partycypacja kluczem do upodmiotowienia
2011-11-05 09:28:21
Wczoraj w ramach zajęć terenowych z służb społecznych zaprowadziliśmy naszym studentów do pensjonatu „Łazarz” – schroniska dla bezdomnych. Od osób opowiadających nam o regułach jego funkcjonowania mogliśmy się dowiedzieć wiele poruszających, nieraz wstrząsających historii na temat dróg życiowych osób, które tam trafiają. Tu jednak ograniczę się do pokazania tych aspektów funkcjonowania placówki, które mogą stanowić przykład dobrych praktyk i inspiracji, nie tylko jeśli chodzi o zarządzanie placówką dla osób bezdomnych, ale też jeśli chodzi o generalne podejście do walki z wykluczeniem społecznym.

Pensjonariusze jako gospodarze

Jednym z kilku pozytywnych wymiarów funkcjonowania ośrodka Łazarz są rozwinięte w nim mechanizmy partycypacji pensjonariuszy. Głównym tego przejawem jest działanie Rady Społecznej Pensjonatu, w ramach której mieszkańcy cyklicznie się spotykają, dyskutują o zasadach funkcjonowania ośrodka ( nie tylko tych ramowych, ale nieraz bardzo szczegółowych, bieżących kwestiach), o tym co chcieliby zmienić, a następnie ich przedstawiciele kierują swoje postulaty do kierownictwa placówki. Dzięki tego możliwe jest nie tylko wyartykułowanie potrzeb i problemów mieszkańców, ale także wzmacnia się w nich poczucie współ-odpowiedzialności za własne otoczenie, rozwija kompetencje społeczne i poczucie sprawstwa. Ponadto Rada Społeczna jest ciałem konsultacyjnym w obliczu trudnych decyzji. Jak mówi kierownik ośrodka Adrianna Porowska najtrudniejsze są sytuacje, w których trzeba odmówić komuś pomocy, np. przyznania mu miejsca w placówce ( obecnie przebywa tam 92 mężczyzn przy czym ośrodek może pomieścić 100, do czego może dojść w warunkach nadchodzącej zimy). Nieraz bywa tak, że pensjonariusz wybiera „wolność”( czytaj: alkohol), a po paru dniach przychodzi znów ( w ośrodku panuje całkowity zakaz spożywania alkoholu) i prosi o przyjęcie. Jest to trudny dylemat, bowiem stawką jest nie tylko zachowanie ładu w ośrodku ale także utrzymanie motywacji do trzeźwości wśród pozostałych ( wielu z nich zmaga się lub zmagało z uzależnieniem, którego jak wiadomo nie można do końca wyleczyć, a jedynie zaleczyć. W tego typu sytuacjach podejmuje się decyzje kolektywnie. Jeden głos ma kierownik, jeden - pracownicy socjalni, jeden – Rada Społeczna i jeden – „kierownik”. Kierownik napisałem w cudzysłowie, albowiem osoba ta, której również mogliśmy posłuchać, to nie zewnętrzny pracownik ale jeden z pensjonariuszy, któremu powierzono taką funkcję ( ciało to więc też jest instrumentem zwiększania partycypacji samych osób bezdomnych). Ogólnie jak wynika z wypowiedzi pani dyrektor działalności placówki przyświeca koncepcja by tu podopieczni czuli się gospodarzami a nie gośćmi. Stąd też wiele innych działań podejmują mieszkańcy, np. gotowanie. Demokratyczne jest tu zresztą nie tylko przygotowywanie posiłków, ale i ich konsumpcja. Pracownicy i pensjonariusze jedzą wspólnie i to samo. W zasadzie nie ma w tym nic niezwykłego i dobrze by było to normą ( jednak niestety doszły do mnie wieści że są placówki socjalne, akurat nie dla bezdomnych, gdzie panuje silnie segregacyjny system spożywania żywności).

Menedżeryzacja i demokratyzacja pod jednym dachem

Oprócz tego działają w ośrodku przedstawiciele służb społecznych. Oprócz dyrektorki, dwoje pracowników socjalnych ( plus jeden, który nie działa na miejscu, tylko jako streetworker, o której to metodzie pisałem szerzej tu[1]), a także wolontariusze o specjalności psychologicznej ( nie otrzymują wynagrodzenia, tylko otrzymują zwrot kosztów np. za dojazdy) oraz osoba, która uczy pensjonariuszy obsługi komputera i Internetu. Jest to jednak mała kadra, wobec czego tak czy inaczej konieczne jest włączenie w zarządzanie placówką samych mieszkańców. Z tego co jednak wynikało z wypowiedzi prowadzących, nie jest to jedynie konieczność wynikająca z ograniczonych zasobów kadrowych, a wynik określonej filozofii przeciwdziałania wykluczeniu.

Jednocześnie pani Adrianna przypomniała, że współcześnie nieuniknione jest podejście menadżerskie w zarządzaniu tego typu instytucjami. Dotyczy to ograniczonych i w części niepewnych zasobów ( z gminy otrzymuje się 50% środków, o resztę trzeba się starać, wyszukując różne źródła). Jak pisze prof. Mirosław Grewiński menedżeryzacja, polegająca na wprowadzeniu do instytucji publicznych mechanizmów wykorzystanych w działaniach organizacji biznesowych jest jedną z ważnych tendencji którym podlega system usług społecznych, nie tylko w Polsce. [2]

Ciekawym zagadnieniem dla rozważań teoretycznych jak i praktycznych jest kwestia tego do jakiego stopnia partycypacyjność da się z ową menedżeryzacją pogodzić. Czy wykorzystanie partycypacji temu sprzyja czy nie. Działalność pensjonatu Łazarz zdaje się pokazywać, że może sprzyjać. Dzięki temu, że część funkcji otrzymują sami mieszkańcy, łatwiej jest utrzymać ład organizacyjny, a także odciąża się częściowo kierownictwo, które może się w większym stopniu zająć fundraisingiem itp.

Aktywizacja – tak, ale nie tylko zawodowa

Sama praca na rzecz ośrodka i angażowanie w różne zajęcia podopiecznych nie jest niczym odosobnionym pośród schronisk ( choć już nie noclegowni) dla bezdomnych. To co wydaje się dość szczególne jeśli chodzi o funkcjonowanie ośrodka „ Łazarz” to nie tylko udział w pracy, ale też udział we władzy, w decydowaniu o warunkach swojego życia. Chyba warto to uwypuklić. Bezdomność to nie tylko sytuacja mieszkaniowa, to często także utrata możliwości bądź kompetencji podmiotowego kształtowania swojego życia i otoczenia. Włączenie ich w mechanizm partycypacji i decydowania wydaje się być działaniem doskonale adresującym owe deficyty. Często w kontekście pomocy społecznej podkreśla się konieczność aktywizacji i narzeka się na to, że obecna polityka raczej utrwala bierność życiową. Samą aktywizację niestety nieraz postrzega się dość jednowymiarowo – jako aktywność na rynku pracy. Takie podejście nie sprzyja rozwiązaniu wielu problemów. Oczywiście znalezienie i utrzymanie pracy może być i środkiem i częściowo celem strategii antywykluczeniowych, ale bynajmniej nie jedynym i nie do końca pasującym do jednostkowych przypadków. Choćby dlatego, że często wykluczenie ( a bezdomność jako jedna z najskrajniejszych jego form zwłaszcza) jest wielowymiarowe, nie dotyczy tylko sytuacji materialnej, ale wiąże się z bardzo rozległymi problemami społecznymi, zdrowotnymi i psychologicznymi osoby nim dotkniętej. Wobec tego by taką osobę wyprowadzić z wykluczenia potrzebny jest cały szereg instrumentów. Przecież część bezdomnych nawet pracuje, a i tak nie jest nieraz gotowa by przejść do życia ‘’ na swoim”. Część bezdomnych natrafia – ze względu na swą przeszłość, nieustabilizowaną sytuację, degradację zdrowotną czy po prostu społeczne uprzedzenia – na liczne bariery wejścia na rynek pracy ( polecam opracowania na ten temat P.Olecha[3]). Ci zaś którzy znajdą pracę, potrzebują jeszcze siły i wytrwałości by ją utrzymać i żyć poza nią ( a pamiętajmy, że są to często ludzie, którzy potracili kontakt z bliskimi i wypadli z sieci społecznych kontaktów, zaś ciężkie przeżycia sprawiły, że coraz trudniej im wchodzić w nowe ( zwłaszcza gdy mają za sobą epizod kryminalny). Owa siłę może dać im i wzmocnić właśnie owa możliwość partycypacji, o której była mowa. Kiedy więc mówimy o potrzebie przejścia pomocy społecznej z form pasywnych do aktywizujących, pamiętajmy o tym by na ową aktywizację patrzeć szeroko, nie tylko w wymiarze rynkowym, ale ogółu działań dzięki podjęciu których bezdomni mogą czuć się podmiotowi.

Godność - nie tylko elementarna

Innym źródłem podmiotowości – czego świadomość mają pracownicy ośrodka – jest zapewnienie tym ludziom godności. W powszechnej świadomości przyjęło się przekonanie, że im należy się byle co a i i tak za to powinni być wdzięczni. Tymczasem jeśli będą oni jedynie „przedmiotem” łaski, za sprawą której zaspokoi się ich tylko najbardziej elementarne, fizjologiczne potrzeby, nie obudzi się w nich na nowo podmiotowość. A ona jest potrzebna by zaczęli wytrwale walczyć o własne usamodzielnienie. Gdy po oficjalnej części wizyty dwoje studentów, najwyraźniej zainteresowanych zagadnieniem, poprosiło o oprowadzenie po całym ośrodku, mogliśmy zobaczyć pokoje w jakich żyją ci ludzie – skromne, ale schludne, przyjazne i w godnych warunkach, tak by nie czuli się ludźmi gorszej kategorii ( pamiętajmy przy tym, że imponujący stan ośrodka to także efekt pracy samych pensjonariuszy, jednak organizatorzy starają się stworzyć im ku temu warunki). Poza zapewnieniem godziwych warunków życia kolejnym elementem filozofii jaka przyświecała założycielowi pensjonatu – ks. Palecznemu – jest obudzenie w tych ludziach marzenia, potrzeby zrobienia o własnych siłach czegoś niezwykłego. W tym celu jeszcze za życia księdza ( nota bene postaci nieco kontrowersyjnej, z którego podejściem a także konkretnymi działaniami nie zawsze się bym zgodził) jego podopieczni wybudowali jacht, którym wypłynięto już na niejeden rejs. Z boku można powiedzieć, że to fanabareria, po co jacht skoro elementarne potrzeby nie są zaspokojone. A no właśnie po to, że ludzi tych nie można sprowadzić do poziomu potrzeb elementarnych ( bo to ich odpodmiotawia, czy wręcz odczłowiecza) tylko należy uznać, że mają takie same prawa do potrzeb wyższego rzędu, do podążania za swoimi marzeniami i realizowanie tego co wykracza poza zapewnienie sobie warunków przetrwania. Z budowy jachtu Kamiliańska Misja Pomocy Społecznej jest znana nawet bardziej na Zachodzie niż w Polsce. Warto spojrzeć na ów Jacht jako znak rozpoznawczy, dzięki któremu łatwiej zainteresować kolejne grupy całościową działalnością KMPS . W różnych opracowaniach na temat przemian instytucji pomocy społecznej zwraca się uwagę na konieczność ich odpowiedniego PR i zmiany wizerunku, co ma nie tylko zachęcić do korzystania z ich pomocy ale też wpłynąć na nastawienie szerszego otoczenia. A zgodnie ze współczesnymi koncepcjami polityki społecznej ( w tym pomocy społecznej) wykluczenie łatwiej jest przezwyciężyć gdy środowisko jest temu przychylne, a także jest gotowe do współpracy ze służbami.

Pozorne ryzyko demotywacji

Gdy tak dziś przysłuchiwaliśmy się narracji na temat ośrodka, zaświtało w głowie jednak pewne napięcie. Skoro w placówce stosuje się tak wielowymiarowe strategie upodmiotowienia – od zapewnienia godziwych warunków przez wsparcie psychologiczne, pracę socjalną aż po szeroko zakrojoną partycypację i budowę jachtu – czy nie ma ryzyka, że pensjonariusze nie będą chcieli opuszać ośrodka. Wszak poza nim czeka ich przecież trudny los, nieraz samotność, uprzedzenia społeczne, ciężka sytuacja na rynku pracy itp. Jest to często podnoszony w pomocy społecznej dylemat – czy łagodząc stan wykluczenia nie demotywujemy osób nim dotkniętych do przezwyciężania go? Otóż okazuje się, że to nie działa – a przynajmniej nie musi działać – w ten sposób. Wyraził to pan, który pełni ośrodku funkcję kierownika. Mówił, że jest mu tam naprawdę dobrze, ale gdyby mógłby pójść na swoje, gdzie miałby własny kąt – zrobiłby to. Prawdopodobnie działa tu inny mechanizm psychologiczny – im bardziej ludzie czują się godnie i jednocześnie podmiotowo, tym większa w nich wola by żyć samodzielnie i wiara w to, że sobie poradzą.

Toteż napięcie między funkcją „łagodzenia” a „przezwyciężania/wychodzenia’’ w praktyce nie musi być aż tak wyraźne jak się może na pierwszy rzut oka wydawać. Poprawa sytuacji osób bezdomnych w placówkach nie musi oznaczać demotywowania do starań o rozpoczęcia samodzielnego życia, pod warunkiem, że będziemy pamiętać o tym by traktować ich nie przedmiotowo a podmiotowo i poszerzać ich uczestnictwo w podejmowaniu decyzji o własnym życiu i otoczeniu.


--------------------------------------------------------------------------------
[1]http://lewica.pl/blog/bakalarczyk/24817/

[2]Por.M.Grewiński, Transformacja polityki społecznej w Europie – główne kierunki reorganizacji, w: red. M. Grewiński, B. Więckowska, Przeobrażenia sfery usług w systemie zabezpieczenia społecznego, WSP TWP, Warszawa 2011

[3]http://www.fise.org.pl/files/1bezrobocie.org.pl/public/Raporty/POlech_raport_dot_aktywizacji_zawodowej_bezdomnych2.pdf


poprzedninastępny komentarze