynę Szoku Naomi Klein). Krótko mówiąc: JKM ante portas. Warto więc już teraz zastanowić co zrobić by zeszłotygodniowe wydarzenia z Wielkiej Brytanii nie dotarły nad Wisłę.


poprzedninastępny komentarze