
2011-11-20 13:59:59
Premier kojarzony z polityką małych kroków „by ludzi zbyt nie bolało” w expose zapowiedział że jednak czekają nas zdecydowane reformy. Obejmą one także politykę rodzinną. Jednak mimo zapowiedzi konkretnych posunięć ( zmiana w uldze na dziecko i becikowym) wiele wskazuje na to, że w polityce rodzinnej czeka nas raczej kontynuacja niż zmiana. Niestety.
Nierówna polityka rodzinna
Zanim przejdziemy do omówienia rządowych propozycji , przypomnijmy co w tym obszarze przyniosła poprzednia kadencja. Podsumowuje to raport Centrum Analiz Ekonomicznych, z którego wynika, że głównymi beneficjentami polityki podatkowo-zasiłkowej poprzedniej kadencji byli najbogatsi ( gdyż to oni w najpełniejszym stopniu mogli skorzystać z owej ulgi) a nie ubożsi ( którzy nie dość że nie mieli sobie czego odpisać z podatku, to jeszcze część z nich wypadła poza system świadczeń rodzinnych, do których próg uprawniający nie był podnoszony).[1]
Podtrzymywanie tego było zapewne jednym z powodów dla których rozpiętość dochodu rozporządzalnego ( po podatkach i transferach) w społeczeństwie polskim była – według tegorocznego raportu OECD - jedną z najwyższych wśród krajów rozwiniętych. Za nami jedynie Turcja, Meksyk i Chile[2] – słusznie kojarzone z dużymi kontrastami społecznymi.
Czy Tusk zamierza to zmienić tak by środki w większym stopniu trafiały do najbardziej potrzebujących i jednocześnie struktura dochodów się spłaszczała ( co może korzystnie wpłynąć na jakże ważną w obliczu kryzysu i niepewności spójność społecznego)? Niestety nie do końca. Pieniądze zaoszczędzone z odebranej ulgi na 1 dziecko dla zamożnych rodzin mają pójść na zwiększenie ulgi dla wszystkich rodzin wielodzietnych (a więc także tych najbogatszych). Owszem, nie ma nic złego w publicznej kompensacji kosztów wychowywania wielu dzieci nawet w zamożnej rodzinie, ale czy w obliczu kryzysu powinniśmy dla tych zamożnych grup zwiększać jej wysokość, gdy obok są grupy bardziej potrzebujące? W zaprezentowanej przez premiera wizji polityki rodzinnej nie mamy więc przejścia ku logice większej redystrybucji ( i w jej ramach przesunięcia środków do różnych najbardziej potrzebujących grup, w tym wielodzietnych) ale jedynie konserwatywną w swej istocie promocję „wielodzietności”.
Budżet ponad ludźmi
Ważniejszy zarzut jednak dotyczy nie tego co ma być zmienione ale tego co zostanie niezmienione. Z wypowiedzi premiera nie wynika wsparcie dla rodzin, które dotychczas były wykluczone z możliwości korzystania z dobrodziejstw ulgi podatkowej na dziecko.
Główny problem z nią był( i nadal jest) taki, że przy jej obecnej wysokości i zasadach naliczania, nie mogły skorzystać z niej rodziny niezamożne, żyjące z poza-zarobkowych źródeł lub rolnicze ( wśród których ubóstwo jest częste, a szanse rozwojowe dla dzieci mniejsze). Trudno objąć je ulgą, ale można zrekompensować to ekwiwalentnym wsparciem w postaci zasiłku. Tymczasem ani o zwiększeniu ich wysokości ani zwiększeniu progu do nich uprawniającego nie wspomniano. Jest to spójne z całym duchem przemówienia – o ulgach wspomniano bo zmiany w nich były korzystne bądź neutralne z punktu widzenia budżetu, zaś zasiłki pominięto gdyż ewentualne ich zwiększenie oznaczałoby dodatkowe koszty.
Właściwie dyscyplina finansów publicznych i oszczędzanie stały się w przemówieniu fetyszem. Zmiany w polityce rodzinnej były potraktowana wyłącznie przez pryzmat uzdrawiania finansów publicznych. Zamieniono miejscami cel i środek do niego prowadzący. W istocie to właśnie budżet jest po to by życie rodzin ( a mówiąc ogólniej, po prosu ludzi) było bezpieczne i stabilne, a nie zmiany w polityce rodzinnej by budżet ustabilizowany. Widać to też w odniesieniu do becikowego. Proponuje się odebranie prawa do niego dla najbogatszych, ale nie mówi się czy pieniądze pozyskane w ten sposób zostaną przeniesione w inny odcinek polityki rodzinnej, która jako całość jest dramatycznie niedofinansowana. Udział wydatków na rzecz rodzin z dziećmi jest w Polsce jednym z najniższych i wykazał w ostatnich latach tendencję spadkową. ( mogło to wiązać się między innymi właśnie z wypadnięciem części rodzin na skutek nie podnoszonego progu). W obliczu kryzysu trzeba racjonalizować wydatki, ale polityka rodzinna jest jedną z ostatnich dziedzin, w których należałoby oczekiwać oszczędności. Pieniądze jakie można by oszczędzić na poszczególnych, dyskusyjnych instrumentach, powinny być mądrze zainwestowane w innym fragmencie polityki rodzinnej. Celowo używam słowa „inwestycja” gdyż w takich kategoriach należałoby traktować wydatki na pro-rozwojową politykę rodzinną. Przy czym powinna być ona właśnie prorozwojowa, a a w Polsce niestety nie jest i w myśleniu władzy o nowym budżecie również nie widać nowej orientacji.
Nie myśląc o rozwoju
Przede wszystkim powinna ona być w większym
stopniu realizowana przy pomocy społecznych usług publicznych, zwłaszcza jeśli chodzi o dostęp do żłobków i przedszkoli. Ten typ wsparcia rodziny ma tę przewagę nad instrumentami podatkowo-zasiłkowymi, że zwiększają poziom integracji społecznej, podnoszą poziom kapitału ludzkiego a także ułatwiają kobietom wyjście na rynek pracy, przy okazji tworząc zresztą dodatkowe miejsca zatrudnienia. Zwłaszcza ma to znacznie kiedy struktura gospodarki tak jak w Polsce oparta jest na małych i średnich przedsiębiorstwach, a więc takich, dla których urlopy macierzyńskie i wychowawcze dla matek są trudne do przełknięcia w warunkach kryzysu, a inwestowanie w żłobki i przedszkola zbyt kosztowne. Brak dofinansowanej ze środków publicznych podaży tego typu usług może utrudniać utrzymanie się takich firm ( o ile będą zatrudniać młode kobiety) na powierzchni i zachwiać stabilnością polskiej gospodarki, a część z nich zniechęci do zatrudnienia tej grupy potencjalnych pracowników. Polityka odpowiadająca na kryzysowe realia powinna ten problem uwzględniać, co niestety się nie dzieje.
Zapowiadana w okresie przedwyborczym subwencja budżetowa na przedszkola nie znalazła się w wypowiedzi premiera podobnie jak kwestia opieki żłobkowej, choć jak dotąd wiele wskazuje, że przewidziane w ustawie żłobkowej instrumenty mogą nie wystarczyć. W Expose zabrakło zresztą nie tylko kwestii opieki i edukacji małego dziecka, ale w ogóle wzmianki o oświacie. Mimo, że edukacja ( zwłaszcza, na najwcześniejszym etapie) to przecież ważne paliwo rozwoju. Odpowiedzialna polityka powinna rozsądnie odpowiadać zarówno na potrzeby chwili ( w tym wypadku zarządzanie w warunkach kryzysu) jak i wyzwania przyszłości. W zależności od uwarunkowań gospodarczych akcenty mogą być różnie rozłożone. Expose Tuska zostało zdominowane przez pierwszy z celów.
Część komentatorów wprawdzie dostrzega w zapowiedziach Tuska raczej perspektywiczny charakter proponowanych reform ( zwłaszcza w sprawie emerytur) jednak pamiętajmy, że przyszłość to także, a może przede wszystkim, umiejętność inwestycji w dźwignie rozwoju jakimi są kapitał ludzki i społeczny. Obrazem przyszłości nie powinni być tylko jednostki pracujące do 67 roku życia, ale to bardziej spójne, zdrowe i świadome społeczeństwo. Słuchając wypowiedzi premiera taki obraz nie zarysował mi się w wyobraźni. A to nie tylko kwestia wyobraźni i sformułowanych celów, ale zapowiedzi konkretnych działań. Trzeba zacząć projektować, wdrażać i promować je już teraz, zwłaszcza, że inwestycje w kapitał ludzki i społeczny przynoszą ogromny zwrot, ale dopiero po czasie. Expose to dobry moment by właśnie zarysować wizję przyszłego rozwoju. Szkoda, że nienajlepiej wykorzystany przez Tuska.
--------------------------------------------------------------------------------
[1] http://www.cenea.org.pl/images/stories/pdf/Microsimulation_Reports/CenEA_RaportPrzedwyborczy_MR0111.pdf
[2] http://www.oecd.org/dataoecd/32/20/47723414.pdf, s.11
Nierówna polityka rodzinna
Zanim przejdziemy do omówienia rządowych propozycji , przypomnijmy co w tym obszarze przyniosła poprzednia kadencja. Podsumowuje to raport Centrum Analiz Ekonomicznych, z którego wynika, że głównymi beneficjentami polityki podatkowo-zasiłkowej poprzedniej kadencji byli najbogatsi ( gdyż to oni w najpełniejszym stopniu mogli skorzystać z owej ulgi) a nie ubożsi ( którzy nie dość że nie mieli sobie czego odpisać z podatku, to jeszcze część z nich wypadła poza system świadczeń rodzinnych, do których próg uprawniający nie był podnoszony).[1]
Podtrzymywanie tego było zapewne jednym z powodów dla których rozpiętość dochodu rozporządzalnego ( po podatkach i transferach) w społeczeństwie polskim była – według tegorocznego raportu OECD - jedną z najwyższych wśród krajów rozwiniętych. Za nami jedynie Turcja, Meksyk i Chile[2] – słusznie kojarzone z dużymi kontrastami społecznymi.
Czy Tusk zamierza to zmienić tak by środki w większym stopniu trafiały do najbardziej potrzebujących i jednocześnie struktura dochodów się spłaszczała ( co może korzystnie wpłynąć na jakże ważną w obliczu kryzysu i niepewności spójność społecznego)? Niestety nie do końca. Pieniądze zaoszczędzone z odebranej ulgi na 1 dziecko dla zamożnych rodzin mają pójść na zwiększenie ulgi dla wszystkich rodzin wielodzietnych (a więc także tych najbogatszych). Owszem, nie ma nic złego w publicznej kompensacji kosztów wychowywania wielu dzieci nawet w zamożnej rodzinie, ale czy w obliczu kryzysu powinniśmy dla tych zamożnych grup zwiększać jej wysokość, gdy obok są grupy bardziej potrzebujące? W zaprezentowanej przez premiera wizji polityki rodzinnej nie mamy więc przejścia ku logice większej redystrybucji ( i w jej ramach przesunięcia środków do różnych najbardziej potrzebujących grup, w tym wielodzietnych) ale jedynie konserwatywną w swej istocie promocję „wielodzietności”.
Budżet ponad ludźmi
Ważniejszy zarzut jednak dotyczy nie tego co ma być zmienione ale tego co zostanie niezmienione. Z wypowiedzi premiera nie wynika wsparcie dla rodzin, które dotychczas były wykluczone z możliwości korzystania z dobrodziejstw ulgi podatkowej na dziecko.
Główny problem z nią był( i nadal jest) taki, że przy jej obecnej wysokości i zasadach naliczania, nie mogły skorzystać z niej rodziny niezamożne, żyjące z poza-zarobkowych źródeł lub rolnicze ( wśród których ubóstwo jest częste, a szanse rozwojowe dla dzieci mniejsze). Trudno objąć je ulgą, ale można zrekompensować to ekwiwalentnym wsparciem w postaci zasiłku. Tymczasem ani o zwiększeniu ich wysokości ani zwiększeniu progu do nich uprawniającego nie wspomniano. Jest to spójne z całym duchem przemówienia – o ulgach wspomniano bo zmiany w nich były korzystne bądź neutralne z punktu widzenia budżetu, zaś zasiłki pominięto gdyż ewentualne ich zwiększenie oznaczałoby dodatkowe koszty.
Właściwie dyscyplina finansów publicznych i oszczędzanie stały się w przemówieniu fetyszem. Zmiany w polityce rodzinnej były potraktowana wyłącznie przez pryzmat uzdrawiania finansów publicznych. Zamieniono miejscami cel i środek do niego prowadzący. W istocie to właśnie budżet jest po to by życie rodzin ( a mówiąc ogólniej, po prosu ludzi) było bezpieczne i stabilne, a nie zmiany w polityce rodzinnej by budżet ustabilizowany. Widać to też w odniesieniu do becikowego. Proponuje się odebranie prawa do niego dla najbogatszych, ale nie mówi się czy pieniądze pozyskane w ten sposób zostaną przeniesione w inny odcinek polityki rodzinnej, która jako całość jest dramatycznie niedofinansowana. Udział wydatków na rzecz rodzin z dziećmi jest w Polsce jednym z najniższych i wykazał w ostatnich latach tendencję spadkową. ( mogło to wiązać się między innymi właśnie z wypadnięciem części rodzin na skutek nie podnoszonego progu). W obliczu kryzysu trzeba racjonalizować wydatki, ale polityka rodzinna jest jedną z ostatnich dziedzin, w których należałoby oczekiwać oszczędności. Pieniądze jakie można by oszczędzić na poszczególnych, dyskusyjnych instrumentach, powinny być mądrze zainwestowane w innym fragmencie polityki rodzinnej. Celowo używam słowa „inwestycja” gdyż w takich kategoriach należałoby traktować wydatki na pro-rozwojową politykę rodzinną. Przy czym powinna być ona właśnie prorozwojowa, a a w Polsce niestety nie jest i w myśleniu władzy o nowym budżecie również nie widać nowej orientacji.
Nie myśląc o rozwoju
Przede wszystkim powinna ona być w większym
stopniu realizowana przy pomocy społecznych usług publicznych, zwłaszcza jeśli chodzi o dostęp do żłobków i przedszkoli. Ten typ wsparcia rodziny ma tę przewagę nad instrumentami podatkowo-zasiłkowymi, że zwiększają poziom integracji społecznej, podnoszą poziom kapitału ludzkiego a także ułatwiają kobietom wyjście na rynek pracy, przy okazji tworząc zresztą dodatkowe miejsca zatrudnienia. Zwłaszcza ma to znacznie kiedy struktura gospodarki tak jak w Polsce oparta jest na małych i średnich przedsiębiorstwach, a więc takich, dla których urlopy macierzyńskie i wychowawcze dla matek są trudne do przełknięcia w warunkach kryzysu, a inwestowanie w żłobki i przedszkola zbyt kosztowne. Brak dofinansowanej ze środków publicznych podaży tego typu usług może utrudniać utrzymanie się takich firm ( o ile będą zatrudniać młode kobiety) na powierzchni i zachwiać stabilnością polskiej gospodarki, a część z nich zniechęci do zatrudnienia tej grupy potencjalnych pracowników. Polityka odpowiadająca na kryzysowe realia powinna ten problem uwzględniać, co niestety się nie dzieje.
Zapowiadana w okresie przedwyborczym subwencja budżetowa na przedszkola nie znalazła się w wypowiedzi premiera podobnie jak kwestia opieki żłobkowej, choć jak dotąd wiele wskazuje, że przewidziane w ustawie żłobkowej instrumenty mogą nie wystarczyć. W Expose zabrakło zresztą nie tylko kwestii opieki i edukacji małego dziecka, ale w ogóle wzmianki o oświacie. Mimo, że edukacja ( zwłaszcza, na najwcześniejszym etapie) to przecież ważne paliwo rozwoju. Odpowiedzialna polityka powinna rozsądnie odpowiadać zarówno na potrzeby chwili ( w tym wypadku zarządzanie w warunkach kryzysu) jak i wyzwania przyszłości. W zależności od uwarunkowań gospodarczych akcenty mogą być różnie rozłożone. Expose Tuska zostało zdominowane przez pierwszy z celów.
Część komentatorów wprawdzie dostrzega w zapowiedziach Tuska raczej perspektywiczny charakter proponowanych reform ( zwłaszcza w sprawie emerytur) jednak pamiętajmy, że przyszłość to także, a może przede wszystkim, umiejętność inwestycji w dźwignie rozwoju jakimi są kapitał ludzki i społeczny. Obrazem przyszłości nie powinni być tylko jednostki pracujące do 67 roku życia, ale to bardziej spójne, zdrowe i świadome społeczeństwo. Słuchając wypowiedzi premiera taki obraz nie zarysował mi się w wyobraźni. A to nie tylko kwestia wyobraźni i sformułowanych celów, ale zapowiedzi konkretnych działań. Trzeba zacząć projektować, wdrażać i promować je już teraz, zwłaszcza, że inwestycje w kapitał ludzki i społeczny przynoszą ogromny zwrot, ale dopiero po czasie. Expose to dobry moment by właśnie zarysować wizję przyszłego rozwoju. Szkoda, że nienajlepiej wykorzystany przez Tuska.
--------------------------------------------------------------------------------
[1] http://www.cenea.org.pl/images/stories/pdf/Microsimulation_Reports/CenEA_RaportPrzedwyborczy_MR0111.pdf
[2] http://www.oecd.org/dataoecd/32/20/47723414.pdf, s.11