Młodzi niepełnosprawni 2011 w sferze oświaty
2011-09-25 10:13:42
Sytuacja młodych ludzi ogólnie nie jest łatwa. Są jednak w ramach młodej generacji grupy, które są zagrożone wykluczeniem społecznym szczególnie. Jedną z nich są osoby niepełnosprawne. Chwała autorom rządowego raportu Młodzi 2011, że o tym przypomnieli. Szkoda, że mimo wszystko dość zdawkowo, nie wspominając o istnieniu społecznych barier, które wynikają z niewłaściwie prowadzonej polityki na poziomie krajowym, lokalnym czy wewnątrz-instytucjonalnym ( np. zarządzania przedszkolem, szkołą czy uczelnią). Brakuje też w raporcie czytelnych propozycji co ( a tym bardziej jak?) należy zreformować. Jest tylko ogólny postulat zmian. Rekomendacja 22 stanowi: „Dokonać radykalnych zmian w opiece nad dziećmi niepełnosprawnymi w celu wzmocnienia ich potencjału rozwojowego poprzez adekwatny system edukacji (od przedszkola do szkoły wyższej), umożliwiający w przyszłości usamodzielnienie życiowe poprzez podjęcie pracy.’’[1] Co gorsza, kwestia ta została także pominięta w dodatku implementacyjnym.[2] Można więc odnieść wrażenie, że władza nie ma pomysłu na rozwiązanie tego problemu.

Często gdy myślimy o problemie inkluzji dzieci niepełnosprawnych w systemie edukacji, mamy przed oczami bariery architektoniczne albo też rezerwę z jaką otoczenie traktuję tę grupę osób i ich możliwości. Są to więc czynniki „miękkie”, kulturowe albo też techniczne, które należy wyrugować na najniższym szczeblu decyzyjnym. Występowanie tych barier jest oczywiście prawdą, tym niemniej nie powinniśmy tracić z pola widzenia uwarunkowań systemowych, pewnych szerszych ram, które są kształtowane przez politykę publiczną. Jeśli tak na to spojrzymy, można dostrzec, iż problem leży w architekturze, ale nie tylko tej rozumianej dosłownie, ale w architekturze systemu organizacji i finansowania oświaty w Polsce.

(Nie) wszystko jasne

Problem leży w mechanizmie subwencji oświatowej i sposobach jej wykorzystania przez samorządy. Autorzy monografii poświęconej systemowi finansowania oświaty w Polsce wskazują, że choć samorządy otrzymują subwencję oświatową zależną od liczby uczniów i wag przypisanym poszczególnym z nich, środki na ten cel są częścią subwencji ogólnej i samorządy mają pełną dowolność w jakim stopniu przeznaczyć je na edukację lub coś innego( nie mówiąc już o pełnej dowolności wydatkowania w obrębie sektora oświaty). [3]Choć w praktyce samorządy i tak wykorzystują te pieniądze na oświatę, dopłacając do niej jeszcze sporo z lokalnych zasobów, w całym tym mechanizmie często gubi się potrzeby dzieci niepełnosprawnych.

Samorządy prowadzące szkoły otrzymują w związku z kształceniem dzieci niepełnosprawnych na ich terenie powiększoną subwencję z budżetu ( przelicznik jest zależny od stopnia i rodzaju specjalnych potrzeb edukacyjnych). Okazuję się jednak że owa powiększona kwota nie zawsze jest wydawana zgodnie z przeznaczeniem – a więc na stworzenie warunków dla dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych – tylko często przeznacza się ją na inne zadania. Cele na jakie nieraz de facto idą środki wprawdzie nie są oderwane od realnych potrzeb samorządu czy lokalnej edukacji. Może to być na przykład wynagrodzenie nauczycieli czy remont szkoły (na czym korzystają wszystkie dzieci się w niej uczące). Tym niemniej póki środki nie idą one na swój zasadniczy cel, nie tworzy się tym samym możliwości pełnoprawnego korzystania przez dzieci o specjalnych potrzebach z systemu oświaty, co prowadzi do ich wykluczenia. Takie wyniki przyniósł raport WSZYSTKO JASNE 2009. W streszczeniu z raportu znajdujemy szereg ponurych wniosków. M.in.:

- Środki na zadania oświatowe wobec uczniów z orzeczeniem nie są przekazywane szkołom w wysokości umożliwiającej realizacje zaleceń z orzeczenia, co jest obowiązkiem szkoły.
- Szkoły ogólnodostępne, a w mniejszym stopniu także integracyjne, nie radzą sobiez zapewnianiem odpowiednich warunków uczniom z orzeczeniem. Skutkiem tego jest przesuwanie dzieci do innego typu placówek („w dół”), najczęściej z końcem etapu edukacyjnego.
- Problemem zarówno szkół jak i przedszkoli są zbyt liczne oddziały. Uniemożliwia to indywidualizację procesu wychowawczego i edukacyjnego tam, gdzie dziecko tego potrzebuje.
- Rodzina w dużym stopniu musi przejmować na siebie realizacje zaleceń. Często odbywa sie to w systemie komercyjnym, a zawsze – kosztem normalnego życia. Z reguły dochodzi do rezygnacji z pracy zawodowej, najczęściej przez matki.
- System zarządzania oświata i jej finansowania jest nieprzejrzysty i przez to trudno poddaje sie kontroli społecznej.[
4]

To tylko część mankamentów obecnego systemu jakie zidentyfikowali autorzy na podstawie analizy sytuacji w Warszawie ( choć z informacji jakie dochodzą do stowarzyszenia wynika, że podobne zjawiska mają miejsce w innych częściach kraju). U źródeł problemu leży wadliwy system alokacji środków i kontroli ich wydatkowania. Skutkiem jest często nie tylko marginalizacja dziecka niepełnosprawnego, ale także napięcia na linii szkoła – rodzice, co wpływa na ogólnie niekorzystną atmosferę w jakiej odbywa się edukacja w danej placówce.

Przejrzyste źródło finansowania

Jak można temu zaradzić? Zdaniem autorów projektu „Wszystko jasne’’ należałoby środki na edukację dzieci niepełnosprawnych czytelnie przypisać do placówki w której kształciłoby się dziecko ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, a dyrektor placówki byłby zobowiązany do sprawozdawczości w zakresie wydatkowania tych środków. Dzięki temu osiągnięto by większą kontrolę nad tym czy pieniądze idą za niepełnosprawnym uczniem zgodnie z założeniami systemu. 7 lipca wszedł do Sejmu projekt zmian po części wynikający z tych założeń, nie ma jednak on szans na uchwalenie w tej kadencji. Wśród zasiadających w parlamencie partii poparł go jedynie PIS.

Warto zaznaczyć, że z punktu widzenia budżetu owa korekta byłaby neutralna, co powinno też przysporzyć zwolenników tego pomysłu po strony władzy, która opowiedziała się w raporcie za koniecznością zmian, a jednocześnie – jak wiemy- unika rozwiązań, które wiązałyby się z dodatkowymi kosztami. A wydaje się, że proponowane w projekcie zmiany, choć same w sobie nie przyniosłyby rewolucji, dałyby finansowe podstawy prowadzenia polityki na rzecz inkluzji dzieci niepełnosprawnych.

Zapewnienie stabilnego źródła finansowania wydaje się kwestią zasadniczą. Pokazują to zwłaszcza ostatnie lata rządów PO. Niby tu i ówdzie podjęto szereg kroków w dobrym kierunku, na przykład jeśli chodzi o ustawę żłobkową. Ale nie zapewniając środków na realizowanie przyjętych w ustawie żłobkowej regulacji, wciąż nie możemy liczyć na radykalne zwiększenie podaży opieki nad małym dzieckiem, a wręcz pod wpływem zmian zachodzą zjawiska niekorzystne, jak podwyższanie opłat za żłobki przez niektóre samorządy. Dlatego tak ważne jest patrzenie na kolejne rozwiązania polityczne pod kątem tego jak przebiegają mechanizmy finansowania ich realizacji. Ma to znacznie zwłaszcza w kontekście polityki wobec grup słabszych. Ich potrzeby zwykle będą schodziły na dalszy plan w momencie podziału środków, stąd też przejrzyste i stabilne reguły finansowania tej polityki są tak kluczowe. Platforma – kiedy przyszła chwila próby – ustanowienia takich reguł niestety nie poparła.

Czas na rehabilitację

Wsparcie edukacji dzieci niepełnosprawnych może iść nie tylko do szkół, ale także do rodziców. Tu również istniejące instrumenty nieco szwankują. Ustawa o świadczeniach rodzinnych wprowadza wprawdzie dodatek z tytułu rehabilitacji i kształcenia dzieci niepełnosprawnych w wysokości 80 złotych ( na dziecko w wieku od 5 do 24 lat), ale żeby móc z niego skorzystać rodzina w której wychowuje się niepełnosprawne dziecko musi znaleźć się pod progiem 583 złotych na głowę w rodzinie. Świadczenie jest selektywnie i wykluczające rodziny, które choćby minimalnie przekroczą ten niewysoki, od dawna zresztą niepodnoszony, próg. Dostępność i wykorzystanie rehabilitacji to zresztą pięta achillesowa polskiej polityki integracji i reintegracji społecznej. Jak słusznie przekonuje dr Maciej Duszczyk z Instytutu Polityki Społecznej – kluczowe jest stworzenie na nowo systemu rehabilitacji i profilaktyki. Choć wspomina on o tym w kontekście ludzi w wieku produkcyjnym którzy przez brak dostępu odpowiedniej rehabilitacji( „często również uzyskanie odpowiedniej rehabilitacji wymaga ponoszenia dodatkowych kosztów z własnej kieszeni, na co stać niewielu”) stają się trwale wykluczeni z rynku pracy, zaznacza, że „zdecydowanej poprawy wymaga również dostęp do rehabilitacji dzieci’’.[5]

Wykluczający system opieki

W raporcie Młodzi 2011 mówi się o potrzebie zmian nie tylko edukacji dzieci niepełnosprawnych ale i opieki nad nimi. Niestety i w tym obszarze zaproponowano ani nie poczyniono dotąd stanowczych kroków. A jest co zmieniać. Do tej pory nie zapewnia się opieki wytchnieniowej, na czas gdy opiekun chciałby podreperować zdrowie, wyjechać na urlop czy po prostu odpocząć. Brak tego jest nie tylko niehumanitarny, gdyż mniej zamożne osoby są skazane na sprawowanie niemal nieprzerwanej opieki ponad ich siły, ale też kompletnie niefunkcjonalny. Osoby takie szybko tracą siły, ulegają wypalaniu i są mniej skuteczni jako opiekunowie a także znacznie trudniej pełnić im inne role społeczne, rodzinne, zawodowe. Dla pracujących przewidziany jest urlop z tytułu opieki nad osobą niesamodzielną, w trakcie którego przyznawany jest w wysokości 80% wynagrodzenia zasiłek. Przysługuje on na 60 dni w roku, ale już gdy ktoś ma niepełnosprawne dziecko w wieku powyżej 14 lat lub opiekuje się dorosłą osobą zależną, długość urlopu to tylko dwa tygodnie. Być może okres ten warto byłoby nieco wydłużyć. Równocześnie niepraktykowane są elastyczne formy czasu pracy dla osób sprawujących opiekę. Opiekun może też z pracy zrezygnować, a wówczas przysługuje mu świadczenie pielęgnacyjne w wysokości 520 złotych. Kwota ta jest zbyt niska by pozwolić na godne życie i często prowadzi do niezaspokojenia materialnych potrzeb. Nie dziwi wobec tego fakt, że w rodzinach z dziećmi niepełnosprawnymi zagrożenie ubóstwem jest większe niż dla ogółu gospodarstw domowych. W najnowszym raporcie GUS na temat ubóstwa czytamy:

,,Do czynników zwiększających zagrożenie ubóstwem należy zaliczyć również obecność w rodzinie osób niepełnosprawnych. W najtrudniejszej sytuacji znajdują się rodziny z niepełnosprawnymi dziećmi oraz te, w których głową gospodarstwa jest osoba niepełnosprawna. Wśród gospodarstw domowych, których głową jest osoba niepełnosprawna stopa ubóstwa ustawowego wynosiła w 2010 r. nieco ponad 9%, a stopa ubóstwa skrajnego nieco poniżej 9%; natomiast wśród gospodarstw domowych, w których znajdowało się przynajmniej jedno dziecko do lat 16 posiadające orzeczenie o niepełnosprawności wskaźniki te wyniosły odpowiednio – ok. 16% i ok. 12%”.[6]

Także w tym kontekście, konieczne wydaje się tworzenie zachęt do jak najpełniejszego uczestnictwa osób niepełnosprawnych w systemie edukacyjnym oraz możliwości by z tego systemu nie wypadli. Dzięki temu nie tylko wzmacnia się ich kapitał intelektualny i społeczny, który części z tych osób przyda się gdy staną na rynku pracy, ale także odciąża się czasowo opiekunów, dzięki czemu zyskują oni szanse na aktywność zawodową bądź szkoleniową. A to zmniejsza ryzyko ubóstwa, które z kolei rzutuje na warunki w jakich rozwija się niepełnosprawne dziecko. Trzeba więc przerwać tą spiralę wykluczenia, w której upośledzenie biologiczne jednostki nieraz przekłada się na defaworyzację społeczną całych rodzin

Czy władza faktycznie chce zmian?

Widać, że przesłanek ku zmianom jest sporo, zarówno w obszarze edukacji jak i opieki. Bariery do włączenia dzieci niepełnosprawnych do systemu edukacyjnego, a ich opiekunów do rynku pracy, mają charakter systemowy. Same ramy polityki w tym obszarze są zbyt wąskie, wyrzucając dzieci niepełnosprawne i ich rodziny poza system. A oprócz tego w owych ogólnych ramach jest przecież wiele innych, pomniejszych, a często równie dotkliwych barier mentalnych i infrastrukturalnych które proces ten pogłębiają. W powyższym artykule ich nie poruszyłem. Gorzej że niemalże nie poruszyli ich także w swym dokumencie Młodzi 2011 eksperci z zespołu Michała Boniego. Można zaryzykować stwierdzenie, iż choć w rządowym raporcie dzieci niepełnosprawne nie zostały wykluczone z pola zainteresowania, zostały w jego ramach zmarginalizowane. Świadczy o tym brak identyfikacji poszczególnych barier ( nie fizycznych a społecznych) dla tych osób, analizy i oceny dotychczasowej polityki w tym zakresie, a także oględność rekomendacji. Listę deficytów wieńczy pominięcie kwestii niepełnosprawnej młodzieży w dodatku implementacyjnym. Wszystkie te zastrzeżenia – a także realna praktyka rządzących w ostatnich latach – skłaniają do obaw o to czy zostaną w najbliższym czasie przeprowadzone zmiany na rzecz inkluzji edukacyjnej i społecznej młodych ludzi niepełnosprawnych.

Raff

p.s: tekst napisany dla portalu edukacyjnego Mimoszkolnie, gdzie wkrótce ukaże się w nieco zmienionej wersji.

www.mimoszkolnie.pl


--------------------------------------------------------------------------------
[1] Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, Młodzi2011, s 398

[2] Młodzi 2011.Pakiet dla młodych. Pierwszy krok. Warszawa 4 września 2011
http://www.premier.gov.pl/centrum_prasowe/wydarzenia/_quot_pakiet_dla_mlodych_quot_,7614/

[3] por.M.Herbst, J.Herczyński, A.Levitas, Finansowanie oświaty w Polsce – diagnoza, dylematy, możliwości, Warszawa 2009

[4] http://www.wszystkojasne.waw.pl/sites/default/files/1_RAPORT_Wszystko_Jasne_wyd_uzup.pdf s 7

[5] M.Duszczyk, O polityce społecznej inaczej, Liberte

[6] http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/PUBL_wz_ubostwo_w_polsce_2010.pdf, s 5-6


poprzedninastępny komentarze