1 września
2011-08-31 16:20:12
Początek roku szkolnego nadchodzi wielkimi krokami. W zasadzie, muszę stwierdzić bez satysfakcji i ze smutkiem, że nie straciło na aktualności wszystko to o czym pisałem przed rokiem w tekście ‘’ Nowy rok, stare problemy’’, tyle, że tym razem do niekorzystnych z punktu widzenia niezamożnych rodzin okoliczności doszła jeszcze jedna – podwyżka VAT na książki. W rezultacie komplet podręczników będzie kosztować – jak podała Rzeczpospolita - o 100-160 więcej niż przed rokiem[1]. Jak podaje z kolei Przegląd 350 może kosztować komplet podręczników dla ucznia szkoły podstawowej, 550 dla gimnazjalisty, a dla ucznia szkoły ponadgimnazjalnej do 800![2]

Mówimy cały czas o komplecie dla jednego dziecka, a co mają zrobić rodziny gdzie dzieci w wieku szkolnym jest np. troje? Jeśli chciałoby się kupić komplet książek, dawałoby to koszt nawet ponad 2000 złotych! Co więcej, to właśnie w rodzinach wielodzietnych zagrożenie ubóstwem jest największe. Najnowsze dane GUS są wręcz zatrważające. Prawie co dziesiąta rodzina z 3 dzieci na utrzymaniu minimum egzystencji , a 14,1% żyje poniżej ustawowej a 27,5 poniżej relatywnej granicy ubóstwa . Jeszcze gorzej wygląda sytuacja rodzin, gdzie wychowuje się czworo lub więcej dzieci. Tu liczby te wynoszą kolejno 24, 34,3 i 49,2%.

Istnieje więc wołający o pomstę do nieba rozdźwięk między cenami podręczników a możliwościami ich zakupienia przez niezamożne, zwłaszcza wielodzietne, rodziny. W cywilizowanym, niekoniecznie nawet socjaldemokratycznym, kraju tam gdzie występuje rozbrat między podstawowymi potrzebami a możliwościami ich zaspokojenia oczywista wydaje się konieczność interwencji państwa. Niestety na niekorzystną sytuację mniej zamożnych rodziców – oprócz horrendalnych cen- składa się jeszcze jeden czynnik – sukcesywne ograniczanie zasięgu wsparcia socjalnego z tytułu rozpoczęcia roku szkolnego.



Wykluczeni na progu…


Rząd, któremu swego czasu zarzucano ( nie zawsze sprawiedliwie) nic-nierobienie, niby zostawia wszystko po staremu a sytuacja nie jest taka sama, a gorsza. Jak to działa?

Główne wsparcie jakie można otrzymać by kupić podręczniki to rządowy program „Wyprawka Szkolna” Przysługuje ona uczniom wybranych klas od 180 do 390 złotych ( w zależności od rodzaju szkoły, etapu kształcenia i niepełnosprawności). Warunkiem otrzymania pomocy jest próg dochodowy ( w wybranych przypadkach można od niego odstąpić) będący ustawową granicą ubóstwa. Czyli obecnie 351 złotych. Warto jednak zauważyć, że próg ten jest nie tylko strasznie niski, ale i nie był podnoszony. W rezultacie część dzieci wypadła poza system korzystania z programu. Obecnie o połowę mniej dzieci niż w 2007 roku!

Podobnie jest z drugą formą wsparcia, czyli przyznawanym na mocy ustawy o świadczeniach rodzinnych dodatkiem z tytułu rozpoczęcia roku szkolnego. Kwota ta wynosi 100 złotych i przysługuje rodzinom z dziećmi w wieku szkolnym, w których dochód na osobę w rodzinie nie przekrocza 504 złotych ( 583 jeśli w rodzinie wychowuje się dziecko niepełnosprawne). W przypadku tego progu sytuacja jest analogiczna jak z poprzednim świadczeniem. Próg nie był od lat podnoszony, więc część rodzin wypadła poza system wsparcia

Brak podniesienia obydwu progów skutkuje tym, że część rodzin może nie najbiedniejszych, ale jednak wciąż biednych, ma poważny problem materialny z zakupem podręczników. Nawet jeśli się uda, dzieje się to albo za sprawą zaciśnięcia pętli kredytowej albo drastycznego zaciskania pasa. A w warunkach zaciśniętego pasa rodzą się liczne napięcia, pogarsza domowa atmosfera. To zaś negatywnie wpływa na rozwój i edukację dzieci. Nieraz niemniej niż deficyt książek.

Pomoc socjalna powinna być wprawdzie ostatnim ogniwem łańcucha działań podejmowanych by osiągać inkluzję edukacyjną, tym niemniej- zwłaszcza w kontekście zakupu książek – jest ogniwem ważnym. Dlaczego? Otóż dlatego, że pozwala ona poszerzyć dostęp do podręczników, nie zmniejszając realnego popytu na nie, a nawet go zwiększając. W przeciwnym razie – gdy działania państwa zmniejszały liczbę podręczników w obiegu - byłoby ryzyko, że, wydawnictwa mogłyby sobie powetować skurczenie rynku podniesieniem cen, co znów uderzało po kieszeniach rodziny. Być może wówczas należałoby odgórnie ustalić limity cenowe podręczników, ale czy można liczyć na to, że władza odważyłaby się na taką konfrontację z lobby wydawniczym, któremu byłoby to nie w smak? Wątpliwe, zważywszy, że działania władz w ostatnich latach idą w kierunku niemal pełnej deregulacji rynku podręczników, co wyraźnie było w interesie producentów, ale już niekoniecznie konsumentów, zwłaszcza tych uboższych.

Dodatek a nie rozwiązanie

Ministerstwo Edukacji Narodowej zapewnia, że trwają konsultacje społeczne w sprawie obowiązku bezpłatnego upubliczniania podręczników drogą elektroniczną. Nie wiem czy wejdzie to w tym roku ani jak ma to wyglądać, ale obawiam się, że nie jest to rozwiązanie problemu. Mamy przecież w Polsce nie tylko wykluczenie dochodowe i edukacyjne, ale także cyfrowe ( zazwyczaj skorelowane z tamtymi dwoma). Nie każdy będzie mógł skorzystać w sposób optymalnie poręczny. Przyswajanie wszystkiego w wersji elektronicznej niekorzystnie wpływa na wzrok dzieci ( Z drugiej strony daje to szanse na to, że dzieci nie będą musiały nosić aż tak ciężkich podręczników, co odbija się na stanie ich kręgosłupa, ale to można rozwiązać organizując zapowiadane od dłuższego czasu szafki -na przybory szkolne dla uczniów, chić – zwłaszcza w szkołach bardzo licznych – będzie to trudne do przeprowadzenia najbliższym czasie). Toteż sądzę, że pomysł z publikowaniem bezpłatnych podręczników w wersji elektronicznej jest może dobrym dodatkiem, ale z pewnością nie rozwiązaniem fundamentalnego problemu.

Również nie należy liczyć na działalność socjalną biznesu, mimo przykładów bardzo spektakularnych działań w tym zakresie. W ostatnim czasie związkowcom firmy Impel, zatrudniającej 40tys.pracowników, udało się wywalczyć 100 tys. dodatkowych środków na wyprawkę szkolną dla dzieci pracowników.[3] Takie sytuacje są jednak raczej jedynie okazjonalne. W Polsce zbyt mało jest związków które by byłyby w stanie o to walczyć; w niektórych branżach zdominowanych przez prywatne mikro-przedsiębiorstwa nie ma ich wcale. W dodatku wielu pracujących ( na pozakodeksowych umowach) korzystanie ze świadczeń nie obejmuje, a rozległe obszary ubóstwa leżą w ogóle poza rynkiem pracy. Zatem…

co robić?


Moim zdaniem przydałoby się podjęcia kroków w trzech obszarach.

W polityce fiskalnej rozważyć przywrócenie zerowej stawki VAT na książki. Szczególnie w obliczu spadku czytelnictwa w młodym pokoleniu warto to rozważyć. W ramach rekompensaty dla budżetu można przywrócić górną stawkę podatkową. W dodatku polskie państwo przyznaje szereg ulg, z których korzystają wybrani i to zwykle nieźle uposażeni. Można by je zmniejszyć lub wręcz zlikwidować i w ten sposób częściowo powetować sobie straty budżetowe z ewentualnej obniżki VAT na książki .

W polityce edukacyjnej warto powrócić do funkcjonujących za czasów PIS regulacji, ograniczających liczbę podręczników w jednej szkole, nie pozwalających na zbyt częste zmiany podręczników i wprowadzających mechanizm konsultacji z rodzicami w sprawie doboru książek. Pozwoli to na przejmowanie po sobie podręczników lub ich sprzedawanie w ramach kiermaszu książek.

W polityce socjalnej należy uzależnić możliwość korzystania z Funduszu Stypendialnego nie od progu pomocy społecznej, a progu dla świadczeń rodzinnych, który jest wyższy. Ten zaś tak czy inaczej powinien być podniesiony ( podobnie jak próg uprawniający do świadczeń z pomocy społecznej). Te zabiegi włączą z powrotem do systemu wsparcia kolejne niezamożne grupy. Nie ma powodu by z każdym rokiem korzystających z programu Wyprawka szkolna było coraz mniej, a rząd tym samym oszczędzał na najuboższych.



(prawie) Jak Finowie?


W zasadzie dobrze by było aby zmiany przeprowadzono na każdym polu równocześnie, ale nawet zmiana choćby w jednym ze wspomnianych obszarów już może poprawić sytuację. Zauważmy, że wszystko to nie są zmiany rewolucyjne, w dużej mierze zbliżają nas rzeczy podobnego do tego sprzed paru lat – jeśli chodzi o liczbę korzystających z pomocy, o opodatkowanie książkowej konsumpcji i procedury wyboru podręczników.

Nie jest to też pomysł na budowanie od razu drugiej Finlandii gdzie ze środków publicznych finansuje się wszystkim dzieciom materiały szkolne, a także dojazdy i wyżywienie. Polityka tamta nie tylko pozwala ograniczyć ryzyko edukacyjnego wykluczenia dla mniej zamożnych uczniów, ale też uczy wspólnotowości już na etapie szkolnym. Przykład fiński warto było przytoczyć, gdyż na jego tle widać, że rozwiązania które proponuję są bardzo umiarkowane, wręcz zachowawcze i przez to nie powinniśmy mieć oporu przed podążanie w tym kierunku. Nas na takim etapie rozwoju i przy obecnym stanie finansów publicznych nie stać na tak hojną politykę jaką prowadzą Finowie ( choć pamiętajmy, ze to nie tylko wydatek, ale i inwestycja w kapitał ludzki i pośrednio także społeczny , która może zwrócić się w dalszej perspektywie, więc czasami warto wyłożyć większe sumy na ten cel).

Możemy jednak zastosować rozwiązania, które pokazałyby, że Państwo przynajmniej potrafi solidaryzować się z najsłabszymi w zaspokojeniu potrzeb elementarnych. A dostęp do podręczników powinien być traktowany jako prawo podstawowe w ramach powszechnej edukacji. Prawo to nie oznacza, że podręczniku muszą być w pełni darmowe, ale polityka powinna zapewnić, żeby każde dziecko niezależnie od pochodzenia miało realną możliwość( a nie tylko formalną szanse) je otrzymać. Przykre, że obecny system niestety tego nie gwarantuje.


--------------------------------------------------------------------------------
[1] http://www.rp.pl/artykul/19,700188-Szkola-coraz-drozsza–Pomoc-socjalna-drastycznie-mniejsza.html

[2] Szymon Wcisło, Moja droga wyprawka, Przegląd, nr 35(609)

[3] http://nowyobywatel.pl/2011/08/12/szkolna-wyprawka-dzieki-%e2%80%9esolidarnosci%e2%80%9d/


poprzedninastępny komentarze